Ćma, request bleachowy

Sep 15, 2008 19:43


Request, okruch dla gokuma 
Bleach, pairing ShunsuiKira
raiting exists but nothing too much explicited


Kręcił się dokoła jego biura, niespokojny jak ćma wabiona światłem lampy. Z początku go ignorował, w sumie mało znał tego przystojnego, zbyt bladego mężczyznę, o szlachetnych rysach i zapadniętych oczach postaci tragicznej. Słyszał o tym jak padł ofiarą Ichimaru, jak był wykorzystany i zdradzony, ale zamiast współczuć, jak większość kapitanów, tylko wzruszał ramionami.

Z takim wyglądem Kira mógł przyciągać tylko nieszczęścia. Piękny, smutny i wiecznie zatopiony w melancholii, był zbyt wyłączony ze świata zewnętrznego, żeby przeżyć swoje istnienie w Seireitei bez przykrego epizodu. Bo Kyouraku całą tą przygodę z Aizenem i Ichimaru uważał jedynie za niefortunny epizod. Nie wart dłuższego zatrzymania, nie wart kilku miesięcy bolesnego milczenia, w jakim trwał Kira. Nie wart Kiry.

Shunsui czasami sam siebie zadziwiał swoją długowieczną mądrością, ocierającą się o apodyktyczny dystans i nienaturalny wręcz spokój. Powinien być bardziej czujący, bardziej ludzki, powinien żałować biednej ćmy, krążącej po nocach przy jego biurze, snującej się dookoła ogrodów, oddzielających rezydencję Kyouraku od apartamentów Ukitake. Oczywiście wiedział, że ogród jest wspaniały, specjalny ogrodnik, pracujący w posiadłościach Kuchikiego się nim zajął i uczynił wszystko, żeby stworzyć tutaj z roślin małe, kilkukilometrowe, zielone cacko. Kira jednak chodził po ogrodzie jak ślepiec, nie widząc jego piękna i wyglądał raczej jak ktoś poszukujący najgłębszej ciemności i ukrycia.

Kyouraku nie współczuł Kirze, nie było sensu. Lekcje czekają na nas na każdej z obranych dróg a żadne życie nie jest ani zbyt ciężkie ani zbyt lekkie. Może była to zgorzkniała prawda, ale Shunsui wiedział, że ma rację. Brodząca w ciemnościach ogrodu ćma także musiała prędzej czy później do tego dojść.

"Ale za nim dojdzie, zaproszę go na herbatę."

Piękne, wspaniale ukształtowane, brązowe oczy Kiry patrzyły na niego nieufnie, gdy wygłosił swoją propozycję. Jakoś tak trochę po północy postanowił wyjść na ganek swojej rezydencji a ćma, stojąca akuratnie przy opadającej już o tej porze roku magnolii, znieruchomiała w przerażeniu. Shunsui powstrzymał się od komentarza, widząc jak bardzo Kira stara się go nie obrazić i jednocześnie umknąć jak najszybciej, unikając jakiegokolwiek kontaktu. Blondas stał przy magnolii jak spłoszone zwierzątko z rodziny futerkowatych, a przez te jego wielkie oczy widać było tysiące przemykających wymówek.

Stanęło na tym, że Kira oznajmił, że jutro ma bardzo ważne spotkanie w swojej drużynie a Shunsui uświadomił mu, że jutro jest niedziela i nie ma takiej opcji, żeby dopadł w czasie wolnym większą ilość swoich podwładnych. No chyba, że poszedłby szukać ich do pobliskich restauracji i zamtuzów. To skutecznie zamknęło strumień wyjaśnień i grzecznościowych odmów. Kira z lekko zwieszoną głową podreptał posłusznie za Shunsui, w głąb jego pachnących kwitnącymi śliwami apartamentów.

Oboje wiedzieli, jak się to spotkanie skończy. Kyouraku był mile zaskoczony, że Kira nie ironizował ani nie usiłował być uprzejmy. Blondyn w milczeniu wkroczył w pokoje Shunsui, zdejmując grzecznie buty, dopasowując miecz i zostawiając go w holu. Był to znak, że czuje się bezpiecznie, jednocześnie chce sprawę załatwić szybko. Głupi. Takich rzeczy nigdy się szybko nie załatwia.

Przetrzymywał Kirę w salonie specjalnie, częstując go coraz to innymi słodyczami i dolewając raz po raz aromatycznej, cynamonowej herbaty. Widział niecierpliwość swojego gościa, kurtuazyjnie schowaną za ułożonymi równo na kolanach dłoniach, za powiekami, skrywającymi skromnie brązowe oczyska, za lekko zaciśniętymi ustami. Jeżeli Kira myślał, że dostanie ukojenie tak bezproblemowo, mylił się. Był zbyt ładny, zbyt wywrażliwiony i unurzany w melancholii o dramatycznym smaku karmelu, żeby tak łatwo puścić go z widelca.

Gdy Shunsui pochylił się wreszcie nad Kirą, blondyn spojrzał na niego szeroko otwartymi oczyma i zamilkł, przerywając w połowie jakąś anegdotę o kolejnym podboju miłosnym Shuuheia. Izuru pachniał karmelem i smakował karmelem. Nie tylko w okolicach ust. Shunsui powoli rozbierał go z zawojów kimona, odgarniając szorstkie, surowe materiały i zawijając ich obu w jedwabne kapy. Kanapa była niska i bardzo łatwo było ją rozłożyć. Tak jak bardzo łatwo było położyć się na Kirze i przycisnąć go całym sobą do posłania, wgniatając w pachnące drzewem sandałowym zawoje wełny, jedwabiu i płótna. Shunsui lubił otaczać się rzeczami wysokiej jakości, na pierwszy rzut oka widać było, że Kira, nauczony oszczędności, nie czuł się komfortowo wśród przepychu. Szkoda, szkoda, musi się przyzwyczaić. Przynajmniej ten jeden raz powinien pozwolić sobie na chwilę zapomnienia i rozluźnienia kontroli, na chwilę bezinteresownej wygody, przyjemności.

To chyba był powód, dla którego Shunsui wpuścił do swojego mieszkania niespokojną ćmę. Chciał jej podarować moment zawieszenia, bezruchu i wypocznienia, chciał chociaż na trochę ukoić nerwy i szarpaninę. Zmienić melancholię dramatyczną na melancholię smutną, ale do zniesienia. Znał na to tylko jeden dobry, skuteczny sposób.

Zawsze miał głupie zapędy altruistyczne i był dobry w łóżku. Kira to rozumiał. Nie miał pretensji, nie robił wyrzutów, tylko otworzył ramiona i przylgnął do Shunsui całym sobą. Bezwstydnie i tragicznie.

Męczył go dobrą godzinę, ugniatając, całując, głaskając, aby na koniec posiąść go i wprawnie doprowadzić ich obu do szczytu. Był zmęczony, nauczony robić wszystko bez przedłużonej gry wstępnej i uspokajania partnera, odkrył nagle ile pracy trzeba włożyć w kogoś, żeby zaoferować tego rodzaju rozluźnienie. Już prawie zapomniał, wyleciało mu z głowy jak dawno, dawno temu, na początku swojej kariery, robił to samo dla Ukitake.

Wszystko było kłębem fizycznych doznań, zlewających się z emocjami. Melancholia Kiry, wewnętrzne zimno i samotność były wyczuwalne w jego chłodnym, nieco sztywnym ciele, które długo trzeba było urabiać i obejmować, żeby w końcu się poddało. Izuru odwracał twarz, zduszał westchnienia, aby wreszcie dać upust zduszonym gdzieś głęboko w nim, cichym łzom. Nie tak powinna wyglądać ekstaza, ale być może tak właśnie wyglądało rozluźnienie tego zdrętwiałego, zmartwiałego w swoim bólu, stworzenia.

"Odpuść sobie... Już cicho...Spokojnie, ciii..."

Mokre westchnienie koło ucha Shunsui mówiło wyraźnie, że łzy są koniecznym elementem uspokojenia. Przetrzymał je więc, obejmując rozedrgane ramiona mamrocząc w blond włosy bezsensowne, mrukliwe słowa pociechy. Wiedział, że Kira ich nie rozumie, ale i tak potrzebuje kogoś, żeby mu je recytował.

Chwilę refleksji, że oto zrobił, i wciąż robi, coś bardzo głupiego i nierozsądnego, Shunsui przetrwał z dystansem kogoś wprawionego w grach miłosnych bardziej niż przeciętny uwodziciel. Czasami po prostu pewne rzeczy należało zrobić i już, a że Kira nie ułatwiał nikomu zadania, Kyouraku postanowił podejść do sprawy pragmatycznie. Właśnie miał kolejną sprzeczkę z Ukitake, tak jak zwykle co dwa, trzy lata zamieszkali znowu osobno, unikali się na zebraniach, udawali, że nie dostrzegają się w tłumie. Jak zawsze. A potem po paru miesiącach Jyuunshiro wpadnie po coś, czego zapomniał, a Shunsui przeprosi go znienacka, złapie i już nie puści, i znowu zejdą się. Tak jak zwykle, tak jak zwykle...

Ichimaru do Kiry już nie wróci. Im szybciej mała ćma to zrozumie, tym lepiej.

Po kilku minutach leżenia i obejmowania się w półmroku salonu, Kira pociągnął nosem, po czym wyłuskał się z ramion Shunsui. Rezolutnie, jak dobrze wyszkolone w etykiecie dziecko, pozbierał swoje porozrzucane ubrania i przeprosił. Nie wiadomo za co. Zapłakaną twarz i uklejony spermą brzuch wytarł w podkoszulkę, którą zwiną starannie w jak najmniejszą, niepozorną kulkę. Do wyrzucenia.

Shunsui usiadł na posłaniu i złapał Kirę za rękę. Była smukła, żylasta i nadspodziewanie silna. Kira nie wyrwał się, zaczynał powoli odzyskiwać swoje wyczucie uprzejmości i hierarchii wojskowej. Szkoda, szkoda...

"Nie idź jeszcze, Izuru. Weź prysznic, łazienka jest na końcu tego korytarza. Wróć, napijemy się herbaty."

Skinął niechętnie głową, rozerwany między chęcią ucieczki a kolejną sesją przytulania. Poszedł do łazienki i zabawił tam około kwadransa, a gdy wreszcie wrócił, cały pachniał lawendowym mydłem. Wciąż jeszcze trochę mokry, trochę parujący prysznicem, ulokował się przy boku Shunsui i objął go ramieniem dookoła brzucha. Nie mówił nic, ale można było zauważyć, że jest wdzięczny. Ćma choć na chwilę odzyskała spokój i była w tym stanie jeszcze bardziej urokliwa niż zwykle...

"Nie powinniśmy więcej tego robić." oznajmił szeptem Kira, wciąż wtulony w Shunsui i wyciągnięty przy nim leniwie. Kyouraku nakrył ich obu kocem i cmoknął czubek zmierzwionej blond czupryny.

"Nie powinniśmy."

Mądra ćma, zapobiegła stania się czasowym pocieszaczem Shunsui w momentach, w których rozchodzili się z Ukitake. Brązowe oczy patrzyły na Kyouraku z bliska, szczere i śmiałe, jednocześnie wspaniale ciepłe i rozumiejące. Zasługiwał na kogoś tylko swojego, nie tymczasowego, i wiedział to. Dobrze, taka świadomość pomoże mu pójść dalej, bez Ichimaru.

Leżeli tak sobie aż do rana, zasypiając, budząc się, popijając wystygłą herbatę i powracając nieustannie do swoich ramion. Ciało Kiry straciło chłód i stało się miękkim, bezkostnym ciężarem dużego kota, ułożonego na brzuchu Shunsui. Czas stracił znaczenie, to samo stało się z przestrzenią. Istniało tylko łóżko, zapach karmelu i lawendy, oraz kosmyki włosów o barwie wyblakłego złota, przez które tak rozkosznie przeciągało się palce, rozczesując je i targając na zmianę.

Nad ranem Kira wprawnie wymknął się z objęć Shunsui i zaczął się ubierać. Kyouraku obserwował go spod przymkniętych powiek i postanowił nie reagować. Nie należało przeszkadzać ćmie w angielskiej ucieczce. Koniec przyszedł wraz z mglistym światłem jesiennego poranka, nie było sensu tego przedłużać. Gdy za Kirą zamknęły się drzwi Shunsui odwrócił się twarzą do ściany i zapadł w sen, nie pierwszy raz zostawiając całą poranną zmianę Nanao.

////////////////////////

Następne kilka dni Shunsui mijał się na korytarzach z Ukitake, wymieniając grzecznościowe ukłony a nawet uśmiechy. Czas zgody zbliżał się wielkimi krokami, prawie tak jak jesień. Czerwieniejące liście drzew płonęły już w parku, gdy Kyouraku zauważył, że Kira idzie przez aleję klonową, patrząc na niebo i uśmiechając się lekko. Ładnie mu było w rdzawym, grubym, wełnianym szalu. Brnący przez kopy opadłych liści Shuuhei też chyba tak myślał, bo zagapiał się na Izuru jak pies w kiełbasę i nawet nie usiłował się z tym kryć. Być może to właśnie dlatego Kira tak się uśmiechał.

Szli oddaleni od siebie o dobry metr, ale widać było, że idą razem. I im dłużej szli, tym bardziej byli razem. Kyouraku uśmiechnął się sam do siebie, patrząc na nietypową parę, wędrującą przez czerwieniejące jesiennie aleje. Ćma, która tak długo niespokojnie krążyła w ciemności, odzyskała równowagę oraz coś, co Ichimaru, wydawałoby się, bezpowrotnie zabrał.

To byłoby wyolbrzymienie, stwierdzić, że Shunsui pomógł Kirze, ale nie byłoby to przekłamaniem powiedzieć, że miał w tym swój wkład. W tej myśli tkwiła nieco ambarasująca, ale w gruncie rzeczy przyjemna nutka ironii. Z drugiego końca korytarza Ukitake patrzył na Kyouraku z nieodgadnionym wyrazem twarzy, a Shunsui poczuł małe, ostre pociągnięcie w okolicach serca i zmierzył się ze spojrzeniem Jyuunshiro.

Spotkał uśmiech, miękki i tęskny, i bezwiednie także odpowiedział na niego uśmiechem. Nadchodziła jesień, pora roku, podczas której nieobecność Ukitake i puste łóżko było jedną z najbardziej doskwierających niedogodności. Podszedł do Jyuunshiro, nie spuszczając z niego wzroku.

"Masz ochotę na spacer?"

end

by Homoviator 09/2008

shunsui, request, kira, bleach, fanfiction

Previous post Next post
Up