Pangajon (gwiazdka dla Nilc)

Dec 21, 2011 21:18

Odzwyczaiłam się od pisania rzeczy niebędących a) filthy porn; b) crackiem, ale jakoś popełniłam. Bez wątpienia wtórne do moich własnych fików, ale mam nadzieję, że ucieszy Obdarowywaną ;) Wszystkiego najlepszego!

Tytuł: Pangajon
Dla: le_mru
Od: novin_ha
Ilość słów: ~2400.
Życzenie: Roadtrip: wyprawa, którą podejmuje bohaterowie Buffyverse'u (...)+ Życie seksualne znerwicowanych intelektualistów [a nawet jednego, ale za to dodałam bonusowe znerwicowanie] (...) Faith/Wesley (...) Zakazane uczucie (...) Onanizm intelektualny (patrz: tytuł). Niestety, jeśli idzie o seks to wyżej niż w słabe R nie chciało iść.

Fik stanowi sequel do Owce na rzeź, ale można go czytać osobno, wystarczy wiedzieć, że jest to wishverse!AU w którym Faith została pogromczynią, ale niezbyt jej się układało z Radą (oraz uwiodła kilka postaci kanonicznych). Tym razem bez peggingu i nieletnich.
Ostrzeżenia: trochę można by uznać za dub-con, ale to do interpretacji; onanizm intelektualny, brak fluffu.



PANGAJON

Zanim oczy przywykną mu się do półmroku, wszystko, co go otacza, wydaje się nierealne.

Do rozpoznania miejsca, w którym się znalazł, wystarczyłby mu zapach korytarzy: wosk do parkietów, kurz, stęchłe powietrze z niewietrzonych pomieszczeń. Czuje na sobie wzrok pokoleń; odruchowo prostuje plecy i sprawdza miejsce po kaburze. Z oczywistych względów zabrali mu wszystko, czego mogłaby użyć jako broni.

Zapewniono go, że więźniarka pozostaje pod wpływem leków ograniczających jej zdolności pogromczyni, więc gdyby miało między nimi dojść do fizycznej konfrontacji, musi się liczyć jedynie z jej własną szybkością i siłą, ale to oczywiście czarny scenariusz. Ma z nią tylko porozmawiać, nic więcej.

Nie chcieli mu powiedzieć, od jak dawna ją tu przetrzymują, ale podejrzewa, że od dawna.

Siedzi na krześle; nadgarstki i kostki ma spięte metalowymi kajdankami, których kruchość podpowiada mu magię. Wita go nienawistnym spojrzeniem, które zmienia się w nieszczery uśmiech w chwili, gdy go rozpoznaje. Przez materiał jej koszuli widzi, jak pod jej skórą napinają się twarde mięśnie. Wraca wzrokiem do jej twarzy, skrytej w cieniu, i dostrzega początki zmarszczek mimicznych, których nie było tam wcześniej.

― Wes. ― Nawet na tej jednej sylabie jej głos brzmi inaczej, jakby niżej, choć to może być po prostu wynikiem długich dni spędzonych w milczeniu, lub może przeciwnie, na krzyku. Zastanawia się, czy jest skazany na te porównania, na wieczne zastanawianie się, co się w niej zmieniło ― odkąd zmartwychwstała, odkąd ostatnio ją widział, odkąd ostatnio z nią spał.

― Jak się czujesz, Faith? ― odpowiada wreszcie niezręcznym pytaniem. Cisza jest napięta niczym sprężyna, jakby sekunda pomiędzy nadepnięciem na żmiję i ukąszeniem rozciągnęła się w tym pokoju w nieskończoność.

Nuda musi doprowadzać ją do szaleństwa i właśnie na to liczą, zarówno Rada jak i on sam.

― Jak się czuję ― powtarza za nim Faith po chwili. ― Bywało lepiej.

Mierzą się wzrokiem i po chwili to ona spuszcza oczy, na co jemu robi się nieswojo.

― Czego chcą? ― pyta go, trochę drwiąco. Jest wdzięczny za to, że „chcą” a nie „chcecie”.

~*~

Tym razem wszystko ma być inaczej. On nie jest jej obserwatorem, ona nie jest jego pogromczynią, każdemu z nich obiecują sowitą zapłatę.

Tym razem wszystko ma być tak samo. Skończy się śmiercią przynajmniej jednego z nich, może obojga.

Wampir jest tylko jeden i jest nim martwa pogromczyni. Gdy Faith to słyszy, uśmiecha się triumfalnie, jak wilk. Kiwa głową, szybko, zdawkowo.

*~*

Powoli zmniejszają jej dawki: oprócz trucizny zabijającej w niej duszę demona podawali jej psychotropy kontrolujące nastrój. Wesley śledzi jej postępy. Na początku ma mdłości i pogarsza jej się wzrok, ale poprawa jest szybka: jej refleksy wyostrzają się, nabiera apetytu i energii. Mniej sypia. Częściej się masturbuje. (Niektóre z tych rzeczy mówi mu ona, inne monitorujące ją dzień i noc pielęgniarki.)

Po miesiącu jej waga wraca do poziomu sprzed uwięzienia, a inne wskaźniki przekraczają wartości normalne dla ludzi. Wesley przyłapuje się na wpatrywanie się w linię jej biustu (inną, miększą).

Wnioskuje o przyspieszenie daty rozpoczęcia misji i otrzymuje odpowiedź pozytywną. Trzy dni później Faith pierwszy raz od dwóch lat wychodzi na świeże powietrze o własnych siłach. Wiatr rozwiewa jej włosy i przez chwilę prawie wygląda na szczęśliwą. Robi mu się niedobrze.

― Mam ochotę na stek ― oznajmia Faith.

Do odlotu mają jeszcze kilka godzin.

*~*

Wejście w rolę opiekuna (której już nie ma, której nigdy dobrze nie opanował) okazuje się prostsze, niżby przypuszczał. Faith zamawia jedzenie ― tego pierwszego dnia, podczas wielu kolejnych okazji ― a on przeżywa serię katuszy. Wołowina przyczynia się do efektu cieplarnianego, nie patrzy w oczy wyzyskiwanej kelnerce, czy wszyscy w restauracji myślą, że Faith jest jego kochanką? Przed trzydziestką miał wrażenie, że na każdym kroku, chcąc nie chcąc, popełnia faux pas graniczące ze społecznym samobójstwem i spodziewał się, że każde rzucane w jego stronę spojrzenie sygnalizuje, że coś właśnie robi źle. Teraz nie potyka się już o własne nogi ― wstyd z paraliżującego lęku przeszedł w zimną, fatalistyczną samokrytykę. Widzi, jak śmieszne jest jego własne zakłopotanie.

Gdy Faith połyka swój stek w kilku kęsach, jej noga niby przypadkiem potrąca jego pod stołem i Wesley zdaje sobie sprawę z tego, co podejrzewał już jakiś czas: będą się pieprzyć, przynajmniej raz. Oczywiście.

Faith spędza lot przeglądając magazyny, za które on zapłacił i domagając się miniaturowych drinków. Wesley zadowala się przeglądaniem folderu z informacjami na temat miejsca, gdzie ostatnio widziano Victorię (tak miała na imię, gdy żyła i nie należała do jego sfery zainteresowań).

― Dlaczego wyciągnęli cię z emerytury? ― pyta go w pewnym momencie Faith. Wesley wzdryga się.
― Nie byłem na emeryturze.
― Wiesz, o co mi chodzi ― zbywa go, machając ręką. Jest trochę wstawiona, ale nie bardzo. Resztki leków opuściły jej organizm. ― Czemu ściągnęli ciebie?
― Poluję teraz na demony ― odpowiada jej lakonicznie.

Mierzy go wzrokiem, nawet nie niedowierzając, raczej jakby chciała się upewnić, że dobrze zrozumiała.

― No tego to się nie spodziewałam ― stwierdza.

~*~

Biorą dwie jedynki, ale korzystają tylko z jednej; Wesley nie ryzykuje zostawienia Faith bez nadzoru, mogłaby wziąć ucieczkę za punkt honoru. Chwilę rozmawiają o Victorii: tym, na ile zachowała po śmierci bonusy pogromczyni, czy trzeba będzie próbować ją zaskoczyć, czy przyda im się magia. Wesley ma namiary na czarownicę mieszkającą w okolicach Lawrence w Massachusetts, która może być skłonna im pomóc; na chwilę zapada cisza, w której Faith wyraźnie waha się, czy czegoś nie powiedzieć i Wesley powstrzymuje się od wspomnienia imienia Willow. Nastrój psuje się bezpowrotnie.

Faith idzie do łazienki i wraca z niej z mokrymi włosami, ubrana w luźny, długi podkoszulek, spod którego wygląda skraj jej ciemnych, bawełnianych majtek. Są perfekcyjnie nijakie: ani kobieco seksowne, ani perwersyjnie dziecięce. Na pewno nie wybrała ich sobie sama: zastanawia się, kto był odpowiedzialny za jej garderobę. Czy mieli do tego specjalną osobę. Po Radzie można się spodziewać wszystkiego.

Kładzie się spać bez słowa, przy włączonej lampie; to Wesley wstaje ze swojego niewygodnego fotela by zapiąć na jej nadgarstku kajdanki przykuwające ją do ramy łóżka i przy okazji gasi światło. Faith nie komentuje kajdanek, nawet nie żartuje z jego seksualnych preferencji, przygląda mu się tylko oczami odbijającymi światło latarni za oknem i monitora jego laptopa.

― Jeszcze popracuję, jeśli nie masz nic przeciwko temu ― mówi cicho, ale nie doczekuje się odpowiedzi.

W bladym świetle wyświetlacza śpiąca Faith wygląda trochę bardziej jak to jej wcielenie, które znał: bezczelne, brawurowe, smutne. Gdy zasypia, jej usta uchylają się lekko, co wydaje mu się niebezpiecznie ufnym gestem; jej stopa wygląda spod koca i Wesley długo nie może zasnąć w swoim fotelu, nawiedzony wspomnieniami przeszłości, w której nienawidził się za to, że ją pieprzy, a jej za to, że mu pozwala. Wydaje mu się to dziwnie prostym powodem do nienawiści.

*~*

― Co zrobisz, jak ją zabijemy? ― W jej głosie pobrzmiewa drwina, która go uspokaja. Żadne z nich nie wierzy chyba do końca, że im się uda. Ona ma przynajmniej usprawiedliwienie dla uczestnictwa w tej samobójczej myśli: on wciąż jeszcze zastanawia się, co go opętało, by zgodzić się na propozycję Traversa.

Miał nadzieję, że może to być po prostu seks, ale minął tydzień poszukiwań, a oni dalej nie pieprzyli się, ani nawet nie flirtują ze sobą jakoś nadmiernie. Spodziewał się jej dawnej agresywnej erotyzacji wszystkiego, a w jej miejsce dostał zaskakujące decorum. Jeśli się masturbowała, to nawet to robiła dyskretnie; on sam fantazjował o niej, ale w kontrolowany, przewidywalny sposób: w jego wizjach brała go do ust albo po prostu dosiadała od góry, zupełnie naga. Sam dziwił się opamiętaniu swojej podświadomości.

― Zastanowię się, na co wydać nagrodę. ― Rada obiecała mu pensje za ostatnie pięć lat i prawa do emerytury. Nie planuje dożyć, ale po co ryzykować.

Nie pyta jej, co zrobi ona: oboje wiedzą, że będzie próbowała uciec. Po śmierci Victorii zaklęcie grożące jej śmiercią, gdyby oddaliła się od niego na więcej niż kilka kilometrów, ma przestać działać.

Oboje wiedzą, że prawdopodobnie nie przestanie.

*~*

Trzy miasta później napotykają na pierwsze ślady Victorii: Faith zabija kilkanaście oszołomionych wampirów, słabych i oszołomionych jak nowonarodzone kocięta. Wesley rozprawia się z kilkoma niedobitkami, głównie przy pomocy drewnianych pocisków, ale ostatniego wampira kołkuje własnoręcznie.

― Jeszcze trochę i uwierzę, że robisz to na co dzień ― komentuje Faith, ale przynajmniej część jej podziwu jest szczera. Wesley wzrusza ramionami.
― Dużo naprawdę ciężkich książek.

Po powrocie przyciska ją do drzwi pokoju i przykłada usta do jej ciepłej szyi. Metabolizm pogromczyni, temperatura zawsze trochę wyższa niż banalne 36,8. Faith napina mięśnie i przez chwilę wydaje mu się, że przygotowuje się, by go odepchnąć, ale po chwili przyciska się do niego biodrami.

Nie wydaje z siebie ani jednego dźwięku, od chwili, gdy zdejmuje spodnie, aż do chwili, gdy Wesley dochodzi, wbijając palce w jej pośladek. Wtedy odpycha go od siebie i, potykając się o własne leżące na podłodze levisy, wchodzi do łazienki, zatrzaskując za sobą drzwi.

Gdy z niej wychodzi, ubrana w ten sam rozciągnięty podkoszulek co wcześniej i pachnąca hotelowym mydłem, Wesley zdążył już doprowadzić się do porządku po krótkim ataku wyrzutów sumienia, od których zdążył się prawie odzwyczaić. Faith, jak gdyby nic się nie stało, podnosi z podłogi swoje dżinsy i przerzuca je przez taboret, a potem kładzie się na lewej stronie łóżka i pozwala mu przykuć swój nadgarstek do jego jakże praktycznej ramy.

Tej nocy Wesley kładzie się do łóżka obok niej i nie zasypia ani na chwilę.

*~*

Nie rozmawiają o tym ani następnego dnia, ani później. Niewiele się zmienia, oprócz tego, że Faith zdaje się oczekiwać, że będzie ją pieprzył; choć sama nie wyciąga ku niemu ręki ani nie odwzajemnia pocałunków, w każdej chwili wydaje się być gotowa, by odpowiedzieć na jego zaczepkę rozchyleniem ud, pomiędzy którymi jest tak mokra, jak to pamiętał.

Za którymś razem, gdy stracił już rachubę i zdążył przyzwyczaić się do jej milczenia, w jego wyobraźni wypełnionego na przemian wyrzutem, złością, satysfakcją i obojętnością, Faith gryzie go w miejsce, gdzie szyja łączy się z ramieniem, jej zęby przerywają skórę, jej język smakuje jego krew.

Przed upływem nocy zakwita na nim purpurowy siniak; następnym razem pieprzy ją od tyłu, a ona już nie walczy z własną przyjemnością, wciąż milczy, lecz nie jest już tak cicha, jej oddech też przyspiesza, jej mięśnie napinają się kurczowo, jej nogi drżą i dochodzi przed nim.

Wesley szuka w sobie jakiegoś triumfu, ale nie czuje go; obraz jej obecnego ciała powoli zastępuje tamte obrazy, których nienawidził i których się wstydził, ale nie jest to na nic odpowiedzią.

― Czy masz kogoś? ― pyta go któregoś dnia Faith. Nie są wtedy w łóżku: w łóżku nie rozmawiają, on nie próbuje, ona go nie zachęca. Są w samochodzie, najbardziej neutralnej z dostępnych ich przestrzeni, gdzie na mocy niepisanej umowy przestrzegają dystansu w mowie i czynie. Nie dotykają się; Faith nie próbuje uciekać.

Wesley potrząsa głową.

― A ty?

Faith prycha lekceważąco, tak jakby wzruszenie ramionami było zbyt elokwentną odpowiedzią na równie idiotyczne pytanie.

― Ale u ciebie trochę spodziewałam się białego płotu i następnego pokolenia moli książkowych bez instynktu samozachowawczego ― stwierdza.

Dziwnie mu z myślą, że czegokolwiek się po nim spodziewała.

*~*

Gubią trop Victorii w Kolorado i odzyskują go w Ohio, dokąd wysyła ich wiadomość od znajomej (byłej) Wesleya. Wampirzycę widziano w jednym z demonicznych barów, co Faith wydaje się ogromnie zabawne, a Wesleya napawa niepokojem. Są już w drodze od czterech miesięcy i mimo to prawie wcale nie zbliżyli się do swojego celu. Zwiedzili kilkadziesiąt moteli, dwa razy prawie zginęli w wypadku samochodowym, zabili dużo mniej wampirów, niżby się mogło wydawać i wciąż nie znaleźli tego, który stanowi ich cel.

Wieczorem Wesley postanawia zaufać klątwom nałożonym na pogromczynię i wypuszcza Faith na samodzielny patrol, a sam zostaje w pokoju hotelowym i pierwszy raz od dawna śpi bez snów, dopóki nie budzą go usta i dłonie Faith, pachnącej cmentarzem i uśmiechającej się triumfalnie.

Przestaje pamiętać o kajdankach.

*~*

Wesley szuka wyjaśnienia dla pobudek, które kierowały nim, gdy decydował się na tę samobójczą misję. To pogromczynie, nie obserwatorzy słyną z instynktu śmierci, pędu do samounicestwienia w pożerającej samą siebie przyjemności. Eros i Tanatos nie powinny być zaraźliwe.

Czy ciekawość wystarczy, by narażać się na niemal pewną śmierć? Czy może mu jednak chodzić o zadawnione poczucie winy, choć to nie on był odpowiedzialny za zrobienie z Faith tego, czym była, gdy dostał ją pod opiekę. Nie, żeby specjalnie jej wtedy pomógł.

Kolejnym wołowym stekiem świętują trop odkryty przez Faith i tym razem oboje patrolują region, gdzie podobno widziano Victorię z trojgiem innych wampirów. Nie napotykają na żaden jej ślad, co niemal mu nie przeszkadza: Wesley zaczyna podchodzić do bezskuteczności jak do normy.

*~*

Dzwonią do niego dwa tygodnie później, by przekazać mu, że jeśli nie znajdą Victorii w ciągu najbliższego miesiąca, misja zostanie uznana za porażkę.

― Faith wróci pod klucz, ale ty nie masz się czym martwić, twoje wydatki zostaną oczywiście pokryte ― pociesza go Travers.

~*~

Nie mówi Faith od razu; przez pierwszych kilka dni działają dokładnie tak, jak wcześniej, Faith, często na własną rękę, szuka śladów i świadków, Wesley ― wzorca, wskazówki, celu. Przesłuchują kilkanaście demonów: niektóre chętnie odpowiadają na pytania, inne potrzebują perswazji, którą Wesley zapewnia im z beznamiętną precyzją. Jeśli wstrząsa to Faith, to nie daje tego po sobie poznać, nie komentuje jego decyzji strategicznych, nie wzdryga się.

To w końcu ona pyta go, czy rozmawiał ostatnio z centralą i gdy mówi jej, że tak, że mają termin, po którym misja zostanie zamknięta, Faith patrzy na niego jak na idiotę, a potem uderza go w twarz, z pięści. Nie wkłada w uderzenie całej siły, ani nawet specjalnie wiele, dość, by przewrócić go na podłogę, nie dość, by złamać mu kość jarzmową.

Uznaje to za najbardziej wymowną z jej wypowiedzi od dość dawna.

― Nie kazali mi jej zabić ― mówi mu po chwili, gdy Wesley podpiera się na łokciach i wciąż jeszcze nie wstaje, bo musi odzyskać oddech. ― Powiedzieli ci, że mam ją zabić, prawda? To nie tak. To wymiana. Ona ma zająć moje miejsce, to na niej będą eksperymentować. Pogromczyni wampirów, która sama jest wampirzycą. Nieśmiertelna, niemęcząca się, przyszłość pierdolonego gatunku.

― Czy dlatego jeszcze jej nie znaleźliśmy? Odczuwasz jakąś lojalność? ― Tym razem nie chce z niej kpić, ale jego głos i tak brzmi jak drwina. Nie znają innego sposobu, by mówić o słabości, jak tylko z pogardą.

― Pierdol się, Wes.

Przykuwa ją kajdankami do łóżka, nawet nie po to, by nie uciekła, bardziej z kalkulowanej złości.

― Skoro tak ci żal tej wampirzycy, to może z nią powinnaś się zmówić ― rzuca, usiłując zasnąć na hotelowej podłodze. Faith śmieje się cicho.

― Może powinnam sprawdzić, co mi da zabicie ciebie.

*~*

Odnajdują trop Victorii kilka dni później. Być może Faith już od dawna wiedziała, jak ją odnaleźć, ale przedłużała sobie wakacje na koszt Rady, nie zdziwiłoby go to.

Plan jest prosty.

Faith podaje mu Orfeusza i Wesley wchodzi do ciemnej fabryki.

Nie ogląda się, by sprawdzić, czy Faith podąża za nim.

~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.



.
;
.
;
.

BONUS:

To jest zaś fik, który napisałabym, gdybyś CHCIAŁA crack.
Roadtrip, Damon/Alaric/Polski Hydraulik Zbigniew.
Fabuła: Damon, Alaric i Zbigniew prowadzą filozoficzne rozmowy w samochodzie, który stoi w miejscu, ale są tak schlani, że nie zauważają. Wielce intelektualne. "Ten zamek wygląda dość znajomo." "To się nazywa kierunek w architekturze, cepie."

- Kurwa, jaki Palahniuk - wybełkotał Zbigniew, po czym się zreflektował. - A nie, to ten drugi. Jak mu tam. Kurwa. McCarthy.
- Dlaczego on ciągle używa tego słowa? - zapytał Alaric.
- Jakieś polskie zdrobnienie - wyjaśnił Damon, rozpierając się na tylnim siedzeniu z ręką na udzie polskiego hydraulika. - Czasami mówi do mnie wręcz ti kurwa yeah-banana.
- Jebana - poprawił Zbigniew.

CIĄG DALSZY NIE NASTĄPI.

autor: novin_ha, gwiazdka lja 4, fandom: buffy the vampire slayer

Previous post Next post
Up