Obowiązkiem moderatorskim i z poślizgiem spowodowanym m.in. poślizgiem na drodze.
Autor:
rysiaczekDla kogo prezent
pellamerethielŻYCZENIE NR 1: Merlin: Artur/Merlin. Rok, dwa po śmierci Uthera, kiedy Artur jest już królem. Pewnego wieczoru, kiedy po polowaniu, na które wybrali się tylko we dwójkę, śpią w lesie, Artur budzi się i dostrzega, że Merlina nie ma przy nim. Kiedy zaczyna go szukać, znajduje czarodzieja na jakiejś łące (albo czymś podobnym), gdzie Merlin wyczarowuje coś przepięknego, co oczarowuje Artura. Wracają do zamku i wszystko wydaje się być w porządku, poza tym, że w królestwie zaczynają się dziać dziwne rzeczy - okazuje się, że to magia Merlina wymknęła się spod kontroli i zaczęła żyć własnym życiem. Proszę o jakąkolwiek wariację na ten temat, nie musi być oczywiście dokładnie tak jak opisałam (ani nawet w połowie tak dokładnie ;)) - wypisałam wszystko tak szczegółowo, bo taką miałam wizję, gdy zaczęłam spisywać życzenia. ;)
Tytuł: Moc, chwała i potęga
Fandom: Merlin
Postacie/pairingi: Merlin, Artur, Uther, Artur/Merlin
Ilość słów: 1860
Ostrzeżenia: Evil!Merlin, deathfik, życzenie było bardzo szczegółowe i tak też się do niego stosowałam, ale troszkę odeszłam w kilku punktach, angst.
A/N: dziękuję
mlekopijca za przecinki <3
Pelle, jeśli ktoś powinien wstydzić się swoich fików to z pewnością jestem tylko i wyłącznie ja. Cieszę się, że mogę Ci podarować tego fika na Gwiazdkę, a jednocześnie przepraszam za jakość. Może kiedyś jak nauczę się pisać będziemy mogły się śmiać z moich opisów (które wycięłam w druzgoczącej części). A i gdyby jednak Ci się spodobało, to mam w głowie całą drugą część do tego. Ogólnie przepraszam, że żyję i mam lja (XD).
- Merlinie?
Chłopak nie usłyszał go jednak, był zbyt daleko, a to, co wydobyło się z ust Artura, przypominało bardziej szept niż zamierzony krzyk. Artur stał jakieś dwa metry od dużej polany. Przed sobą widział Merlina, ale nie był to ten służący, który jeszcze przed kilkoma godzinami żywo się z nim przekomarzał o to, jak Artur wystraszył się dzika. Merlin, tam na polanie, był kimś, kogo Artur do tej pory nie znał.
Jakby przez mgłę poczuł podmuch zimnego, nocnego powietrza na twarzy, ale zignorował to, zbyt zajęty widokiem przed sobą. Merlin podniósł obie ręce do góry i otoczony delikatną, złocistą poświatą, wydawał się unosić kilka metrów nad ziemią. Wokół (Artur przez chwilę myślał, że się przesłyszał, ale jednak nie) rozbrzmiewała cicha muzyka - dziwny szum, który układał się w linię melodyczną wbrew wszelkiej logice i wyczuciu. W jakiś sposób, nie wiedział jak, czuł, że to magia. To, co robił Merlin, było magią w czystej postaci, czymś pierwotnym, niczym nieskażonym, najpiękniejszym. Artur dopiero po chwili zorientował się, że wstrzymał oddech i kurczowo zaciskał ręce na rękojeści miecza. Powietrze wokół iskrzyło od potężnej mocy, która kłębiła się wokół swojego źródła. Merlin nie zdawał sobie sprawy, że jest obserwowany, zbyt pochłonięty cudowną mocą, która go wypełniała. Nie do końca zdawał sobie sprawę jak to się stało, że znalazł się na polanie i dlaczego wszystko przychodziło mu z taką łatwością. Był pewien, że w tym momencie wyszłoby mu jakiekolwiek zaklęcie, mógłby zrobić wszystko, czego by tylko zapragnął.
„Jestem silny”
***
Na drugi dzień Merlin wydaje się niczego nie pamiętać. Artur zostawił go na polanie i wrócił do ich legowiska, gdzie przewracając się z boku na boku, w końcu zapadł w męczący sen. Nie pamiętał, kiedy Merlin wrócił. Gdy obudził się wraz z pierwszymi promieniami słońca, posłanie obok było już zajęte. Artur przez dłuższą chwilę wsłuchiwał się w spokojny, miarowy oddech przyjaciela.
***
Uther umierał powoli, jak umierają starzy ludzie zmęczeni życiem. U samego schyłku każdy ruch wydawał się być tym ostatnim, dopóki nie okazywało się, że po nim następuje jeszcze jeden i jeszcze jeden. Artur często przychodził do komnat ojca i siadał u wezgłowia ogromnego, królewskiego łoża. Nie rozmawiali zbyt wiele. Jeśli w ogóle, częściej odzywał się Artur. Stary król patrzył na niego zamglonymi, nierozumiejącymi oczami pełnymi bólu i, jak miał nadzieję Artur, miłości. Po pewnym czasie wizyty w komnacie ojca stały się nawykiem i Artur zaraz po powrocie do Camelotu, czy to z jakiejś wyprawy, czy polowania, szedł zobaczyć się z ojcem. Siedział tam i, często brudny od krwi i kurzu, z zapałem opowiadał ojcu o tym, jak spędził dzień.
Później będzie wspominał te dni jako najlepszy czas jaki kiedykolwiek spędził ze swoim ojcem.
Pamięta, jak wrócił z tamtego polowania i gdy tylko zsiadł z konia, zobaczył czekającego na niego Merlina. Przyjaciel nie musiał nic mówić - zmieszanie widoczne na twarzy i spuszczony co chwilę wzrok wyrażały o wiele więcej, niż Merlin był w tamtej chwili w stanie z siebie wydusić. Artur szturchnął go ze złością (potem, o wiele później, będzie za to przepraszał) - musiał w jakiś sposób wyładować to coś, co właśnie pojawiło mu się w żołądku. Wiedział, ale dopiero kiedy wszedł do komnaty ojca i kiedy zobaczył jego zimne ciało, zrozumiał, co się właśnie stało - został królem.
***
Pierwszą noc po śmierci ojca spędził sam. Skulony na łóżku, z rękami owiniętymi wokół kolan. Wiedział, że w komnacie nie ma nikogo oprócz niego, ale mimo to nie płakał. W tej pozycji zasnął i obudził się na drugi dzień cały odrętwiały.
- Merlinie, musisz mi zrobić masaż.
Drugiej nocy przyszedł do niego Merlin. Położył swoje delikatne dłonie na twardych barkach Artura i powoli uciskał w odpowiednich miejscach. Masaż pozwolił mu się odprężyć i Artur poczuł jak po policzkach wolno spływają pojedyncze łzy. Nie był pewien czemu tak naprawdę płakał. Kochał ojca, ale była to miłość szorstka, surowa, nie było w niej miejsca na czułość. Miał spełniać stawiane przed nim wymagania, wciąż i wciąż udowadniać ojcu, że jest synem, z którego może być dumny. Płakał nie za ojcem, ale za tym wszystkim, co zawsze pragnął otrzymać od ojca. Nie chciał, żeby Merlin zobaczył, że płacze, więc tylko mruknął coś gburowato i kazał mu odejść.
Trzeciej nocy było mu zimno. Czuł jak chłód przenika do każdego kawałka jego ciała i cały się trząsł. W końcu zawołał po Merlina. Służący przyniósł mu kilka ciepłych okryć, ale i to nie pomogło, więc Artur poprosił, żeby Merlin został i położył się koło niego. Co dziwne, to prawie natychmiast pomogło. Artur czuł obok siebie rozgrzane ciało mężczyzny i ta bliskość wcale mu nie przeszkadzała. Gdy obudzili się rano, noga Artura w jakiś dziwny sposób zlazła się na udzie Merlina i Artur czuł ciepłą pulsującą męskość swojego sługi przy swojej skórze. Wtedy po raz pierwszy to poczuł. Coś jak pożądanie, jakie napływało do niego na widok nagiej, pięknej kobiety. Poza pożądaniem było coś jeszcze, czego Artur już nie potrafił zidentyfikować.
Kilka następnych nocy było jeszcze bardziej zimnych, więc Merlin spędził je w łóżku Artura. Jednej z nich Artur obudził się po koszmarze. Krzyknął w przestrzeń za uciekającym cieniem mary sennej i trochę zawstydzony spojrzał na leżącego obok Merlina. Ten popatrzył na niego z niepokojem, ale po chwili przejechał uspokajająco ręką po mokrych plecach Artura. Tamten z początku chciał zaprotestować, tyle że dotyk podział na niego bardzo uspokajająco. Obrócił się więc w swoją stronę i udawał, że śpi - mimo to Merlin nie cofnął ręki i Artur był mu naprawdę wdzięczny.
Następnej nocy po raz pierwszy uprawiali seks. To, co zrobili, było tak naturalne, że żaden z nich nie czuł zażenowania. Obaj poruszali się bardzo ostrożnie, badając jeden drugiego. Artur miał tak silny orgazm, że szczytując złapał za drewniany element wezgłowia i go odłamał. To trochę ich wyrwało z rytmu - przez kilka minut pokładali się ze śmiechu, ale po chwili Artur poczuł jak ręce Merlina błądzą w okolicach jego pachwin i szybko zapomnieli o całej sytuacji.
Od tamtej pory Merlin spędzał każdą noc w komnatach Artura. Nikt niczego nie podejrzewał, a w ciągu dnia starali się okazywać sobie jak najwięcej dystansu. W końcu Artur miał przecież poślubić kogoś sobie równego, a nie zadawać się z byle sługą - nikt z jego sfer by tego nie zaakceptował.
Artur uwielbiał nie tylko seks z Merlinem. Co było zaskoczeniem, naprawdę świetnie się dogadywali. Oczywiście Merlin śmiał się z tego spostrzeżenia:
- Kiedy to odkryłeś? Nie, chyba nie, ja cię nigdy nie potrafię zrozumieć.
Rozmawiali o wszystkim, często dochodzili do sprzecznych wniosków i wtedy żaden nie chciał odpuścić, więc kończyło się na pełnym śmiechu i przepychanek seksie. Kochali te chwile.
***
- Nigdy nie bałeś się, że mój ojciec się dowie? - Artur przejechał palcem wskazującym po kości miednicy kochanka. Merlin zamarł.
- Dowie, o czym?
- O magii.
Zapadła cisza. Merlin poruszył się niespokojnie. Cisza z każdą minutą stawała się cięższa i bardziej niepokojąca. W końcu to Artur wykonał pierwszy gest.
- Nie musisz się bać. Nikt, nigdy się nie dowie. - Nachyla się nad uchem Merlina i mężczyzna czuje na skórze jego ciepły oddech. Tej nocy kochają się do utraty zmysłów.
***
Artur jako król nie potępia czarodziejów. Nigdy jednak nie wydał oficjalnego dekretu. Wszystko odbywa się w sferze domysłów i plotek. Znikają procesy o czary i nikt kto zawisł od śmierci Uthera nie zginął w domyśle za czary. Kończą się donosy na nielubianych sąsiadów i nieposłuszne kobiety. Sytuacja wydaje się pod tym względem coraz bardziej stabilna, ale mimo to Artur nie wie, czemu nie chce przemówić do swoich poddanych. W końcu, u schyłku lata, w trzecią rocznicę śmierci ojca, podejmuje decyzję. Zamyka się na kilka godzin w swoich komnatach i myśli o tym, co powinien napisać. Oczywiście dwie godziny później osobą, która mu przeszkodzi, będzie Merlin.
- Arturze, królu. - Merlin nigdy nie pozbędzie się chyba tego swojego głupiego nawyku tytułowania go nawet wtedy, kiedy są pewni, że nikogo z nimi nie ma.
- Merlinie. - Artur stuka palcami o blat biurka, wyraźnie zniecierpliwiony.
Merlin opowiada mu o jakiejś dziwnej kobiecie, która przybyła do Camelotu, twierdząc, że coś zabija wszystkie zwierzęta w okolicy. Kobieta nie jest szalona, ale też może nie do końca mówić prawdę. Artur zauważa, że głos Merlina drży lekko i dopiero po chwili dociera do niego, co tak naprawdę oznacza ta historia. Odkłada pióro i mnie arkusz, nad którym pracował od kilku godzin. Musimy załatwić ważniejsze sprawy.
Od wizyty wieśniaczki mijają zaledwie dwa dni, gdy pojawiają się kolejni ludzie. Wszyscy narzekają na niepokojące zjawiska, które nie mają racjonalnego wytłumaczenia w chociażby zjawiskach pogodowych. Giną zwierzęta, ludzie zmieniają się w robaki, coś pustoszy lasy. W końcu, dokładnie dwa tygodnie później, ktoś znajduje ciało. Ludzie wciąż umierają, ale tym razem jest to coś, co niepokoi wszystkich. Człowiek wygląda jakby cały czas żył. Poza tym, że nie oddycha. Żadnych śladów pobicia, choroby, nic.
***
Dwa miesiące później taka śmierć nikogo już nie dziwi. Tajemnicza siła zbiera śmiertelne żniwo i nikt nie jest w stanie jej pokonać. Trudno przecież wysłać wojska przeciwko czemuś, czego nikt nie widział. Artur z początku wydawał się zaprzeczać przyczynom. Jednak kiedy oczywistym staje się, że mają do czynienia z magią, nie może dłużej udawać. Merlin przestaje sypiać w jego komnacie i nastają ciche dni.
Żniwiarz dociera do zamku.
***
Artur umiera jako pierwszy. W ostatniej przedśmiertnej wizji widzi nad sobą swojego kochanka, przyjaciela i w tym momencie największego wroga. Czuje jak delikatne palce czarodzieja badają jego ciało. Wolne, zbyt wolne ruchy. Artur wygina biodra do przodu z bolesnym jękiem pożądania. Chce czuć Merlina w sobie, chce go dotykać, pieścić ulubione miejsca na jego ciele. Tymczasem tkwi nieruchomo pod rzuconym zaklęciem. Przez chwilę, dosłownie na ułamek sekundy widzi w oczach przyjaciela wielki ból. Błysk żółtego światła i Artur zapada w ciemność.
***
Z początku nie wie co się dzieje. Do myślenia daje mu dopiero spotkanie z druidami. Jeden z nich ostrzega go:
- To, co uwolniłeś nie sprawi, że będziesz silniejszy. Magia jest potężną siłą, a szczególnie ta pierwotna, nieskażona złem, ale też nieskażona dobrem. Obojętność to coś więcej niż dobro czy zło. Magia taka jest niezniszczalna i raz uwolniona - niepokonana.
- Czemu ludzie umierają? Przecież magia nie zabija ludzi? - Merlin patrzy w przejrzyste oczy druida z nadzieją, że nie usłyszy tego, czego tak bardzo się obawia.
- Nie, nie zabija. Obezwładnia, przenika. A ludzie, którzy urodzili się bez niej są za słabi, by przyjąć tak dużą dawkę. Ich umysł tego nie wytrzymuje. - Druid nie mówi tego oskarżycielskim tonem - stwierdza jedynie fakty
***
Gdyby mógł cofnąć wszystko, co się do tej pory stało, cofnąłby tylko śmierć Artura. Merlin kuli się na kamiennych schodach, w którymś z korytarzy Camelotu. Czuje, jak ból rozsadza mu czaszkę. Długa, błękitna szata, którą Artur podarował mu na urodziny wcale nie chroni przed zimnem. Nie ma gdzie wracać, nie ma co ze sobą zrobić. Niewielu już pozostało żywych, a wkrótce i oni nie będą mogli cieszyć się spokojnym życiem. Wszystko, co do tej pory robił, miało znaczenie - widzi to dopiero teraz, tak przeraźliwie wyraźnie jak jeszcze nigdy wcześniej. Jedyne, co mu pozostaje, to dołączyć do Artura. Merlin wspina się na najwyższą wieżę i zamyka oczy. Widzi uśmiechniętą twarz kochanka. Nie czuje bólu, gdy uderza z impetem o kamienną drogę pod wieżą.
***
Wraz ze śmiercią Merlina wszystko nagle wraca do normalności. Ludzie przestają umierać, ale jest ich zbyt mało, by mogli przeżyć. Jeden po drugim opuszczają Camelot szukając schronienia za granicami. Ostatni odchodzi Gaius.