autor:
aspenairetytuł: I nic się nie zmienia
fandom: The Hunger Games
postaci Seneca, Haymitch i Effie (śladowo)
spojlery: Do filmu i do książki
słów: 446
prompt: Have You Heard?
ostrzeżenia: Powinnam to pisać pijana, ale nie miałam alkoholu pod ręką. W ogóle, nie sądziłam że napiszę Senecę i Haymitcha w jednym fiku. Poza tym musiałam sprawdzać sobie słowa jak Peacekeepers i nightlock bo polskiej wersji nie czytałam więc jak coś źle tam jest to mnie poprawcie. Aha, i trochę zdań z tego fiku nie jest moich. Edit: wprowadziłam kosmetyczne poprawki i zmieniłam końcówkę jak zasugerowała Id.
Seneca w raporcie skierowanym do Prezydenta Snowa mówi, że losowanie do 73 Igrzysk przebiegło bez żadnych problemów.
(Ma na myśli: w każdym dystrykcie Strażnicy Pokoju eskortowali dwójkę trybutów do pociągu i nikt nikogo nie zabił).
Włącza transmisję z losowania. W tym roku szczęściarzami z Dwunastego są dwunastoletni chłopak i siedemnastoletnia dziewczyna. Seneca ogląda ich twarze na ekranie telewizora. Tworzą uroczą parę.
(Oczywiście, że żadne z nich nie przeżyje.)
- Widziałeś ich? - Effie wzdycha do swojej szklanki, gdy dzwoni do niej wieczorem. - Jego matkę trzeba było odciągnąć od niego siłą. To takie smutne - jej głos lekko drży.
(To nie przez zakłócenia na linii).
- To prawda - odpowiada, jego własny głos jest tak zachrypnięty, że sam się ledwo rozpoznaje.
- A dziewczyna jest naprawdę ładny. Spraw, żeby dobrze ich zapamiętali. Możesz to dla mnie zrobić?
(Seneca słyszy: spraw, żeby zginęli szybko i bezboleśnie.)
- Dla ciebie wszystko - odpowiada i rozłącza się, zanim Effie ma szansę powiedzieć coś więcej.
Dzwoni do Haymitcha, który mówi na wstępie:
- Spierdalaj.
Tak jest każdego roku. Jest środek dnia, a Haymitch zdążył już się upić.
(Bywa mniej lub bardziej pijany, nigdy trzeżwy).
- Dwadzieścia trzy. Tyle dzieci zabijam każdego roku - mówi Seneca do słuchawki telefonu ileś godzin później, gdy wszystko jest ciężkie i jakby zamglone. - To moja praca.
- I co z tego? - odpowiada mu pijacki bełkot. - Ja w ciągu dziesięciu dni zabiłem czterdzieści siedem osób.
(Jedna z nich umarła mi na rękach.)
Haymitch nie pamięta powrotu do swojego pokoju, natomiast pamięta, jak własne odbicie w lustrze nalewa mu kolejnego drinka i przysuwa szklankę w jego stronę.
- Masz. Jeszcze jednego na drogę.
Przez całą podróż dwójka dzieciaków albo płacze albo go ignoruje. Z resztą, jaka to różnica, i tak im nie pomoże.
(Przecież idą na śmierć, ale to słowo nigdy nie pada).
Ich koniec jest przynajmniej szybki - oboje giną podczas rzezi w przeciągu sekund, a Haymitch, pomiędzy jednym kacem a drugim, szybko zapomina ich imiona.
(Ważne, że ich twarze nie śnią mu się po nocach.)
Cała reszta roku, która została do kolejnych igrzysk, to pasmo niczego. Haymitch jest na przemian skacowany, pijany, skacowany, i znów pijany. Czasami ktoś do niego dzwoni. Nigdy nie miewa gości. A później dziewczyna o brązowych włosach rzuca w jego stronę nóż tak, że ostrze ląduje między palcami jego ręki.
(To coś nowego, myśli Haymitch.)
- No i? - pyta Seneca gdy następnym razem się widzą.
- Jeszcze nie wiem - jego wzrok jest jakby bardziej przytomny i Seneca zdaje sobie nagle sprawę, że chyba po raz pierwszy w życiu że jest bardziej pijany od Haymitcha. - Ale ten rok będzie inny.
Ale Haymitch się myli. Ten rok wcale nie jest inny.
(Podczas 74 Igrzysk wciąż umierają dwadzieścia trzy osoby.)