Autor:
idrilkaTytuł: Dzieci zimy, królowie lata
Fandom: Game of Thrones/A Song of Ice and Fire
Prompt: Tak naprawdę to oba.
Pairingi/postacie: Dzieci Starków.
Spojlery: Do A Storm of Swords. W zasadzie AU, bo na pewno zostanę zjossowana.
Ilość słów: 1 166
A/N: Nadal dzielnie nadrabiam. Resztkami sił, ale nadrabiam.
Dzieci zimy, królowie lata
Winter kept us warm, covering
Earth in forgetful snow, feeding
A little life with dried tubers.
Summer surprised us, coming [...]
With a shower of rain
i
Powtarzają te opowieści tylko szeptem - opowieści o mężczyźnie z głową szarego wilka, który pojawia się czasem w lasach ciągnących się wzdłuż Trydentu. Jest ślepy, mówią, bo wypalili mu oczy; jest niemy, bo wyrwali mu język i z jego ust wydobywa się teraz jedynie głuchy warkot, ale jego kły wciąż są ostre i czerwone od krwi.
Mówią, że ci, którzy podeszli bliżej, widzieli na jego głowie koronę z brązu. Jeszcze inni mówią, że szare drzewa bez twarzy płaczą za nim czerwonymi łzami płynącymi z otwartych ran, tak, jakby bogowie Północy dosięgli go nawet tutaj, w tym kraju bez bożych gajów, upominając się o swoje dzieci.
To Młody Wilk, król z Północy, szepczą, siedząc w kręgu ciepłego światła, z dala od ciemności, w której słychać skowyt wilków. Czasami brzmią tak, jakby wciąż kogoś opłakiwały.
Zima zmroziła ich do szpiku kości, pozostawiła skulone od mrozu ciała i czarne, bezlistne drzewa, które wyciągały po nich swoje szpony, ale teraz śniegi stopniały, Długa Noc dobiegła końca i dla dzieci zimy nie ma tu już miejsca, w tym kraju bez śnieżnobiałych drzew o surowych twarzach starych jak czas.
Młody Wilk mógł być dzieckiem zimy, mówią, ale był też ostatnim królem lata. To było jego zgubą.
Teraz błąka się pośród drzew, które nie mają twarzy i pragnie krwi, którą nigdy się nie nasyci. To jest jego pokutą.
ii
Mówią o nim tylko czasami - o tym chłopcu-wilku, który stał się później bardziej wilkiem, niż chłopcem, aż w końcu któregoś dnia chłopiec zniknął na zawsze i pozostał tylko wilk. Mówią o nim po cichu, z obawą, jakby bali się przywołać jego ducha z legowiska na dalekiej Północy, leżącej za ruinami tego, co niegdyś nazywano Murem.
Chłopiec-wilk śnił zielone sny o przyszłości i przeszłości jednocześnie, opowiadają sobie, grzejąc twarze i dłonie przy ogniu, śnił o starych bogach i białych drzewach o surowych twarzach, które pamiętają czasy, gdy świat był jeszcze młody, o kresie Długiej Nocy i o tym, co miało nadejść później, ale nikt nigdy nie usłyszał jego proroctw. (Pozostało zbyt mało tych, którzy rozumieją język wilków. Te dzieci zimy, które mogłyby odpowiedzieć na jego skowyt, podążyły na południe, z dala od bożych gajów i bogów swoich przodków, by nigdy nie powrócić lub powrócić za późno.)
Mówią, że kiedy po długich miesiącach ciemności przyszło lato, chłopiec-wilk odpowiedział na zew zimy płynący w jego krwi i podążył na północ, w ślad za topniejącym śniegiem. Powiadają, że zapomniał w końcu własnego imienia, tak samo jak zapomniał imiona i twarze swoich braci i sióstr, i jedyne, co zostało, to jego słowa, te, które słyszał, od kiedy tylko sięgał pamięcią: nadchodzi zima. Na dalekiej Północy to zawsze prawda.
Mówią, że czasami wciąż można go spotkać, jak przechadza się pod ośnieżonymi gałęziami drzew i bywa, że słyszą, jak wyje z głową wzniesioną ku niebu, jakby opłakiwał umarłych, albo może tych, którzy nadal żyją. Nikt nie może mieć pewności.
Niewielu jest już tych, którzy rozumieją język wilków.
iii
Wspominają o niej z rzadka - o szarej wilczycy bez imienia, która stała się tylko cieniem, niewyraźnym wspomnieniem o zamazanych konturach, duchem Harrenhal.
Jej ojciec - tak samo jak jego ojciec przed nim - powtarzał zawsze, że samotny wilk zginie, ale stado przetrwa. Mówią, że wilczyca bez imienia wiedziała wszystko, co tylko można o rozłące i samotności, i tęsknocie.
Odłączona od swojego stada zbyt wcześnie, zbyt gwałtownie, zapomniała w końcu nawet o tym, że drzemie w niej wilk, o tym, że należy do zimy i do Północy. (To w pewnym sensie najgorsze, co mogło ją spotkać. Wilk, który nie rozumie, dlaczego z jego gardła wydobywa się dziki skowyt, w końcu traci zmysły.)
iv
Mówią o niej zawsze - królowa Północy, pani na Winterfell. Młoda Wilczyca. Pani popiołów i pyłu.
Tylko tyle zostało z jej rodzinnego domu - poczerniałe od ognia, zrujnowane mury i na wpół przegniłe kłody drewna leżące w miejscu, w którym kiedyś znajdowała się wielka sala. Oto jej dziedzictwo. Ona, jej najmłodszy brat i pozostałości starożytnych murów to teraz wszystko, co zostało z Winterfell. Ostatni ze Starków, ci, którzy przeżyli długą zimę.
Kiedyś, zanim nadeszła Długa Noc, mówili o niej, że jest zbyt podobna do swej matki, że ma w sobie zbyt wiele z południa, że nigdy nie przetrwa, by ujrzeć kolejną wiosnę. (Mylili się. Udowodniła im wszystkim, jak bardzo się mylili.)
Długa zima wyczerpała siły ich wszystkich, wie o tym, ale to lato, lato i Południe odebrało jej wszystko, co posiadała - zima przyszła dopiero potem i uczyniła ją nieco silniejszą, nieco starszą i mądrzejszą. Nieco smutniejszą. Zapomniała już, jak to jest nie być samą.
Kiedy pośrodku wiosny niespodziewanie przychodzi zacinający wściekle śnieg, ostatnie tchnienie odchodzącej zimy, a potem przez siedem dni nie wychodzi słońce, ludzie zaczynają szeptać, że być może bogowie (starzy i nowi) opuścili to przeklęte, martwe miejsce. Po tej stronie tego, co niegdyś było Murem, nie rosną już żadne czardrzewa, a jedyne, co pozostało po bożym gaju w Winterfell, to poczerniałe kikuty drzew o poszarpanych krawędziach, które wyglądają w bladym świetle poranka jak szczerzące się zęby.
Czasami Sansa zastanawia się, czy bogowie kiedykolwiek w ogóle istnieli.
To nie ma znaczenia, już nie, i Sansa zdaje sobie z tego sprawę. Czasem ma wrażenie, że ona jedna rozumie tak naprawdę. (Budują teraz na ruinach starego świata.)
v
Nazywają go Dzikim Wilkiem - jego, najmłodsze dziecko rodu Stark, zagubione i pozostawione samemu sobie pośrodku Długiej Nocy. Mówią, że wychowała go zima, i lód, i śnieg, i jest w nim coś nieodwracalnie zwierzęcego, gwałtownego, nieokiełznanego, w tym ostatnim ze Starków, który wbrew wszystkiemu przetrwał, by ujrzeć swoje pierwsze lato.
On nie zapomniał, co to znaczy być wilkiem. Nawet pośrodku lata pamięta o zimie, o słowach ojca, którego twarzy już nie potrafi przywołać w pamięci. Kryje się w nim skowyt, który wzbiera czasem w jego piersi i kiedy Rickon nosi wilczą skórę niczym futro, bywa, że biegnie tam, gdzie stało kiedyś drzewo-serce, płaczące czerwoną żywicą i obracające ku niemu twarz pamiętającą początek świata, a potem wyje, wyje do utraty tchu, aż wyrzuci z siebie wszystko to, czego nie mógłby powiedzieć nikomu, nawet Sansie.
Mówią, że ma w sobie coś z najstarszego brata, pierwszego i ostatniego króla Północy od ponad stu lat, choć on sam nigdy nie będzie królem. Wilkor u jego boku szczerzy kły - tak samo jak ten mężczyzna o głowie szarego wilka, o którym mówi się tylko szeptem.
Północ pamięta, powiadają. Pamięta Krwawe Gody, pamięta poderżnięte gardło Catelyn Stark i rzeź Winterfell. Pamięta wszystkie krzywdy, za które należy się zapłata.
Dziki Wilk pomści żywych i martwych, ten gniew jest w jego krwi, w jego kościach, to coś, od czego nie sposób uciec, druga natura. Będzie rozszarpywać i gryźć, i chłeptać gorącą krew buchającą z przerwanych tętnic tak długo, aż nasyci swoje pragnienie, a potem przyniesie ich głowy swojej siostrze, by osadziła je na pikach ponad murami, ku pamięci i dla przestrogi.
Jego siostra może być królową lata, ale oni są przede wszystkim dziećmi zimy. To będzie ich odkupienie.