autorka: le_mru fandom: Mass Effect spoilery: potężne do zakończenia serii (finał ME3) prompt: pierwszy, między wierszami ilość słów: 752 postaci: femshep & Liara + entourage ostrzeżenia: [tak, to jest AU]wypieram ostatnie 5-10 minut, ustalmy, że wszystko skończyło się w momencie, kiedy Shepard i Anderson siedzieli razem na Cytadeli, tylko że jej udało się wpisać kod Żniwiarzy do konsoli Tygla... taką wersję wydarzeń podaje akzseinga. Przekaźniki masy funkcjonują w najlepsze - turianie nie będą musieli żywić się Colą i batonikami! notka odautorska: Już dokładnie wiem, co się dalej stanie. Nareszcie! Ale mam miejsce na jeszcze kilka powracających postaci - kogo dorzucić?
Shepard postanowiła zacząć uprzejmie. Najpierw zgłosiła się z prośbą o zwolnienie z ośrodka i zwrot Normandii oficjalnymi kanałami do dowództwa Przymierza. Dostała odmowę ze względu na konieczność przebywania pod opieką lekarską. Złożyła prośbę o przetransferowanie doktor Chakwas z powrotem na Normandię. Z powodu niedoboru wykwalifikowanego personelu lekarskiego w portugalskim ośrodku otrzymała także odpowiedź odmowną.
Shepard nie byłaby sobą, gdyby tak łatwo się poddała. Korzystając ze swojego stanowiska Widma, zwróciła się jeszcze do Rady, ale to też nic nie dało: przywileje Widm zostały tymczasowo zawieszone, bo nie istniała zawiadująca komórką administracja.
- Wygląda na to, że zamierzają nas jednak tutaj trzymać - powiedziała do Liary. Ćwiczyły w zagajniku pomarańczowym za ośrodkiem, co oficjalnie było zakazane, ale nie na tyle poważnie, by ktoś miał odwagę powiedzieć to Shepard w twarz. - Ciekawe, ile może trwać rehabilitacja.
- Steven długo nie wstanie jeszcze z tego wózka, Shepard.
- Ale na przykład ty? Jaki mają powód, by ciebie tu trzymać?
- Żadnego. Nie poddawaj im pomysłów, bo jeszcze mnie wsadzą do kapsuły i wyślą na Thessię - powiedziała na wpół żartobliwie Liara.
Shepard zatrzymała się w połowie formowania fali uderzeniowej. Energia biotyczna rozpłynęła się po jej ramionach ciepłym prądem.
- Wiem, że to wszystko na razie tylko teoretyczne, ale jeśli chcesz polecieć na Thessię…
- Nie wątpię, że mnie nie zaniedbasz, Shepard. - Fale Liary też nie były tak eleganckie i piękne jak kiedyś. Miały dużo siły, ale ten potencjał rozpraszał się gdzieś po drodze, nie sięgając jednego celu. - Ale póki co musimy trzymać się razem.
Shepard zacisnęła pięść, podskoczyła i trzasnęła nową, która odłamała gałąź bogu ducha winnego drzewa i przeszyła jej łokieć igłą bólu.
- Nieźle! - Liara klasnęła.
- Wciąż nie tak jak kiedyś.
- I do tego dojdziemy. - Liara klepnęła ją lekko w plecy. - Skoro już jesteśmy przy "tak jak kiedyś", kontaktowałaś się z Samanthą?
- Odpisała mi - przyznała Shepard, czując się niewymownie głupio. - Przepraszała w tej wiadomości z pięć razy, co sprawiło, że poczułam się nawet gorzej.
- A to tylko jedna twoja eks - powiedziała Liara, przeciągając się. - Pomyśl sobie, ile byś ich miała, gdybyś była długowieczną asari.
- Oo, najgorzej! W ogóle bym nie odbierała poczty ani nie wychodziła z domu.
- Pomyśl o tym następnym razem, kiedy będziesz nam zazdrościć.
- Komandorze. Cześć, Liara. - Z krzaków wyłoniła się nagle brązowo-biała bryła. Był to Vega w podkoszulku.
- Vega! Gotów na małą rundkę biotycznej siatki?
- Co to siatka biotyczna? - zapytał nieufnie Vega.
Shepard rzuciła w niego kulą energii, która odbiła się od jego absurdalnie umięśnionej klatki piersiowej i rozpłynęła na trawie.
- To trochę nie fair, komandorze - oświadczył Vega, wyraźnie zraniony. - Wiecie, że nie mogę się zrewanżować.
- Kaidan mógłby wejść za ciebie - powiedziała Shepard, dopiero pod koniec wypowiedzi orientując się, co właściwie palnęła. - O, cholera.
- I nastrój prysł - mruknął Vega. - W każdym razie przyszedłem przekazać, że weszliśmy w fazę planowania. Spotkanie o czternastej w siłowni. Zarządził Szrama.
- Wcale nie Szrama, tylko ja rano - sprostowała Shepard. - Ale szukaliśmy jeszcze lokalu. Dzięki za info.
Vega wskazał pytającym gestem ośrodek. Shepard pokiwała głową. Ruszyli w trójkę przez zagajnik, depcząc szeleszcząco suchą trawę, Shepard zła, że zapomniała o Kaidanie i zła, że tak jej się to przypomniało. Nie znosiła tych wahań nastrojów, które ostatnio często stawały się jej udziałem: od zachłystywania się triumfem wspólnego wysiłku, solidarności rasowej, szalonej, termopilskiej odwagi i tak dalej po dolinę śmierci i ponurej odpowiedzialności za błędy popełnione w imię wyższej racji. Bardzo tęskniła za swoją równowagą, ale wyglądało na to, że tym ostatnim wyczynem przekroczyła jakąś granicę. Może dlatego wszystko było inaczej.
O czternastej spotkali się w siłowni. Była to przerobiona na potrzeby rehabilitacji kombatantów z "Młota" sala gimnastyczna, dość rozległa, żeby bezpiecznie w niej rozprawiać o czymś więcej niż skład obiadu i ewentualne błędy dowództwa w ostatniej akcji. Shepard wiedziała, czemu temat był tak aktualny - nie tylko przepracowywali swoją traumę, ale wiedzieli też, że dla wielu z nich była to akcja ostatnia w życiu.
Miała nadzieję, że do nich nie należała. Perspektywa była przerażająca.
- …kontakt został nawiązany - mówił Garrus, leżąc nonszalancko na ławeczce do brzuszków. - Mamy czas przez najbliższe trzy dni. Tyle czasu spędzą na orbicie. Najpomyślniejsze okno to wczesne popołudnie.
- Pora obiadowa? - uściślił Cortez, podrzucając w ręce ciężarek.
- Może być. Wtedy jest zamieszanie.
- Jakbyśmy uciekali z ciupy - walnął Vega.
- Trochę tak jest.
- I jeszcze jedna informacja - ciągnął Garrus. - Nie możemy liczyć na otwarcie luku, bo to by podpadało pod współpracę załogi, prawda? A ma być porwanie.
Przez chwilę wszyscy w milczeniu trawili tę informację, Vega unosząc metodycznie sztangę, Liara nawet nie udając, że ćwiczy, a Cortez patrząc z zadumą w okno.
- Włożę kombinezon i wejdę przez lufcik - obwieściła w końcu Shepard. - No co? To mój lufcik.