I siódemka. Za późno wstawałam, żeby udało mi się poprawić graficzny wygląd szóstki, więc zrobię to jak wrócę ;) To samo z siódemką.
Opowiadanie: Szalona Rzeczywistość
Tytuł rozdziału: Nic tak człowieka nie cieszy jak wagary.
Rozdział: 7/?
Ilość słów: 2325
Data pierwszej publikacji: 16.02.2010
Występują: Azzurra, Aqila, Carla, Elena, Sveva, Alberto, Cesare.
Sveva siedziała na mini-trybunach mediolańskiego stadionu na którym dzisiaj odbywał się mecz. Oczywiście, że chętnie przyszła. Oczywiście, że istniały dwa poważne powody dla których tutaj dzisiaj siedziała. Pierwszym oczywiście był Adriano. Jej najlepszy, ukochany przyjaciel. Mimo, że czasami ją irytował, bo znał strasznie dużo sekretów do których nikt innych nie miał dostępu. Był dla niej niczym brat i nigdy by go nie opuściła.
Drugi powód miał niesamowite brązowe oczy niczym mleczna czekolada, ułożone w lekkim nieładzie czarne włosy oraz czerwono-czarną koszulkę z numerem trzy. Chyba już wszyscy wiedzą o mowa? Eh, na początku jak się poznali to nie polubiła go szczególnie. Wydawał jej się zwykłym włoskim nastolatkiem, jakich przecież wielu. Z czasem po kilku krótkich spotkaniach jakoś zmieniła o nim zdanie. Wydawał jej się bardziej przystojny, bardziej inteligentny i taki, nie mogła znaleźć właściwego określenia, ale był bardziej od wszystkich pod większością względów.
Ostatnie spotkanie wspominała z bardzo szybkim biciem serca. I chociaż bardzo się starała udawać, że jest jej obojętny z każdym dniem szło jej to coraz gorzej. Dwa tygodnie temu w chwili zupełnej słabości powiedziała o tym Pico, czuła się odrobinę lepiej. Chociaż nie pomagały jej, rzadkie, bo rzadkie, ale jednak kpiny Adriano. Żeby nie szukać za daleko dzisiejsze nocne esemesy. Pod tym względem szczerze go nienawidziła, ale on należał do tego gatunku, którego jak się już dobrze pozna to trudno nie lubić. Niestety...
- Cześć. - Usłyszała zupełnie niespodziewanie głos, który dla niej była niczym piosenka ukochanego Three Doors Down.
- Cześć - powiedziała, starając się na niego nie patrzeć. Gdyby to zrobiła, witałaby się już z podłogą. Z uwagą zaczęła się wpatrywać się w swoje granatowe adidasy, które nagle wydały jej się bardzo interesujące. - Gratuluje wygranego meczu. - Usłyszała swój głos po kilkudziesięciu sekundach milczenia. Tyle, że nie brzmiał jak jej, był taki milszy, spokojniejszy i taki... obcy.
- Dzięki. - Obdarzył ją najpiękniejszym uśmiechem jaki ona widziała. Kurde, czy ja się zabujałam? Tak, wpadłam po uszy. - Słyszałem, że szykuje się u was w szkole konkurs... Adriano coś wspominał. - Postanowił zaryzykować kłamstwo, modląc się w duchu by trafił. Dzisiaj los był dla niego łaskawy...
- Serio? Nie sądziłam, że on cokolwiek o mnie mówi. Ale rzeczywiście mamy konkurs o tematyce jesiennej.
- Co malujesz?
- Sama jeszcze nie wiem. Temat jest taki strasznie oklepany więc trudno znaleźć coś oryginalnego - powiedziała, spoglądając na niego. Momentalnie poczuła suchość w gardle, kiedy napotkała takie dziwnie badawcze mleczno czekoladowe spojrzenie. Patrzyli na siebie bez słowa, bo one tutaj nie były potrzebne. Mierzyli się wzrokiem jakoś tak przenikliwie jakby chcieli odgadnąć swoje myśli, ale jednocześnie tak nieśmiało. Bum, bum, bum. Mogła się założyć, że w tej chwili słyszał bicie jej serca, bo dudniło jej w piersi niemiłosiernie. Poczuła kompletną pustkę w głowie. Mogłaby tak patrzeć w jego oczy cały czas, ale czuła się teraz jakoś tak... dziwnie.
- A może... byś dała mi swój MSN albo numer komórki. To zgadalibyśmy się czasami - powiedział dosyć nieskładnie, a Sveva miała wielką ochotę skakać z radości. Tak, tak, tak, tak, tak!!!
- rosso_sv@msn.com - powiedziała, gdy wyciągnął z kieszeni swój czarny LG z klapką. - A mój numer to osiem siedem jeden pięć trzy siedem jeden dziewięć cztery.
- Dzięki. - Uśmiechnął się szeroko, a ona poczuła, że gdyby nie to, że siedzi, witałaby się z podłogą; już po raz drugi dzisiaj.
***
Azzurra siedziała przy biurku w czarnych spodenkach i koszulce AC Milanu z numerem dziewięć opatulona pomarańczowo-czerwonym kocem. Było kilka minut po ósmej, a ona od kilkunastu minut wciskała klawisze myszki zawzięcie układała pasjansa. Kiedy po raz setny zauważyła napis "wygrana", przez głowę przeszła jej wiązanka różnorakich przekleństw. Nienawidziła być chora mimo tego, że nie chodziło się do szkoły. Ona wolała nie chodzić tam z zupełnie innego powodu.
Podniosła się z krzesła i wolnym krokiem zeszła na dół, bo zachciało jej się pic. Westchnęła ciężko i otworzyła lodówkę, wyjęła z niego karton soku z hiszpańskiej mandarynki (jej ulubiony). Wyjęła szklankę i wlała sobie niemal do pełna, przy okazji trochę rozlewając.
- Kurwa, pierdolona mać! - wrzasnęła głośno. W takiej chwili tylko się cieszyła, że mama znalazła sobie pracę w liceum plastycznym i wraca do domu o czwartej. Westchnęła ciężko i szmatką, którą przed chwilą wzięła z kaloryfera. Jak na złość akurat w tamtej chwili zadzwonił dzwonek do drzwi. - A niech to chuj, kurwa. - Niech żyją przekleństwa.
Rzuciła szmatkę na rozlane picie i wolnym krokiem ruszyła w kierunku drzwi. Nie patrząc przez wizjer, otworzyła je. Kiedy ujrzała trzy uśmiechnięte koleżanki z klasy, trzymające w rękach dwulitrowe butelki Coca-Coli i Cherry Coke, paczkę solonych krakersów i paluszki. Zanim zdążyła zrozumieć co się dzieje stała w drzwiach z bardzo zdrową żywnością w rękach, a dziewczyny zdejmując buty i zostawiając torby albo plecaki, zależy w jakim przypadku, w przedpokoju, weszły dalej.
Azzurra trzasnęła drzwiami i ruszyła za nimi.
- Postanowiłyśmy, że też si rozchorujemy. - Uśmiechnęła się Carla. - Nasze towarzystwo pewnie umili ci chorobę.
- Taa... Chodźcie na chwile do kuchni, rozpakujemy to - mruknęła Azza, kierując się do pomieszczenia. Trójka dziewczyn ruszyła za nią zawzięcie o czymś pertraktując. Azzurra nie miała jednak słuchac ich uważnie. Ból głowy robił swoje. Wytarła plamy soku i odłożyła szmatkę na kaloryfer. Z szafki wyjęła szklanki, położyła je na stół i otworzyła krakersy i paluszki.
- Azzurra sama powiedz. Komedie romantyczne są beznadziejne - powiedziała Carla, biorąc do ręki szklanki, Elena wzięła krakersy, a Aqila paluszki i Cherry Coke, a Azza wzięła
- Eh, to zależy. Jeśli chcesz obejrzeć coś lekkiego, bez tragicznego zakończenia to nie zgadzam się z tobą. Jeśli chodzi o ambicje takich filmów to masz racje - odparła Azzurra, idąc do pokoju.
- Oj, dajcie spokój. Nie jest aż tak źle... - powiedziała Elena trochę tracąc ochotę na dalsze dyskusje. Czwórka dziewczyn weszła do pokoju i usadowiły się na łóżku.
- Wiesz, a widziałaś kiedyś, nie wiem, załóżmy "Książe i ja"? Proszę cię, przecież to jest badziew do kwadratu. - odparła Carla.
- No tak, ale przecież nie każdy jest taki? Weź na przykład "Ona to on". Nie jest takie złe.
- powiedziała Aqila, próbując wesprzec jakoś Elenę, która była już trochę zrezygnowana.
- A ja zawsze lubiłam bajki - stwierdziła Azzurra.
- O tak. - Uśmiechnęła się El. - Ja najbardziej lubiłam "Piotrusia Pana".
- Nie - skrzywiła się Aqila. - Najlepsze są "Nowe Szaty Króla"
- Ja tam byłam zakochana w Kundlu, kręciłam z Piotrusiem Panem i jeździłam na Mustangu - zaśmiała się Azza.
- A ja uwielbiam "Shreka" i "Epokę Lodowcową" - wyraziła swoje zdanie Carla.
- Oraz "Asterix i Obelix" - dodała Aqi.
- Najlepsi byli na Olimpiadzie. To jak wymyślali piłkę nożną i końcówka z Zidane'em i Jordanem - powiedziała Azza, biorąc do kilkanaście paluszków.
- Ej, nie pozwalasz sobie za bardzo? - zaśmiała się Carla, palcem dźgając Azzę w brzuch. Azzurra wybuchnęła śmiechem, kiwając przecząco głową. - You are crazy - dodała po angielsku, gdy Azza omal nie spadła z łóżka ze śmiechu, oczywiście.
- Wariatko, uspokój się - powiedziała, szczerząc zęby Aqila.
- Oglądałyście trójkę „Epoki..."? - zapytała Elena, gdy Azza powoli się uspokajała i zaczęła zbierać paluszki, które wypadły jej z ręki.
- Przecież byłyśmy na tym razem w kinie - zauważyła Carla.
- Oj, wiem. Pytałam się Azzurry. - Przewróciła oczami El.
- W liczbie mnogiej? - Drwiący ton i podniesiona brew Carli zdenerwowały by każdego tylko nie ją. Cóż Elena była inna. Dla niektórych wyjątkowa, dla innych dziwna.
- Nie oglądałam - odparła Azza, jedząc krakersa.
- Głodomór jeden - zauważyła Aqila.
- Aleś ty zabawna. - Wystawiła jej język Azzurra.
Przez dłuższą chwile żadna z nich się nie odzywała i słychać było tylko chrupanie albo siorbanie.
- Oglądamy coś? - przerwała ciszę Carla, ziewając lekko.
- Tak - uśmiechnęła się Azza, ciesząc się, że ktoś wreszcie wpadł na jakiś pomysł. - Ale co?
- Horror.
- Film akcji.
- Komedie romantyczną - posypały się w tym samym czasie różne propozycje.
- Horrory są beznadziejne - powiedziała Carla, krzywiąc się. - Przez cały film to samo. Zawsze wszystko wiadomo. A filmy akcji są pełne zwrotów i różnych zawiłych wątków. Komedie romantyczne są zazwyczaj tandetne i zawsze na końcu jest "i żyli długo i szczęśliwie" Chociaż to chyba dobrze, w pewnym stopniu oczywiście.
- A co jest fajnego w oglądaniu spoconych i ostrzeliwujących siebie nawzajem facetów? - zapytała Aqila zapewne chcąc się odgryźć. Kiedy Carla zrobiła wszystko wiedzącą minę, Aqi doszła do wniosku ze jeśli chodzi o jej zdanie to akurat była zaleta tego typu filmów.
- No to teraz już wiem dlaczego masz całą półkę takich filmów - zakpiła, co Carla skwitowała pobłażliwym uśmieszkiem.
- A ja proponuję jakąś bajkę? - uśmiechnęła się szeroko Azza, co wszystkie po chwili odwzajemniły.
- Tylko jaką?
- „Zakochanego Kundla"
- Nie. „Epokę Lodowcową" - zaproponowała Carla.
- Dobra. Ja włączę - powiedziała Aqila.
- Tylko wyłącz MSN - odparła Azzurra, opierając głowę o kolana Carli.
- Nie za wygodnie ci? - zapytała Vico.
- Nie. - Wyszczerzyła się d'Addio.
Chwilę później wszystkie siadały na łóżku wpatrując się w ekran komputera. Nie minęło kilka minut, a już spadały z łóżka ze śmiechu.
- Loffciam cię, Sid - powiedziała Aqi tonem plastikowej lalki Barbie, co skończyło się niezbyt miłym powitaniem z twardą podłogą chociaż czerwony dywan nieco amortyzował upadek.
***
Cesare d'Addio stał przed planem lekcji, przywieszonym na korkowej tablicy w szkolnym holu. Niemal cały weekend spędził na braniu i odkładaniu telefonu komórkowego, zastanawiając się czy zadzwonić do Adelaide czy nie. Wiedział, że przecież chciała, żeby zadzwonił, bo w końcu sama go o to poprosiła, ale jemu ręce się trzęsły na samą myśl, że ma to zrobić. To było takie pokręcone...
Westchnął ciężko i wpatrywał się w plan pierwszej "C". Klasy Adelaide Citti. Dowiedział się o tym od Adamo z którym przeprowadził dzisiaj krótki wywiad środowiskowy. Dowiedział się kilka ciekawych rzeczy. Lubi włoskiego indie-rock’a, najchętniej głowi się nad matematycznymi cyferkami, nie znosi historii i włoskiego, lubi oglądać mecze piłki nożnej, ale nie ma ulubionego zespołu. A przede wszystkim jest wolna. Wolna, wolna, wolna! Do ciężkiej cholery, wolna!
- Cześć. - Usłyszał zza swojego ramienia. Uśmiechnął się do siebie, jednocześnie czując jak lekko drżą mu ręce i serce bije przyśpieszonym rytmem.
- Cześć - odpowiedział, obracając się. Oto Adelaide Citti stała przed nim w całej krasie. Zielona tunika, czarne legginsy, zielone trampki. Czarne kręcone kosmyki włosów podskakiwały radośnie, a lekkie rumieńce dodawały tylko uroku.
- Jak ci minął weekend?
- Oprócz meczu nie było nic ciekawego.
- Jakiego meczu?
- Mój tata jest trenerem Giovannisimich Nazionalich w AC Milanie i byłem u nich na meczu.
- Ooo... To fajnie. - Uśmiechnęła się szeroko. - To jak pomożesz mi we włoskim?
- Nie ma problemu. Może jutro?
- Ok. O której kończysz?
- O piętnastej.
- To tak jak ja. Będę czekała pod szkołą. - Pomachała mu i ruszyła w tylko sobie znanym kierunku. Czemu ona zawsze tak go zostawiała? Samego, nieco zdezorientowanego i aż za bardzo wpatrzonego w jej sylwetkę.
***
Zapach świeżo upieczonej szarlotki roznosił się po mieszkaniu w starej kamienicy na Via Tocchi. Carla wyjmowała właśnie z piekarnika, blachę z owym ciastem. Lubiła piec, szczególnie szarlotkę oraz biszkopt z galaretką, które należały do jej ulubionych ciast. Uśmiechnęła się szeroko i wyjęła nóż z szuflady. Pokroiła ciasto na w miarę równe kawałki, wyjęła dwa talerzyki z szafki i nałożyła na nie ów słodycz.
- Mamo, chcesz kawałek? - zawołała, wyjmując łyżeczki z szuflady.
- Ale mały, bo za chwilę wychodzę. - Usłyszała dość zaskakującą odpowiedz.
- Gdzie? - zapytała zdziwiona Carla, idąc do pokoju dziennego. Gdy ujrzała matkę w granatowej sukience ze świecącymi diamencikami przy dekolcie, oczy omal nie wyleciały jej z orbit. - Hę? - Heloł, o co kaman? Kobieta udawała, że nie widziała zdziwionego spojrzenia córki. Podeszła do dosyć dziwnego lustra w przedpokoju. Kupiła go kilka lat temu na wakacjach w Lizbonie. Kiedyś miał pozłacaną ramę w starym stylu, teraz był srebrny z fioletowymi zawijasami. - Mamo powiesz mi, gdzie się wybierasz? - zapytała Carla, opierając się o ścianę.
- Do restauracji...
- Z?
- Z Biancą. - Bianca Vazzarri była przyjaciółką Ilarii. To ona pomogła jej rozkręcić antykwariat, ona pomogła w wychowaniu Carli, ona była wyśmienitą słuchaczką i zawsze podawała pomocną dłoń. Dla młodej Vico była niemal drugą matką.
- A to nie ona mówiła w niedzielę, że wyjeżdża na cztery dni do rodziny do Rawanny? - zapytała Carla, zakładając ręce na wysokości klatki piersiowej.
- Eee... Zadzwoniła do mnie dzisiaj i powiedziała, że jednak nie jedzie.
Carla spojrzała na matkę wątpiąco, ale nic nie powiedziała. Ruszyła do kuchni po szarlotkę, ale zanim dotarła do pomieszczenia usłyszała krótkie „Pa. Będę późno, nie czekaj na mnie” i skrzęk klucza w zamku. Westchnęła ciężko, czując, że matka coś przed nią ukrywa. A ona tego nienawidziła. Westchnęła ponownie i wyjęła z szafki większy talerz. Wyłożyła na niej dwanaście kawałków ciasta i biorąc je przeszła do przedpokoju. Wzięła klucze i wyszła z mieszkania, zamykając drzwi. Piętro niżej mieszkała jej koleżanka Alessia Fortezzi. Była od Carli o rok starsza, miała farbowane rude włosy i kolczyk w języku. Fanka Negrity, Ishwary, Within Tempation oraz Lacuna Coil. Wokalistka i gitarzystka zespołu, założonego razem z przyjaciółmi, La Nostra Voce*. Posiadaczka absolutnie fantastycznej, według Carli, bordowej gitary.
Zapukała do drzwi mieszkania rodziny Fortettich, a po chwili otworzyła je około czterdziestoletnia szatynka z sympatycznym uśmiechem, matka Alessii.
- Dzień dobry - przywitała się Carla. - Jest Ales?
- Tak. W swoim pokoju. - Uśmiechnęła się kobieta, wpuszczając ją do mieszkania. Carla skierowała się do pokoju dziennego skąd było przejście do innych pomieszczeń. Zapukała w drewniane drzwi, oklejone różnymi plakatami. Słysząc stłumione „proszę” otworzyła je i ujrzała Alessię, klikającą zawzięcie w klawisze klawiatury.
- Cześć. Masz ochotę na szarlotkę? - zapytała panna Vico, uśmiechając się szeroko.
- Głupie pytanie. Przecież znasz moją odpowiedz - zaśmiała się rudowłosa, wyłączając monitor komputera. - Jestem fanką twoich wypieków.
- No, mam nadzieje - zaśmiała się blondynka.
Carla rozsiadła się na łóżku podczas, gdy Alessia włożyła do odtwarzacza płytę Negrity. Jedząc ciasto, żartując, słuchając muzyki zabijały nudę i poczucie niewiedzy Carli.