O leczeniu się z depresji wiosennej i innych przypadłościach dnia codziennego

Mar 18, 2009 23:12

Okazuje się, że nawet depresja wiosenna (pozdrowienia dla użytkowniczki nathalie_elleen ) nie trwa wiecznie, a artblocka da się wyleczyć. Przynajmniej częściowo.
Tłumaczę sobie narnijskie ficzątko, yay me! (Oczywiście, kołaczą mi się po głowie czarne wizje, w których autorka odpisze mi spadaj na drzewo, wieśniaro, nie będziesz tłumaczyć mojego fika, o nie!, ponieważ jestem patentowanym malkontentem i Mańkiem Melancholijnym Mamutem, ale jakoś to będzie). Tłumaczenie czegoś to dobra metoda na pozbycie się artblocka, srsly, polecam.

Inna rzecz jest taka, że zasadniczo obleję za tydzień rekcję i słówka z lektury, bo nie mogę się ich uczyć. Nie mogę i już. Nie wiem, czy sesja zimowa wyjadła mi resztki szarych komórek czy co, ale jakoś tak... Ciężko jest, naprawdę. A nie byłoby zbyt fajnienie zaliczyć słówek, tak szczerze mówiąc.
Należałoby uczynić w tym miejscu dygresję, że filolog ze mnie taki, jak z koziej rzyci trąbka, a politolog jeszcze lepszy, ale spuśćmy na tę kwestię zasłonę milczenia.

I tak się zastanawiam - i nie, niekoniecznie musicie zastanawiać się ze mną, ale pozostawiam to Waszemu uznaniu - na ile naprawde mam tak nadęte ego, jak twierdzą Garbusy (i na ile one same w to wierzą), a na ile po prostu nie umiem sobie sama ze sobą poradzić, a reszta to forma autokreacji.Kiedy ktoś zaczyna wierzyć w twoją nieprawdę - albo udawać, że wierzy...
Dziwne. Oj, bardzo dziwne.

Dobranoc. Umykam, bo rano mam Mrocznego Kosiarza.

fanfiction, życie codzienne, narnia, filologia, pisanie, studia

Previous post Next post
Up