Ale badanie pracy mózgu jest najgorszym, najbardziej przerażającym badaniem, jakie kiedykolwiek przeszłam. Wliczając w to pobieranie krwi. Nie, fizycznie nie boli. Ale mentalnie mój mózg wył już po dziesięciu minutach spędzonych na leżeniu z zamkniętymi oczami i intensywnym myśleniu. Po jakichś piętnastu minutach zaczęłam w myślach grać w tetrisa (jak to powiedziała moja koleżanka ze studiów: ciekawe, czy wtedy pani technik widziała tego tetrisa na monitorze). Po kolejnych dziesięciu pani technik najwyraźniej zaniepokoiła się tym, co widziała na ekranie, bo gromko zawołała: "ale proszę nie spać!" Gdy po kolejnych dziesięciu minutach obwieściła nadejście końca badania, z dziką radością zerwałam się z leżanki i niemalże odtańczyłam taniec niewyrażalnego szczęścia. (Jakby dało się je wyrazić w tańcu, to bym go odtańczyła. Serio.)
Nigdy więcej.
A poza tym, to wydałam 150 złotych na włóczki. W tym dwa kłębki na szalik dla pana doktora od karnego, którego uwielbiam i który kiedyś na mnie sarkał, jak na jego zajęciach dziergałam. Ale mu przeszło. Ale to jest ten typ ćwiczeniowca, który pamięta imiona swoich studentów i zajmuje się każdym z osobna, no i przede wszystkim nie dręczy ze swojego przedmiotu, gdy wie, że ktoś ma jeszcze wiszące nad karkiem widmo komisa. I kocham go za to bardzo i zrobię mu szalik. Zacznę, w święta. Jeśli uda mi się zdecydować na wzór.
A poza tym, to nauczyłam się robić kotki! ♥ I o, o, fotki:
![](http://lh3.ggpht.com/_TevKnXTsndA/SdOWuFK_AiI/AAAAAAAABCA/WTcVKyUG24k/s512/_8010416.JPG)
![](http://lh5.ggpht.com/_TevKnXTsndA/SdOWnr2zkLI/AAAAAAAABB4/qHvs3snf_xA/s512/_8010413.JPG)
Urocze, prawda? ^___^