Jun 06, 2008 09:36
Jak powszechnie wiadomo, najlepsze historie naszej drużyny A to te, które zaczynamy słowami
- moooja mattttka...
- ej, wiesz co moja matka zrobiła?!
- moja mamunia...
Standardowo oznacza to śmiech z niedowierzaniem w finale. Na szczęście nie tylko nasze matki to są oryginały. Historię tę przywlekła do domu Martyna, siostra moja. Opowiadając o swoim przyjacielu i jego mamie.
Mama ów przyjaciela pojechała na konferencję, podczas której przerwę spędzali w knajpce na Starym Rynku. Piła sobie w spokojności kawę, kiedy to do środka weszła grupa mężczyzn. Szał ciał i oranżada, wszyscy w garniakach, piękni, bogaci i z klasą. Rozsiedli się obok Mamy, która nie zdążyła się zachwycić, kiedy za panami do środka wparowała grupa dzieci. Mniej bogate i eleganckie niż poprzednia grupa, ale równie zwracająca uwagę, szczególnie że atakowali Pięknych&Bogatych o jakieś zdjęcia i autografy. Mama jako że Pudla nie czytuje najwyraźniej, postanowiła upewnić się koło kogo przyszło jej obiadować. "ZINEDINE ZIDANE" - usłyszała od kelnera. Najgłupsza to już nie była i kto zacz wiedziała (moja też wiedziała ^^), więc czym prędzej pobiegła zrobić gwieździe zdjęcie, bo przecież nikt jej nie uwierzy że go spotkała. Strzeliła fotkę i z trofeum pognała do domu.
- Zobacz co mam! - Zaprezentowała dumna, swojej progeniturze.
- Noo? - Zdjęcie gwiazdy nie wiedzieć czemu na niewdzięcznej dzieci wrażenia nie robiło.
- No zdjęcie Zidanea zrobiłam!
- To nie jest Zidane. Wygoogluj sobie Zidana to zobaczysz jak wygląda.
Zszokowana Mama niedowierzając temu jak potwornie zakpił z niej kelner, zerknęła na zdjęcie Zizou. Okazało się, że nikt z niej nie zakpił.
Jadła obiad tam gdzie Zizou. I prawie zrobiła mu zdjęcie.
Przecież ochroniarz Zidanea to prawie Zidane, prawda?