fikaton 11x05

Oct 28, 2011 01:22

Lalala, napisane w jakąś godzinę, może półtorej. Niesprawdzone, ale dlatego, ze teraz na sam widok literek robi mi się niedobrze, a wciąż nie nadrobiłam fikatonu do końca!!! Co za koszmar.

W każdym razie, ten fik jest... dziwny mocno. Przepraszam za niego bardzo. To również nie jest mój najlepszy fikaton i z całą pewnością nie jest to mój dzień.

autorka: akzseinga
tytuł: Zasady gry
fandom: Wampirki
postaci/pairing: Katherine/Jeremy
ilość słów: jakieś 1300 (miało być jakieś 500, nie wiem, co się stało w tym fiku)
ostrzeżenia: wspomniania wcześniej dziwność, spoilery do, nie wiem w sumie, należy wiedzieć, co się dzieje w tych początkowych odcinkach trzeciego sezonu.


ZASADY GRY

I want to be the girl with the most cake
She only loves those things because she loves to see
Them break

Zabawne. Nigdy nie mówiła, że przychodzi w pokoju, nie pomachała białą chorągiewką i nie złożyła żadnych wylewnych obietnic, a mimo to mało kto oponuje przeciw jej przedłużającemu się pobytowi w Mystic Falls. Podejrzewa, że po Klausie mało rzeczy jest w stanie ich zaskoczyć czy poważnie zranić. Podejrzewa, że w oczach Eleny i jej małej radosnej spółki, jest teraz jedynie niewielką rybą, płotką niewartą uwagi.

Katherine bardzo nie lubi, kiedy się jej nie docenia.
No i tak poza tym, spokój w jeziorze trwa już zdecydowanie za długo.

*

Wchodzi do łazienki, kiedy Jeremy bierze prysznic, i zdecydowanym ruchem odsuwa zasłonę (jej wyostrzony zmysł węchu wyczuwa formującą się pleśń, jest tu zdecydowanie zbyt wilgotno). Jeremy jest ludzko powolny, nie daje nawet rady do końca się odwrócić, zastygnąć z wyrazem szoku wymalowanym na twarzy, kiedy Katherine wchodzi w butach do wanny i popycha go na wykafelkowaną ścianę, opierając dłonie po obu stronach jego ramion. Jego mina jest bezcenna, stwierdza, ale jej wzrok zjeżdża niżej i zatrzymuje się trochę dłużej w okolicy bioder. Jest niezwykle dobrze zbudowany, rejestruje później, pochłaniając wzrokiem jego całą sylwetkę, jak na tak młody wiek. Ile on właściwie ma lat? Siedemnaście? Osiemnaście? Katherine lubi swoje zdobycze młode, tak, ale lubi je też nieco szczuplejsze, bardziej kompaktowe. Kiedy ponownie podnosi wzrok, jego twarz jest zarumieniona, maluje się na niej konfuzja i chyba lekkie zdegustowanie, ale jest też coś jeszcze, coś co Katherine się bardzo podoba, a nad czym Jeremy nie panuje i za co później będzie sobą pogardzał (chłopak nie jest w stanie powstrzymać się przed przełknięciem śliny, kiedy przypadkiem dostrzega pod jej mokrą bluzką twardniejące sutki; to jest aż zbyt proste). Katherine uśmiecha się krzywo i z wyraźną satysfakcją, Jeremy szuka odpowiednich słów. Na darmo próbuje ją od siebie odsunąć.

- Elena, co ty...

- A-a - przerywa mu, machnąwszy powoli palcem. - Zgaduj jeszcze raz.

Jeremy otwiera oczy szerzej, kiedy dociera do niego prawda. Zaczyna wyrywać się z większą siłą, ze zdwojoną energią, ale Katherine bez wysiłku przytrzymuje go jedną ręką, drugą przekrzywiając nieco jego głowę, by zapewnić sobie lepszy dostęp do szyi. Przypiera do niego całym ciałem, Jeremy wydaje z siebie cichy syk, kiedy jej kły przebijają delikatną skórę.

Przerywa szybko, nie jest głodna, tu nie chodzi o jedzenie. Po sposobie, w jaki Jeremy spogląda naprzemiennie na swoją zakrwawioną dłoń, a to na nią, Katherine domyśla się, że wciąż jest jedyną osobą, która wie, o co chodzi.

To dobrze. Lubi być jedyną osobą, która zna zasady gry.

*

Robi to, ponieważ nienawidzi być ignorowana i robi to, bo jej się nudzi. Ale przede wszystkim, robi to, bo może.

*

Przychodzi do niego również w snach. Prawdziwą rozkoszą jest obserwowanie jego ciała, kiedy śpi, a ona wkrada się naga do jego snów, czasem w prostych włosach Eleny, czasem nie. Może wyczuć nieco podwyższoną temperaturę jego ciała, nawet go nie dotykając, siedząc przy otwartym oknie, kiedy on z werwą rozkopuje pościel. Walczy ze sobą z zaciętością godną admiracji, rzucając się po łóżku i wykrzywiając twarz w grymasie bólu. Ale, prędzej czy później, grymas ten zamienia się w wyraz przyjemności. Kiedy budzi się, z przerażeniem odkrywając swoją twardą erekcję, Katherine już nie ma.

Zastanawia się, ile czasu zajmie mu odkrycie jej udziału w tych nocnych przygodach. Im dłużej, tym lepiej. Lubi ich obserwować, kiedy się męczą.

*

Jeremy doskonale się nadaje, myśli, układając przed lustrem włosy. Jest Gilbertem, a rachunków z nimi wciąż nie uważa za wyrównane. Jest młody, więc podatny na korupcję i zatrucie. Jest silny i całkiem przystojny. Jest też bratem Eleny, a Elena ma jej twarz (nigdy odwrotnie, o nie), co dodaje dodatkowego smaczku. Katherine musi stawiać sobie ciągle nowe wyzwania, nie ma innego wyjścia, życie bez nich robi się okropnie nudne. Katherine źle znosi nudę, zaczyna się garbić i robią jej się głębokie cienie pod oczami. Nikt by tego nie chciał.

*

Jak się spodziewała, pewnego dnia wizytę składają jej bracia Salvatorowie. Mówi głównie Damon, Stefan wciąż nie doszedł do siebie po ostatnich traumatycznych wydarzeniach, w których mordował i rozszarpywał niewinnych oraz ich krewnych i znajomych. Chociaż, powinna powiedzieć, nie odnalazł jeszcze w sobie tego Stefana, którego nie bałby się pokazywać innym, bo wątpi, by kiedykolwiek doszedł do siebie (jest zadziwiająco wrażliwy, jeśli o takie rzeczy chodzi, to naprawdę rozkoszne). Więc przez jakiś czas, bardzo długo, będzie milczał i będzie próbował odsunąć innych od siebie, nawet jeśli oni będą zapierać się przed tym nogami i rękami. Ach, Stefan. Nigdzie już nie znajdzie takiego jak on. Damon jest zbyt prosty, przezroczysty. Przez ten długi czas, kiedy się znali, zaskoczył ją może dwa razy, większość jego ruchów i motywacji oczywista i jasna, nawet kiedy robi głupie i nieprzemyślane rzeczy, tak, zawsze można się ich spodziewać. Stefan, cóż, Stefan wciąż pozostaje zagadką. Dlaczego, na przykład, zjawił się tu teraz, w jej pokoju hotelowym, by uchronić biednego Jeremy’ego przed jej niecnymi sztuczkami? Martwił się o brata? Elena go prosiła? A może po prostu chciał ją zobaczyć?

Katherine śmieje się cicho. Damon i Stefan patrzą na nią pytająco, marszcząc brwi. To po brwiach, tak samo grubych i gęstych, można poznać, że są spokrewnieni.

Jeremy, dochodzi do wniosku, nie jest jak żaden z nich. Ale jednocześnie widzi w nim po trosze z obojga Salvatore’ów, tych ludzkich, przed przemianą. Idealista romantyk (Damon) i niegrzeczny chłopiec z duszą artysty (Stefan). Z niecierpliwością wyczekuje momentu, w którym odkryje w nim te głęboko uśpione pokłady ciemności. Muszą gdzieś tam być, zawsze są.

Damon mówi, mówi, mówi, a Katherine stara się nie ziewać zbyt szeroko.

- Co, zazdrośni, że znalazłam sobie nową zabawkę? Jak rozkosznie. Ale niepotrzebnie. Przecież wiecie, że niczym nie będę w stanie zastąpić moich ulubionych braci Salvatore’ów.

- Nie, zważywszy, że Jeremy nie ma brata, a to przecież jest to, co lubisz najbardziej, prawda?

- Och, Damon. Chyba nie oczekujesz, że będę się tak mało kreatywnie powtarzała?

*

Zjawia się u niego w pokoju mimo grzecznej prośby (podejrzewa, że miała być to groźba, ale cóż, nie każdemu wychodzi) jej ulubionych braci. Jeremy nie wydaje się zaskoczony. Podnosi się na łóżku i opiera o niedorzeczną ilość poduszek.

- Czego tak właściwie chcesz, Katherine? - pyta odważnie, a Katherine gwiżdże z udawanym uznaniem. Jeremy odbiera tę zniewagę osobiście, prostuje się jeszcze bardziej na swoim łóżku. - Czego chcesz? - pyta ponownie, bardziej natarczywie. Chłopak domaga się odpowiedzi, tak jak pies domaga się głaskania. Bardzo dobrze, Katherine może przez chwilę pograć w jego grę, znajdzie sposób, by odwrócić ją na swoją korzyść, by wygrać.

Podchodzi do niego i siada na nim bezceremonialnie, kładąc dłonie na jego piersi. Wyczuwa pod palcami jego przestraszone i podekscytowane serce, tak zwyczajnie i ujmująco żywe. Kiedy Jeremy przestaje protestować (coraz krócej, za każdym kolejnym razem, zauważa), nachyla się do jego ucha i szepcze:

- Chcę żebyś oddał mi swoją duszę. - Śmieje się. - Już tak długo żadnej nie miałam.

*

Kiedy w końcu go całuje, twardo i wymagająco, Jeremy walczy z nią każdą cząstką swojej osoby. Jednak sam się o to prosił. Powiedział: przestań się ze mną bawić. Więc przestała. Chłopak chyba nigdy nie oglądał kota bawiącego się myszą. Wszystkie te zabawy kończą się w ten sam sposób.

- Chyba wiem, o co chodzi, Katherine - mówi Jeremy, ocierając usta wierzchem dłoni.

- Czyżby? Mały Jeremy wykonał pracę myślową?

- I odpowiedź brzmi nie.

- Nie zdawałam sobie sprawy, że było jakieś pytanie. No, w takim razie, Jer, co za nie?

- Nie, nigdy cię nie pokocham.

Przetworzenie jego słów zajmuje jej trochę czasu, ale kiedy w końcu dociera do niej ich sens, Katherine wybucha zdrowym głośnym śmiechem.

- Naprawdę myślisz, że tu chodzi o miłość?

Jej słodcy niewinni chłopcy, naprawdę ma do nich słabość.

Tej nocy czyni go wampirem. (Przez jakiś czas po narodzinach, wbrew swoim słowom, nawet ją kocha. Potem historia się powtarza. Jak to mówią, historia lubi się powtarzać. Katherine jest tym już naprawdę zmęczona, naprawdę znudzona.)

fikaton 11: dzień piąty, autor: akzseinga, fikaton 11, fandom: the vampire diaries

Previous post Next post
Up