z powodu kryzysu niesprzyjających okoliczności nie udało się zgromadzić tak bezcennego towarzystwa jak rok temu, a gościnny występ na Mike'u Pattonie zaliczyła jedynie Siostrabetinka (love!)
Siostrze i Istocie Też Pięknej (2 w 1) raz jeszcze PRZEOGROMNIE dziękuję za wikt i opierunek :*, ale przede wszystkim za towarzystwo siostrzane też piękne, za konsumpcję makaronu ze szpinakiem i spożywanie Hainekera w ilościach nieprzyzwoitych oraz za wspólne kimanie w trencie podczas, gdy M83 czarowało na scenie. Po tysiąckroć *love*
Ponadto dodam, iż doszłyśmy do wniosku, że Open'er to nic więcej jak jeden wielki warzywniak, ponieważ - jak wszyscy pamiętamy - rok temu miał miejsce wysyp ziemniaków, zaś tegoroczna edycja obfitowała w buraki... ;)
p.s. Mike P. is GOD!!! p.s.2. zawsze pamiętajcie o kupnie powrotnych biletów pkp zawczasu oraz o tym, że maszynista może w każdej chwili ze składu pociągu wyparować jak kamfora! (a co, nie wolno mu?)
Żałuj, żałuj Faith No More. Ja pojechałam na Openera tylko dla nich, i, mimo tego, że nie przepadam za takimi imprezami i spaliłam sobie doszczętnie dekolt - było warto. No i stałam pod sceną *drool* Za to nie udało mi się dotrzeć na M83, których bardzo lubię. Chociaż, po przesłuchaniu bootlegu, zastanawiam się, czy było aż TAK fantastycznie. I też zastanawiałam się, kto wpuścił Marię Peszek na Main. Albo Izrael. :D
no, trochę żałuję... ale na White Lies było tak bosko i pięknie, że na samą myśl robi mi się Dobrze ;) niestety, bogowie muzyki czasem zmuszają do dokonywania okrutnych wyborów!
na M83 (lubię, bez szału though) byłam, ale zaliczyłyśmy wtedy przypadek zgona festiwalowego i nawet się nie podejmuję oceniać tego występu ;)
mimo tego, że nie przepadam za takimi imprezami i spaliłam sobie doszczętnie dekolt - było warto a ja właśnie takie uwielbiam :D chociaż przyznaję, że na okoliczność kilkudniowego festiwalu, to mieszkanie, w którym można się porządnie wykąpać i trochę przespać (no i usunąć się ze strefy oddziaływania słońca/deszczu), to jest ten patent ;)
no i kolejny plus festiwalowy - dostanie się pod SAMĄ scenę właściwie nie wymaga specjalnego wysiłku :D
Comments 18
Po tysiąckroć *love*
Ponadto dodam, iż doszłyśmy do wniosku, że Open'er to nic więcej jak jeden wielki warzywniak, ponieważ - jak wszyscy pamiętamy - rok temu miał miejsce wysyp ziemniaków, zaś tegoroczna edycja obfitowała w buraki... ;)
p.s. Mike P. is GOD!!!
p.s.2. zawsze pamiętajcie o kupnie powrotnych biletów pkp zawczasu oraz o tym, że maszynista może w każdej chwili ze składu pociągu wyparować jak kamfora! (a co, nie wolno mu?)
Reply
:D!
było pięknie.
a propos warzyw, wiesz że to znaczy że wprost musicie przybyć z wizytą na CUcumbera! (lubię warzywka!).
ps. już wiem co należy zrobić przed wejściem do pociągu. sprawdzić czy jest tam maszynista... (LOL)
ps2. PRZYBYWAM.
Reply
Za to nie udało mi się dotrzeć na M83, których bardzo lubię. Chociaż, po przesłuchaniu bootlegu, zastanawiam się, czy było aż TAK fantastycznie.
I też zastanawiałam się, kto wpuścił Marię Peszek na Main. Albo Izrael.
:D
Reply
na M83 (lubię, bez szału though) byłam, ale zaliczyłyśmy wtedy przypadek zgona festiwalowego i nawet się nie podejmuję oceniać tego występu ;)
mimo tego, że nie przepadam za takimi imprezami i spaliłam sobie doszczętnie dekolt - było warto
a ja właśnie takie uwielbiam :D chociaż przyznaję, że na okoliczność kilkudniowego festiwalu, to mieszkanie, w którym można się porządnie wykąpać i trochę przespać (no i usunąć się ze strefy oddziaływania słońca/deszczu), to jest ten patent ;)
no i kolejny plus festiwalowy - dostanie się pod SAMĄ scenę właściwie nie wymaga specjalnego wysiłku :D
ps. dzięki za adda :)
Reply
Leave a comment