[mood|
scared]
Kolejny symptom małego dziecka, który u siebie zauważam - jeśli czegoś nie chcę, to robię wszystko, aby tego nie zrobić, nie zważając na to, że czasem wykonanie tej rzeczy wyszłoby mi na dobre.
Jutro jadę z powrotem do Londynu. Strasznie nie chcę tam zostać, nienawidzę tego miejsca i chcę z tamtąd jak najszybciej wrócić. Najlepszą dla mnie rzeczą byłoby jednak tam trochę posiedzieć, bo wracając do Polski będę kompletnie bez pracy, a perspektywa studiów pojawia się dopiero w październiku, co oznacza 9 miesięcy bezczynności. Oczywiście nie musi tak być, bo przy dobrych wiatrach, może uda mi się zdobyć jakąś pracę i wtedy wszystko się jakoś bujnie, ale póki co, najlepszym rozwiązaniem byłoby zostać w Londynie jeszcze przez kilka miesięcy. Ja jednak tego nie chcę i nie patrząc na konsekwencje moich poczynań, robię to na co mam w tej chwili ochotę. Może nie jest to takie zwykłe "widzi mi się", bo nie nazwałabym tego tak do końca. Po prostu uciekam przed czymś, co mnie męczy i niszczy. Jak już jednak wspomniałam, czesem chyba trzeba trochę pocierpieć... Ale ja tak nie mogę. To już kolejny raz, kiedy zwijam manatki i uciekam od tego, co mnie przytłacza. Tak samo wyglądała sprawa z rezygnacją ze studiów. Po prostu, z dnia na dzień, bez jakiejś większej racjonalnej przyczyny. Jedyny agrument - bo było mi tam źle. Kwestia tylko tego, że mi tak naprawdę nigdzie nie jest dobrze. Bo w domu też mi tak do końca nie jest dobrze. Wiadomo, własne cztery kąty robią swoje. Człowiek żył tu od dzieciaka, więc tworzy sobie z tego swoistą twierdzę. Ale mi w tej twierdzy wcale nie jest aż tak bajecznie. Jest lepiej, bo bezpieczniej, bo swojsko, ale wiem, że swoje prawdziwe miejsce muszę jeszcze znaleźć.
Historia lubi się powtarzać. Rok temu, również w styczniu, podjęłam wielką decyzję życia - wyjechałam do Londynu. Teraz też podejmuję wielką decyzję - wracam. Oba te wydarzenia miały/będą mieć ogromny wpływ na moje życie. Znów muszę wszystko zacząć od zera. Nie lubię tego stanu, bo czuję jakbym przegrywała z życiem. Patrzę na moich rówieśników i mam wrażenie, że ja wiecznie poruszam się wstecz...