Fikaton 9, dzień 2

Oct 14, 2010 19:18

tytuł: KAWA: czego pragną mężczyźni.
autor: chandniwrc
fandom: NCIS/Torchwood
Spoilery: NCIS gdzieś na początku 3s. Torchwood - początek 2s.
ilość słów: 3 837
A/N: Pragnę i pożądam podzielić się tym ff, który stworzyłam razem z -inez_gard po prostu nie mogłam się oprzeć ;)



Cardiff - godz. 22.35...

W ciemnym zaułku znajdowało się kilka osób. Troje ubranych w mundury policyjne pochylało się nad leżącym niedaleko kontenera na śmieci ciałem mężczyzny gdzieś około czterdziestki. Jeden z policjantów nagle zauważa nieśmiertelnik na szyi denata i uważnie mu się przygląda.

- Wojskowy amerykański, sierżant David Bloom - zawiadomił kolegów. W tym samym momencie w zaułku pojawiła się grupa ludzi.

- Przejmujemy sprawę - oznajmił mężczyzna w długim, ciemnym, trochę dziwnym jak na te czasy płaszczu, olśniewając przy tym wszystkich swym nonszalanckim uśmiechem.

Waszyngton DC - biuro NCIS - godz. 7.20...

Wyszedł z windy trzymając w ręku gorącą kawę i wszedł do przestrzeni biurowej, gdzie znajdowały się cztery biurka. Trzy były zajęte przez jego ludzi.

- Dobry, Szefie - odezwał się mężczyzna posyłając mu swój firmowy uśmiech nr 5. - Wczoraj w Cardiff został znaleziony martwy sierżant - oznajmił.

Starszy, srebrnowłosy mężczyzna upił łyk kawy, stanął przed jego biurkiem i wyczekująco spojrzał.

- Tak, tak, już - posłał mu swój kolejny firmowy uśmiech, w duchu dziękując niebiosom za magiczny środek, jakim jest niewątpliwie kawa, której dawka sprawia, że ich Szef jest bardziej znośny we współpracy. - Otóż denat jest naszym wojskowym. Z bazy w Quantico, a najlepsze jest to, że sierżant Bloom miał być świadkiem w sprawie naszego handlarza Goliata - oznajmił spoglądając do teczki. Wtem w ich boksie pojawiła się pani Dyrektor.

- Wiecie o śmierci Blooma, zatem zbierajcie się. Lecicie do Cadriff. Informujcie mnie na bieżąco - rozkazała stanowczo Dyrektor.

Następnego dnia - Cardiff, Wydział Zabójstw - godz. 10. 05...

Na komisariacie kręciło się sporo osób. Policjanci, biurokraci, prawnicy, przestępcy odprowadzani do swoich cel, bądź przesłuchiwani, ofiary napadów czy rabunków.

Dzień jak co dzień o tej porze.

Jednak dziś... dziś miało być inaczej. Sprawę, którą jeszcze do niedawna prowadziła, przejęło cholerne Torchwood, a przed chwilą dostała wiadomość o gościach z zagranicy.

- Pięknie - mruknęła. Wzięła głęboki oddech - Detektyw Kathy Swanson, w czym mogę pomóc? - zapytała na widok czwórki, która właśnie zatrzymała się przed jej biurkiem.

'To zapewne zapowiadani goście' pomyślała spoglądając na srebrnowłosego mężczyznę - 'Kłopoty'

- Agent specjalny Jethro Gibbs, NCIS - przedstawił się srebrnowłosy mężczyzna.

Det. Swanson spojrzała na niego * WTF? *

- Kryminalne Biuro Śledcze Marynarki Wojennej - wyjaśnił przystojny mężczyzna, stojący za srebrnowłosym. Odwrócił się i z wymownym uśmiechem wyciągnął dłoń do stojącego dalej mężczyzny, który wyjął z kieszeni 20 dolców i podał koledze.

- Przyjechaliśmy zająć się sprawą sierżanta Davida Blooma. Gdzie ciało? [on ciągle chce to ciało! Nekrofil czy co?] - zażądał ostro.

- Niestety, nie możemy... - coś mówiło jej by nie zadzierać z tym człowiekiem, ale oni najprawdopodobniej nie mieli bladego - tudzież zielonego - pojęcia na temat Torchwood.

- Jak to nie możecie?! - warknął, tracąc powoli cierpliwość. 'Brytole, nic się nie zmieniło' pomyślał.

- Policja Cardiff nie zajmuje się już tą sprawą - wyjaśniła grzecznie. Była zazwyczaj temperamentną osobą, ale to lodowate spojrzenie mówiło samo przez się i sprawiało, że włosy jeżyły się na skórze. Jedyna kobieta będąca w drużynie srebrnowłosego sprawiała wrażenie takiej, która potrafi zabić cię na 18 rożnych sposobów jednym ze sprzętów biurowych.

- Więc kto? - przemówił mężczyzna, który przed chwilą płacił koledze, który teraz zabójczo się uśmiechał. Och, jak ona znała ten typ mężczyzn tyle, że ten był zdecydowanie najlepszym i znał swoją cenę. 'To federalniaki.'

- Nie mogę... [nawet skończyć zdania, bo mi ciągle ktoś przerywa!] - zaczęła.

- A może jednak - szepnął niemal jej do ucha przystojniak, puszczając przy tym do niej oczko. 'Lubisz niebezpieczną jazdę, chłoptasiu' pomyślała przewracając oczyma. - Cholerne Torchwood - szepnęła, po czym głośniej zwróciła się do agentów. - Zaczekajcie - mówiąc to, chwyciła za telefon.

- Są tu jacyś ludzie z NCIS... Kryminalne Biuro Śledcze Marynarki Wojennej... sprawa Blooma. Zajmij się nimi... Tak, odeślę... - było słychać jak rozmawia po czym odłożyła słuchawkę.

- Co to jest Torchwood?!- zapytał srebrnowłosy. Widać było, że już ma dość czekania i bawienia się w kotka i myszkę. 'Ależ on niecierpliwy' westchnęła w duchu.

- Zaraz się przekonacie. Detektyw Peterson pokieruje was na miejsce spotkania - oznajmiła wstając od biurka. - Żegnam - dodała.

Roald Dahl Plass. Okolice fontanny - godz. 11.46...

Pokierowani przez det. Petersona dotarli na miejsce w okolicach fontanny na Roald Dahl Plass. Przez chwilę rozglądali się, zastanawiając się, gdzie może znajdować się biuro tajemniczego Torchwood, gdy nagle przed nimi pojawił się mężczyzna w ciemnym, wojskowym płaszczu powiewającym lekko na wietrze.
- Hello [już flirtuje:P] - rzucił podchodząc do nich z czarującym uśmiechem. - NCIS? Kapitan Jack Harkness, Torchwood Cardiff.

- Co to jest Torchwood?! - rzucił pośpiesznie Gibbs (Tony przewracając oczyma - 'Err, a może by się przedstawił? Czy już ma dość braku odpowiedzi i od tego zacznie? uh... jak zwykle w gorącej wodzie kąpany, a może kawie??- za dużo kawy!!')

- Grupa specjalna. Łapiemy obcych - wyjaśnił uśmiechając się, a jednocześnie obserwując ich reakcje. Srebrnowłosy uniósł brew i patrzył na niego jak na wariata. Piękna młoda kobieta, zapewne.... hym... włoszka... nie, nie... uh... Izraelka? Patrzyła, jakby chciała torturami zmusić go do powiedzenia prawdy. Młody mężczyzna stojący na końcu, trochę przy kości, spoglądał na niego i na szefa lekko zmieszany. A ten... hymmm... zmierzył szybko wzrokiem trzeciego z mężczyzn. Miał przyklejony ironiczny uśmiech, ale Jack wyczuł coś jeszcze. Ten mężczyzna zaintrygował go najbardziej. - Resztę wyjaśnię w naszej bazie. Za mną, jeśli się nie boicie - rzucił zaczepnie.

Torchwood Hub aka Tajemnicza Podziemna Baza

Schodząc po schodach rozglądali się uważnie, gdy nagle nad ich głowami przeleciał Myfanwy. Ziva zareagowała instynktownie i chwyciła za broń.

- Hej! - obruszył się Owen, spoglądając złowrogo i nieufnie na gości.

- Woah, moja mała Mossadowska ninjo - Tony położył dłoń na jej broń i delikatnie ją opuścił. - Wybaczcie, oni najpierw zabijają, a potem zadają pytania - zwrócił się do nich.

- Oni? - Gwen zmarszczyła brwi i uważnie przyjrzała się pięknej kobiecie, która zapewne nie była amerykanką, więc...

- Mossad, izraelski wywiad, coś jak nasze CIS - wyjaśnił McGee, gdy już wszyscy byli na dole.

- Zacznijmy może od oficjalności - zaproponowała Tosh znacząco spoglądając na swojego szefa.

- Ach, gdzie moje maniery - westchnął Jack, tajemniczo się uśmiechając. - Gwen Cooper, doktor Owen Harper, Ianto Jones oraz Toshiko Sato.

- Agent specjalny Jethro Gibbs - Gibbs wymienił szybki, lecz mocny uścisk dłoni z Jackiem. - Moi ludzie, Tony DiNozzo, Tim McGee oraz Oficer Ziva David. A teraz do sprawy, nie mamy czasu na podchody, gdzie ciało i co znaleźliście - rzekł ostro z lekką nutą irytacji.

- I dlaczego to wy przejęliście sprawę - dopytywała Ziva, uważnie się im przyglądając i nie zdejmując dłoni ze swej broni.

- Jak wspomniałem zajmujemy się obcymi i ewidentnie widać, iż sierżant Bloom został zamordowany przez Weevils. Nie będę opisywał czym są, po prostu pokażę - rzucił Jack czarująco spoglądając na nich i czekając aż okażą strach. Udało mu się go dostrzec na twarzy młodego mężczyzny - Tim? - strzelał nie bardzo pewien czy zapamiętał ich imiona.

- Nadal jest to nasza sprawa - rzucił od niechcenia Gibbs. Nie zamierzał tak po prostu oddawać sprawy, tylko dlatego, że ci szaleńcy uważali, że za jego zabójstwem stoją kosmici. Jack przewrócił oczyma.

- Możemy ją wspólnie poprowadzić - oznajmił podstępnie Jack.Wiedział, że ich goście i tak dostaną Retcon i nie będą pamiętać niczego, ale wiedział też, że będzie musiał wymyślić im jakąś historyjkę by ich szefowie się nie przyczepili. Poprowadził ich do części prosektoryjnej, gdzie pałeczkę przejął Owen.

- Jeśli sądzicie, że można zadać takie rany jakimś narzędziem to jesteście w głębokim błędzie - rzucił ironicznie Owen odsłaniając ciało - Ewentualnie mogą odpowiadać atakowi dużego zwierzęcia, ale...

- Szkoda, że Ducky'ego nie ma - rzucił Tony spoglądając na ciało. Dobrze, że nie zdążył zjeść w samolocie, bo zapewne zwróciłby w tej chwili całą zawartość swojego żołądka. - Moglibyście sobie popolemizować na te tematy - dodał.

- Jesteś w 100% pewien, że to wasz Wavel? - zapytała Ziva.

- Weevils, to Weevils - poprawił ją zirytowany Ianto.

- Proponuje byśmy omówili to przy kawie w konferencyjnym - zaproponował Jack, skinąwszy znacząco głową na Ianto. Z tą propozycją wszyscy się zgadzają, a najbardziej zadowolony z niej jest Gibbs. Ma tylko nadzieję, że Angole posiadają prawdziwą, dobrą kawę, a nie lurę, którą bywał tu ostatnim razy częstowany.

Pokój konferencyjny, wersja z 2 sezonu.

Siedzieli wygodnie na fotelach w sali konferencyjnej. Gwen właśnie podsumowała zebrane przez nich informacje.

- Według mnie po prostu miał pecha. Znalazł się... - zaczął Jack, ale w słowo wcisnął mu się Gibbs.

- Nie wierzę w przypadki - wszyscy spojrzeli na Gibbsa.

'Zaczyna się' pomyślał Tony, czując przyjemny dreszczyk.

- Z naszego punktu to nie pech - ciągnął Gibbs. - Sierżant Bloom był świadkiem w sprawie handlarza bronią o pseudonimie Goliat. Musiałby mieć wyjątkowego pecha tutaj, gdyby to był zwykły przypadek.

- Więc sądzisz, że to ma głębsze korzenie? - spojrzała wymownie na niego Gwen. - Weevils nie są stworami, którymi można kierować, a poza tym, ten cały Goliat musiałby wiedzieć o ich istnieniu, a to praktycznie niemożliwe - dobrze zauważyła. 'Mądra dziewczynka' pomyślał z dumą Jack.

W tym momencie właśnie wszedł do pomieszczenia Ianto z kubkami gorącej kawy. Ostatnią osobą, której podaje magiczny napój jest Gibbs. Ianto zrobił to specjalnie. Miał wrażenie, iż ten mężczyzna ma słabość do kawy i potrafi docenić właściwie sporządzony napój. Zastanawiał się przez ułamek sekundy, gdy Gibbs próbował kawy, czy trafił w jego upodobania.

Tymczasem Gibbs delektował się najlepszą kawą jaką pił w swym życiu. Miała ona wyjątkowy, głęboki smak i aromat. Zatem jeśli kawa jest tak doskonała... Osoba, która ją sporządziła...

Gibbs przeniósł spojrzenie z kawy na stojącego za plecami Jacka młodego mężczyznę w czerwonej koszuli.

Stał dumnie z uśmiechem o niebo lepszym niż pół uśmiech Mona Lisy.

'Tak, co do Gibbsa nie pomyliłem się' pomyślał wpatrując się namiętnie w starszego mężczyznę, który go docenił. Kiedy ostatnio Jack go docenił? Spotykali się od kilku dni i dla Jacka jakby stało się to czymś normalnym i stałym. A on potrzebował odmiany.

Nie potrafił oderwać swych oczu od tych mroźnych tajemniczych należących do agenta. Nieprzenikniona głębia błękitu tych nieziemskich oczu sprawiała, że kolana Ianto robiły się coraz miększe. Modlił się tylko, by nie upaść za plecami swojego szefa.

Jones lekko rozchylił wargi i je oblizał. Gibbs nie spuszczał jego twarzy z oczu. Ianto był zagadkową postacią dla niego. Wyglądał bardzo niewinnie i niepozornie ale... dziwna siła emanowała z niego i tajemnicza mroczność.

Ich spojrzenia zauważa nagle Jack. Spogląda raz na Gibbsa, a raz na Ianto. Nie widział jeszcze, by ktoś tak zahipnotyzował jego Ianto. JEGO IANTO! Nagle poczuł się zagrożony i to mu się bardzo nie podobało. Wiedział, że bawi się sercem młodego Walijczyka, ale taki właśnie jest, on nieśmiertelny Jack Harkness.

Całą sytuację również zauważa DiNozzo. Przed wszystkimi chwali się randkami i dziewczynami, które zmienia co tydzień, a tak naprawdę jego serce od czterech lat należy do jednej osoby, chociaż to uczucie z każdym dniem niszczyło go i wypalało coraz bardziej. Wiedział, że musi zagłuszyć to uczucie i już niemal mu się to udało, ale teraz... teraz poczuł się jakby ktoś wbił mu nóż w serce i przekręcił. Spuścił zwrok, zacisnął dłonie w pięści i przygryzł wargi, próbujac skoncentrować się na sprawie.

Zdenerwowany Jack odwraca spojrzenie i jego wzrok napotyka DiNozza. Jakie jest jego zdziwienie, gdy odkrywa po chwili, że dzieciak darzy swojego szefa uczuciami. Dochodzą do niego również strzepy rozmowy obu zespołów odnośnie sprawy, którą oni całkiem porzucili.

Wtem Jackowi udaje sie nawiązać kontakt wzrokowy z DiNozzo. Uśmiecha się, na co agent odpowiada niepewnie tym samym.'Zabawmy się' przelatuje przez mysl Jackowi.

Po dłuższej chwili Owen zauważa brak zainteresowania sprawą obu szefów i wykorzystując to, iż siedzi blisko Jacka kopie go pod stołem.

- Ah... tak... wróćmy do kawy... - rzucił pośpiesznie, nie bacząc na to co mówi, Jack, który został brutalnie sprowadzony na ziemię i zauważając swój błąd dodaje - Znaczy sprawy - upija łyk napoju i wysłuchuje ustaleń jakie sporządziły obie grupy, podczas gdy oni mieli swoje sprawy na głowie.

***

Zmęczony sytuacją i sprawą, która nie ma sensu, Tony wstaje i tłumacząc się, iż potrzebuje sprawdzić coś w wozie oddala się. Tak naprawde chce zaczerpnąć powietrza. Jack widząc nadążającą się okazję, zrywa się zaraz za nim i z propozycją, iż pójdzie razem z nim.

Tony już chciał skierować się ku windzie, gdy Jack chwycił go za rękę i pociągnął w inną stronę.

- Gdzie...? - nie dokończył. Jack przyłożył palec do jego ust. Zawahał się przez chwilę wpatrując się w zielone oczy.

Weszli na niewidzialną windę i unieśli się w górę. Jack przyciągnął do siebie DiNozzo. Tak seksownie pachniał. Był młody, piękny, inteligentny, zabawny i taki inny. Kiedy wyjechali na zewnątrz, było już ciemno. Jack spojrzał prosto w te piękne oczy i położył dłoń na jego policzku. Obaj poddali się chwili i pocałowali. Pierwszy pocałunek przerwał Tony. Zszedł z kamienia na drogę i ruszył przed siebie w ciemną noc. Nie chciał kolejnej przygody, chociaż Jack pociągał go swoją tajemniczością. Jack stał wpatrując się w postać. Jego wzrok zatrzymał się na jego dolnej części ciała.

- Niezły tyłek - stwierdził i ruszył za mężczyzną. Podobał mu się Tony, ale ... no właśnie ale.

***

Ianto i Gibbs stali ramię w ramię przy maszynie do kawy.
- Umiesz się z tym obchodzić - odezwał się Gibbs. Od momentu, gdy pozostawili współpracowników w konferencyjnym, przez cała drogę tutaj nie odzywali się do siebie, tylko wymieniali spojrzenia. Młody mężczyzna go fascynował i robił rewelacyjną kawę.
Przecież jest draniem, może wszystko, prawda?
Chwycił Ianto i przyciągnął do siebie po czym mocno i namiętnie pocałował. Ianto czuł mętlik w głowie. Pragnął tego ale...
Przerwał pocałunek i zmieszany wrócił do maszyny, by ponalewać napoju do kubków.
Gibbs stał, wpatrując się w niego.
'Z tym miejscem jest coś nie tak' pomyślał i razem z Ianto w milczeniu ruszyli w drogę powrotną.

Gabinet Jacka godz. 22.24...

Śledztwo, z pozoru łatwe i praktycznie rozwiązane, utknęło jednak w martwym punkcie, co wywołało u Gibbsa nieodpartą potrzebę kolejnej porcji tej wyśmienitej kawy. Zwłaszcza, że w chwili obecnej próbował dojść do jakiegoś porozumienia z tym Kapitanem. Hymmm... taki z niego kapitan, jak ze mnie prezydent Stanów!

Wtem Ianto wszedł z kolejną porcją kawy. W końcu przecież obiecał Gibbsowi. Ten całkiem obcy mężczyzna działał na niego elektryzująco. Chociaż odtrącił go przy maszynie do kawy. Gibbs zaskoczył go i wytrącił z równowagi, chociaż pocałunek mu bardzo się podobał. Był taki... hymmm... inny, dominujący, obezwładniający... po prostu inny. I ten smak kawy w ustach tego drania. Bo nim właśnie był Agent Gibbs.
Wiedział, że nie może zbyt wiele oczekiwać od Jacka, więc dlaczego nie mógłby spróbować czegoś nowego z tym mężczyzną?
'To niebezpieczna fascynacja' skarcił siebie w duchu, ale i tak postanowił zaryzykować. Spojrzał na Gibbsa, który właśnie upił łyk kawy.

Nie wiedział co się z nim dzieje. Kiedy tylko zobaczył kroplę kawy na wargach Gibbsa... nie wytrzymał i rzucił się na mężczyznę, nie zważając na obecność swojego szefa. Wpił swe usta w wargi Gibbsa. Smakował swoją kawę na jego wargach. Nie potrafił oderwać się od tych ust. Gibbs odwzajemniał pocałunki równie łapczywie i pożądliwie co on.

- Ianto? - przywrócił go do rzeczywistości głos Jacka. Jones zrozumiał, że stoi z rozdziawioną buzią i nieobecnym wzrokiem.
- Przepraszam - wydukał i wyszedł szybko z pomieszczenia. Gibbs dopił spokojnie kawę i spogląda na Jacka. Mierzy go swym lodowatym spojrzeniem prześwietlając niczym rentgen. Wie, że już ustalili wszystko co miało zostać ustalone, zatem wstaje i bez słowa wychodzi, by odnaleźć młodego Walijczyka.
Jack po chwili podąża za nim i niespodziewanie wpada na zamyślonego Tony'ego.
- Wybacz - rzucił Tony. Harkness zmierzył go. Coś było nie tak. Intryguje go to, ponieważ chłopak wygląda na takiego, co zmienia kochanków jak on skarpetki.
- Coś mocniejszego? - zaproponował niewinnie Jack, wpuszczając go do pomieszczenia. Następnie wyciąga burbon i dwie szklaneczki. Napełnia je do połowy i jedną podaje towarzyszowi a z drugiej upija głęboki łyk. - Nie wyglądasz na osobę stałą w uczuciach - powiedział w końcu. Czy był ciekaw - cholera, tak! Chciał wiedzieć co oni widzą w tym draniu!

- Masz rację - zaczął Tony ostrożnie. Wypił kilka łyków i spojrzał na Jacka - Ale to dlatego, że boję się zranienia... Masz ci los!

Przyznałem sie przed tobą - zakpił odwracając spojrzenie. To miejsce zmiękczało go. Nigdy przed obcym mężczyzną nie powiedziałby... Ale Jack był inny. Upił łyk alkoholu.
'DiNozzo pozbieraj się!' nakazał sobie w myślach. 'Przybierz z powrotem swoją maskę!' krzyczało jego wnętrze, ale nie potrafił - za długo już....
Jack położył dłoń na jego dłoni i delikatnie ścisnął.
- Jak każdy z nas - rzekł by go pocieszyć.
- Nie mam pojęcia jak, kiedy i dlaczego ale... któregoś ranka po ciężkiej akcji obudziłem się i dotarło do mnie, że kocham tego drania - westchnął ciężko.

- Boisz się tego uczucia i ukrywasz je przed nim flirtując z innymi - odgadł bezbłędnie.
- Zasada nr 12 - "nigdy nie umawiaj się ze współpracownikiem" - rzekł gorzko, upijając łyk burbona. Spojrzał na szklankę i zakpił - Nawet piję jego alkohol! On nie ma nawet pojęcia, że jestem bi. Nikt nie wie. Ja sam też się pogubiłem, bo... - urwał lekko zmieszany i zawstydzony.
- Całowałeś się, ale nigdy nie byłeś z mężczyzną - znów strzał w dziesiątkę.

W tym samym czasie reszta załogi stała przy komputerach razem z Tosh.
- Gwiazda Dawida? - zagadnęła Zivę Gwen przypatrując się wisiorkowi.
- Tak - odparła dumnie Ziva- Każdy w naszej rodzinie nosi taką - dodała.
- Powinniśmy dać znać Abby - rzucił nieswojo McGee. Coś mu nie pasowało. To miejsce było dziwne. Gibbs i Tony inaczej się zachowywali. Tak naprawdę nie prowadzili sprawy.
'I przede wszystkim przydałoby się odezwać do Abs' pomyślał. 'Zje nas po powrocie!' Ta wizja go przyprawiła o dreszcze.
Abbsowska zasada nr 1 - "Nigdy nie zadzieraj z Gotką!"
- Proszę bardzo - uśmiechnęła się do niego Tosh odstępując od komputera. Po wysłuchaniu krzyków i pretensji zdenerwowanej Abby, Tim zdał jej szybko relacje i powiedział, że musi kończyć bo właśnie Gibbs ich woła. Nie chciał wdawać się zbytnio w szczegóły sprawy, a wiedząc, iż Abs ma hopla na punkcie zjawisk paranormalnych i kosmitów, wolał jej nie informować dokładniej.
Chociaż jak tylko sprawdzi w sieci nazwę Torchwood...
'Przed Abby nic się nie ukryje' westchnął cieżko.

***

- DiNozzo, ze mną - rozkazał Gibbs. Tony posłusznie poszedł za szefem w kierunku windy.
- Wiem, to ta kawa, szefie. Rozumiem... chcesz porwać Ianto - uśmiechnął się sztucznie, a w tym samym momencie na jego głowę spada mocny headslapp.
- Gdzie idziemy? - powiedział już nieco poważniej. Ulżyło mu, ale do końca nie był pewien reakcji Gibbsa.
- Do samochodu - odparł, nawet nie spoglądając za siebie.
'Co DiNozzo sobie myślał?!' Półuśmiech pojawił sie i szybko zgasł, tak, by nikt go nie zauważył.
Kiedy tylko agenci oddalili się, Tosh porozumiewawczo spojrzała na Gwen i obie podeszły szybko do komputerów. Kilka przycisków na klawiaturze i obie z napięciem czekały na to, co sie wydarzy.
- Co robicie? - zapytał zaniepokojony McGee.
- Zobaczycie - odparła tajemniczo Tosh.
- To, co powinno się stać. Dajemy im szansę - oznajmiła Gwen - Tosh pokaż kamery.

Tony stał w pewnej odległości od szefa, gdy nagle windą zatrzęsło tak, iż Gibbs wpadł na niego. Gibbs chciał się już odsunąć, chociaż... 'Szlag by to!' W nozdrza uderzył zapach burbona. Spojrzał na Tony'ego. Miał lekko rozchylone wargi, a oczy utkwione w jego twarzy. Czuł, jak serce drugiego mężczyzny bije szybko. Nie chciał dalej ukrywać się z tym. DiNozzo nawet nie zdaje sobie sprawy, jak niebezpiecznie seksowny jest, że taki drań jak on nie potafi mu się oprzeć. Ale on jest szefem, a Tony jego agentem. I właściwie to nie potrafi sprecyzować swoich uczuć wobec DiNozza, bo napewno nie chciałby być kolejnym numerkiem.
Ale dziś... przez to miejsce...
'Chrzanić zasadę nr 12' pomyślał i zbliżył swoje wargi do ust Tony'ego, by złożyć na nich pocałunek.
Tony stał w szoku. Gibbs go całował!!
Jego szef!!

Jak długo na to czekał, jak tego pragnął. Poczuł na wargach świeży smak kawy i odwzajemnił pocałunek. Najpierw delikatnie, a potem... dłużej nie potrafił czekać. Łapczywie przyciągnął bliżej Gibbsa, którego dłoń zeszła z jego ramienia i powędrowała na jego udo.
Wtem winda ruszyła dalej. Gibbs odsunął sie od Tony'ego z gwałtownie bijącym sercem.
Wyszli na zewnątrz do samochodu, nie rozmawiając na temat tego, co sie stało. Zimne, wieczorne powietrze pomogło ostudzić ich emocje i rozjaśnić rozum.

- Co to było? - zapytał z niedowierzaniem McGee i spojrzał na Tosh, Gwen i Zivę.
- To, co skrywają głęboko - oznajmiła Gwen.
- Chcę to nagranie - powiedziala Ziva uśmiechając się diabolicznie.
- Oh tak... masz dobrego plana Zivo - poparł ją McGee. Ale nie zdążył otrzymać nagrania, bo właśnie pojawił się Ianto z teczką.
- Wy sie opierdzielacie, a człowiek tu ciężko pracuje - rzucił oschle i z wyrzutem. - Sądzę, że to może być odpowiedź na naszą zagadkę - rzucił na stół teczkę.
- Chcesz powiedzieć, że to nie Weevil go zabił? - zdziwił się Jack, który zszedł ze swojego gabinetu do centralnego pomieszczenia.

- Co to za nowy stwór? - odezwał się Owen, przychodząc z części prosektorjnej - Jeszcze czegoś takiego nie spotkaliśmy. Prawda, Jack?
- Interesujące, doprawdy... - rzucił Jack - Ale jak dorwać tego stwora?
Ianto przewrócił oczyma. Naprawdę komuś tu zaszkodziła kawa.
- Niestety nie można go namierzyć. Po prostu jakby sie rozpłynął - wyjaśnił Ianto.
- Czyli nasz przestępca spadł z ziemi - powiedziała Ziva.
- Chyba zapadł się pod ziemię - poprawił ją McGee.
- Dok>ładnie tak. Zatem, co powiemy pani Dyrektor? - spojrzała na ekipę Torchwood z lekko uniesioną o góry brwią.
- Niech wasz szef się tym juz martwi - rzucił ironicznie Jack.

Torchwood Hub - godz. 7.28 ...

'Sprawa zakończona!' ucieszył się Jack, chociaż...
Dlaczego teraz Tony i Gibbs wymieniają spojrzenia? Co się stało, kiedy on siedział u siebie? A właściwie, czemu go to interesuje? Oni jadą, a on ma z powrotem dla siebie Ianto.

Kiedy agenci pakowali swoje rzeczy i rozmawiali z jego zepolem, on pisał specjalny raport dla Dyrektora NCIS. Potrzebował potem tylko, by Gibbs go podpisał, ale z tym juz nie bedzie problemu, gdy bedzie pod wplywem Retconu. Wyciągnał cztery tabletki i skierował się w stronę maszyny do kawy. Spojrzał na Ianto, który wlasnie zaparzył po ostatniej kawie dla ich gości.

Stali już na lotnisku, patrząc jak samolot z agentami wzbija się do góry.
Jack usmiecha się. To były wyjatkowe 24 godziny, mimo wszystko. Spogląda na stojacego obok niego Ianto i lekceważąc przechodzących ludzi, całuje Jonesa.
- Twoje lokum, mamy wolne - szepnął i pociągnął go za sobą do samochodu. Miał tylko nadzieję, że wytrzyma całą drogę i nie będzie musiał zatrzymywać się gdzieś na uboczu. Ta wizja bardzo go kusiła, jednak on wolał bardziej prywatne miejsca... ze wzgledu na Ianto.

Samolot

Tony nie byl zbyt zadowolony z tego, że zajmował miejsce obok Gibbsa, ale dziwne zmęczenie coraz bardziej ogarniało jego ciało.
Słyszał pochrapywanie siedzącej za nim Zivy. Zapewne Tim również już spał, bo był zbyt cicho. Ułożył się wygodnie i usnął.

Gibbs spojrzał po swoich agentach. Jego spojrzenie zatrzymało się na pogrążonym we śnie DiNozzo. Jego ostatnią myślą, zanim pogrążył się w otchłani dziwnego snu, była chęć rozpoznania swoich uczuć i znalezienia w sobie tyle odwagi, by dać temu szansę.

autor: chandniwrc, fandom: crossover, fikaton 9: dzień drugi, fandom: torchwood, fandom: ncis, fikaton 9

Previous post Next post
Up