Na dobre i na lepsze [5/?]

Aug 05, 2008 01:41

Remont to nie lowe. Nawet siły kreatywne wysysa z człowieka. Ale nareszcie, oto przed nami. Następny odcinek.

Tytuł: Na dobre i na lepsze
Spoilery: Do wszystkich poprzednich części, BSG do 4x09 włącznie, oraz naszych strasznych umysłów. Dzieje się sześć lat po akcji "Kochajmy się!!!1!1!11".
Ostrzeżenia: Nowy poziom homonormatywności. Nadużywanie substancji legalnych i nielegalnych. Motywy prawnicze, muzyka MEssiah, niefrasobliwe podejście do rozmnażania i wychowywania dzieci, niespecjalnie święta instytucja małżeństwa, no i sami wiecie.
Słów: ~1500



Obecnie.

Mamusie przygotowały na kolację sałatkę z kurczaka, a na deser Faith dostała całą miskę lodów z owocami, polanych obficie musem truskawkowym.

- Co zrobiłyście? - zapytała Faith podejrzliwie, kiedy mamusia zaproponowała jej dokładkę lodów i dolewkę napoju. - Sąsiedzi znów narzekali na hałasy?

- Nie wiem, o czym mówisz - wyparła się mamusia.

- Rozbiłyście samochód? - Faith nie zamierzała się poddawać. Mamusie zawsze próbowały ją przekupić, kiedy zdarzyło im się coś przeskrobać. - Nie zabiłyście nikogo, prawda? - zakończyła surowo.

- Kochanie, skąd ty bierzesz takie pomysły? - mamusia wyglądała na niemal zmartwioną.

- Powiedzmy jej już - zarządziła niecierpliwie mamusia Kara i dodała z pozorną lekkością: - Zanim posądzi nas, że robimy całą kasę na szantażowaniu ludzi.

Mamusia zachichotała nerwowo.

- No dobrze - powiedziała.

Faith zamieniła się w słuch.

Mamusia kilkakrotnie otworzyła i zamknęła usta, nie mogąc chyba znaleźć właściwych słów. Faith przyglądała się jej z zainteresowaniem; dawno nie widziała mamusi zakłopotanej.

- Będziemy miały dzieci! - nie wytrzymała w końcu mamusia Kara. - Jestem w ciąży! Będziesz miała rodzeństwo!

- O! - powiedziała Faith radośnie. - Naprawdę? Ile?

- Dwójkę - odparła mamusia Kara, po czym wymieniła z mamusią zaskoczone spojrzenia. Faith nie wiedziała za bardzo, o co im chodzi. Ciocia Roslin od lat namawiała ludzi, żeby mieli więcej dzieci; w przedszkolu Faith należała do bardzo, bardzo nielicznych osób, które nie miały wcale rodzeństwa.

- A da się załatwić, żeby to były siostrzyczki? - zapytała, nie żywiąc jednak specjalnej nadziei. Ostatni braciszek Hery miał być dziewczynką, ale w końcu nic z tego nie wyszło. Faith żałowała; czuła nieodparty brak kogoś, kogo mogłaby przebierać, czesać i zabawiać. Siostrzyczka - a co dopiero dwie siostrzyczki na raz - byłyby świetnym rozwiązaniem problemu.

- Boże, mam nadzieję - jęknęła mamusia i spojrzała surowo na mamusię Karę. - Ani mi się waż rodzić chłopców!

- No, chyba lepiej by było mieć więcej dziewczynek - zgodziła się mamusia Kara.

Faith pokiwała z zadowoleniem głową. W tej chwili interesowała ją jeszcze tylko jedna rzecz.

- Czy poznam ich tatusia? - zapytała, szeroko otwierając oczy dla lepszego efektu. Miny mamuś zrzedły jak na komendę.

*~*~*

Postkoitalny optymizm Lee zaczynał nieco rzednąć. Mimo pastylek szczęścia, docierało do niego powoli, że istnieje kilka osób skłonnych zrobić Samowi lub jemu osobiście poważną krzywdę, gdy dowiedzą się, że zapomnieli zaprosić je na swój ślub.

Zerknął na zegarek: dochodziła druga po południu, a on w żaden sposób nie mógł sobie przypomnieć, czy powinien być dziś w pracy, czy też nie.

Sam okupował łazienkę. Lee szukał pasujących do siebie skarpetek, bez specjalnego powodzenia. Na stole leżał pomięty akt ślubu. Lee miał bardzo silne wrażenie, że powinien o czymś pamiętać. Kilka razy przemierzył pokój wzdłuż i wszerz, usilnie koncentrując się na białej plamie w swojej pamięci. Nic do niego nie wracało.

W końcu Lee stanął przy stole i zaczął ponownie studiować akt ślubu. Jakieś wyjątkowo twarde szare komórki, którym udało się przetrwać od wczoraj, sugerowały, że to, o czym powinien pamiętać, wiązało się z jakimś dokumentem.

Lee utkwił wzrok w podpisach na dole kartki, wytężając pamięć. W końcu, gdy miał się już poddać, jego zwoje mózgowe ostatnim wysiłkiem zaiskrzyły i zapaliły nad głową Lee wielką żarówkę.

W tym momencie Sam stanął w drzwiach łazienki w przydługiej koszuli. Lee jęknął głucho.

- Podpisaliśmy intercyzę - oznajmił w przestrzeń. - Schlaliśmy się w trupa, a potem napisałem dla nas intercyzę. I obaj ją podpisaliśmy.

*~*~*

Helo czuł przemożną chęć położenia się do łóżka z workiem lodu na głowie, lub też, alternatywnie, wypicia duszkiem całej zawartości barku.

Będąc jednostką odpowiedzialną, Helo najpierw położył piątkę swoich dzieci (plus Nickiego) na poobiednią drzemkę, a dopiero potem zajął się oddawaniu czarnej rozpaczy.

- Powiedz mi, że się przesłyszałem - powtórzył, po raz bodajże trzydziesty od rozmowy z Atheną w zoo.

Athena westchnęła ciężko.

- Przykro mi.

Helo utkwił wzrok w szeroko pojmowanej przestrzeni. Szeroko pojmowana przestrzeń kończyła się ścianą, na której wisiały przedszkolne produkcje małych Agathoniątek z cyklu „Kochamy tatusia i mamusię”.

- Ona chce mnie zamordować.

Przy całej swojej miłości do męża, Athena nie była w stanie zaprzeczyć.

- Czy ty w ogóle jesteś w stanie wyobrazić sobie Karę w ciąży, albo z noworodkiem? Bo ja nie bardzo - stwierdziła, próbując nieco rozładować atmosferę.

- Nie wiem, czy czuję się na siłach zajmować jeszcze jednym dzieckiem Kary, i to takim, które będzie po niej miało połowę genów - ciągnął tymczasem Helo. - Faith mi naprawdę wystarczy.

- Geny to nie wszystko - zauważyła Athena bez specjalnego przekonania, po czym wstała i nalała Helo whisky z symbolicznym dodatkiem lodu. Drastyczne okazje wymagały drastycznych środków.

- Masz, wypij - powiedziała, podając Helo szklankę. - Może nie będzie tak źle.

A w razie czego, pomyślała, zapytamy Lee o numer do jego psychiatry i przejedziemy przez to na chemii.

*~*~*

Caprica wstawiła do zlewu ostatnie naczynia. Przez chwilę przyglądała się im z łagodną fascynacją - jakim cudem mnożyły się w tak zastraszającym tempie? - po czym wzruszyła ramionami i wyszła z kuchni.

Faith siedziała za swoim biurkiem, rysując coś pracowicie. Caprica cicho zamknęła drzwi pokoju córeczki, po czym na palcach udała się do sypialni. Po zakończeniu rozmowy z Faith Kara stwierdziła, że musi odpocząć i poszła się położyć.

- Nie śpisz? - zdziwiła się Caprica, widząc, że Kara leży na plecach, wpatrując się w sufit.

- Znalazłam to pod poduszką - powiedziała Kara, wskazując na leżącą na stoliku nocnym baterię od telefonu.

- A, tak. Nie chciałam, żeby Faith wszystkich obdzwoniła z radosnymi wieściami.

- Mhm.

Caprica ułożyła się obok Kary i też popatrzyła w sufit.

- Może powinnam była jakoś subtelniej przekazać wieści Helo - oznajmiła po chwili. - Biedak dostaje teraz pewnie rozstroju nerwowego.

- Mogłabyś chociaż udawać, że ci przykro - odpowiedziała Starbuck.

- Cóż - mruknęła Caprica. Helo ukradł kiedyś jej dziecko. Wybaczyła, ale nie miała zamiaru mu tego zapomnieć. - Przynajmniej nie powiedziałam im, że będzie dwójka.

Kara zasłoniła oczy dłonią i dostała ataku chichotu.

- Co, co?

- Nic. Biedny Helo.

Caprica uśmiechnęła się pod nosem.

Jeżeli ciąża Kary miała przynieść ofiary w ludziach, Caprica nie planowała być jedyną, która zginie.

*~*~*

Czarną teczkę z intercyzą znaleźli wkopaną pod szafkę w korytarzu. Lee nawet nie musiał się przesadnie zastanawiać, skąd się tam wzięła.

- Chyba zaczynam coś kojarzyć - powiedział Sam, przyciągając sobie krzesło, podczas gdy Lee gorączkowo rozkładał papiery na stole. Jak na pisaną w pijackim widzie, intercyza była zaskakująco długa. - Nie chciałeś się z tym rozstać i przy nas robili kopie, żeby mieć co schować do akt.

Lee pokiwał głową i nagle znieruchomiał.

- Też zaczyna mi się przypominać. Kojarzysz może jak Leoben po ceremonii zapytał, czy może pocałować pannę młodą?

Przez chwilę patrzyli po sobie w niemym przerażeniu.

- Jestem prawie pewien, że to było na ślubie Kary - powiedział w końcu Sam. - Naszego udzielał zresztą chyba Cavil?

- To ja w sumie nie wiem, na ile ten „ślub” jest ważny - zażartował Lee.

Potem zabrał się za czytanie dokumentu i odechciało mu się żartów.

*~*~*

Gaius Baltar wbrew resztkom swojego zdrowego rozsądku przyniósł do domu dwa najnowsze tomy pamiętników Kary Thrace. Na okładce czwartej części Tigh określał książkę jako „stek wyssanych z palca bzdur” i „bezwstydne pierdolenie, obrażające godność i honor floty”. Gaius był bardziej zainteresowany tomem trzecim, zatytułowanym „Latanie bez trzymanki”. Na weselu Kara przyznała, że nie pominęła ich własnego incydentu i był bardzo ciekaw, jak dalece posunęła się w swoim ekshibicjonizmie.

- Może ja też powinienem spisać wspomnienia - stwierdził filozoficznie.

- Bo jeszcze nie wszyscy zdążyli cię znienawidzić? - zapytał Felix.

Gaius rzucił mu przygnębione spojrzenie. Był o krok od zarzucenia Feliksowi, że ten już go nie kocha. Podejrzewał jednak, że Gaeta nawet by nie zareagował. Lub, co gorsza, zarzucił Gaiusowi „nadmierne dramatyzowanie”.

- I cóż tam ciekawego Kara wysmażyła?

- Na razie wciąż opisuje pierwsze chwile po zniszczeniu Kolonii - powiedział Gaius, przerzucając strony książki. - A potem dwadzieścia stron o lotach starożytnymi Viperami.

- A wszystko dlatego, że ktoś pomógł Cylonom wejść w nasze systemy komputerowe…

- Hej! - Gaius pisnął z oburzeniem, ale Gaeta kontynuował z udawanym zrozumieniem.

- Czasem nie da się przewidzieć konsekwencji swoich czynów. Dwa lata łamania tajemnicy państwowej i popatrz, gdzie lądujesz.

Gaius nie podniósł głowy znad książki.

- Najwyraźniej na kartach wyjątkowo specyficznej literatury - mruknął wreszcie, po omacku sięgając po kubek z herbatą.

*~*~*

Dee wszystkich ostrzegała przed wchodzeniem bez pukania do pokoju, gdzie doktor Baltar oddawał się swojej - jak to mówią - pracy naukowej, ale muszę przyznać, że warto było zapomnieć o grzeczności, by zobaczyć jego wyjątkowo żałosne miny i usłyszeć wymówki tak nieprawdopodobne, że warte jedynie śmiechu. Mimo wszystko większe nawet zainteresowanie budził jego zwyczaj oddawania się dysputom z powietrzem, nie zważając specjalnie na to, czy znajduje się w pustym pomieszczeniu, czy na zatłoczonym korytarzu. Większość spisywała to na karb ekscentrycznego geniuszu, ale ja nigdy nie miałam okazji zobaczyć geniuszu, widziałam za to sporo szaleństwa…

*~*~*

Gaeta potrząsnął głową.

- Podła - oznajmił z powagą.

- Wiem.

- W życiu bym nie pomyślał, że tak przemilczy twój niewątpliwy karciany talent.

- To by było przynajmniej coś, co mógłbym wykorzystać w marketingu MEssiah - stwierdził gorzko Gaius. - To, albo na przykład…

- Jeżeli powiesz „małżeństwo” to możesz zapomnieć o kolacji - zasugerował Gaeta.

Gaius westchnął ciężko.

Jeżeli miał w najbliższym czasie składać przysięgę małżeńską, stanowczo należało przejść do bardziej zdecydowanych działań.

na dobre i na lepsze, athena, kara, sam, gaeta, helo, faith, caprica six, lee, gaius

Previous post Next post
Up