.

Dec 30, 2011 10:18

Fandom: crossover Avengersi/Mission Impossible IV: the Ghost Protocol
Ilość słów: ~1 300
Opis: Nawet Natasha nie słyszała całej historii tego, co przydarzyło się Clintowi w czasie poprzedniego urlopu. I dlaczego wrócił z niego, powtarzając, że następnym razem to ja uwodzę bogacza.
A/N: dla aeslinnka(zamiast fika o sucharach, przepraszam)


Z kronik SHIELD: pierwsze starcie

- Anthony Edward Stark, geniusz, miliarder, playboy i filantrop. - Clint nie potrzebował zaglądać w bazę danych SHIELD, żeby móc przyporządkować nazwisko do twarzy. Te kilka miesięcy w roli analityka popłaciło.

Natasha popatrzyła na niego, unosząc prawą brew. Maria wyglądała na strapioną.

- Tym razem to ja uwodzę miliardera, dziewczyny - Clint odpowiedział na pytające spojrzenie Fury’ego. - I nie, inaczej nie damy rady, nie wyobrażasz sobie chyba Marii flirtującej z facetem lubiącym w wolnych od rozrywki chwilach walczyć z terrorystami w czerwono-złotej zbroi. A wiemy, że tylko Natasha zna plany Stark Tower na tyle, żeby móc zakończyć misję sukcesem. Na szczęście mamy w bazie danych historie potwierdzające, że Stark nie gardzi towarzystwem mężczyzn, a wszyscy wiedzą, jak wyglądam w garniturze.

Fury wyglądał, jakby rozbolała go głowa, a dłoń Marii Hill zawędrowała dziwnie blisko jej magnum. Natasha za to wydawała się niezmiernie czymś rozbawiona. Jednak nikt nie zgłosił przeciwu.

- Niech będzie tak, jak powiedział Barton. Oczekuję, że do wieczora wszyscy będziecie gotowi. Jeśli jednak zawiedziecie, wiedzcie, że poleci nie tylko jego głowa, ale cały departament. - Rzucił na stół trzy telefony. - Powodzenia, agenci.

*

Maria Hill miała na sobie sukienkę prawie tak obcisłą jak jej codzienny mundur, jednak odsłaniającą ramiona i część pleców. Od gwizdnięcia na jej widok powstrzymało Clinta zimne jak lód spojrzenie (które jednak nie dorównywało morderczym spojrzeniom Natashy).

- Myślałem, że to ja mam zająć się gospodarzem, a ty tylko koordynujesz - wyszeptał, poprawiając spinki przy mankietach.

- Barton, za dużo sobie pozwalasz - odparła, obrzucając go krytycznym spojrzeniem.

- To był komplement! - zawołał urażonym tonem. I tak wiedział, że wygląda lepiej. Wyglądał najlepiej. Stark nie miał szans. - Poza tym, Marie, jaki Barton? Brandt, William Brandt, bądźmy profesjonalistami.

Maria wyglądała jakby miała ochotę uderzyć go w twarz.

- Oczywiście, Bill - odparła po chwili, uśmiechając się prawie zalotnie.

Pseudonim z akcji z Huntem był dobry jak każdy inny. Chociaż Clint ciągle miał pretensje do Nicka o to, że żeby dowiedzieć się, że jednak nie spieprzył poprzedniej misji, musiał przetrwać pół roku za biurkiem, burzę piaskową i pracę z Benjim.

*

Wszyscy wiedzieli, jak wyglądają przyjęcia Tony’ego Starka. Zespoły, na których koncerty nie stać przeciętnego obywatela, dużo półnagich kobiet i jeszcze więcej alkoholu. Ta impreza nie różniła się pod tym względem od poprzednich. Clint szybko rozejrzał się po sali, wynajdując wzrokiem ważniejsze twarze. James Rhodes, przyjaciel Starka, w wojskowym mundurze, popijał drinka. Obok niego stała nieznana blondynka w ciemnozielonej sukience, Rhodes nie będzie stanowił przeszkody.

W drugim końcu sali właśnie pojawiła się Virginia Potts, była partnerka Starka, obecna dyrektor Stark Industries. Właśnie chowała do srebrnej torebki z najnowszej kolekcji Dolce&Gabbany telefon. Przez chwilę rozglądała się, jakby szukając kogoś w tłumie, i kiedy wreszcie znalazła tę osobę, Clint wiedział, że będzie to Stark we własnej osobie.

- Stark na twojej pierwszej - syknęła Maria, wciąż uśmiechając się lekko i kiwając głową innym gościom. Clint miał ochotę przewrócić oczami, ale sam powiedział, że mają być profesjonalistami.

- Weszłam - usłyszał w słuchawce głos Natashy. Popatrzyli z Marią na siebie porozumiewawczo.

- Bill, napiłabym się czegoś mocniejszego, jeśli byłbyś tak miły i… - Odwróciła się w jego stronę, kładąc mu na ramieniu swoją dłoń.

Clint bez słowa podążył w stronę baru. Po drodze minął Starka, który obrzucił go przeciągłym spojrzeniem, w odpowiedzi Clint spojrzał mu w oczy, a potem obserwował go, stojąc przy barze. W międzyczasie Maria zajęła rozmową pannę Potts.

Stark krążył po sali, witając gości, ale kiedy tylko zostawał sam, spoglądał na Clinta, najpierw dość niepewnie, ale później z coraz większym zainteresowaniem.

- Jestem na miejscu, dezaktywowałam sztuczną inteligencję Starka na osiem minut, kiedy się włączy, Stark musi być zdjęty. - Natasha brzmiała jak zwykle spokojnie, ale Clint poczuł, że szklanka wysuwa mu się ze spoconej dłoni. Osiem minut, osiem minut, żeby zaciągnąć Starka do sypialni, da radę, niech Maria przestanie wpatrywać się w niego, jakby miała w razie porażki wyciągnąć skądś swoje ukochane magnum (co zapewne planowała zrobić).

- Żona? Dziewczyna? - Prawie podskoczył, słysząc obok siebie męski głos. Nie zauważył, kiedy Stark oparł się o bar obok niego. Uniósł brwi, kiedy Clint bardzo niesubtelnie obejrzał go od góry do dołu i przysunął trochę bliżej.

- Raczej szefowa, miałem pecha trafić na tę niewłaściwą zapałkę - powiedział lekceważącym tonem, wpatrując się w dłoń Starka, która właśnie gładziła brzeg szklanki wypełnionej złocistym płynem. - Albo szczęście. To zależy.

Popatrzył Starkowi w oczy.

- Pięć minut - powiedziała Natasha w tej samej chwili, kiedy Stark uśmiechnął się:

- Od czego?

Rybka połknęła haczyk. Clint odstawił swoją szklankę, wcale nie przypadkiem dotykając wolnej dłoni Starka leżącej na barze.

- Raczej: od kogo?

Stark przestał się uśmiechać, za to odwrócił się bez słowa i ruszył w tłum.

- Bill, twój miliarder ucieka. - Po chwili obok niego zjawiła się Maria.

- Trzy minuty.

Clint wziął Marię w ramiona.

- Marie, wątpisz we mnie? - wyszeptał jej do ucha. - Wątpisz w garnitur od Armaniego?

Ktoś za jego plecami odchrząknął. Kelner z burzą rudobrązowych włosów i z Ray Banami na nosie sprawiał wrażenie, jakby miał za chwilę złapać Clinta za rękaw.

- Pan Stark czeka.

Clint uśmiechnął się tryumfująco.

*

Wszystko zdawało się przebiegać zgodnie z planem, ręka Starka ściskająca tyłek Clinta, broda drapiąca jego podbródek i język w ustach, dopóki do pokoju nie wpadł Kapitan Ameryka.

- Tony! - zawołał, zrywając Starka z Clinta. - To pułapka!

Zanim Clint stracił przytomność, zdążył jeszcze usłyszeć:

- Oczywiście, ale to nie znaczy, że musisz mi psuć zabawę, Steve…

*

Obudził się z mokrą szmatką na głowie w satynowej pościeli. U jego boku siedział Kapitan Ameryka (oczywiście, że słyszał plotkę o tym, że znaleziono oryginalnego Kapitana Amerykę, ale to była tylko plotka, poza tym, co Kapitan Ameryka miałby do roboty na przyjęciu Tony’ego Starka?), a przy wejściu do pokoju Maria Hill kłóciła się z Tonym Starkiem. Za to Natasha i Virginia Potts wydawały się z trudem powstrzymywać śmiech.

- Serio, wczoraj, wczoraj zgodziłem się na wszystkie warunki Fury’ego, zgodziłem się zaopiekować nawet naszym Reliktem Przeszłości, nie rozumiem, po co mielibyście próbować się włamać do moich systemów, jeśli Fury myśli, że mam przed nim jeszcze jakieś tajemnice, to oczywiście się nie myli, ale jeśli sądził, że nie zorientuję się, kim jesteście…

- Skoro było to tak oczywiste, to czemu, do cholery, pozwoliłeś nam kontynuować tę farsę? - wybuchła Maria. - Co was tak śmieszy, agentko Romanoff?

Natasha tylko pokręciła głową.

- Tak, było to bardzo zabawne. Poza tym, agent… Barton, jeśli się nie mylę, naprawdę dobrze wygląda w tym garniturze. Och, obudziłeś się, to dobrze, dobrze. - Stark uśmiechnął się z aprobatą. - Steve’a trochę poniosło, Steve, przeproś pana agenta, nie jego wina, że wygląda tak dobrze w obcisłych garniturach… Chociaż nie, wróć, to w pełni jego wina, ale nikt nie ma mu tego za złe.

Kapitan Ameryka, który do tej pory miał minę przywodzącą na myśl zbitego psa, zmarszczył brwi.

- Jestem osobą, panie Stark, nie widzę potrzeby, żeby…

- Tak, tak, niech ci będzie. - Stark machnął ręką, a potem złapał Marię Hill. - Proponuję, żeby omówić to na osobności, najlepiej jeszcze zadzwonić do waszego szefa…

Pokój opuściły także Potts i Natasha. Kapitan Ameryka nie spuścił oczu ze Starka, dopóki ten nie zamknął za całą czwórką drzwi. Clint nie potrafił powstrzymać prychnięcia, ale postanowił, że na razie zachowa swoje uwagi tylko dla siebie (żeby później móc rzucić wszystkim w twarz jakimś tryumfującym: „wiedziałem od samego początku, że to nie był cios zatroskanego przyjaciela, ale atak zazdrości”.)

- Pan Stark ma rację, powinienem przeprosić, poniosło mnie. Kiedy zauważyłem, że obaj opuściliście pokój, a za chwilę JARVIS poinformował o intruzie w pracowni…

Clint popatrzył na zaczerwienione policzki Kapitana Ameryki, notując w głowie: definitywnie zazdrość.

- Ryzyko zawodowe, pewnie sam zachowałbym się podobnie na twoim miejscu, spoko. Już zapomniałem o całej sprawie, a całkiem zapomnę, kiedy przestanie boleć mnie głowa, zwłaszcza, jeśli mamy być od tej pory partnerami.

*

Po tej przygodzie Clint stwierdził, że następnym razem to on koordynuje misję i niech Maria sama radzi sobie z miliarderami i ich zazdrosnymi, superbohaterskimi chłopakami. Ot co.

fanfiki

Previous post Next post
Up