Wojtek obudził się o siódmej, czując, że nie może ruszyć dłonią, tak była ścierpnięta. Odwrócił się i otworzył zaspane oczy. Jego przedramię było przygniecione przez męską głowę. Oczywiście głowa była przytwierdzona do całej reszty, która należała do Mikołaja. Mikołaja, który spał w najlepsze, nie zważając nawet na to, że starszy próbował wyszarpnąć spod niego rękę. Kiedy w końcu był wolny, Wojtek rozcierając knykcie, do których zaczęła dopływać krew, pozbierał swoje rzeczy z podłogi i po cichu wrócił do swojego pokoju. Ponieważ wczoraj nie zamknął tarasu, przez tę całą scenę balkonową, w środku było zimno jak na stacji na biegunie. Chociaż mógł położyć się spać na jeszcze co najmniej godzinę, to wizja dotknięcia tej lodowatej pościeli go przerastała. Chętnie wskoczyłby spowrotem do łóżka, które przed chwilą opuścił. Przynajmniej było ciepłe… Zamiast tego rozpakował walizkę, wybrał niezobowiązującą czarną koszulę i dżinsy, wziął swój referat i zszedł do hotelowej restauracji. Najwyraźniej godzina nie była sprzyjająca, bo na sali było tylko dwóch gości, oprócz niego. Usiadł przy szklanym stoliku i zamówił kawę. Zaczął przeglądać swoją pracę, ale po dwóch stronach zorientował się, że przerzuca wzrok po literach, ale nie czyta. Prychnął zirytowany i rzucił referat na blat, prawie przewracając filiżankę. Potarł nasadę nosa, próbując odpędzić… to co go męczyło. Najbardziej wkurzające było właśnie to niesprecyzowanie emocjonalne. Wojtek lubił jasne sytuacje, łącznie z własną uczuciowością. Jasnymi uczuciami była złość, zirytowanie, złośliwość, satysfakcja, a nawet miłość, ale nie to takie… zamotanie. Skrzywił się, jakby ktoś podstawił mu pod nos coś zdechłego. Okropne, okropne uczucie, które niestety nachodziło go stosunkowo często, bo wbrew wszystkim znakom na niebie i ziemi, wbrew wszystkim jego oczekiwaniom co do siebie i doświadczeniom, tak naprawdę był dość… kochliwy? Nawet w myśli to słowo wydało mu się kretyńskie, ale lepszego nie mógł znaleźć.
- Wojtek? - Lekarz usłyszał za plecami dziwnie znajomy głos. Z niedowierzaniem, powoli odwrócił głowę. Dość drobny mężczyzna w dresie i czapce, przyglądał mu się zaskoczony. Wojtek natomiast ze wszystkich sił powstrzymywał usta, od zrobienia karpia.
- Ka… - Zawahał się i odchrząknął - Kamil? - Jeszcze przez sekundę czuł, że głos mu drży, ale natychmiast wziął się w garść - Co tu robisz?
- Zauważyłem cię przez szybę i wszedłem. Mogę usiąść? - Nie czekając na odpowiedź, mężczyzna odsunął sobie krzesło.
- Nie - Wojtek położył rękę na oparciu, zatrzymując go.
- Słucham?
- Nie, nie możesz usiąść - W lekarzu wzbierała wściekłość. Drugi mężczyzna zatrzymał się i skrzywił. Roześmiał się pod nosem, robiąc krok do tyłu.
- Myślałem, że po tylu latach się zmieniłeś, ale najwyraźniej się pomyliłem - Na te słowa, Wojtek zerwał się na nogi, łapiąc go za przód bluzy. Wszyscy, którzy byli w restauracji, zbulwersowani zwrócili się w ich stronę. Wojtek zauważył, że szybkim krokiem zmierza do nich kelner, więc puścił mężczyznę i z powrotem usiadł.
- Jeśli ktoś tu ma prawo mówić, że się pomylił, to nie jesteś to ty - Wysyczał, patrząc w swoją filiżankę, zamiast na tamtego - Idź stąd, bo mogę stracić panowanie nad sobą.
- To nigdy nie była twoja mocna strona - Zanim Wojtek znowu ruszył na niego jak rozjuszony byk, wyszedł z restauracji, pobiegać, jak wcześniej planował.
Wojtek wysupłał z kieszeni dziesięć euro i rzucił je na stół, wychodząc z restauracji, jakby go ktoś gonił. Krążył po holu, w tę i z powrotem, to zakładając ramiona na głowę, to ją puszczając. Jakby tego mu jeszcze brakowało, do jasnej cholery! Kiedy uspokoił się troszkę, postanowił wrócić do pokoju i przygotować się do pierwszej prezentacji. Wchodził po czerwonych schodach, kiedy na szczycie pojawił się Mikołaj. Gołębiewski zacisnął powieki, boże, ten dzień to była jakaś pomyłka. Młodszy nie wyglądał najlepiej, ale najwyraźniej robił wszystko, żeby się trzymać.
- Panie doktorze - Mikołaj skinął głową mijając go. Wojtek już miał się powstrzymać, od komentarza, ale to po prostu zaczęło go męczyć.
- Z tego co pamiętam, to wczoraj dość swobodnie przeszedłeś na ty, w stosunku do mojej osoby - Patrzył na punkt wysoko za młodszym, miętoląc w ręce papierosa.
- Wczoraj… popełniłem błąd i chciałem przeprosić za swoje skandaliczne zachowanie - Wojtek pokręcił głową i bez komentarza, ruszył dalej, mijając skrępowanego Mikołaja.
Wojtek zamknął za sobą drzwi pokoju i oparł się o nie. Powoli osunął się na ziemię i wyciągnął z kieszeni komórkę. Wybrał numer Beaty, ale zanim się połączył, rozmyślił się. Wyszedł na balkon zapalić i pomyśleć. Nigdy nie powiedział przyjaciółce o co chodzi, bo się tego wstydził. Nie widział powodu, żeby pod wpływem impulsu to zmieniać. Wolał jak zwykle, zamknąć się w sobie, powarczeć na wszystkich i wrócić do wewnętrznego spokoju (albo przynajmniej czegoś na jego kształt). Na tarasie, na ostatnim piętrze atmosfera sprzyjała kontemplacji. Szczególnie, że mógłby napluć na głowę przebiegającemu chodnikiem Kamilowi. …Szkoda, że zorientował się za późno. Ten podły palant, gnida zawszona… Zaraz… czy gnida może być zawszona? Wojtek zastanowił się nad wymyśloną właśnie obelgą, ale szybko porzucił tę myśl, bo z dziką satysfakcją zauważył, że Kamil prawie wpadł pod samochód na przejściu dla pieszych. Dobrze mu tak, idiota… Wojtek od kilku lat miał nadzieję, że już nigdy go nie zobaczy, bo Kamil wyjechał do Frankfurtu, ale nie mogło być tak pięknie. Zupełnie nie spodziewał się, że zobaczy tego kłamliwego gada tutaj. Gołębiewski wyciągnął następnego papierosa i zapalił. W sumie miał rzucić, ale coś takiego wymagało nikotyny. Wojtek musiał przyznać, że nie lubił wspominać tamtego miesiąca, w którym wszystko się rozegrało, ale dziś nie mógł się opanować. Przed oczami, jak żywe, stanęły mu obrazy, o których chciał zapomnieć. Kamil był jego najlepszym przyjacielem, tak mu się przynajmniej wydawało. To on poznał Wojtka z Pawłem. Przyjaciele byli wtedy na stażu. Paweł miał czterdzieści lat i był miłością życia, Wojtka. Był idealny, inteligentny, niewiarygodnie spokojny, oszczędny w słowach i gestach, ale młody lekarz nigdy nie miał wątpliwości, w kwestii jego uczuć. Dałby się za niego pokroić i posypać solą. Z resztą, tak samo jak za Kamila. Teraz co najwyżej mógłby mu zrobić punkcję lędźwiową bez znieczulenia w ramach wdzięczności. Wtedy, kiedy coś zaczęło się dziać, Wojtek nic nie podejrzewał, Kamil zaczął zachowywać się trochę inaczej, ale nie zrobił nic, co mogłoby wzbudzić jego niepokój. Aż pewnego pięknego dnia, kiedy Paweł wyjechał na delegację, Kamil przytaszczył do ich mieszkania wódkę i zarządził męską popijawę, taką, jakie robili, kiedy byli na pierwszym roku. Potem Wojtek za dużo nie pamiętał. Pamiętał za to doskonale minę Pawła, który stał w drzwiach ich wspólnej sypialni i patrzył na nagiego Kamila, leżącego obok Wojtka. Pamiętał, jak trzaska drzwiami, jak później, wieczorem pakuje się w milczeniu i wychodzi bez pożegnania, w ogóle nie chcąc słuchać wyjaśnień. Na początku Wojtek miał wyrzuty sumienia - spił się i stracił głowę, to była tylko i wyłącznie jego wina. Dziwne było, że nie pamięta tego co się stało, bo nigdy nie zdarzył mu się urwany film, ale przecież zawsze musi być ten pierwszy raz. Znosił w milczeniu swoją porażkę, aż kiedyś, zupełnie przypadkiem Kamil wygadał się, że wtedy do niczego nie doszło. Że on wszystko zaplanował, bo wiedział, że Paweł odejdzie i znowu będzie normalnie, bo przecież Wojtek do Pawła nie pasował. Wojtek pamiętał też doskonale jak bolała go ręka, po ciosie, jaki wymierzył Kamilowi i setki telefonów do Pawła, których ten nie odbierał. Potem Kamil wyjechał, a Wojtek rzucił się w wir pracy, romansów i porzucania. Żaden z mężczyzn, na których trafiał, nie był Pawłem, a jeśli ktoś nie był Pawłem, nie zasługiwał na jego miłość. Lekarz ocknął się z zamyślenia, kiedy kolejny papieros oparzył jego palce. Zerknął na zegarek, dochodziła dziewiąta, musiałby jeszcze raz przejrzeć swój referat. Wrócił do pokoju, ogrzać się trochę i rozejrzał się po nim, w poszukiwaniu pracy, ale nigdzie jej nie było. Jasna cholera! Zapomniał jej z restauracji. Zdenerwowany wyszedł na korytarz. W tym samy m czasie w restauracji, Mikołaj kończył czytać pracę, której tytuł go przeraził „Porównanie laparoskopowych i otwartych metod leczenia przepuklin brzusznych. Europejskie wieloośrodkowe badanie randomizowane”. Coś mu mówiło, że Wojtek nie będzie do końca zadowolony, że to czyta…
Zapomniałam dodać, że tak widzę wojtkowego Pawła. (yeah, yeah, Liam Neeson. Wiem, że jestem nienormalna, ale kocham starszych facetów)