Powroty (BSG ff)

Dec 14, 2007 00:24

Ekhm, po napisaniu ZWL #3 i pod wielkim wpływem słuchania Armstronga, wzięło mnie na napisanie takiego niewielkiego dodatku. Nie jest to dzieło mojego życia, niemniej jednak postanowiłam to wkleić. :P
Enjoy.

Tytuł: Powroty
Postacie: Lee, Dee, Zarek
Pairingi: Lee/Dee
Kontynuacja: ZWL #3: Na ostrzu noża
Ostrzeżenia: Au, deathfik, spoilery do 2x12 Resurrection ship, part 2
Ilość słów: 757


Powroty

Nadal uciekali.

Minęły trzy lata, a oni wciąż się przemieszczali, wciąż szukali Ziemi, bądź też innej, jakiejś bardziej rzeczywistej i mniej legendarnej planety, na której mogliby się osiedlić. Zdążyli już prawie zapomnieć, jakie to uczucie, czuć pod stopami naturalne podłoże i oddychać czystym, świeżym powietrzem, nie przesyconym zapachem pyłu, metalu i rozgrzanych silników.

Zapomnieli o tak wielu sprawach.

Nie przestawali jednak spoglądać na radar, patrzeć w niebo i zastanawiać się, kiedy ujrzą na nim statki, które zdążyli zostawić za sobą. Po kilkudziesięciu miesiącach strachu wciąż nie mieli pewności, że tamci zaprzestali poszukiwań.

Lee zamknął oczy i pomyślał, że przecież nawet nie wiedzą, kto wtedy wygrał.

Możliwe, że Karze się udało.

Możliwe, że znalazła w sobie dość siły, by zrobić to, do czego zabrakło jej wcześniej odwagi.

Możliwe też, że Cain znowu wygrała.

A wtedy biada im wszystkim, gdyby ich drogi znowu się spotkały.

Apollo większość czasu spędzał teraz na Gemenon Traveler, gdzie po ślubie przeniósł się razem z Dee. On zajmował się głównie militarnymi i strategicznymi aspektami życia ich małej floty, chociaż nie było tego zbyt wiele. Dee zaś miała mieć na oku większość niesprawnych napędów FTL, radary i komunikację między statkami. Stała się kimś, kim wcześniej był dla nich Gaeta.

Tęskniła za nim.

Wiedziała, że Apollo też tęskni.

Zwyczajnie o tym nie rozmawiali.

Na czele ich dziwnej, małej społeczności stanął Tom Zarek. Robił wszystko, co w jego mocy, by ludziom żyło się lepiej i, o dziwo, radził sobie zaskakująco dobrze. To właśnie dzięki niemu mieli dość żywności i paliwa, które zdołał zgromadzić jeszcze przed wielką ucieczką. To także on stanął wtedy na czele rebeliantów, którzy walczyli o jego, Apolla, uwolnienie, skontaktowali się z Racetrack i przeprowadzili całą tę skomplikowaną operację. Mądre posunięcie, po którym Lee nie mógłby teraz stanąć przeciwko Zarekowi.

Zresztą, nieźle się dogadywali.

Później, kiedy Apollo trafił już na pokład Astral Queen, zebrali kilkanaście zaprzyjaźnionych statków i skoczyli, byle dalej od Battlestarów.

Musieli zamknąć wiernych wyznawców Cain, zanim jeszcze ci się zbuntowali, usiłowali przejąć władzę nad flotą i skontaktować się z Pegasusem.

Lee wciąż był zbyt słaby, zbyt zszokowany utratą Kary, by na coś im się przydać. Wszystkim zajął się Zarek, który zyskał zaufanie reszty zbiegłych z nimi cywilów, gdyż nie dość, że wybawił ich z rąk szalonej Admirał, to jeszcze zdołał uratować syna Komandora.

Wszyscy tutaj pamiętali Williama Adamę.

Zostawili za sobą Roslin, która nie chciała lecieć, a także Billy'ego i doktora Cottle'a, którzy nie chcieli jej opuścić.

Apollo patrzył na otaczających go ludzi i myślał o wszystkich, których stracili. Jeszcze na Dwunastu Koloniach, a także później, w kosmosie, gdzie musieli walczyć nie tylko z Cylonami, ale także z własnymi demonami.

Nikt nie zapewniał, że będzie łatwo.

Komandor. Prezydent.

Helo, Szef, Gaeta i Cally.

Nikt też nie twierdził, że będzie tak ciężko.

*

Lee właśnie skończył swój dyżur, gdy zadzwonił do niego Zarek.

- Coś się dzieje - powiedział. - Spójrz na radar - dodał. Apollo nie spodobała się ta wybitna nerwowość w jego głosie.

Przez tyle miesięcy udało im się uniknąć Cylonów. Jeżeli jednak zdarzyło im się wpaść na jakiś zaskoczony patrol, skakali szybciej, niż tamci zdążyli zaatakować.

Przez trzy lata nie stracili nikogo.

Nikogo.

Teraz mogli stracić wszystko.

Zastanawiał się, czy Dee zdążyła już wrócić z Argo Navis, gdzie zajmowała się ich rozregulowanym napędem FTL.

Bez niego byli ugotowani.

Wreszcie spojrzał na radar, ale ekran był czysty.

Wtedy to zobaczył.

Wiele kontaktów, z czego dwa stanowiły Battlestary.

Kubeł i Bestia.

Pegasus i Galactica.

Młody Adama pomyślał, że z perspektywy Vipera te dwa zbliżające się ku nim Battlestary musiały wyglądać naprawdę przepięknie.

Viper.

Jak dawno nie latał Viperem.

Wiedział, że powinien coś poczuć, ale Battlestary zabrały mu już wystarczająco wiele. Podniósł słuchawkę i zapytał Zareka, co zamierzają zrobić. Nie zdziwiło go, gdy ten stwierdził, że nie mają innego wyboru, jak uciekać, skakać jak najdalej i modlić się, by i tym razem ich nie dopadli.

Lee zamierzał właśnie wydać rozkaz, gdy ktoś krzyknął do niego i powiedział, że Galactica usiłuje nawiązać kontakt. Zmarszczył brwi i pomyślał, że zapewne Cain chce im oznajmić, że po tylu miesiącach poszukiwań wreszcie zdołała ich znaleźć. Niewykluczone, że zaproponuje im kapitulację, ale wtedy zarówno on, jak i Dee, Racetrack i Zarek zostaliby rozstrzelani, a reszta ludzi byłaby zdana na łaskę i niełaskę Admirał.

Wiedział, co Cain zrobiłaby z takimi statkami.

Dlatego też kapitulacja była wyborem, którego nawet nie rozważał.

Kara, pomyślał, Kara.

Jaka szkoda, że nie dałaś rady.

Przybrał kamienną twarz i podniósł słuchawkę. Spodziewał się, że będzie musiał rozmawiać z Cain, tymczasem najpierw odezwał się ktoś z tamtejszego CIC.

- Łączę z Admirał Thrace. - Usłyszał tylko.

Daleko od domu, co, Lee?

Zamknął oczy.

genre::au, character::dee, fandom::battlestar galactica, genre::deathfik, genre::angst, fanfiction, ff::bsg, character::lee adama

Previous post Next post
Up