#244

Aug 20, 2009 23:23

Ja: Kao tutaj się na pewno urżnął. NA PEWNO.
Sistah: A co, myślisz że oni zawsze na trzeźwo grają?
Ja: No nie... ale jakby tak Shin się upił... to mógłby w talerze nie trafiać. Wiesz, widzi dwa i zonk: w który walić?
Sistah: Lol. Dlatego ma DWIE pałeczki...
Ja: Którąś zawsze trafi.

Dzisiejsza część ze specjalną dedytką dla mojej mrocznej i zuej siostry. Ona wie, czemu xD

- Nigdy więcej nigdzie z wami nie jeżdżę - poprzysiągł Kaoru po raz setny, gdy całą trójką siedzieli na murku obok klubu, majtając nogami.
- Bo co? - wojowniczo spytał Die. - Sam mogłeś zadbać o te cholerne zegarki. I o daty, dziś niedziela, to i tak nie otworzą! Ty tu jesteś lider, tak? - warknął, też po raz setny.
- Spokojnie, coś wymyślimy… prawda? - wtrącił Shinya z nadzieją. Setny raz.
- Rany. Właściwie to czemu siedzimy tu jak kretyni? - powiedział w końcu Kaoru i zeskoczył z murku. - Proponuję spotkać się w tym miejscu za, powiedzmy, piętnaście minut.
- A co mamy robić w międzyczasie? - zapytał Die.
Kaoru wywrócił oczami.
- Rozeznanie terenu! Jakoś musimy tam się dostać, nie?
Die i Shinya też zeskoczyli z murku. Gitarzysta kopnął stojący obok śmietnik i spojrzał na niego z taką nienawiścią, jakby to on był wszystkiemu winien.
- Nie podoba mi się to. Ani trochę - marudził Die, ale i tak nikt nie zwrócił na to uwagi.
*
- Eeej, chłopaki! Coś mam! - rozległ się wrzask Die'a.
Gdy Kaoru wraz z Shinyą dobiegli w miejsce, z którego słyszeli krzyk gitarzysty, najpierw nie zobaczyli kompletnie nic wartego uwagi. Ot, Die stał sobie przy ścianie i się szczerzył, wyraźnie zadowolony z siebie.
- Hm, Die? O co chodzi?
- No okienko! - wyjaśnił gitarzysta, wskazując palcem na coś przy samej ziemi.
- I…?
- Co "i"? Można przez nie wejść do środka. Jest niedomknięte.
Kaoru uważnie przyjrzał się miejscu, które pokazywał Die. Rzeczywiście, było tam okienko. Wielkości bloku rysunkowego.
- Chyba co najwyżej kota przez to przepchniesz - stwierdził lider kwaśno. - Ja się nie zmieszczę.
- Nie trzeba tyle żreć - mruknął Die zgryźliwie.
- Taaak? - zdenerwował się Kaoru. - A kto mnie ciągle obżera i zapija wszystko piwskiem? W ogóle może zaczniesz niedługo używać piwa zamiast mleka do płatków! Sam tam wleź, skurwielu!
- Nie wcisnę się. Jestem za dobrze zbudowany. I za wysoki - dodał, znacząco patrząc na różnicę wzrostu między nim a Kaoru.
- Ja ci naprawdę zaraz…
- Ale hej, ktoś tu się nada! - szybko powiedział Die, pokazując na Shinyę.
Kaoru postanowił odłożyć plany morderstwa Die'a na później i przyjrzał się uważnie perkusiście. Shinya w pierwszym momencie nie załapał o co chodzi, bo patrzył tylko nieprzytomnie na kolegów z zespołu, ale już w chwilę później na jego twarzy pojawiło się Zrozumienie.
- O nie - wymamrotał. - Zapomnijcie.
- Ale Shin - przekonywał Kaoru - ty tu jesteś jedyny, który się tam wepchnie.
- Nie pójdę.
Lider zamrugał oczami. A potem, wciąż jeszcze rozjuszony słowami Die'a, warknął tylko:
- PÓJDZIESZ, KURWA.
Die zagwizdał cicho. Zawsze, gdy myślał że zna już Kaoru, ten nie przestawał go zaskakiwać. W tej chwili roztaczała się wokół niego taka aura zła i mroku, że nie powstydziłby się jej nawet Dimmu Borgir. Teraz brakowało mu tylko setki ćwieków i makijażu w stylu KISSa. I pałeczki w ręce.
- Anorektycy zawsze mają pod górkę - mruknął w końcu perkusista.
- Shin, nie zawsze! Tym razem polecisz w dół! - pocieszył Die z właściwym sobie wyczuciem.
Perkusista zabił go wzrokiem.
- Dobra, wejdę - oznajmił, wzdychając ciężko. - Ale nie za darmo.
- Co tylko chcesz - obiecał Kaoru.
- W następnym newsie na oficjalnej stronie ma być napisane, że ja naprawdę jestem facetem.
Kaoru zamrugał. Czegoś takiego się nie spodziewał.
- No co? - mruknął zaczerwieniony Shinya, najwyraźniej widząc zszokowany wzrok lidera. - Też byś miał dość tych fanmaili. "Shinya, jakiej ty jesteś płci?" "Shin-chaaaan, jesteś taaaaki kawaii!"… TO WCALE NIE JEST ŚMIESZNE! - wrzasnął na Die'a, który powoli dusił się ze śmiechu i mruczał pod nosem coś, co brzmiało jak "biedny Shin, mi ciebie czasem naprawdę szkoda".
- Dobra. Spoko. Damy newsa - wykrztusił Kaoru, wciąż chyba w lekkim wstrząsie.
Shinya prychnął, kopniakiem otworzył okienko i dość niepewnie zajrzał do środka.
- To bezpieczne…? - spytał z wahaniem.
- Jasne - zapewnił Die. - I nie medytuj, tylko właź.
Z tymi słowy popchnął perkusistę. Dał się słyszeć krzyk, potem trzask, później dźwięk jakby rozsypujących się po podłodze puszek, a na sam koniec bolesny jęk.
- Shiiiin! - zawołał Die. - Żyjesz?
- Ja tak - jęknął perkusista niemrawo. - Ale ty już długo nie pożyjesz.
- Szukaj światła - poradził Kaoru. - A jak już znajdziesz, to otwórz drzwi od śro...
Ale nie dokończył, bo z piwnicy dał się słyszeć przeraźliwy wrzask Shinyi. Ani Die, ani Kaoru nie podejrzewali, że perkusista jest w stanie wyciągnąć tak wysokie rejestry. Co mogło tak bardzo przerazić Shinyę?
- Wyciągnijcie mnie stąd! Wyciągnijcie!!! - wrzeszczał perkusista, waląc pięściami w ścianę pod oknem.

Uch, a teraz oficjalnie idę mrzeć, bo marznę w środku lata mimo okręcenia się w arafatę i mocno nieprzytomnam jakaś. Nie, sis, nie upiłam się tym jednym gingersem.

sisu, zuy dirowy fanfik, pisanie, diru

Previous post Next post
Up