Feb 24, 2014 23:08
Oglądałam ostatnio sezon 3 CSI:NY i poniższe przyszło mi do głowy po obejrzeniu 17 odcinka. Dialog bezpośrednio z odcinka. Nieskończony tekst, raczej początek czegoś dłuższego ;)
------------------------
- To był przypadek. Zbierałam pokrwawione szkło, wciąż mokre. Zacięłam się kawałkiem. Nie wiedziałam, że Gable miał AIDS.
- I nic nie powiedziałaś?
- Myślałam, że sobie poradzę. Jestem przerażona, Mac. Wiem, że ludzie z tym żyją, ale… nie mam siły. Nie mam odwagi, żeby czekać na lek.
- Co mi kiedyś mówiłaś? Zawsze miej odwagę i siłę.
- Mesa. W duszy.
- Jeśli chcesz wziąć wolne…
- Nie. - zamilkła na chwilę. - Zrobiłam test. Wynik jest negatywny, ale wciąż czekam. Dopiero za 10 tygodni będę pewna. Dzięki pracy o tym nie myślę.
Widział na własne oczy jak ciężko jej było z myślą, że może mieć AIDS. Nie chciał wypowiadać pustych słów pocieszenia, które wcale nie poprawiły by nastroju. Zrobił to co wydawało się najlepsze: podszedł do Stelli i przytulił ją do siebie.
- Możesz na mnie liczyć.
- Wiem.
Nie wiedzieli ile czasu stali na dachu, każde zatopione we własnych myślach. Poruszyli się dopiero, kiedy Mac poczuł jak Stella drży z zimna, jednak wciąż nie przerwali kontaktu. Działał na oboje uspokajająco, pozwalając na spokojnie zastanowić się nad przyszłością. Zapewniał, że ta druga osoba nadal tu jest, że to nie jest tylko wymysł ich umysłów. Potrzebowali tego i żadne nie chciało go przerwać.
Stella wiedziała, że niezależnie od wyniku, Mac będzie stał po jej stronie. Wiedziała, że będzie mogła liczyć na niego w chwili słabości. Że przyjdzie i uratuje ją od niej samej. Nie chciała zrzucać na niego tego obowiązku, ale zdawała sobie sprawę, że i tak się go podejmie. Ale mimo to bała się, że będzie ją traktował inaczej, że w końcu się od niej odsunie. To było irracjonalne, ale tkwiło gdzieś głęboko w jej świadomości i nie mogła pozbyć się myśli, że to tylko sen, a kiedy rano się obudzi zostanie sama.
Mac wciąż nie mógł zrozumieć jak to się stało, dlaczego właśnie Stelli musiało się to przytrafić. W pierwszej chwili przeraziła go myśl, że może ją stracić, że nie będzie dłużej jego aniołem. Kilka minut później postanowił, że teraz jego kolej na zaopiekowanie się Stellą - w końcu tyle lat to ona się nim opiekowała, wyciągała go z dołków. To dzięki niej znajdował siłę, żeby wstawać rano z łóżka i iść do pracy, szczególnie w pierwszych miesiącach po śmierci Claire. Teraz nie tylko musiał odpłacić się jej tym samym, on tego chciał i nic nie było go w stanie powstrzymać.
Zatopieni w myślach powoli wrócili do budynku i zgodnie skierowali swoje kroki do biura Stelli, ręka Maca ani na chwilę nie oderwała się od jej pleców. Poczekał aż zebrała swoje rzeczy i przytrzymał jej płaszcz, po czym skierował się do swojego biura. Zabrał z niego tylko kurtkę i dołączył do Stelli w drodze do windy. Wiedział, że nie chce być teraz sama i nie zamierzał jej zostawić. Nie musiał pytać, gdzie ma jechać, od razu skierował się w stronę swojego domu.
Stella była mu za to bardzo wdzięczna. Nie była pewna czy Mac wie co dla niej oznacza jego akceptacja, jego milcząca oferta pomocy. Jego zachowanie dawało cień nadziei na normalność, na zapomnienie o zbliżającym się wyroku.
-------------
cdn... (kiedyś xD)
Kraina wyobraźni,
csi:ny,
Wstęp do krainy wobraźni