open'er 2009

Jul 06, 2009 19:01

z powodu kryzysu niesprzyjających okoliczności nie udało się zgromadzić tak bezcennego towarzystwa jak rok temu, a gościnny występ na Mike'u Pattonie zaliczyła jedynie Siostrabetinka (love!)

a tak było:


Read more... )

(i believe in) music, live music

Leave a comment

Comments 18

betinka July 9 2009, 22:07:14 UTC
Siostrze i Istocie Też Pięknej (2 w 1) raz jeszcze PRZEOGROMNIE dziękuję za wikt i opierunek :*, ale przede wszystkim za towarzystwo siostrzane też piękne, za konsumpcję makaronu ze szpinakiem i spożywanie Hainekera w ilościach nieprzyzwoitych oraz za wspólne kimanie w trencie podczas, gdy M83 czarowało na scenie.
Po tysiąckroć *love*

Ponadto dodam, iż doszłyśmy do wniosku, że Open'er to nic więcej jak jeden wielki warzywniak, ponieważ - jak wszyscy pamiętamy - rok temu miał miejsce wysyp ziemniaków, zaś tegoroczna edycja obfitowała w buraki... ;)

p.s. Mike P. is GOD!!!
p.s.2. zawsze pamiętajcie o kupnie powrotnych biletów pkp zawczasu oraz o tym, że maszynista może w każdej chwili ze składu pociągu wyparować jak kamfora! (a co, nie wolno mu?)

Reply

lunaatique July 10 2009, 07:05:52 UTC
komentarz od Beti!!!!!!!! *dies* *dies*
:D!
było pięknie.

a propos warzyw, wiesz że to znaczy że wprost musicie przybyć z wizytą na CUcumbera! (lubię warzywka!).

ps. już wiem co należy zrobić przed wejściem do pociągu. sprawdzić czy jest tam maszynista... (LOL)
ps2. PRZYBYWAM.

Reply


substancja August 24 2009, 15:30:42 UTC
Żałuj, żałuj Faith No More. Ja pojechałam na Openera tylko dla nich, i, mimo tego, że nie przepadam za takimi imprezami i spaliłam sobie doszczętnie dekolt - było warto. No i stałam pod sceną *drool*
Za to nie udało mi się dotrzeć na M83, których bardzo lubię. Chociaż, po przesłuchaniu bootlegu, zastanawiam się, czy było aż TAK fantastycznie.
I też zastanawiałam się, kto wpuścił Marię Peszek na Main. Albo Izrael.
:D

Reply

lunaatique August 24 2009, 16:13:41 UTC
no, trochę żałuję... ale na White Lies było tak bosko i pięknie, że na samą myśl robi mi się Dobrze ;) niestety, bogowie muzyki czasem zmuszają do dokonywania okrutnych wyborów!

na M83 (lubię, bez szału though) byłam, ale zaliczyłyśmy wtedy przypadek zgona festiwalowego i nawet się nie podejmuję oceniać tego występu ;)

mimo tego, że nie przepadam za takimi imprezami i spaliłam sobie doszczętnie dekolt - było warto
a ja właśnie takie uwielbiam :D chociaż przyznaję, że na okoliczność kilkudniowego festiwalu, to mieszkanie, w którym można się porządnie wykąpać i trochę przespać (no i usunąć się ze strefy oddziaływania słońca/deszczu), to jest ten patent ;)

no i kolejny plus festiwalowy - dostanie się pod SAMĄ scenę właściwie nie wymaga specjalnego wysiłku :D

ps. dzięki za adda :)

Reply


Leave a comment

Up