9x14

Oct 14, 2010 23:42

Tytuł: Odwieczny dylemat
Autor: katty_blake
Fandom: Undercovers
Spoilery: do 1x04
Ostrzeżenia: fanboizm Hoyta.
Słowa: 353

Damn. Dzisiaj już nie zdążę przepisać 9x07, szlag szlag. No dobra. Dokleję jutro(?).


Odwieczny dylemat

Praca ze Stevenem Bloomem była jak odwieczny dylemat moralny. Właściwie, problemy decyzyjne zaczęły się dla Billa już wcześniej, o wiele wcześniej, kiedy Shaw po raz pierwszy zaproponował mu współpracę z przywróconymi do czynnej służby Bloomami. Było to albo to, albo awans, podwyżka i ciepła posada w kwaterze głównej w Waszyngtonie. Hoyt nie był fanem Stevena Blooma, absolutnie nie, a już na pewno nie był fanatykiem ani się w nim skrycie nie podkochiwał, wbrew temu, co w Agencji mówili.

- A może ja zostanę z tobą, a ona sprawdzi Seidela?

Zarówno Samantha, jak i Steven patrzą na niego jak na wariata. Potem było gorzej, bo znów myślał, że Steven mówi do niego, podczas gdy naprawdę troszczył się o swoją żonę. Bill obiecał sobie, że więcej nie będzie próbował na siłę iść ze Stevenem na akcję.

Zjedzenie ciasteczka nie brzmiało dobrze.

Kilka następnych misji - choć generalnie i w podsumowaniu udanych - udowodniło mu, że nie współpracowanie ze Stevenem Bloomem i jedynie obserwowanie jego pełnych gracji ruchów i niezwykłego ciała z daleka też nie było najlepszym wyjściem. Wspinał się na wyżyny swoich agenturalnych umiejętności (co udowodnił Leo Nashowi w hotelu), ale cholera było to wkurzające, że musiał pracować z tym pajacem miast spędzać czas, w pożyteczny sposób!, ze Stevenem, najwspanialszym agentem, jaki kiedykolwiek pracował dla CIA, przestał pracować dla CIA i wrócił do pracy dla CIA w wielkim stylu.

Posiadanie ciasteczka też nie brzmiało dobrze.

- I dlatego właśnie - zakończył swą opowieść Hoyt - powinienem był wziąć tę pracę w Waszyngtonie. Serio. Skoro zjedzenie ciasteczka i posiadanie ciasteczka są równie złymi opcjami, najlepiej w ogóle odsunąć od siebie pokusę ciasteczek. Po co ja wsadzałem rękę do słoika z ciasteczkami?

Nie mówiąca po angielsku tajlandzka barmanka pokręciła palcem przy skroni. Bill westchnął w szklankę. Taki był jego los: osoba, która zupełnie nic o nim nie wiedziała i tak uważała go za wariata.

- Hoyt! - odezwał się w słuchawce zirytowany glos Stevena Blooma.

Bill poderwał się na równe nogi. Ten głos, ten cudowny głos tego cudownego człowieka wynagradzał mu wszystko, ignorowanie go, brak zainteresowania i Samanthę Bloom. Bill poczuł, jak wstępują w niego nowe siły.

- Cokolwiek tylko chcesz, szefie!

fandom: undercovers, fikaton 9: dzień czternasty, fikaton 9, autor: katty_blake

Previous post Next post
Up