Dwa sposoby spożywania fig, part II

Nov 01, 2010 10:32



Konia tanio nie ceń, króla o mało nie proś

Clark pochylił się nad surową szarlotką, czekającą w swojej kolejce do piekarnika. Jabłka pachniały obłędnie, zasypane cukrem waniliowym i cynamonem. Mama krzątała się po kuchni, wyciągając z pieca blachy gotowego już drożdżowca. Uśmiechnęła się, widząc minę Clarka.
    "Żadnego próbowania i podskubywania, synek. Sio mi z łapami. Lepiej otwórz słoik konfitur śliwkowych."
    Clark przewrócił oczyma, ale posłusznie sięgnął ponad głową mamy do szafki kuchennej, otworzył drzwiczki i wydobył dwa słoje. Konfitury śliwkowe były kwaskowate, cierpkie i idealnie pasowały do drożdżowego ciasta.
    Na zewnątrz zaczynała się wietrzna, chłodna jesień, a w kuchni było ciepło, pachnąco i bezpiecznie. Można było rozsiąść się przy stole, zapomnieć o szkole, i za pomocą super szybkości podjadać ukradkiem owoce przygotowane do kolejnych słynnych wypieków Marthy Kent. Clark miał chwile zwątpienia w świat, kiedy to ludzie wydawali się niewarci wiary, bezduszni i pokręceni, a najwspanialsze marzenia były oddalone tak, że właściwie zamieniały się w młodzieńcze, naiwne mrzonki. Lex mówił, że nie ma nic złego we mrzonkach, można było na nich dobrze zarobić...
    Ale gdy Clark siadał z mamą w kuchni, i odkręcał słoiki, gdy pomagał przygotowywać weki i ostrzył noże, wtedy Clark na nowo zaczynał wierzyć, że może jednak świat jest czymś więcej niż tylko błotnistą kulą pełną mrzonek i niespełnionych snów. Grunt, że miało się swoją kuchnię, żeby do niej wrócić i zjeść jabłka z cynamonem.
    Gdy Clark o drzwi kuchni zastukał Lex. Smukły, czarny i modny w swoim jesiennym płaszczu i skórzanych rękawiczkach. Clark spojrzał na niego i uśmiechnął się szeroko, po czym pospieszył, żeby otworzyć.
    "Hej Lex. Wchodź szybko, bo ciepło wypuszczasz."
    "I zapach." Lex pociągnął nosem i westchnął z aprobatą. "Pani Martho, pani wypieki nie mają sobie równych."
    "Przyznaj, po prostu chcesz dostać paterę ciasta." zaśmiał się Clark i zamknął drzwi za Lexem, pomagając mu zdjąć płaszcz i wieszając go przy swoim ocieplanym palcie. Ubrania Lexa zwykle miały pewne wymagania, których ubrania Kentów nie posiadały, ale uporali się i z tym. Clark cichcem przemycił na dół do kuchni wieszak i chociaż nic nie było powiedziane, ogólnie wiadomo było, że wieszak ów przeznaczony jest do przyodziewków Lexa.
    "Odkryłeś moje niecne plany." z galanterią odparł Lex i pocałował mamę w dłoń. "Przybywam w pokoju. I po drożdżowca."
    "Gdzie naszym wypiekom do smakołyków z Metropolis." zauważyła mama, ale jej uśmiech był szczery i przyjazny. "Ale jeżeli masz ochotę, możesz drożdżowca dostać."
    "I pieroga na drogę, do kieszeni." wtrącił Clark i zaśmiał się widząc zaskoczoną minę Lexa.
    I tak Lex został wciągnięty w jesienne wypiekanie ciast Kentów. Kategorycznie odmówiono przyjęcia jego pieniędzy za ciasto, natomiast zgodzono się chętnie na pomoc, ponieważ w kuchni Marthy Kent zawsze przydawała się jeszcze jedna para rąk do roboty. Lex został zaprzęgnięty do obierania jabłek, ponieważ tylko to jako tako mu wychodziło. Martha się śmiała, Clark nie komentował, a Lex z cierpliwym uśmiechem manewrował nożem, raz po raz upewniając się, czy aby na pewno nie chcą gratyfikacji pieniężnej.
    "No co ty!" obruszył się Clark, uśmiechając się szeroko. "Kasa jest kasa, a twoja mina jak obierasz antonówki, jest bezcenna!"
    Lex był dobry w utrzymywaniu chłodnego milczenia, chociaż widać było, że jest to tylko parawan. Przykrywka, którą stosuje, gdy jest zadowolony i przeraża go to na tyle, że woli się schować.
    Prace przy ciastach mamy uwieńczyło jedenaście blach jabłecznika, trzy patery ciastek owsianych i ogromnych rozmiarów drożdżowiec z konfiturami wiśniowymi. Clark z rozbawieniem obserwował jak Lex zostaje usadzony za stołem, jak dostaje kubek z obitym brzegiem, parujący herbatą z cytryną, kawał świeżej szarlotki. Martha w matczynym uniesieniu zawyrokowała, że jest zbyt chudy, żeby nie dostać do swojej herbaty łyżki prawdziwego miodu. Na przytyk, że jej mąż nie karmiłby z taką chęcią potomka rodziny Luthorów, odpowiedział Clark.
    Że na miód zasługuje każdy.
    Lex spojrzał się wtedy na niego, jak na wariata, ale jego uśmiech był nietypowo delikatny. I wywołał w żołądku Clarka drżenie, podobne do tego, jakiego doświadczał, podglądając Lanę przez teleskop z szopy.
    Okazało się, że Lex przyszedł w interesach, że miał na oku bank, gotowy udzielić Kentom pożyczki na korzystnych warunkach, że ma papiery w teczce i telefon do dyrektora banku, w razie, gdyby trzeba było poręczenia. Ale banki, papiery i kredyty zeszły na plan dalszy, bo zapachy ciasta i owoców parowały dookoła, a za oknami szalała jesienna szaruga i czas na chwilę stanął w miejscu.
    "Można by pomyśleć, że świat kończy się tutaj, w waszej kuchni." powiedział Lex znad swojego kubka.
    Clark zapatrzył się w zarumienioną, rozluźnioną twarz przyjaciela i w jakiś sposób nie mógł z siebie wydobyć ani słowa. Coś rosło mu w piersi, naciskało, całkiem jak wtedy, gdy pierwszy raz biegnąc przekroczył prędkość dźwięku. Na szczęście podążyła mu z pomocą mama.
    "Świat powinien kończyć się zawsze w ciepłej, domowej kuchni."
    Lex uśmiechnął się i potaknął głową, nie patrząc na Marthę, tylko na Clarka.

end

by Homoviator 11/2010

dwa sposoby spożywania fig, clark kent, slashy content, lex luthor, smallville, fanfiction

Previous post Next post
Up