Pierwsze moje drabble, pierwsze lostowe opowiadanie i pierwsza rzecz, którą po kilku miesiącach przerwy spłodziłam w Wordzie. Ludzkości, wybacz.
Wszystkiemu winna jest
le_mru, która wpierw zaraziła mnie LOST-em, a następnie zachęciła do wzięcia udziału w tym challenge.
Każda z biorących w nim osób miała ubić wybranego bohatera na 5 sposobów w 5 krótkich tekstach. Ubijanymi i ubijającymi są:
le_mru (Sawyer),
kubis (Sayid),
akzseinga (Charlie) oraz Jack, którego ubijam ja. ;)
Mam nadzieję, że czytanie tego nie jest jakąś straszną męką, dobrej zabawy życzę!;)
Spoilery całego sezonu 1, głównie 1x21 "The Greater Good" i 1x24&25 "Exodus II".
Występują: Jack, Locke, Sawyer, Sayid, Shannon, Kate i Hurley.
1.
Nie podchodźcie!
- Shannon...
Jack Shephard.
Od dawien dawna lekarz, od kilku tygodni przywódca, w tym momencie także negocjator.
- Oddaj broń, Shannon... Wiem, że nie dasz rady strzelić.
Jak bardzo jest zdesperowana? Jeżeli chociaż w połowie tak bardzo jak ty w swojej chęci zapewnienia wszystkim bezpieczeństwa, to masz poważny problem. Wszyscy macie.
I to poważniejszy niż sądzisz, bo w tej chwili jesteś już przed Shannon, coraz bardziej odgradzając ją i lśniący w strugach deszczu pistolet od Locke’a. Wyciągasz dłoń w jej kierunku i wiesz już, że wszystko będzie dobrze.
Wtedy Shannon strzela.
* * *
- Zdarzył się wypadek. Jack... Myślę, że on nie żyje.
Ludzie na plaży zbierają się wokół Johna Locke’a, w ich oczach widnieje strach.
Niewielu chciałoby widzieć w nim przywódcę, zbyt dużo tajemnic i tajemniczych zdarzeń go otacza. Przywódca nie może mówić zagadkami, całymi dniami włóczyć się po dżungli i wracać sobie ot tak z przewieszonym przez ramiona Boone’m, w stanie agonalnym.
Nie może też tak po prostu wychodzić sobie spomiędzy drzew i mówić, że ich przywódca nie żyje.
2.
- Nie, nie, nie... Nie możemy tego zrobić, te liczby są złe, stójcie!
Zelektryzowany okrzykami Hurleya Jack skoczył w kierunku mknących przez mrok iskier, z każdą sekundą zbliżających się do złowrogiego włazu.
Słowa te obudziły w nim straszne przeczucie, że coś jest nie tak, cholernie nie tak, a będzie jeszcze gorzej, jeżeli właz zostanie otwarty i że jest jedyną osobą, która może to powstrzymać, jak zawsze zresztą.
Na parę sekund przed wybuchem zdał sobie sprawę, że nie zdąży i instynktownie odskoczył, osłaniając twarz przed eksplozją, która zalała jego ciało falą bólu i gorąca.
- A gdzie kończy się ta droga, John?
- Kończy się przy włazie.
Jack.
Umierasz, ale wciąż myśląc o innych, nigdy o sobie. Dlatego, gdy Kate schodzi na dno otaczającego właz rowu uspokajasz ją, przekonujesz, że to tylko powierzchowne rany, ale zdajesz sobie sprawę z tego, że nigdy nie umiałeś kłamać.
Już nie dowiesz się, co kiedyś uczyniła, ale wiesz, co powinna zrobić teraz. Dlatego resztką sił kładziesz jej ręce na ramionach, mówiąc:
- Kate, musisz powstrzymać Locke’a.
Waha się, ale pragnie uwierzyć w twoje słowa. Ty nigdy nie umiałeś kłamać, ona całe życie żyła w kłamstwie i umie dostrzec, kiedy ktoś nie mówi prawdy.
Chcesz wymówić jej imię, ale ona idzie już w tamtym kierunku, gdzie John pochyla się ponad swym spowitym kłębami dymu świętym Graalem.
- Czy ja też jestem ofiarą, której wyspa pragnęła, John?
Dopiero gdy Kate znika ci z oczu możesz pozwolić sobie na luksus spoczynku, jaki daje śmierć.
I nie widzisz momentu, gdy właz zostaje otwarty.
3.
Jack oparł się o drzewo, którego kora momentalnie pociemniała od krwi.
Nóż tkwił wbity w to samo miejsce, w które Sayid wraził je niegdyś Sawyerowi, jednak tym razem ostrze sięgnęło głębiej.
W innym życiu Sawyer zapewne byłby dumny z faktu, że potrafi zadać cios lepiej niż rodowity Irakijczyk. W tamtej chwili czuł jedynie strach.
Wyciągnął z rany Jacka nóż, którego drewniana rękojeść ślizgała mu się w dłoni, krew trysnęła na ciemną koszulę. Nie musiał być lekarzem, by dostrzec, że Jack umiera.
- Jasna cholera, Sawyer. Nie wiedziałem, że jesteś aż tak zazdrosny. Ani też zdolny do czegoś takiego.
Jack nie chce umierać. Życie na wyspie nie jest może wspaniałe, ale zawsze to życie z całą paletą jego barw, wyborów i możliwości, a instynkt przetrwania tym silniej odzywa się w człowieku, im mniej życia mu pozostaje.
Każdy ma swoje powody.
Kate...
- Co zamierzasz jej powiedzieć?
Sawyer podnosi nań nieprzytomny wzrok, pytając:
- Kate? Wykrwawiasz się na śmierć i naprawdę interesuje cię, co powiem na ten temat Kate?
- Zostajecie tylko wy dwoje, tak jak chciałeś. Chcę mieć pewność, że jej nie okłamiesz.
Że się nią zajmiesz? O ile człowiek tak szalony jak Sawyer jest w stanie to zrobić...
Zanim Sawyer znajduje odpowiednie słowa, serce Jacka przestaje bić.
4.
W szaleńczym biegu przez dżunglę zgubił gdzieś Kate i Locke’a, a także stracił pochodnię. Czując zawroty głowy wsparł się o drzewo, przeklinając własną głupotę.
Co skłoniło go do odszukania w środku nocy wraku samolotu, którego tajemnica kosztowała Boone’a życie? Czy koniecznie musiał zginąć ktoś jeszcze?
Kate oczywiście nie chciała puścić go z Locke’iem samego, pewnie myśląc, że efektem tego mógłby być kolejny trup. Poszli więc we trójkę, a teraz został tylko on.
Wyciągnąwszy pistolet, Jack wziął głęboki oddech i ruszył z powrotem w kierunku samolotu przemytników. Ledwie uszedł kilka kroków, dżungla rozbrzmiała tysiącem szeptów, całkowicie go dezorientując.
Zanim usłyszał trzask łamanej gałązki wiedział już, że nie opuści tego miejsca żywy.
5.
Długie palce Sayida dotknęły złamanej gałązki. Na jej krawędziach widniały dwie wilgotne czerwone smugi.
- Szuka kryjówki Rousseau. Musimy dotrzeć tam przed nim - powiedział, ruszając naprzód i wypatrując kolejnych śladów.
- Masz jakiś plan, Ali, czy stawiamy teraz na spontaniczność?
Brnąc dalej przed siebie i nie odwracając nawet wzroku, Sayid odrzekł:
- Tak, mam plan. Jeżeli Jack naprawdę jest zarażony, musimy znaleźć go i odizolować od reszty. Takie jest główne założenie, o szczegółach pomyślimy później.
- „Jeżeli naprawdę jest zarażony”? Widziałeś jego oczy? Człowieku, on prawie zabił Locke’a.
Sayid przystanął i poważnie spojrzał na Sawyera i idącą za nim Kate.
- Coś sugerujesz?
- Nie sugeruję nic poza tym, że twój plan jest do chrzanu. Doktorek nie da się nam schwytać.
- To nie jest polowanie na dziki, Sawyer - warknęła nań Kate, usiłując nie spoglądać na trzymaną przez niego broń.
- Owszem, bo gdyby było, to szedłby z nami Locke. A w tej chwili dogorywa sobie na plaży, bo naszemu jedynemu doktorkowi kompletnie odbiło.
- Umówiliśmy się, że broni użyjemy jedynie w ostateczności - powiedział Sayid, pomału tracąc cierpliwość. Do Sawyera miał jej szczególnie mało.
- I tak zrobię, jeżeli zostanę do tego zmuszony. Wam radzę zrobić to samo.
* * *
Jack stanął w miejscu i skierował zmęczone spojrzenie w kierunku Sayida.
Na widok trzymanej przez niego broni sięgnął po swoją i wycelował, całkowicie ignorując jego słowa.
- Chcemy ci pomóc, ale musisz pójść z nami. Jack, natychmiast odłóż pistolet.
Wycelowawszy w jego ramię i gotując się do naciśnięcia spustu, Sayid usłyszał wystrzał, a następnie odgłos padającego na ziemię ciała. Obejrzał się szybko za siebie, ale Sawyer stał z opuszczoną bronią i wyrazem szoku na twarzy, zaś Kate swojej nawet nie wyjęła. W jej oczach zastygło przerażenie.
Wtedy z gęstwiny wynurzyła się Danielle ze strzelbą, z lufy której unosiła się smużka dymu.