(no subject)

Sep 24, 2006 18:17

a liceum. liceum mnie przygnębia i dołuje, ludzie denerwują jak dawno nikt.
w klasie prawie same lachony, które stanowią swoiste kółko wzajemnej adoracji. im jest z tym dobrze, mnie jest z tym dobrze, ale zawsze, powtarzam: ZAWSZE, znajdzie się typek, który mnie na siłę musi zintegrować z innymi. albo każe sobie tłumaczyć: dlaczego nie chcę? odpowiedź: bo nie niestety takim ludziom nie wystarcza, skąd. nie mam zwyczaju tłumaczyć się gdy nie mam ochoty, staram się być względnie uczciwa wobec rodziców, więc nie przyzwyczaiłam się do tego. mogłabym naprawdę na temat tego, co sądzę o integracji z tanim winem i kupą idiotów, mówić długo i namiętnie, ale po prostu nie widzę sensu.
i znów jestem malkontentką. 
ale z drugiej strony wczoraj było tak świetnie i cudownie, że aż żal tracić życie na marudzenie.
bo zacieśniam stare znajomości, zupełnie przypadkiem odnowione.
i gonił nas wczoraj miejscowy wariat, który cierpi chyba na nerwicę natręctw i czuje przymus przechodzenia między dwoma dziewczynami. i musi psuć zdjecia ślubne purchawkom różowym z czerwonymi głowami, hihi.
dawno się tak nie śmiałam. jejku, trzy lata minęły jak mrugnięcie okiem i nic właściwe się nie zmieniło (może jestem trochę bardziej milcząca i mniej bezstroska i mniej się uśmiecham, ale o. niezmienne moją opoką).
i pięknie :)

szalejemy, życie, szkoła

Previous post Next post
Up