Pojednanie [1/3]

Jul 09, 2008 00:07

Fandom: Battlestar Galactica
Spoilery: Do 4x09 włącznie. Także do naszych mózgów.
AU od 4x10.
Ostrzeżenia: Slash i femme, człowiek/Cylon, zespół obsesyjno-kompulsywny, sado-masochizm, burze hormonów i ostatnie tygodnie ciąży, seks zawsze i wszędzie Wiecie już, czego się po nas spodziewać.
Wchodzicie na własną odpowiedzialność. Prosimy uważać na jedzenie i picie - nie odpowiadamy za uszkodzony sprzęt.
Autorstwo: girlupnorth i novin_ha
W tym rozdziale występują: Laura Roslin i Trójka, stada Cylonów, Sam i Lee, Gaius, Gaeta i narzędzia rozmaite, Kara, Szóstka i jej brzuch, Tajemniczy Mężczyzna
Słów: ~1800.
Sequel do Wystarczy miłość, a prequel do Kochajmy się!11!.

Ze specjalną dedykacją dla mlekopijca za piękną analizę materiału źródłowego.

Ten odcinek powstał pomimo, a może dzięki, braku komputera, braku litery "s", chorobie jednej z autorek i rozmaitym egzaminom. Dla Czytelników - wszystko.

Pojednanie


W Wystarczy miłość: Ludzkość zeszła na Ziemię, Laura Roslin objęła władzę nad światem, Caprica!Six była w ciąży, Gaeta został Cylonem, a Sam i Lee zapałali do siebie namiętną sympatią.

01.

Wszystko zaczęło się od tego, że Laura Roslin cierpiała na chroniczny niedobór zajęć i postanowiła do napiętego planu urządzania wszystkim życia na nowej Ziemi dorzucić powszechny spis ludności.

Oczywiście, niemal od razu wynikły z tego problemy i kontrowersje.

O ile spis populacji ludzkiej przeprowadzony został niemal sprawnie i przyjemnie (jeśli nie liczyć tych osób, które uznały, że spis to doskonała okazja na zmianę personaliów, a potem nie mogły się zdecydować na ostateczną wersję tychże), to wśród Lolkaców i Cylonów nie poszło już tak łatwo.

Imiona Lolkaców pełne były znaków w języku ludzkim uważanych za przestankowe: myślników, wykrzykników i pytajników, a czasem także i podkreśleń. Do tego składały się nader często z przypadkowych kombinacji liter i cyfr, które sami Lolkace odtwarzali z najwyższym trudem przed urzędnikami.

Natomiast jeśli chodziło o Cylonów, to stosowana do tej pory technika określania całej linii jednym imieniem, nazwiskiem lub numerkiem zdecydowanie przestała się sprawdzać. Po pierwszym dniu cenzusu na liście znalazło się pięciu Cavili, około trzydziestu Ósemek, dzikie stada Szóstek, kilkunastu Leobenów, po kilku Simonów i Dorali, a poza tym jedna D’Anna Biers, Tory Foster, Sharon Agathon i Saul Tigh. Brakowało Samuela Andersa, ale to akurat było w tej chwili najmniejszym problemem Laury Roslin; „Caprica” też nie zdążyła się jeszcze pofatygować do urzędu. (Nieco bardziej zaniepokoiło Roslin odkrycie, że na liście ludzi brakuje Lee Adamy, ale zauważenie tego zajęło jej jeszcze kilka dni.)

Tymczasem Laura zakasała rękawy, poprosiła Trójkę o znalezienie jej przedstawicieli każdego modelu i zaczęła zastanawiać się, jak przekonać ich do przyjęcia bardziej zróżnicowanych imion i nazwisk.

Laura była w swoim żywiole; już nie mogła się doczekać prowadzenia negocjacji z Cylonami.

*~*~*

Lee Adama też prowadził negocjacje. I też z Cylonami (a przynajmniej z jednym).

Lee negocjował dużo, często, bardzo chętnie i zdecydowanie nadużywając słowa „proszę”, zwłaszcza, jeśli chodziło o kwestie rozmaitych przyjemności.

- Chciałbyś - powiedział bezlitośnie Sam.

Spojrzenie Lee skały skłoniłoby do płaczu; Sam był jednak niewzruszony. W dłoni miał ostatnią czekoladę na Galactice i nie zamierzał się nią dzielić.

Za darmo.

- Jak bardzo ci na niej zależy? - zapytał w końcu Sam, gdy po kilkunastu minutach znudziły go błagania Lee.

- Bardzo - odpowiedział Lee, uśmiechając się nie do końca niewinnie.

- Podpowiedź - błaganie na kolanach zwykle działa na moje dobre serce - oznajmił Sam, zabierając się za sreberko czekolady.

- Serce jak serce - skwitował Lee.

Na pustej Galactice nie było im źle.

*~*~*

Gaius i Gaeta kłócili się tymczasem o wystrój ich nowego, wybudowanego przez wdzięcznych Centurionów mieszkania. W tym przypadku "kłócili" oznaczało, że Gaeta podejmował decyzje, a Gaius je bezskutecznie oprotestowywał, a potem się na śmierć obrażał na następny kwadrans. Gaeta niemal skłonny był przypuszczać, że Gaius udaje urażonego po to, by skłonić Gaetę do jakichś niezwiązanych ustępstw; tyle, że podejrzewał, że Gaius może nie być wystarczająco przebiegły by dokonywać tak zawiłych operacji myślowych.

Jego propozycje co do mieszkania z pewnością nie wskazywały na inteligencję wartą międzyplanetarnej kariery i sypialni z drzwiami obrotowymi.

- To jednak musiały być te włosy - mruknął pod nosem Gaeta.

- Co? - Gaius oderwał się na moment od kartki, na której pracowicie gryzmolił plan swojego gabinetu. Jeśli Gaeta dobrze rozumiał to, co widział, Gaius zamierzał mieć okno w ścianie działowej i biurko podwieszone chyba pod sufitem.

- Nic, nie przeszkadzaj sobie.

- Nabijasz się ze mnie - powiedział dramatycznie Gaius.

- Skądże - odparł Gaeta, po czym na dłuższą chwilę utkwił wzrok w tajemniczym prostokącie, wyrysowanym przez Gaiusa na planie. - To jest regał czy dywan?

Gaius zmierzył go oburzonym spojrzeniem.

- To jest kanapa.

- Kanapa - powtórzył Gaeta słabo, nawet nie wspominając o tym, że mebel zdecydowanie wyglądał, jakby miał stać na ścianie.

- Wymyśliłem też - ciągnął Gaius, przerzucając kartki ze swoimi projektami - że w sypialni powinniśmy postawić oszkloną gablotkę na kij.

- I masz zamiar ciągle go z niej wyjmować, czy przestawić się zupełnie na moją nogę? - zapytał uprzejmie Gaeta po chwili namysłu.

- Mam zamiar kupić jeszcze co najmniej kilka kijów, a ten umieścić na honorowym miejscu - oznajmił Gaius tonem władcy wszechświata. - Ze względu na wartość sentymentalną.

Lekko zdziwiony, Gaeta skinął w końcu głową.

- Miewasz jednak dobre pomysły - stwierdził z aprobatą.

Gaius rozpromienił się.

- A może…

- Tak?

- A może wykorzystajmy fakt, że jeszcze nie mamy gablotki? - zaproponował Gaius. Gaeta nie protestował.

Kierowanie Gaiusem było wprost dziecinnie łatwe. Gaeta uważał, że to niemal smutne, jak dużo czasu i nerwów stracił na Nowej Caprice pozwalając Gaiusowi o czymkolwiek decydować.

Tamte szesnaście miesięcy mogło wyglądać zupełnie inaczej.

*~*~*

- To miało wyglądać zupełnie inaczej! - jęczała tymczasem Szóstka, mocując się z butami. - Nikt mi nie mówił, że nawet sznurówek sobie nie zawiążę!

- Chyba nie myślałaś, że z sypiania z Tighem może wyniknąć cokolwiek dobrego - odburknęła Kara Thrace.

Kara uważała, że jest jednostką wyjątkowo zrównoważoną. Piekielne dzieciństwo, wysoki stres związany z zawodem instruktora lotnictwa, prawie wdowieństwo, romans z więcej niż jednym mężczyzną o nazwisku "Adama", odkrycie, że jej faceci są bardziej zainteresowani sobą nawzajem niż nią - jej życie nauczyło ją co nieco na temat stoicyzmu. Nie lękała się niemal niczego i niewiele ją wzruszało - ale jeszcze chwila narzekania ze strony Szóstki i gotowa była przysiąc, że przeprowadzi odręczne cesarskie cięcie, byle tylko ten hormonalny horror się już skończył.

- Sarkazm nic nie pomaga - oznajmiła Szóstka, unosząc się dumą.

- Daj te buty, zawiążę ci - odpowiedziała Kara.

Dwadzieścia sekund później trafił w nią przeciwległy biegun burzy hormonalnej: Szóstka wybuchnęła rzewnym płaczem.

- Jesteś dla mnie za dobra - wyszlochała.

- No, już, już, dobrze - Kara pogładziła Cylonkę po nodze. Kiedy płacz nie ustawał, uciekła się do metody ostatecznej: - Tusz ci się rozmaże.

Szóstka uspokoiła się natychmiast.

- Dlaczego właściwie mamy iść się gdzieś zapisywać? - zapytała, podnosząc się ciężko z krzesła. - Roslin nas zna, mogłaby nas wpisać przez telefon.

- Roslin samej siebie nie wpisałaby przez telefon - mruknęła Kara. Narzuciła kurtkę i poprawiła kołnierz płaszcza Szóstki.

Poszły.

*~*~*

- Nie - powiedziała Ósemka.

- Absolutnie nie - powiedziała Ósemka.

- Nawet nie ma mowy - powiedziała Ósemka.

Laura Roslin przyglądała się zgromadzeniu Cylonów z lekkim rozbawieniem.

Cavilowie oprotestowali pomysł wprowadzenia nowych imion dla samej zasady, numery Cztery i Pięć nie osiągnęły jeszcze porozumienia, a Leobenowie znaleźli natychmiast jakieś filozoficzne wytłumaczenie słuszności pomysłu Laury.

Po drugiej zaś stronie stołu dwie Szóstki omawiały swoich aktualnych facetów, kompletnie ignorując problem. Cylońscy poddani nie byli może aż tak odmienni od jej pozostałych podopiecznych - należało po prostu wiedzieć, jak do nich podejść.

Pół godziny później wszyscy zgodzili się na jej propozycję i wszyscy przekonani byli, że postawili na swoim. Spis postępował w najlepsze.

- To kwestia kija i marchewki - powiedziała Trójce. - Trzeba tylko wiedzieć, kiedy czego użyć.

*~*~*

- Czasami mam wrażenie, że niewiele mam ostatecznie do powiedzenia w naszych wspólnych sprawach - powiedział Gaius, ubierając się. Plany pokoju wylądowały w śmietniku.

- Nie udawaj, że ci to nie odpowiada. - Gaeta wiązał buty i nie zaszczycił go nawet spojrzeniem. - Lubisz, żeby za ciebie decydować. Potrzeba ci twardej ręki, taka jest prawda.

- Nawet nie będę nic mówił o twardych rękach - odpowiedział Gaius, święcie przekonany, że zdobył właśnie moralną wyższość. Gaeta przewrócił oczami.

- No cóż. Manipuluję tobą i pomiatam, taka jest prawda.

- Kij i marchewka.

- Kij w ramach marchewki.

- Znowu spóźnimy się na spis ludności. - Gaius naprawdę lubił czasem marudzić.

- Dalej nie wiem, jako kto mam się wpisać, więc nie wiem, czy jest w ogóle sens iść - odpowiedział Gaeta.

Chwilę potrwało, zanim znaczenie jego słów dotarło do Gaiusa.

- No jak to? - zapytał w końcu, znów ze świętym oburzeniem. - Moi wyznawcy chyba wyraźnie powiedzieli, że jesteś Cylonem!

- Wyraźnie jak wyraźnie - mruknął Gaeta, wspominając niepewne tłumaczenia Simona.

- Nawet nie próbuj protestować - dodał Gaius, którego wspomnienie o wyznawcach doprowadziło najwyraźniej do wniosku, że to on tu decyduje. - Jeszcze tu wrócą i się obrażą, i co będzie?

Gaeta westchnął.

Zapowiadały się problemy.

*~*~*

Lee brał prysznic, a Sam palił i zastanawiał się, czy prędzej skończy im się woda (której, być może, nieco nadużywali), czy zapasy. Przynajmniej o alkohol nie musiał się martwić: Lee ciągle brał różowe tabletki i w związku z tym nic nie pił.

Przez kilka pierwszych tygodni zwyczajnie nie mieli czasu zastanawiać się nad wyjściem na powierzchnię - istniało tak wiele rzeczy, których musieli się o sobie dowiedzieć; tak wiele miejsc na Galactice, o których nie wiedział, że idealnie nadają się do pozamałżeńskiego pożycia.

Co w tłumaczeniu na ludzki sprowadzało się do tego, że żaden z panów nie miał specjalnej ochoty powiedzieć Karze, że to, co ich teraz łączy, chyba trochę potrwa, a Lee w dodatku cieszył się intensywnie nowymi barwami świata. Pierwszy raz od wieków nie spoczywała na jego barkach odpowiedzialność za losy ludzkiej rasy (lub przynajmniej za przywołanie uśmiechu na pomarszczoną twarz jego wiecznie niezadowolonego ojca) i chodził z wyprostowanymi plecami.

Sam zaś z przyjemnością przypierał te wyprostowane plecy do różnych pionowych i poziomych powierzchni statku.

Po kilku tygodniach postanowili jednak zebrać się na odwagę (pewien związek miało to też z trudnością w znalezieniu nie przytępionych maszynek do golenia - Sam miał bardzo nierówny zarost i nienawidził chodzić nieogolony) i podeszli do drzwi statku.

- To chyba rdza - oznajmił Lee po godzinie pchania i ciągnięcia za metalowe uchwyty. - Nie da rady, nie otworzę. Utknęliśmy na dobre.

- Nie no, w najgorszym razie chyba je przestrzelimy, co?

- Rykoszety mogą być niebezpieczne - orzekł Lee kategorycznie. - O ile nie zmusi nas do tego głód, lepiej nie ryzykujmy. Na pewno w końcu kogoś po nas przyślą, prawda?

- W końcu - zgodził się Sam, którego prawa ręka zawędrowała już poniżej paska Lee, a lewa spoczywała na jego karku.

Lee zamruczał jak zadowolony kot. Sam dopisał ten dźwięk do listy interesujących niewerbalnych przekazów wysyłanych przez Lee w chwilach uniesień. W planach miał uzyskanie pięćdziesięciu pozycji na tej liście; dwie inne listy pozycji już skompletował.

Nie nudziło się im.

*~*~*

- Ja pierdolę ten cały interes - burczała Szóstka, opuszczając wraz z Karą urząd, gdzie grzecznie zapisały się każda na swoją listę. - Mam spuchnięte wszystkie palce, wyobrażasz sobie?

Kara wolała nie.

- Ten pomysł z wagonem wódki nie był w sumie taki głupi - dodała Szóstka, kopiąc ponuro jakiś kamień na chodniku. - Widziałaś może ostatnio Tigha?

- Nie widziałam go od opuszczania Galactiki - powiedziała Kara. - Myślisz w ogóle, że chciałby wymienić wagon dobrej wódki na rozwrzeszczanego dzieciaka? Aua!

Szóstka szturchnęła ją, a potem znowu wybuchnęła płaczem.

- Jak możesz tak mówić o naszym dziecku!

Zajęta pocieszaniem Cylonki, Kara nie zauważyła nawet, że zakutany w ortalionowy skafander mężczyzna, który do tej pory bacznie je obserwował i przysłuchiwał się ich rozmowie, odchodzi z nową żywością w kierunku najbliższego sklepu monopolowego.

W następnym odcinku: Więcej wfzyftkiego.

trójka, pojednanie, kara, sam, gaeta, laura roslin, caprica six, tigh, lee, gaius

Previous post Next post
Up