Cienie pośród światła (Merlin ff)

Dec 11, 2009 20:44

Drugi fik z serii "Artur dowiaduje się o tym, że Merlin jest czarodziejem".

Dedykowany idrilka, której życzę wszystkiego najlepszego z okazji urodzin! :D Spełnienia marzeń, pasji w każdej dziedzinie życia, dobrych przyjaciół zawsze blisko, a także - pora na życzenia fandomowe ;) - fantastycznych seriali i jeszcze lepszych fików. No i Weny, oczywiście!

tytuł: Cienie pośród światła
fandom: Merlin (BBC)
postaci: Artur, Merlin, Morgana
spojlery: do 2x09 The Lady of the Lake
uwagi: fik nie jest sprzeczny z ostatnim odcinkiem, ale w większości napisany był przed nim.
ilość słów: 1337
prompt z tabelki:
I never betrayed you and I never betrayed the revolution
I just didn’t want to die alone, I needed you to see me home


Cienie pośród światła

- Wierzyłem ci.
- Wiem.
- Ufałem ci.
- Wiem.
Stali po dwóch stronach więziennych krat. Artur spuścił głowę i Merlin nie mógł dostrzec jego twarzy.
- Chciałem ci powiedzieć, ale...
Artur spojrzał na niego z pogardliwym uśmiechem na ustach.
- Nie było okazji?
- Twój ojciec skazałby mnie na śmierć, dobrze o tym wiesz!
- Wiem.
- Więc wiesz też, dlaczego nigdy nic nie powiedziałem!
- Wiem, dlaczego nie powiedziałeś jemu.
- To twój ojciec. I twój król. To, co mówi, jest prawem.
Artur prychnął.
- Och, proooszę cię, jakbyś nigdy nie widział mnie łamiącego jego rozkazy. - Nie dodał: Jakbym nigdy nie złamał ich, by cię uratować. Nie musiał.
- Tego byś nie złamał.
- To ty tak twierdzisz.
- Tak, ja tak twierdzę! - Merlin podniósł głos. - I może się mylę, może zachowałbyś to w tajemnicy. Ale nie mogłem ryzykować!
Śmiech Artura odbił się echem od murów celi.
- Cóż, biorąc pod uwagę obecną sytuację - stwierdził, prezentując Merlinowi swoje zakute w kajdany ręce - muszę przyznać, że z nas dwóch to ty jesteś tym mądrzejszym. Nie powierzasz swojego życia byle komu.

*

Turniej chylił się ku końcowi, czekała ich jedynie ceremonia ogłoszenia zwycięzcy. Artur myślał już tylko o tym, jak bardzo był głodny. Wyszedł z namiotu i ruszył ku arenie, kiedy nagle usłyszał krzyki niemające nic wspólnego z radosnym oczekiwaniem. Wbiegł między trybuny, by zobaczyć Morganę i Morgause, stojące na środku areny, kilka metrów przed królem.
Artur rozkazał Merlinowi zostać tam, gdzie był, a sam dołączył do swoich rycerzy. Ludzie na trybunach umilkli, tak jak wtedy, kiedy trzy lata temu Morgause stała nad nim z wycelowanym w jego pierś mieczem. Artur spojrzał na nią, na nią i na Morganę, której nie widział odkąd rok wcześniej uciekła z Camelotu. Obie ubrane były w bardzo podobne lekkie zbroje i stały w tej samej pozycji, zaciskając dłonie na swoich mieczach. Miały też identycznie splecione warkocze.
Morgana spojrzała na Morgause i opuściła swój miecz. Artur mrugnął i już było za późno. Świetlista czerwona kula pojawiła się znikąd i mógł tylko patrzeć, jak przeleciała szybko koło niego. Odwrócił się, by zobaczyć ciało swojego ojca pochylające się do przodu i wypadające przez barierkę na arenę.
Musiał krzyknąć, będzie potem pamiętał, że krzyczał, ale w tej chwili nie słyszał żadnego dźwięku. Zamachnął się mieczem, który zderzył się z ostrzem Morgause. Po chwili Artur leżał na ziemi, przygnieciony niewidzialnym ciężarem.
Odwrócił głowę i zobaczył Merlina dokładnie w momencie, kiedy z jego dłoni wyłonił się żółtopomarańczowy strumień światła. Sir Leon upadł na ziemię, jego bezużyteczny miecz potoczył się w stronę leżącego kilka kroków dalej króla.

*

- Ratowałem ci życie więcej razy, niż jestem w stanie zliczyć! - wybuchnął Merlin. - Odkąd pojawiłem się w Camelocie, odkąd dowiedziałem się o tym cholernym przeznaczeniu, robiłem wszystko...
- Jakim przeznaczeniu?
- ...żebyś przeżył! A uwierz mi, nie było łatwo. Czasem miałem wrażenie, że co tydzień ktoś próbuje cię zabić! A jak nie ciebie, to twojego ojca!
- I wreszcie komuś się udało? - Artur zrobił krok do przodu, potem drugi i zatrzymał się tuż przy kratach, zaciskając pięści. Merlin wcześniej tylko raz widział go w takim stanie. Uther pewnie wówczas zginąłby z ręki syna, a losy Camelotu potoczyłyby się zupełnie inaczej.
Ale Merlin był wtedy młody i głupi, ślepo wierzył w przeznaczenie, w Artura i w bajkową wizję zjednoczonego królestwa.

*

Walki o północne ziemie toczyły się osiem miesięcy. Artur pojawił się w tym czasie na zamku dwa razy, za każdym razem z powodu rany, która sprawiała, że nie mógł walczyć i stanowił dla swoich ludzi większe zagrożenie niż pożytek.
Merlin nie opuścił murów miasta ani razu. I może to był błąd, może wbrew wszystkiemu nie powinien był wtedy pozostać w Camelocie, ale Gaius potrzebował jego pomocy i król stwierdził, że Merlin będzie bardziej potrzebny na miejscu, niż na polu walk.
Artur na odchodnym powiedział mu, żeby nie dał się zabić.

Merlin przeżył, ale na placu zamkowym powieszono trzy osoby oskarżone o magię. Przeżył, ale czuł się coraz bardziej samotny, coraz bardziej się bał.
W wieczór po drugiej egzekucji, kiedy Merlin przyszedł do Morgany, by dać jej eliksir nasenny, powiedział jej prawdę o sobie, bo nie mógł już znieść jej rozpaczy i bezsilności, jej podkrążonych, przestraszonych oczu. Spoliczkowała go, zszokowana, a potem zaczęła się śmiać, opadła na stojące za nią łóżko i długo nie mogła się uspokoić. Patrzył na nią, myśląc, że może postradała zmysły, może jego sekret był ostatnią kroplą, która przepełniła czarę i popchnęła ją w stronę obłędu.
Śmiech zamienił się w płacz, a Merlin czuł się całkowicie bezradny. Po blisko wieczności, Morgana wytarła dłońmi twarz, wstała i objęła go, wciąż i wciąż powtarzając „dziękuję”. Merlin odwzajemnił uścisk i zamknął oczy. Morgana nie była Freyą i nigdy nią dla niego nie będzie, ale znów poczuł, że nie jest sam, że nie jest jedyną osobą, która musi ukrywać to, kim jest.

*

- Od jak dawna planowaliście go zabić? - spytał Artur, cofając się pod ścianę i zsuwając się do pozycji siedzącej. Nie czuł się tak zmęczony, odkąd wrócił po wojnie do Camelotu. Jakby wszystkie siły musiał wkładać w to, by nie upaść. Pomyślał, że chciałby zasnąć i obudzić się wczoraj.
- Co? - Merlin brzmiał na zaskoczonego, może zranionego. Ironia tego tonu sprawiła, że Artur prawie się uśmiechnął. - Nic nie planowaliśmy! Ja nic nie planowałem! Nie miałem pojęcia, że Morgana i Morgause wrócą do Camelotu, nie chciałem też zabić Uthera. Gdybym chciał, miałem wiele okazji.
Miał niezliczone okazje. Artura przeszedł dreszcz na myśl o tym, jak niewiele było trzeba, by król zginął z rąk kogoś, komu jego syn tak bardzo ufał.
Ostatecznie zginął z rąk kogoś, komu obaj kiedyś tak bardzo ufali.
- Sir Leon zaatakowałby Morganę, to był instynkt.
- Sir Leon zaatakowałby Morganę, która chwilę wcześniej zabiła jego króla.
Merlin usiadł przy przeciwległej ścianie.
- Nie wiedziałem, że chcą zabić twojego ojca - powiedział cicho.
- Powiedziałbyś mi, gdybyś wiedział?
Kraty rzucały cień na ziemię na zewnątrz celi. Obaj zapatrzyli się na jasne prostokąty na posadzce.
- Nie chciałem śmierci Uthera - powiedział w końcu Merlin, zaciskając dłonie na przykrótkich nogawkach swoich spodni.
- Nie chciałeś jego śmierci czy nie chciałeś go zabić?

*

- Czy myślisz, że po śmierci Uthera coś się zmieni? - spytała Morgana cicho. Światło świec stojących na stole obejmowało ich jeszcze swoim blaskiem, ale w pozostałej części komnaty panowała ciemność. Było późno i Merlin nie powinien tu być. Ani on, ani księga, którą przynosił, by dzielić się z Morganą wiedzą o magii. Jej umiejętności były nieposkromione, zupełnie jak jego, dawno temu. Działała bardziej pod wpływem impulsu i nie zawsze wiedziała, co robi. Jej magia zdawała mu się być bardziej dzika niż jego, jednak nie bardzo potrafił to wyjaśnić. Ale czary były czymś tak osobistym, tak głęboko związanym z tym, kim był, że Merlin doszedł do wniosku, że najwidoczniej istniał więcej niż jeden sposób na magię. Może było ich tyle, ilu czarodziejów.
A dzięki Utherowi czarodziejów było coraz mniej.
- Artur nie jest tak okrutny jak jego ojciec.
Morgana skinęła głową.
- Czyli jedyne, na co możemy liczyć, to mniej egzekucji? - Zacisnęła dłonie we włosach, pojedyncze pasma wysunęły się z warkocza i opadły jej na twarz. - Twoim zdaniem Artur nigdy nie zaakceptuje magii?
Merlin pomyślał o przepowiedniach, które mówiły o królu, który zjednoczy królestwo. Pomyślał o Arturze po spotkaniu z Morgause, o tamtej szansie, która przepadła. Pomyślał o księciu, który wrócił z wojny.
Wzruszył ramionami.
- Nie wiem - przyznał cicho. Nie wiedział też, czy miałby odwagę zaryzykować.
Morgana zagryzła wargę i skinęła głową. Zapatrzyła się w płomień świecy i zamrugała kilka razy.
- Jak to się stało, że nie możemy być sobą? - spytała szeptem. - To wszystko, czego bym chciała. Być sobą.

*

- Pamiętasz wizję, którą pokazała mi Morgause? Tę z moją matką? - Artur bezwiednie przesuwał palcami po metalu otaczającym jego nadgarstek. - Przez moment wierzyłem, że może magia nie jest taka zła.
- Magia sama w sobie nie jest zła - odpowiedział Merlin zmęczonym głosem, jakby to była wyuczona kwestia, którą wciąż i wciąż musi powtarzać.
Artur zahaczył paznokciem o obdartą skórę i syknął cicho.
- W takim razie spotkałem w życiu niewłaściwych ludzi.
__________

tabelka fikowa, fic, urodziny, finding my words in 2009, merlin

Previous post Next post
Up