Właśnie wróciłam z filmu. Ratunkuuu!!! XDDD Ale od początku.
Przebrnęłam przez trzy grubaśne tomiszcza tejże opowieści, utknęłam na czwartym. Być może skończę, bo ta część jest jeszcze gorsza niż poprzednie, a ja miewam napady masochizmu. Stwierdziłam, że po takim dokonaniu coś mi się od życia należy, więc zaciągnęłam koleżankę-wampirolożkę na seans (uprzednio doradzając jej omijanie książki szerokim łukiem, co też uczyniła).
Cóż mogę rzec? Nie spodziewałam się wielkiego dzieła filmowego, więc wiedziałam, że będę się śmiała. Ale nie wiedziałam, że aż tak. Edward skaczący jak małpa po drzewach to był pikuś. Wyznania miłości, a jakże, były. Chwała Eru zakupiłam popcorn, więc mogłam chować twarz w kartonowym kubełku i kwiczeć sobie do woli. Chociaż tak między nami - szczególnie hamować się nie musiałam. Nie ja jedna świetnie się bawiłam.
Błyszczący Edward to był cios w splot słoneczny. Wśród wielu zmian, które wyszły ekranizacji na zdrowie, nie mogli sobie darować tego świecidełka? Myślałam, że padnę. Borze wielki, a szumiący! Jak to wyglądało! Albo walka Edwarda i Jamesa - głównie rzucanie się po ścianach, ale jak sobie w pewnym momencie przystopowali i zaczęli na siebie warczeć.
Aaaalbo mhhhrrrroczne spojrzenia rzucane przez Edwarda.
Będę się streszczała, więc po prostu wypunktuję co i jak.
Co mi się podobało?
+ Edward nie uśmiechał się łobuzersko co 5 minut
+ urozmaicenie przyjaciół Belli
+ Charlie! Szczególnie, kiedy Bella powiedziała mu, że Edward chciałby się oficjalnie przedstawić. Charlie, który akurat czyścił broń, złożył karabin i rzucił: "Ok, bring him in!"
+ humor (nie tylko ten niezamierzony
)
+ złe wampiry, które nie pojawiły się tylko po to, by Cullenowie mogli uratować Bellę i urwać komu trzeba łeb (a w ogóle Cam Gigandet bardzo mi się podobał); wcześniej bruździły ile wlezie - chwała Eru! Nie wszyscy krwiopicy to puchate, milusie misie. Niektóre się zachowują jak przystało na swój gatunek.
+ Jacob. Sama w to nie mogę uwierzyć. Nie jestem wielką wielbicielką książki, ale mam własne wyobrażenia względem bohaterów. Taylor Lautner na zdjęciach jako Jacob mi się nie podobał. Taylor Lautner w filmie, nie usztywniony pstryknięciem aparatu podobał mi się bardzo. Może nie zasługuje na Oscara, ale sprawiał dosyć przyjemne wrażenie. A to już sporo.
+ w niektórych momentach niezła muzyka
Co mi się nie podobało?
- dialogi w gruncie rzeczy poprawiono, ale sporo zostawili w stylu książki. Jezu... po co?!
- walka - można było wymyślić coś więcej, niż rzucanie się po ścianach i urwanie Jamesowi łba
- Edward. Wygląda całkiem nieźle... i tyle. Widziałam Roberta Pattinsona w filmie The haunted airman i tam mi się bardzo podobał. A tutaj cały czas się zastanawiałam, kto mu kij w rzyć wsadził. Siłą rzeczy chciałam, by film okazał się Księżycem w nowiu - mało Edka, dużo Jacoba
- powitanie Belli w nowej szkole - wszyscy się niemal na nią rzucili, koszmarnie nienaturalnie to wypadło
I jeszcze kilka uwag końcowych - na sali siedzieli zarówno fani, którzy doprowadzali mnie do szału, jak i loża szyderców. Fani co i rusz marudzili.
- O rany, to ma być on? (o Ericu)
- Jeeezuuu, to nie może być Mike!
- Coooo? Nieee, Jacob jest okropny, bleeee...
lub
- Jacob! Oooo!
- powitalne jęki na widok Edka/Jacoba
- komentarz jakiejś panienki za mną, że Rosalie jest gruba. Ona jest gruba?! o_O
- (po walce następuje ratunek Belli, Edek żłopie jej krew, montaż i bach! Jesteśmy w szpitalu. Za mną rozlega się komentarz) Łe, nie pokazali jak się powstrzymał! Bez sensu... (Kurde, laska, w książce nawet TEGO nie masz, ciesz się chwilą!)
Loża szyderców głównie nagradzała co bardziej kwikaśne momenty śmiechem. Jednak większość ludzi śmiała się w głos (to dlatego nie musiałyśmy się z koleżanką zbytnio kryć).
Film do obejrzenia, ale bez przesady, aczkolwiek i tak jest przynajmniej 10 razy lepszy od książki. Ale radości dostarcza niesamowitej.