Fikaton 9x05

Oct 14, 2010 22:16

Autor: idrilka
Tytuł: Po okładce
Fandom: Incepcja
Spojlery: Żadne w zasadzie.
Postacie/Pairingi: Artur, Eames, pre-Artur/Eames
Ilość słów: 760
A/N: W ramach nadrabiania, żeby mieć chociaż ten pierwszy tydzień zaliczony, dzisiaj babram się w cudzej piaskownicy - college!verse Kubiś, która była tak kochana i pozwoliła mi się pobawić jej klockami. :D Dzięki raz jeszcze!

Po okładce

Artur ma czasami wrażenie, że mieszka z troglodytą.

Nie chodzi nawet o to, że Eames rozsiewa swoje rzeczy po całym pokoju, notorycznie zostawia podniesioną klapę od sedesu, zatyka odpływ włosami, kończy papier toaletowy, ale nie zakłada nowej rolki i najwyraźniej nie nauczył się jeszcze, do czego służy widelec, ponieważ za każdym razem, kiedy Artur przyłapuje go na jedzeniu czegoś (najczęściej tłustego i tak niezdrowego, że od samego patrzenia Arturowi podnosi się poziom cholesterolu) w łóżku (najczęściej tym należącym do Artura, ponieważ Eames najwyraźniej nie pojmuje konceptu przestrzeni osobistej), nigdy nie ma żadnych sztućców w zasięgu wzroku, za to Eames co jakiś czas oblizuje palce.

Kiedy Artur obserwuje ten spektakl rażącego braku jakichkolwiek manier po raz pierwszy, wydaje mu się, że ma przywidzenia, ale nie. Eames najpierw starannie oblizuje palec, wydając przy tym z siebie mlaszczący dźwięk, od którego Arturowi cierpną zęby i uszy, a potem do niego mruga, jakby chciał powiedzieć: patrz, co mogę zrobić z jednym palcem; pomyśl, co byłbym w stanie zrobić z innymi częściami ciała, najchętniej twojego.

Eames ma również denerwujący zwyczaj chodzenia nago po pokoju, jakby brak ubrań był dla niego stanem absolutnie naturalnym, więc czasem prowadzą rozmowy, podczas których Artur intensywnie wpatruje się w ścianę tuż ponad ramieniem Eamesa i ani cala niżej. Nie jest to jego ulubiony sposób prowadzenia dyskusji, ale Eamesa chyba średnio to obchodzi.

- Och, proszę cię, złotko - mówi ten jeden raz, kiedy Artur zwraca mu uwagę, a potem przewraca oczami. - Tak jakbym się miał czego wstydzić.

W rzeczy samej. To właśnie problem (a raczej jeden z wielu problemów z Eamesem, ale Artur przestał uzupełniać tę listę już jakiś czas temu).

No więc, troglodyta.

Ale czasem Eames robi coś zupełnie niespodziewanego, coś, co jest do niego absolutnie niepodobne - gdy Artur siedzi z nosem w książkach i pisze esej na zaliczenie, Eames przynosi mu świeżo zaparzoną zieloną herbatę z kwiatem opuncji, którą Artur trzyma głęboko w szafce, żeby Eames nie dobrał się do niej przypadkiem, kiedy wraca nawalony o trzeciej nad ranem i koniecznie chce się napić czegoś, co nie ma w sobie procentów, tak dla odmiany, albo udaje, że jest śpiący i wyłącza światło przed jedenastą, kiedy wie, że Artur ma następnego dnia test i powinien się wyspać - i wtedy Artur nie wie, co ma myśleć.

Tuż przed końcem drugiego semestru Artur znajduje na biurku plik porozrzucanych, zapisanych kartek i automatycznie podnosi jedną ze stron, żeby zobaczyć, czy to nie przypadkiem jego zaginione notatki z socjologii, które pożyczył kiedyś Cobbowi, a później najwyraźniej rozpłynęły się w powietrzu. Niestety, to nie zmaterializowane jakimś cudem notatki, a niepodpisany esej na temat Portretu Doriana Graya. Na blacie biurka, przywalona papierami, leży zaczytana kopia książki. Artur podnosi ją, zagląda na pierwszą stronę i nie widzi pieczątki z biblioteki. Potem wraca do trzymanego w ręce eseju i czyta pierwsze zdanie. Potem czyta następne. Nie wie nawet, kiedy dociera do ostatniego. Dawno nie czytał tak dobrej pracy - angielski co prawda nie jest jednym z jego pierwszych wyborów, jeśli chodzi o przedmioty, ale chodzi na dwa wykłady z literatury w tym semestrze i siłą rzeczy trochę o tym wie. Ktokolwiek napisał ten esej, miał nie tylko niesamowitą wiedzę, ale też ogromną dozę kreatywności w podejściu do tematu. Artur jest pod wrażeniem.

Nadal ściska w rękach plik kartek, przebiegając po raz kolejny wzrokiem po ulubionych zdaniach, kiedy do pokoju wpada Eames.

- O, znalazłeś mój esej, szukałem go wszędzie. Jakże ja ci się odwdzięczę, Arturze? - pyta, unosząc sugestywnie brwi. Artur ma wrażenie, że jego usta są lekko otwarte i, najkrócej rzecz ujmując, gapi się na Eamesa.

- Ty to napisałeś? - pyta z niedowierzaniem.

- Oczywiście, że ja to napisałem. Nie rozumiem też, czemu cię to tak dziwi.

- Po prostu nie myślałem, że…

- Widziałeś kiedyś moje oceny, Arturze? - przerywa mu Eames.

Artur bierze głęboki oddech. Czuje, jak pali go twarz.

- Nie, ale nie sądziłem, że, biorąc pod uwagę twój styl życia, jesteś tak… - Nie wie nawet, jak skończyć to zdanie, żeby nie zabrzmieć obraźliwie.

- Ale tego właśnie po mnie oczekiwałeś, prawda? - Artur nagle pojmuje, o co dokładnie pyta Eames i chce, żeby ten ohydny dywan w czerwone bohomazy rozstąpił się pod jego nogami i go pochłonął, najlepiej teraz, dziękuję bardzo. - Więc cóż - Eames wzrusza ramionami, kontynuując - dałem ci dokładnie to, czego się spodziewałeś i czekałem, aż sam dojdziesz do tego, że tak naprawdę wcale taki nie jestem. Trochę ci to zabrało.

- Gdybyś nie udawał tak przekonująco, pewnie by aż tyle nie zabrało. Wbrew pozorom, jestem spostrzegawczym człowiekiem, panie Eames.

Eames mówi coś o ocenianiu książki po okładce. Chwilę później w jego kierunku leci Wilde. Eames pyta, czy to jakaś sugestia. Artur odpowiada:

- Być może.

fikaton 9: dzień piąty, autor: idril, fandom: incepcja, fikaton 9

Previous post Next post
Up