Autorka:
le_mruIlość słów: ok. 500
Fandom: BSG (tłumy szaleją)
Postaci: Kara i jeszcze jedna postać kanoniczna
Ostrzeżenia: zawiera przedstawienia przemocy domowej
FALA
My mind is filled with cataclysm and apocalypse. I wish for earthquakes, eruptions, flood. - The Song for Achilles
Jeśli przyszłaby nagle wielka fala, Kara uchwyciłaby się nogi biurka i wypłynęła z nim na ulicę. Powódź porwałaby ją ze sobą w dół ulicy, wzdłuż okien sąsiadów, pawilonów handlowych, cukierni z tymi dobrymi ciastkami i sąsiedniego bloku, aż w końcu osadziłaby biurko bezpiecznie na dachu przystanku autobusowego, skąd można by swobodnie przyglądać się zagładzie miasta.
Powódź nie przyszła. Erupcja też nie, w ogóle nie było zagłady. Kara nadal siedziała pod biurkiem, nasłuchując odgłosów z sąsiedniego pokoju. Było cicho, podejrzanie cicho, co mogło oznaczać dwie rzeczy: koniec niebezpieczeństwa albo zbieranie sił.
Nie miała zegarka, więc nie wiedziała, ile minęło czasu. Miała wrażenie, że zdecydowanie dość, by zebrała się wielka burza, która wymyłaby ich wszystkich z mieszkań na ulice, i wreszcie byłby spokój.
Przełknęła ślinę i na kolanach wyszła spod blatu. Znajoma zielonkawa wykładzina pokryta była okruchami z kanapki, którą Kara strąciła z talerza, chowając się wcześniej w pokoju. Cicho.
Przekręciła powoli klamkę. Drzwi otworzyły się z przejmującym skrzypieniem na ciemny korytarz. Słońce zdążyło zajść, a nikt nie powłączał świateł, więc mieszkanie pogrążone było w niebieskim półmroku. Kara ruszyła powoli przed siebie - chciała już to jakoś zakończyć, zrobiłaby cokolwiek, żeby znowu było normalnie.
Wyjrzała zza framugi. Mama siedziała przy stole, paląc papierosa. Mundur suszył się na krześle, omiatany powietrzem z wentylatora.
- Przepraszam, mamo - wykrztusiła cienkim od płaczu głosem. Mama patrzyła na nią badawczo, ale jakoś bardziej sensownie niż jeszcze z piętnaście minut temu, więc może była jeszcze jakaś szansa. - Brzydko się zachowałam, ale to nie ja zrobiłam tę plamę…
- Przestań kłamać - powiedziała ostro matka, gniotąc niedopałek. - Zawsze leziesz i maziasz tymi łapami na boki, to na pewno ty. Tylko mam problemy z tobą! Tyle rzeczy na głowie, a ty zawsze zadbasz, żeby jakoś dodatkowo mi dowalić!
Kara skurczyła się w sobie, ale tylko trochę, tylko na chwilę, bo przestawała już się bać.
- Znowu na mnie się drzesz! Sama sobie zrobiłaś tę plamę, ale na mnie się oczywiście drzesz! Bez sensu! - Zawróciła wściekła do swojego pokoju, ale mama ruszyła za nią, słyszała jej gniewne tupanie. - Zostaw mnie w spokoju, nie chcę więcej tego słuchać!
Mama wpadła za nią do pokoju, znalazła okruszki.
- A kto tutaj tak nakruszył? Ja? Samo się nakruszyło?
Patrzyła na nią wyczekująco. Kara stała wyprostowana, zaciskając pięści. Zastygłe na policzkach łzy nieprzyjemnie naciągały jej skórę.
- No co się tak na mnie patrzysz? - Nachyliła się nad Karą. Wydawała się wielka jak góra i kiedy ją popchnęła, Kara mimo napięcia wszystkich mięśni zatoczyła się do tyłu. - Do roboty! Nie będę za tobą ciągle zbierać! Już!
Uklękła, upokorzona, i zaczęła zbierać okruchy z powrotem na talerz. Mama dyszała nad nią ze złości.
•
- A twoja rodzina, Starbuck? - zapytała Stina, kiedy opadł śmiech po opowieści Helo.
- Nie ma o czym za bardzo opowiadać - odparła Starbuck.