Termidor [HP FF, OWuTeMy tydzień pierwszy]

Jan 04, 2011 19:59

Tytuł: Termidor
Autorka: novin_ha
Beta: dzielna girlupnorth
Dla odmiany dedykowane szeroko (lol), KOMENTUJĄCYM. Dopadłam ringhsilven i dedykuję jednak jej, URODZINOWO, przykro mi, komentujący.

♥ wszystkiego najlepszego, Cody! :D

Ostrzeżenia: Percy Weasley/Lucjusz Malfoy. Ostry (chyba?) dubcon, ale można interpretować. AU: Voldemort wygrał. Kilka drobnych kinków, przede wszystkim lekkie (chyba?) s/m. Rimming. [\o/] ...Mam wrażenie, że powinnam to mieć pod filtrem. Zaznaczam explicit adult content.
Słów około 3 tysiące.

Fabuła zapewne zawdzięcza co nieco serii Beg Me For It autorstwa Icarus, która jako pierwsza nawróciła mnie na ten ship, ale to moja własna wariacja na temat "Minister Magii Lucjusz Malfoy i jego wierny sekretarz Percy Weasley". Poza tym czytałam to milion lat temu...



TERMIDOR

Weep for yourself, my man,
You'll never be what is in your heart
Weep Little Lion Man,
You're not as brave as you were at the start

Zaczyna się tak:

Percy Weasley, GRYFFINDOR!

Po Billu i Charliem Percy nigdy nie robi nic, co zrobiłoby na kimkolwiek większe wrażenie, a uwaga Molly i jej pochwały to tylko powód, by bracia dokuczali mu bardziej.

Zaczyna się tak:

Po śmierci Dumbledore’a nadziei zostało im niewiele; po śmierci Harry’ego Pottera opór wydaje się daremny. Percy Weasley zapisuje się na listę czystej krwi; ma nadzieję, że uda mu się ocalić chociaż matkę, narzeczoną, siostrę, własną skórę.

Zaczyna się tak:

Minister Magii Lucjusz Malfoy potrzebuje pilnego, usłużnego sekretarza, a Percy Weasley ma doświadczenie i naprawdę lubi biurokrację; co ważniejsze, mianowanie go daje pozór ciągłości. To dobra polityczna decyzja, w dodatku pozwalająca Malfoyowi na dyskretne znieważenie znienawidzonych rywali z grona śmierciożerców.

(To wszystko detale i półcienie, które Percy zrozumie dużo później.)

I wreszcie, zaczyna się tak:

Minister Malfoy kładzie dłoń na ramieniu Percy’ego i nonszalancko przesuwa ją w dół, do łokcia. Gest jest poufały, na poły przyjazny, podszyty groźbą, jak wszystko inne.

Percy zauważa, że paznokcie ministra są krótko przycięte. Zakłopotany i przerażony, czuje, jak mu staje.

*~*

Najtrudniej było nauczyć się, jak być cieniem. Percy Weasley, jak w Hogwarcie, znowu chodzi korytarzami z przypiętą na piersi odznaką, ale w szkole najgorszym, co mogło go spotkać za parweniuszowskie obnoszenie się z nią, były kpiny ślizgonów albo nos rozkwaszony przez bliźniaków.

Zwrócenie uwagi jednego z oznaczonych czarnym znakiem śmierciożerców wiąże się z poważniejszym zagrożeniem. Nie może liczyć na pomoc przełożonego - cała pozycja Percy’ego opiera się na tym, że nie jest dla Malfoya najmniejszym obciążeniem. Minister nie lubi zniżać się do takich błahych spraw jak konflikty, w które może popaść sekretarz.

Na początku Percy próbował dowiedzieć się, czy złapano już Ginny, ale nawet to okazało się być niebezpieczne. Zadawanie pytań o kogoś z listy poszukiwanych mogło zostać uznane za działalność wywrotową i zwrócić na ciebie uwagę Najwyższej Inkwizytorki.

*~*

Percy boi się Lucjusza Malfoya. Oczywiście, każdy kto ma odrobinę zdrowego rozsądku boi się Ministra Magii. Malfoy słynie z kapryśności, małostkowości, perfidii i mściwości. Przebywanie w jego towarzystwie jest jak skrzyżowanie jakiejś sztuki Szekspira inspirowanej grecką historią (Percy miał dobre oceny także z mugoloznawstwa) z lekcją eliksirów ze Snapem z PMS-em. Nigdy nie wiesz, czy już obraziłeś go na tyle, że za kilka dni lub lat zaprosi cię na obiad z twoich własnych dzieci.

Wszystko z zachowaniem pewnego poziomu. Percy, wbrew sobie, lgnie do pozorów.

W trzy miesiące po rozpoczęciu pracy Lucjusz Malfoy zauważa, że szaty Percy’ego są pocerowane. Percy, niemal dławiąc się ze strachu (to pierwsza albo druga rozmowa między nimi nie dotycząca spraw służbowych) wyjaśnia, że w związku z dziennym limitem zaklęć musi oszczędzać na magii domowej. Jeszcze przed końcem tygodnia Minister dopilnowuje, by pozwolenie jego sekretarza zostało rozszerzone z dziesięciu do piętnastu zaklęć dziennie.

Percy dziękuje wylewnie, a potem milknie, przerażony, że przekroczył jakąś niewyczuwalną dla siebie granicę dobrego smaku i jego wdzięczność wzbudzi wstręt Malfoya.

Minister uśmiecha się dyskretnie i poklepuje Percy’ego po łopatce.

― Nie ma za co, Percy ― odpowiada, tylko minimalnie wahając się na imieniu. ― Oczywiście prawie na pewno jesteś teraz na liście skazanych na śmierć kolaborantów ― dodaje, żartobliwie.

To pierwsze potwierdzenie, że Zakon Feniksa, w jakiejś formie, nadal istnieje. Percy nie wie, czy ta wiadomość cieszy go, czy martwi.

Jest prawie pewny, że na listę trafił już wcześniej.

W nocy zastanawia się, czy ręka Ministra została na jego łopatce trochę dłużej, niż to konieczne.

*~*

Egzekucje odbywają się w pierwsze piątki miesiąca. Zwykle dementorzy całują jedną lub dwie osoby; tylko z rzadka publiczność ma szansę obejrzeć coś bardziej zmasowanego. Percy zna nazwiska z niewielkim wyprzedzeniem: Minister podpisuje wyroki pod koniec poprzedniego miesiąca.

Nieobecność jego rodziny na listach o niczym nie świadczy: wszyscy wiedzą, że znaczniejsi więźniowie są torturowani i legilimencjowani dopóki nie zaspokoją ciekawości Sami-Wiecie-Kogo. Rodzina Percy’ego może zaliczać się właśnie do takich, niebezpiecznych i cennych więźniów.

Percy lubi pokoje ministerialne w piątkowe wieczory. Po egzekucjach mało kto wraca do biura i Percy może w spokoju oddać się porządkowaniu mało ważnych dokumentów, tak jawnych, że ich zawartość jest widoczna nawet dla jego oczu.

Podczas piątego lub szóstego z rzędu egzekucyjnego piątku siedzi w biurze nad wyjątkowo nudną korespondencją, gdy z sąsiadującego pokoju Ministra dobiegają go przyciszone głosy.

Wystarczyłoby, żeby rzucili najprostsze zaklęcie maskujące dźwięk i Percy byłby bezpieczny. Zanim orientuje się, że zebrani najwyraźniej myślą, że pokój sekretarza jest pusty, jest już za późno, by dobrym wyjściem było dyskretne poinformowanie o swojej obecności.

Percy cofa się za biurko i stara się oddychać tak cicho, jak to tylko możliwe. Na szczęście świece w jego gabinecie palą się przez całą dobę.

Nie słyszy ich rozmowy; bardzo starannie stara się nie nasłuchiwać, tak by nie musieć obawiać się rutynowego pytania o posiadane tajne informacje podczas następnego testu veritaserum. Gdyby był w stanie, najchętniej naprawdę zasnąłby za biurkiem, ale adrenalina jest nieubłagana; jego puls szaleje, a w uszach mu szumi. Całość trwa dwadzieścia minut, nie dłużej, ale nim sąsiedni pokój cichnie i pustoszeje, Percy zbliża się do niekontrolowanego ataku klaustrofobii.

Odczekuje jeszcze kwadrans zanim ostrożnie podchodzi do drzwi i naciska klamkę.

Pokój nie jest pusty. Minister Malfoy siedzi w fotelu z szklanką Ogdena.

Percy, odruchowo, robi pół kroku w tył. Lucjusz Malfoy obrzuca go obojętnym spojrzeniem.

― Nadgorliwość nie jest cnotą, Percy. A przynajmniej nie jest cnotą mile widzianą, ani taką, która pomoże ci daleko zajść.

Percy gorączkowo szuka właściwych słów, by wyjaśnić swoją obecność i zapewnić Ministra, że nie słyszał nic z jego rozmowy, ani nie widział, z kim się ona odbyła, ale Malfoy przerywa mu w pół słowa znudzonym ruchem ręki. Percy nauczył się już, kiedy należy zamilknąć.

― Usiądź na chwilę. Może chciałbyś się napić. ― Malfoy uśmiecha się pobłażliwie, ale z lekka maniacko. Percy nie wie za wiele o pijanych czy wstawionych ludziach, ale domyśla się, że nie należy się z nimi sprzeczać, a już na pewno nie z Ministrem.

Percy chciałby wyjść i nie spędzać w tym pokoju ani minuty dłużej.

Chciałby też usiąść.

Krztusi się na pierwszym łyku; gardło i żołądek ma nerwowo ściśnięte, ale po chwili czuje rozpływające mu się po kończynach ciepło. Malfoy przygląda mu się uważnie, z miną, która sprawia, że Percy oblewa się rumieńcem, dla odmiany zawstydzony tym, że nie potrafi pić.

― Czemu tu przesiadujesz? ― pyta Malfoy, odwracając wzrok. ― Czy masz za mało magii, by dogrzać swoją klitkę? Wygłuszyć od hałaśliwych sąsiadów?

Percy potrząsa głową, ale Minister jeszcze nie skończył. Znowu spogląda na Percy’ego, badawczo. Mówi bardzo wyraźnie, cedząc słowa.

― A może zostałeś po godzinach żeby się dotykać? Nie ma się czego wstydzić, nie byłby to pierwszy raz.

Percy przełyka ślinę i zauważa, jak blisko siedzą.

Lucjusz Malfoy dopija drinka i wychodzi.

*~*

Śmierciożercy mogą sobie pozwalać na wiele. Ministerstwo niedużo zabrania, a co ważniejsze, mało kto ma odwagę się poskarżyć. Wiele czarownic i czarodziejów woli bez większego ociągania rozłożyć nogi albo otworzyć usta. Niektórzy sami oferują swoje ciała: czasami można coś dla siebie wytargować. Percy nie skupia się na plotkach; słyszał, że syn Ministra sypia ze szlamami, wśród których wymieniano Granger, byłą jego zmarłego brata. Słyszał też, że Rodolphus pieprzy nieletnich płci obojga z Hogwartu, a Narcyza przebiera w dwudziestoparolatkach.

Percy’emu brakuje bardziej odwagi niż chęci, czy może pokusy. Obsesyjnie zastanawia się nad konsekwencjami i zagrożeniami. Rozważa, czy myli się w odczytywaniu sygnałów.

Spekuluje, czy pewniejsza jest śmierć, jeśli się przeliczył, czy jeśli swoim zachowaniem odrzuca składaną propozycję.

Nigdy nie słyszał ani słowa plotek o występkach Lucjusza Malfoya.

Chodzi po ministerstwie w stanie ciągłego balansowania na skraju podniecenia, co utrudnia mu skupienie i wiąże się z ciągłą nerwowością. Po krótkim okresie przywyknięcia znowu podskakuje na dźwięk szybszych kroków czy zamykanych drzwi. Im bardziej przenika go lęk, tym trudniej mu zwalczyć pół-przypadkowe, dręczące go w najmniej odpowiednich chwilach erekcje. Jeżeli Minister zauważył zmianę w jego zachowaniu, to nie wspomina o niej.

Obserwuje Percy’ego tak uważnie, że budzi w nim podejrzenie, że może pomylił pożądanie z podejrzliwością.

Trzy tygodnie po tamtym piątku Percy składa pisemne sprawozdanie z obowiązków, godzin pracy i nadgodzin. Cała reszta biura politycznego, w składzie trzech osób, rozlicza się bezpośrednio z Zatrudnieniem i Kadrami; Percy przedkłada najpierw dokumenty do wglądu Ministrowi, z uwagi na osobisty charakter jego obowiązków.

Lucjusz Malfoy nigdy nie czytał sprawozdań; tym razem otwiera dokument i go przegląda. Percy stoi w progu; w przeszłości Minister podpisywał raport od razu, więc czekanie miałoby sens, ale jeśli zamierza teraz zabrać się za czytanie, to sekretarz nie powinien patrzeć mu przez ramię. Percy nie wie, czy powinien zapytać, poczekać, czy odejść.

― Zawołam cię, jak skończę ― przerywa mu te rozmyślania Minister. Percy dziękuje i wychodzi.

Zanim Malfoy wzywa go do gabinetu, mija piąta i większość biura udaje się do domu. Gdy Minister nie oddaje mu od razu sprawozdania, i zamiast tego oferuje krzesło, Percy czuje falę lęku.

― Czy coś jest z nim nie tak? ― pyta, podniesionym tonem.

― Z czym? Ach ― Malfoy przesuwa dokument ku brzegowi biurka. ― Jestem pewien, że to stek bzdur z zaniżonymi wyliczeniami. Nie o tym chciałem ci powiedzieć.

Percy słyszy szum w uszach.

― Pomyślałem, że może ucieszy cię wiadomość, że twoja siostra została złapana żywa i uznana za… cenną osobę. Są wobec niej… pewne plany.

Te słowa brzmią jak policzek. Percy mruga niepewnie. To ostatnia rzecz, jakiej się spodziewał.

― Oczywiście to informacja, która nie może opuścić tego pokoju. Myślę, że wiesz, co mam na myśli, Percy.

― Bardzo… ― Percy czuje, że zaschło mu w gardle i ciężko przełyka. ― Bardzo panu dziękuję, panie Ministrze ― mówi, niepewnie.

Malfoy odwraca się plecami i patrzy przez okno. Percy wbrew sobie skupia się na aksamitce, zbierającej jego idiotycznie, pretensjonalnie i staroświecko długie włosy. Percy’emu nie wydają się być ani kobiece, ani arystokratyczne - są nieco żałosne w swojej urodzie.

― Jeżeli chciałbyś, może nadarzyć się okazja na przekazanie jej kilku słów wiadomości.

Percy’ego zadziwia żółć, którą słyszy we własnym głosie, gdy odpowiada:

― Myślę, że wolałaby usłyszeć, że nie żyję, niż wiadomość ode mnie przekazaną przez pana, panie Ministrze.

Podnosi się z krzesła, nieproszony i sięga po podpisany raport.

― Jeszcze raz bardzo dziękuję ― powtarza. ― Jeśli to wszystko…

― Czy sądzisz, że to wszystko?

Głos Ministra jest cichszy i zimniejszy niż zwykle. Percy zatrzymuje się w pół kroku i słyszy za sobą szelest szat; Malfoy też podniósł się z fotela. Staje pół kroku za Percy’im i kładzie rękę na jego prawym ramieniu; jego kciuk delikatnie opiera się o szyję Percy’ego.

― To dobra wiadomość, chociaż może tak nie brzmieć ― stwierdza Malfoy na powrót przyjaznym tonem, a Percy przez sekundę nie rozumie, o czym mowa, zbyt skupiony na targających nim sprzecznych odczuciach. Niemal bezwiednie porusza głową tak, że jego policzek ociera się o dłoń Malfoya.

Palec wpija się boleśnie w jego szyję i Percy zachłystuje się gwałtownie przełkniętym powietrzem. Uczucie jest elektryzujące. Druga ręka Malfoya ląduje na jego biodrze, po drodze muskając pośladek przez warstwy szaty, i Percy wydaje z siebie ciche jęknięcie.

― Warto było udawać nieśmiałego? ― pyta Malfoy, przesuwając dłoń do przodu, w kierunku krocza Percy’ego, który dławi przekleństwo i stawia nogi szerzej. Podnieca go świadomość, że nie może już przerwać, że Lucjusz Malfoy zrobi z nim, co tylko zechce. Podnieca go erekcja Malfoya, którą zdaje się wyczuwać przyciśniętą do biodra.

― Zadałem ci pytanie ― nalega Malfoy i Percy czuje obezwładniającą potrzebę wypchnięcia bioder do przodu, ale powstrzymuje się i zmusza do odpowiedzi.

― Nie, panie Ministrze.

Tym razem to Malfoy łapie powietrze, a potem obraca Percy’ego w miejscu i przez sekundę przygląda mu się, głośno oddychając.

― Nigdy nie robiłeś mężczyźnie dobrze ustami ― bardziej stwierdza niż pyta. Percy kręci głową.

Policzek, który mu wymierza, jest stosunkowo łagodny. Ból trochę otrzeźwia Percy’ego.

― Nie, panie Ministrze.

― Tak będzie łatwiej ― stwierdza Malfoy, niemal z żalem, a potem sięga po różdżkę i kieruje ją na Percy’ego. ― Imperio.

Percy poddaje się zaklęciu bez walki. Tak naprawdę jest łatwiej: nie myśli o swoim braku doświadczenia i skrępowaniu, zapomina o uderzeniu w twarz. Jest mu ciepło, a gdy klęka na wykafelkowanej posadzce różnica temperatur sprawia mu przyjemność. Czuje pulsowanie własnej krwi.

Tak jest łatwiej: nie zaciśnie zębów choćby bolała go szczęka (nie poczuje bólu), nie zrobi niczego głupiego. Rozluźnia się i oddycha przez nos, szeroko otwierając usta.

Lucjusz Malfoy nie spieszy się. Wplątuje palce lewej ręki we włosy Percy’ego, w prawej trzymając różdżkę, nie przerywając zaklęcia.

― Właśnie tak ― chwali Percy’ego, gdy ten zaczyna rytmicznie poruszać głową, kierowany zarówno mało delikatnymi szarpnięciami za włosy jak i pozbawiającym go własnej woli zaklęciem. ― Tak ― powtarza, wpychając się głębiej w jego gardło, niemal go dławiąc.

Mówi więcej, rzeczy obraźliwe i bezwstydne, o chęci Percy’ego i o jego ustach, ale Percy nie rozumie już słów, zachęcony zaklęciem przyciska dłoń do swojej erekcji przez ubranie i pociera, nie przestając ssać. Lucjusz Malfoy dochodzi pierwszy, a Percy tuż po nim, wciąż prawie zupełnie ubrany, z obcym, nieprzyjemnym i podniecającym smakiem w ustach.

Gdy zaklęcie przestaje działać, Malfoy przygląda mu się z wyrazem złośliwej satysfakcji. Percy przykłada dłoń do spuchniętych, nagle bolących ust.

― Nawet łatwiejszy niż przypuszczałem ― mówi cicho Minister i Percy czuje obezwładniający wstyd, gdy uświadamia sobie, że jeszcze nie wstał z klęczek.

Większość zaklęć z tego dnia zużywa na doczyszczenie ubrania.

Następnego dnia Minister znowu każe mu zostać dłużej. Gdy tylko zostają sami, popycha Percy’ego na biurko, przyciskając jego twarz do drewna, i tym razem dotyka Percy’ego, odsłania jego pośladki i zostawia na nich ślady uderzeń, i po kilku zaklęciach (ale tym razem bez Imperiusa, on był tylko z uwagi na zęby, obiecuje Malfoy) pieprzy go od tyłu. Niemal od niechcenia robi potem Percy’emu dobrze ręką. Percy posłusznie zlizuje nasienie spomiędzy palców.

Tydzień później Lucjusz (myśli o nim po imieniu, ale nigdy nie odważa się spróbować wymówienia go na głos, a Minister niczego takiego nie proponuje) każe mu zrobić sobie dobrze językiem na sposób, który jego zdaniem powinien być wrodzonym talentem Percy’ego. Dostaje potem w prezencie nowe szaty. Wstydzi się chodzić w nich do pracy, ale boi się ich nie założyć, by nie wydać się niewdzięcznym. Minister chwali jego wygląd przed kolejnym fellatio. Teraz już bez Imperiusa.

Trzy tygodnie później Malfoy zabiera go ze sobą do domu. Z jakiegoś powodu jedzenie z Lucjuszem wydaje się Percy’emu większym dowodem zdrady niż wsuwanie w niego języka.

Nie tak wielkim jak to, że Lucjusz z oczywistych względów zaczyna osobiście przeprowadzać na nim przesłuchania z veritaserum i zwalnia go z rutynowych testów.

*~*

W biurze nie zmienia się wiele, a przynajmniej Percy nie zauważa takich zmian. Rozmowy między jego współpracownikami milkną, gdy wchodzi do pokoju, ale tak było od samego początku. Nie jest nawet pewien, czy ktokolwiek wie, że Minister go pieprzy.

Jest grudzień i jego romans, jeśli można to tak nazwać, trwa już trzy miesiące, gdy na Pokątnej mija go dawna koleżanka z Hogwartu, Wilhelmina. Podchodzi do niej, ale Wilhelmina udaje, że nie słyszy jego powitania i oddala się szybkim krokiem. Następnego dnia jego sąsiedzi z mieszkania naprzeciwko, którym zwrócił kilka razy uwagę na hałas, wyprowadzają się bez pożegnania.

Tak Percy dowiaduje się, że niechcący zdobył złą sławę.

*~*

W lutym wykorzystuje pięć ze swojego dziennego limitu zaklęć (znowu podniesionego, tym razem do dwudziestu - Malfoy powiedział mu, by przychodził do pracy przygotowany do seksu) na ogolenie nóg.

Oglądając się w lustrze myśli, że może popełnił błąd i Lucjusz go wykpi, bo te nagle nagie, blade, wychudzone nogi wydają mu się niezmiernie żałosne. Tylko limit zaklęć powstrzymuje go przed próbą odrośnięcia włosów - może starczyłoby mu zaklęć, ale jeśli coś poszłoby nie tak, to zostałby z zarośniętym gąszczem albo różowymi pasemkami.

Nie jest do końca pewny, jakiej reakcji się spodziewa. Oscyluje między wizją siebie w spódniczce, przerżniętego o biurko, a drwiącym monologiem Malfoya wyrzucającego go z gabinetu za bezczelność.

Minister uśmiecha się drapieżnie na widok jego nóg (Percy zdecydował, że Malfoy nie jest gejem, po prostu lubi pieprzyć podwładnych) i Percy czuje przyjemne ukłucie lęku.

― Od początku myślałem, że urodziłeś się do bycia kurwą ― oznajmia Lucjusz, gładząc Percy’ego po udzie. Percy wciąż jeszcze uczy się, kiedy ma być głośno, a kiedy milczeć, ale tym razem zupełnie naturalnie wydaje z siebie lekki jęk, nagrodzony szarpnięciem za włosy.

Staje mu. Malfoy lubi to, że Percy tak reaguje na zadawanie mu bólu.

― Niestety, nie mamy teraz czasu ― mówi Malfoy z wyraźnym ociąganiem. ― Po przyjęciu.

Percy nauczył się, że nie należy pytać, jakim przyjęciu.

*~*

Percy ma na sobie nowe szaty wyjściowe, zbyt cienkie i niewygodne, a ogolone nogi drżą mu ze strachu, gdy pierwszy raz widzi Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać. Szczękałby zębami, gdyby nie to, że jest pewny, że takie zachowanie spotkałoby się z poważną dezaprobatą Ministra.

Nikt nie zwraca na niego uwagi; jest na przyjęciu tylko w charakterze służącego Ministra: zbiera wręczane mu przez Malfoya dokumenty i pospiesznie zapisuje dyktowane notatki. Przez pomyłkę zwraca się do niego w którymś momencie ambasador Chorwacji, ale szybko orientuje się, że Percy Weasley jest nikim i zostawia go w pół zdania.

Gdy Sami-Wiecie-Kto wchodzi na salę, mniej więcej godzinę po rozpoczęciu bankietu, zapada cisza.

Towarzyszy mu Ginny.

Percy nie wierzy własnym oczom: jego siostra, cała i zdrowa. Lucjusz Malfoy, stojący obok, rzuca mu szybkie spojrzenie i Percy nie jest pewny, czy upewnia się, że Percy nie zrobi czegoś głupiego, czy domaga się - daje znać, że będzie się domagał - wdzięczności. Percy zaciska rękę na poręczy krzesła, a gdy wreszcie siadają, ma wrażenie, że nogi się pod nim ugięły.

Chwilę później Lucjusz Malfoy zaczyna głaskać go po udzie, korzystając z osłony stołu.

― To nie Imperius. Czarny Pan osobiście ją złamał ― mówi później Lucjusz, tak jakby siostra Percy’ego była koniem, którego można zmusić do posłuszeństwa.

Percy kiwa głową. Jest niemal pewny, że to musi być spisek. Jakiś plan, bliżej mu niezrozumiały element przyszłego ataku terrorystycznego. Widział Ginny. Miała oczy pełne nienawiści.

― Czy nie jesteś przekonany? ― pyta Malfoy, nagle bardziej niż zwykle czujny czy przenikliwy. Percy potrząsa głową.

― Jestem tylko zaskoczony, Panie Ministrze. Bardzo dziękuję za szansę zobaczenia jej ― dodaje, po chwili.

Mówi, że chciałby się jakoś odwdzięczyć.

Lucjusz Malfoy myśli, że Percy patrzy na jego laskę. Percy Weasley, rozkładając nogi, myśli o ukrytej w niej różdżce.

---------------
Tytuł wybrany, bo qadoš uznałam za przesadną i niezasłużoną głębią fika (której nie ma) pretensjonalność, chociaż termin ten zaczerpnięty z teologii uznaję za idealny. Oznacza on „świętość” ale nie ludzką, ale boską, zawierającą elementy fascynacji i grozy. Poza tym oznacza zarówno „światło” jak i „odłączenie/separację”. Nie, nie wiedziałam tego sama tylko zrobiłam research i jakimś cudem na to trafiłam.

Jeśli idzie o rządy termidorian, to cytując za wikipedią: Termidorianie, którzy w większości również wywodzili się z bogatego mieszczaństwa, wspierali tę grupę kosztem innych. Ponownie ukształtowała się przepaść dzieląca społeczeństwo. Oraz, tak radośniej, Po ulicach miast zaczęli przechadzać się muskadyni - młodzieńcy odziani wg nowej, pełnej przepychu mody. Gałkami swych lasek często tłukli potencjalnych jakobinów [XD]. Na frontach wojska Republiki odnosiły same sukcesy.

autor: novin_ha, owutemy: tydzień pierwszy, fandom: harry potter, owutemy

Previous post Next post
Up