ciekawam, czy z tej notki coś dziś wyjdzie. mam przed sobą miseczkę jelly beans i herbatę, więc jest dla nas nadzieja.
nie ruszyłam Dzieła Wiekopomnego ani Tekstów-Które-Miały-Być-Skończone-Jakieś-Pół-Wieku-Temu. nie ruszyłam też Gry, więc generalnie zastój intelektualny w pełni. kawałek fasolki przykleił mi się do zęba...
co dalej, ostatnio rozkminiałam z jedną z dziewczyn na omeglu ficka na temat Sherlocka mieszkającego w wiktoriańskiej posiadłości, znajdującego w swoim pokoju
pocket!Johna, tak mi się ten pomysł spodobał, że mam pierwszą stronę, po angielsku! a więc drżyjcie narody, stało się. co prawa tekst wymaga poganiacza niewolników bety, ale jestem dobrej myśli. przynajmniej na razie.
z wiadomości absolutnie mega zajebistych udało mi się za 10 zł (!) kupić drugą część trylogii Marka Gatissa opowiadającej o przygodach Lucifera Boxa. jestem dzieckiem szczęśliwym i właśnie przechodzę przez część pierwszą. Lucifer jest absolutnie cudownym, czarującym mężczyzną, uwielbiam go!
z informacji mniej szczęśliwych, w czwartek mam prowadzić zajęcia, ale niestety nie zobaczyłam filmów/nie mam ich/nie przeczytałam nic na ich temat i zważywszy na to, że są to takie zajęcia, a nie inne, to nawet mi nie zależy. a powinno, bo pracuję na ocenę
troublemaker_89 zrobiło mi się jakieś potworne uczulenie i nie wiem cóż to takiego, moja matka twierdzi, że to z rzodkiewek, co niesamowicie boli moją świadomość. natomiast z okazji długiego weekendu pojeździłam trochę na rowerze, przekonując się, że moja kondycja pozostawia wieeele do życzenia. ale spokojnie, będę nadrabiać. powinnam jak najszybciej odzyskać kontrolę nad tym jak jem, bo znów się trochę z tym zgubiłam.
a po moim pulpicie again chodzą shimeji, tym razem Mycroft Holmes! jest absolutnie rozkoszny i ma parasolkę, niczego więcej nie potrzebuję.
nic, idę ogarnąć cokolwiek, może chociaż z pół sceny dopisać... potrzebuję wrócić na studia, bo gnuśnieję!
so, powodzenia w pracy, kto musi pracować i do zobaczenia za jakiś czas pewnie.
a jelly beans szkodzą mi na żołądek...