Tak. Zbierałam kiedyś prompty. I to nie jedne. Te gdzieś tak wakacje.
Matura za miesiąc, więc... Tak mi się napisało, przed chwilą, także żadne cudo.
Dla
kubis Spn. AU. Andy, Jo, inni. 200 słów.
Nadzieja to kurwa w zielonej sukience.
Julio Cortazar
- Boisz się?
Głupie pytanie. Siedzimy tu, okopani solą, z bronią na kolanach i wodą święconą w kieszeniach, i sikamy w spodnie ze strachu. Nie jesteśmy żołnierzami, mamy tylko pecha wiedzieć trochę więcej niż inni. Więc siedzimy tu, a tam ludzie siedzą w domach, Boże, chciałbym być w domu, chciałbym być w domu, chciałbym…
- Andy?
- No. Jednego. Że nie będę wiedział, gdzie czarny dym ma dupę, gdy już będę chciał mu ją skopać.
- To skop mu cokolwiek - odpowiada Jo i obdarowuje mnie tym uśmiechem, trochę dziecięcym, trochę hardym, ale na wardze widać ślad po zębach, a dłonie na dubeltówce zaciska chyba jeszcze mocniej niż ja. Sam, ty idioto, nie było trzeba jej w to wciągać.
Miejcie nadzieję, powtarza Sam, albo coś w ten deseń, bo w gruncie rzeczy słowa wodzów są zawsze takie same i nigdy nie brzmią: wszyscy zginiemy. Ktoś chyba powinien go oświecić, że nadzieja to kurwa w zielonej kiecce i to nawet nie tania. Zdecydowanie nie na naszą kieszeń.
- Strzelam jak sierota - mówię.
- Strzelaj jak chcesz, byle w demony - odpowiada Jo.
- Z nadzieją, że umrą ze śmiechu?
- Że przypadkiem trafisz.
Niebo na zachodzie robi się czarne.
Jezu, chciałbym być bogaty.