#234

Aug 02, 2009 15:39

image Click to view


The IIID Empire już nie będzie takie samo.
I to jest zuo, jak nawet w narysowanych Dirach patrzę najbardziej na to co tam Die wyczynia.
A Inconvenient Ideal (instrumentalne partie! ♥ ale intro! intro! ♥♥♥) przywołuje takie zajebiste wspomnienia. Lizard zresztą podobnie, pierwsza piosenka z koncertu jednak coś w sobie ma.
Swoją drogą, taka śmieszna myśl mnie naszła. W jrocku nie mam aż takiego długiego stażu jak niektórzy, ale jeszcze pamiętam czas, kiedy w Polsce nie szło kupić płyt, a o koncercie Diru (co już mówić o kimś mniej popularnym) w Polsce można było tylko marzyć bez nadziei na spełnienie. Nawet w necie aż tyle informacji nie było. A tu co? Po wpisaniu w allegro nazwy jakiejś kapeli wyskakuje co najmniej 5 pozycji, nawet dvd i inne gadżety, byłam na Dirach, byłam na Despach, oba koncerty w Polsce. A w necie? Well... Wchodzicie na własną odpowiedzialność.

Tymczasem (choć to pewnie wcale nie lepsze od tego co pod linkiem wyżej xD)...
- A co miałem zrobić? - Die wzruszył ramionami. - Wypieprzyłem do śmieci.
- Do śmieci? - powtórzył perkusista jeszcze wolniej.
- Shin, a po co nam jakieś takie... - tu zmarszczył brwi - wybrakowane... coś? Kaoru, o co ci chodzi, nie możesz powiedzieć?
Shinya gwałtownie odwrócił się w stronę lidera. Kaoru natychmiast opuścił ręce i przestał nimi gestykulować. Perkusista zmrużył złowieszczo oczy, tak że wydawały się tylko dwiema cienkimi kreskami na jego twarzy i utkwił swoje mroczne spojrzenie w liderze. Chuda ręka Shinyi wolno sięgnęła do torby.
O rany. Tam trzymał swoje pałeczki.
- Shin, pomyśl o Toshiyi! - przypomniał szybko Kaoru. - Nie chciałby, żebyś zabił Die'a za zwykłą książeczkę!
Shinya zamarł bez ruchu. Chwilę trawił słowa lidera, aż w końcu jego ręka cofnęła się.
Kaoru dyskretnie odetchnął z ulgą. Pacyfikacja Shinyi, choć nieco okrutna, udała się. Teraz trzeba było tylko...
- Shin... na wszechmocnego, nie płacz...
Tak. Uspokoić Shinyę.
*
Wiatr dramatycznie rozwiewał brązowe włosy wysokiej postaci, stojącej na wzniesieniu.
Tak, pomyślał, już tu jestem. Gdzieś w tym mieście ukrywa się pierwsza smocza kula!
Zza burzowych chmur wyszło słońce, a jego delikatny promień padł na twarz postaci. Przymknął oczy. To dobry znak, bogowie są po jego stronie!
- Ej, panie, zejdź pan z tego stolika, bo brudzisz butami...
Light Yagami zwrócił swe boskie oczy na śmiertelnika, który tak brutalnie przerwał tę wzniosłą chwilę.
- Czego się tak pan na mnie gapisz? Ja tu tylko sprzątam...
Wwiercanie się spojrzeniem nijak nie pomogło mu poznać imienia człowieka. Szlag by trafił Misę! Zostawiła go dla jakiegoś piosenkarza1, który miał w gębie tyle botoksu, że z pieniędzy za jego zabiegi utrzymanie miała cała klinika! Rad nierad, Light zeskoczył ze wzniesienia, uparcie nazywanego przez śmiertelnika stolikiem, niechcący zrzucając na ziemię kubek z colą i frytki. Po raz ostatni spojrzał na złocące się w słońcu dwa łuki, układające się w wielkie "M" i dostojnym krokiem opuścił ten przybytek pogaństwa.
To już pięć dni minęło, odkąd skontaktował się z nim ten menadżer. Dureń, kolejny który myślał że on jest L'em. Zlecił mu odszukanie trzech zaginionych nagle muzyków, niejakiego Kaoru, Die'a i Shinyę. Light szybko uruchomił swoje kontakty i wkrótce wpadł na ich trop. Wszyscy należeli do zespołu Dir en grey, który liczył pięć osób. Co zatem z resztą? Czemu ich nie szuka, skoro - co wynikło z przewertowania stron fanowskich - tej dwójki już dawno nie widziano?
Nie miał wyjścia, musiał poświęcić swoje boskie ciało i przespać się z Ryukiem dla kilku niezbędnych informacji. Zresztą, właśnie przez to Misa opuściła go dla Pana Botoksa, gdy weszła - delikatnie mówiąc - nie w porę. Ach, niewierna!
Tak czy tak, dowiedział się, że wokalista i basista nie żyją, a pozostała trójka wyruszyła w poszukiwaniu smoczych kul. Ryuk nie potrafił, może nie chciał powiedzieć czym są te tajemne artefakty a może po prostu nie za darmo, Light jednakowoż wolał udać się aż do Anglii i przewertować największy i najsłynniejszy księgozbiór w świecie - Bibliotekę Hogwarcką.
I co się okazało? Siedem smoczych kul jest rozrzucone gdzieś po świecie, a zebranie ich wszystkich razem przywoła magicznego smoka, który spełnia trzy życzenia. Rewelacja. Znajdzie tych muzyków, to nie problem. Ale sam na tym skorzysta.
A tak swoją drogą, gnojki naprawdę nieźle grali. Mroczne serce Lighta ścisnęło się na myśl, że być może będzie musiał ich zabić. Ileż dobrej muzyki straci świat! Ale! Ofiary są potrzebne, tak...
*
- I co, mówiłem że trzeba było skręcić tam...
- Die, do cholery - wycedził Kaoru przez zaciśnięte zęby. - Zamilcz, błagam.
- No co? - obruszył się Die. - Czy to moja wina, że jak pytam ludzi o drogę do Stodoły to oni zamiast powiedzieć jak dojść, mówią jak dojechać metrem... A ja jestem pierdoloną gwiazdą rocka, nie znam się na czytaniu map! - wrzasnął i rzucił przewodnikiem o ziemię.
Kaoru uniósł wzrok w niebo, przybierając Postawę Błagającą Niebiosa O Cierpliwość.
- Kurwa, tylko że nam to w ogóle nie pomaga! Wcale bym się nie zdziwił, gdybyśmy przez ostatnie trzy godziny szli w zupełnie innym kierunku! - warknął, znów spoglądając na naburmuszonego Die'a. Ale zaraz, coś było nie tak. - Gdzie zgubiłeś Shina?
- Ja?! - najeżył się Die. - Ty tu jesteś liderem, ty go miałeś pilnować!
- Okej. Sam się zgubił - Kaoru postanowił pójść na kompromis, zanim dojdzie do rękoczynów. - Co faktu nie zmienia że jego nie ma...
Die nagle wyszczerzył się. A potem pokazał palcem na coś za plecami Kaoru.
- Nie? A TO co jest?
Kaoru odwrócił się. Ku nim biegł skocznym krokiem Czerwonego Kapturka perkusista, w ramionach trzymając małego, kudłatego pieska z różową kokardką na czubku i czarnymi, błyszczącymi oczkami. Shinya tulił zwierzaka tak mocno, że słodkie oczka prawie wyłaziły mu z orbit.
- Shin, do cholery, coś ty znowu przytargał...
- Pieska! - radośnie oznajmił perkusista, komentując fakt oczywisty. - Powiedział mi, gdzie jest Stodoła!
Obaj gitarzyści popatrzyli po sobie.
- Pies ci powiedział gdzie jest klub...? - spytał z niedowierzaniem Die.
- Zgadza się... - mruknął Shinya, patrząc na niego spode łba. - Coś nie tak?
- Nie, skądże, wszystko w porządku! - zapewnił gorączkowo Die, najwyraźniej tym razem wyczuwając zagrożenie. - To co, ten pies nas zaprowadzi...? - zapytał, nie mogąc jednak pozbyć się ze swojego głosu lekkiej kpiny.
Shinya na szczęście był jednak tak podekscytowany, że tego nie zauważył.
- Żebyś wiedział!
To rzekłszy, postawił zwierzaka na ziemi, który natychmiast zaczął uciekać przed siebie, najwyraźniej chcąc raz na zawsze uwolnić się od swojego prześladowcy.
- Na co czekacie? - krzyknął Shinya, rzucając się w pościg za psem. - Za nim!
Die i Kaoru popatrzyli najpierw na siebie nawzajem, potem na malejącą sylwetkę perkusisty, potem znów na siebie i z braku lepszego pomysłu pobiegli za Shinyą. Gorzej i tak być nie mogło.
Tak przynajmniej obaj wtedy myśleli.

1 Wcale nie "jakiegoś", Light! Sayu cię powinna podszkolić w temacie japońskiej sceny muzycznej, tego pana na pewno zna x)

APDEJT, bo mnie melfiatko tagnęła.

~Rules:
1. Write down every letter of your name.
2. Then type a song that pops up in your mind in each letter of your name as the first letter.
3. Count the number of letters and tag that many people in your friends list.

Mushi - Dir en grey
Ageha - MUCC
Rasen - Janne Da Arc
Tsuki no kioku -fallen- - D'espairsRay
Amadare Blues - B'z

Bezczelnie taguję zielony_banan, evitz, kaatis i sajhe_le_mag.

zuy dirowy fanfik, youtube, pisanie, diru, meme, luźne refleksje

Previous post Next post
Up