autor:
sorisofandom: incepcja
prompt:
http://www.fsmitha.com/h1/ilość słów: 1156
postaci: artur, mal
spoilery: nie, pre series
a/n: huh, nie wierzę, że dalej udaje mi się to pisać, i nawet nie miałam kryzysu dnia piątego. spoko. część piąta.
1,
2,
3,
4. chciałabym to skończyć razem z fikatonem, ale coś czuję, że mi się nie uda. no cóż, może ciąg dalszy poczeka na fikaton jesienny :D
- Krótko mówiąc, chodzi o to, że, przy odpowiednim podejściu, możesz dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy bezpośrednio od samej podświadomości obiektu, który śni w danym momencie. - Mal wyraźnie była w swoim żywiole. W takich chwilach jej definicja „krótko mówiąc” w dosyć istotny sposób różniła się od definicji reszty ludzi, Artur jednak nie zamierzał narzekać. Z zainteresowaniem, którego by się po sobie nie spodziewał, chłonął każde słowo.
- Tak właśnie było z piosenką - wyjaśniła. - Oczywiście, możesz twierdzić, że umówiliśmy się wcześniej i to tylko jeden wielki żart, na który absolutnie nie dasz się nabrać. W zasadzie, jeśli mam być szczera, na to właśnie czekam, wtedy będę mogła ci pokazać to samo, tylko z tobą jako obiektem. Potem śmiałabym się z twojego ogłupiałego wyrazu twarzy, kiedy zgadywałabym jedną rzecz za drugą. Prawdopodobnie przez wiele lat. Śmiałabym się, nie zgadywała, oczywiście. Także może lepiej dla ciebie, że mi wie… - przerwała w pół słowa, gdy Artur odchrząknął sugestywnie i posłał jej wyczekujące spojrzenie.
- Ach, tak - zreflektowała. - Wybacz dygresję. Mam za dużo do powiedzenia, wiesz jak to wtedy ze mną jest. W każdym razie… Póki co, udało mi się zrobić tylko to, o czym ci już powiedziałam. Wiesz, tytuły książek, piosenek filmów. Raz czy dwa udało mi się ze wspomnieniem, ale jest o wiele trudniejsze - zrobiła przerwę na oddech. Po chwili podjęła znowu: - Im bardziej ingerujesz w czyjąś podświadomość, tym mniej jej się to podoba… No, chyba że Dom podświadomie marzy o tym, żeby wbijać mi łokcie pod żebra za każdym razem, kiedy będziemy rozmawiać o naszych wspomnieniach z dzieciństwa? Może nie powinnam wychodzić za niego za mąż? Niby mam jeszcze trochę czasu, mogę zmienić zdanie.
Spojrzenie, jakie posłała siedzącemu na podłodze przy kanapie, podłączonemu do PASIV Dominicowi sugerowało, że o żadnej zmianie zdania nie mogło być mowy. Przez chwilę Artur czuł się naprawdę dziwnie - nie potrafił zdefiniować tego uczucia, ale nagle uderzyło go, że takiej Mal jeszcze nie widział. Niby pierścionek zaręczynowy powinien być wystarczającym dowodem na to, że coś w niej uległo dużej zmianie, ale nie. Tak naprawdę doszło to do niego dopiero w tym momencie.
- Wybaczam ci - powiedział, mając nadzieję, że jego głos brzmi normalnie. Właśnie tego mu teraz brakowało, bezsensownego rozczulania się. Na widok pytającego spojrzenia Mal, uzupełnił: - Dygresję. Wybaczam ci kolejną dygresję. W tym tempie może za pięć, dziesięć lat zdążysz już wziąć ślub, urodzić trójkę dzieci, ja zrobię doktorat i, nie wiem, może akurat opowiesz mi całą historię?
Mal przewróciła oczami.
- Arturze, to było pro forma - uściśliła. - Oczywiście, że wybaczasz mi dygresje, kochasz moje dygresje. Jestem niemal pewna, że sporo z nich miałeś ze sobą w wojsku. Pewnie były napisane na kolorowych, tekturowych karteczkach i czytałeś je każdego dnia przed pójściem spać. A jak już jesteśmy przy wojsku… Nie będę pytać dzisiaj, ani jutro, skoro wyjeżdżasz już z powrotem na te swoje studia, ale kiedy zobaczymy się następnym razem, lepiej bądź przygotowany, żeby mi wytłumaczyć, o czym do cholery tak długo rozmawiałeś z moim ojcem.
Arturowi zrzedła mina, ale doszedł do wniosku, że Mal uczciwie postawiła sprawę. Skinął głową na znak, że się zgadza.
- Świetnie! No to ustalone. A teraz…
- Co oni robią? - przerwał jej, podbródkiem wskazując na Milesa i Doma. Śnili już od piętnastu minut. Minutnik na urządzeniu wskazywał, że zostało im kolejne pięć. - W sensie, nad czym pracują?
- Teraz? Nie wiem. Tylko raz weszłam razem z nimi, wtedy kiedy zbyt wcześnie wróciłam do domu i tak ich zastałam. Nie możemy śnić w trójkę, jedno z nas zawsze musi pilnować pozostałych. Ale co robią… Dom wspominał coś o starożytnym Rzymie? Ostatnio obaj przechodzą fascynację antykiem. Nie mam pojęcia, dlaczego. Architekci, fundamenty kultury, i tak dalej - wzruszyła ramionami. - Dlaczego pytasz?
- Bez powodu. Kontynuuj?
- Ach, tak. - Mal ponownie się rozpromieniła. - Moje odkrycie, to, co ci pokazałam. Wyobraź sobie, jakie możliwości to oferuje! Gdybyśmy tylko mogli to opatentować! Oczywiście, potrzebowałabym o wiele więcej czasu i może zespołu, i, nie przeczę, miło by było robić to legalnie, ale abstrahując od tego na moment, zastanów się nad tym. Wyciąganie wiadomości z prosto z czyjejś podświadomości! O wiele lepsze i efektywniejsze niż prywatny detektyw. Ludzie ustawialiby się w kolejkach nawet do komina, byleby tylko móc skorzystać z naszych usług.
Artur spojrzał na nią z politowaniem.
- Ktoś tu oglądał za dużo filmów? - zasugerował.
- Ktoś tu oglądał za mało - prychnęła. - Możesz próbować, Arturze, ale uwierz mi, kiedy ci powiem, że przeżycie tych wszystkich lat, które ci zostały, oglądając w kółko film dokumentalny o cyklu rozwojowym modliszki, nie będzie łatwe. Ale pewnie, próbuj.
Tym razem to Artur odpowiedział prychnięciem.
- Oglądałem to raz - zaznaczył. - I nawet nie byłem tym specjalnie zainteresowany, po prostu akurat było w telewizji. Poza tym, widziałem o wiele więcej filmów. I to, o czym mówisz, brzmi jak żywcem wyjęte z jednego… nie, wielu z nich. Nie muszę chyba dodawać, że mam tu na myśli raczej Matrixa, niekoniecznie jakieś tam Pay it Forward…
Mal uniosła brwi, po czym powoli skręciła głowę i bardzo sugestywnie spojrzała na spoczywającą na stolę srebrną walizkę. Jej spojrzenie mówiło samo za siebie. Artur wiedział już, że w tej kwestii będzie musiał skapitulować.
- Bo to wcale nie wygląda jak wydumane science fiction - zauważyła Mal niepotrzebnie.
Artur westchnął.
- Może i masz rację - przyznał niechętnie.
Minutnik wskazywał już tylko niecałe trzydzieści sekund. Artur usiadł wygodniej w fotelu i w milczeniu obserwował jak Mal wstaje z kanapy i kuca przy Dominicu. Delikatnym ruchem wysunęła mu igłę z żyły, ostrożnie i z uwagą zwijając przewód. Po chwili ten sam proces powtórzyła przy Milesie.
I faktycznie, miała rację; co więcej, Artur doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Nie chodziło o Wenecję, Watykan, sklepienie Kaplicy Sykstyńskiej, nie do końca - wystarczyło, że przypomniał sobie gorące, suche powietrze w złowieszczo cichym, gdy nie rozbrzmiewały w nim strzały i wybuchy, mieście i Artur był pewien, że PASIV - razem z szerokim spektrum usług, jakie oferował - był jedną z najbardziej realnych rzeczy, jakich przyszło mu doświadczyć w życiu.
Co nie przeszkadzało mu być również jedną z najbardziej niewiarygodnych.
•
Przed swoim powrotem na MIT Arturowi udało się skorzystać z PASIV jeszcze raz - tym razem tylko z Mal. Mal nie potrafiła budować za grosz, ale miała doskonałą pamięć. Zapamiętanie i odtworzenie jednego z szablonów Dominica nie stanowiło dla niej problemu.
- Żałuję, że już musisz jechać - wyznała mu, kiedy siedzieli na górnej kładce Tower Bridge, tej, która w rzeczywistości była zamknięta dla turystów. Londyn pod nimi był spokojny, a Tamiza wyjątkowo przejrzysta. Artur wyobraził sobie, że może widzieć dno. - Dawno nie byłam niczym tak podekscytowana. Chciałabym, żebyśmy mogli widywać się częściej. Tak jak kiedyś.
Artur skinął głową.
- Też za tobą tęsknię - przyznał. - Przyjadę za dwa tygodnie. W porządku?
- Jak się nie ma, co się chce. - Mal z lekkim uśmiechem wzruszyła ramionami. Milczała przez chwilę, po czym dodała: - Jak myślisz, przeżylibyśmy upadek? Gdybyśmy skoczyli? Chciałbyś skoczyć? Ciekawe, co wtedy stałoby się ze snem.
- Nie. I nie - odpowiedział Artur. Śmierć nie jest konieczna, przypomniał sobie słowa Milesa. Wystarczy poczekać, aż sen dobiegnie końca.
Mal szybkim ruchem wsunęła swoją dłoń w jego i ścisnęła go delikatnie za palce. Ostatnie pięć minut snu spędzili w milczeniu.