Jako że weszłam w Cardiff w tryb "japoński turysta", uradziłyśmy dzisiaj ze Skajuś, że wrzucimy kilka zdjęć na dowód, że naprawdę jesteśmy, czuwamy i macamy. Tadam:
Skye i Arian tulą się na tajemnej windzie do Torchwood.
Skye wygląda niewinnie w drzwiach baru, które wyglądają jak Tardis.
My upadlamy się nabytymi drogą kupna kalendarzami Torchwood (funt za sztukę)
Millenium Center nocą.
Generalnie podoba nam się przeogromnie, macamy miejsca, o których pisałyśmy / będziemy pisać fiki, wieczorami nawet udaje nam się czasem obejrzeć kawałek Torchwood, słuchamy tubylców mówiących po angielsku i odczuwamy ogólną irytującą bliźnich radość życia. Skye wybrała już dach dla snajpera, Arian pije piwo przed parlamentem i recytuje nam psalmy, LJ Magda patrzy na nas z politowaniem, a ja mam galopujące króliczki fabularne i oficjalnie przełamałam kryzys. Dialogi i dalszy picspam będą później. Rozważmy, skąd tanio dorwać książkę kucharską z walijskimi przepisami, bo z każdego rogu straszą nas jakieś ciasta i jesteśmy już bardzo głodne.
P.S. Skye właśnie biega ze stoperem, żeby sprawdzić, jak długo Owen będzie spieprzał przed snajperem. I still've got that stopwatch...
P.S.2 Zjadłyśmy owieczkę.