Miałam wkleić się przed północą, ale od piętnastu minut nie mogłam wymyślić tytułu. :/ W końcu poddałam się, nie jest może idealny, ale niech już zostanie. Jest to zdecydowanie najlepsza rzecz, którą póki co napisałam na tym fikatonie. \o/ Prompt ZDECYDOWANIE mi podszedł, a że chciałam już wcześniej napisać Uther/Morgana (moje pierwsze skojarzenie z tym promptem), to... <333 Miało być krótsze, ale wiadomo jak z tym wychodzi...
Tytuł: Królowie przeklęci
Autor:
pellamerethielFandom: Merlin
Pairing: Uther/Morgana, jednostronne Artur/Morgana, ew. Artur/Merlin
Uwagi: AU od 2x03 The Nightmare Begins, poza tym seks i deathfik, czyli standard u mnie.
Ilość słów: 3593
Dedykuję
idrilka, bo zainspirowałam się także jej fikiem:
Dymy nad Camelotem. :) ETA: Zapomniałam wczoraj dodać, że inspirowałam się również Mgłami Avalonu, które są ♥.
Niektórzy mówią, że nie ma w życiu błędów.
Czasem to prawda, możesz tak na to patrzeć.
Ludzie nie żyją ani nie umierają, oni po prostu dryfują.
Oddała swoje serce mężczyźnie w długim, czarnym płaszczu.
Królowie przeklęci
Dawno, dawno temu w zamku zamieszkała księżniczka.
Nie było to w jej rodzinnym królestwie - stało się ono jej domem wraz ze śmiercią ojca, starego, chorego człowieka o ciemnych, lśniących włosach i śmiechu, który przebijał się nawet przez burzę.
Jak to w każdej przyzwoitej opowieści, dziewczyna posiadała pewną tajemnicę. Trzymała ją blisko serca i nie zdradzała nikomu, nawet najbliższym. Żyła z nią, kładła się z nią spać, o niej śniła, a sny jej pełne były krzyków, płomieni i niewypowiedzianych pragnień. Zdarzało się, że krążyła nocami po zamku, a zaklęte w jego ścianach duchy zdradzały jej sekrety królestwa.
W historii tej nie mogło zabraknąć także króla, zgorzkniałego, starego mężczyzny o sercu z kamienia, i jego syna, księcia, wspaniałego chłopca o złotych włosach i duszy tak prawej, że to zdarza się tylko w baśniach.
Oto historia o tym, jak pewna księżniczka zgubiła pewne królestwo.
*
Dla Morgany koszmary nigdy się nie kończą.
Czas zawarty pomiędzy przebudzeniem, a ponownym położeniem się spać, to tylko łudząca przerwa, rozmazana, jasna plama na tle intensywnej, wypalającej oczy czerni. Morgana wstaje tylko po to, by przekonać się, że żadna z jej koszmarnych wizji nie zdarzyła się w rzeczywistości; czasem płacze, a wtedy Gwen spogląda na nią bezradnie - zawsze stara się ją pocieszyć, ale obie wiedzą, że kiedy tylko zapadnie noc i głowa Morgany opadnie na poduszkę, wszystko zacznie się od początku.
Zamek śpi, a księżniczka śni swoje koszmary.
*
Morgana w końcu rezygnuje ze snu.
Pozostaje głucha na prośby swojej służącej, nalegania nadwornego medyka, a także groźby i wreszcie błagania króla. Noce spędza przy niewielkim, dębowym stole pod oknem swojego pokoju - zwykle coś pisze albo czyta, czasem haftuje, robi, co może, żeby tylko nie zasnąć.
Trzeciego dnia zapada jednak w sen.
Koszmary księżniczki to dla jej magii przekręcenie klucza w zamku, najkrótsza droga do tego, żeby się uwolnić - więziona od kilkudziesięciu godzin moc wyrywa się z zamknięcia z dziką, niszczącą siłą, która podpala sypialnię Morgany i spopiela prawie wszystko, co się w niej znajduje.
Księżniczka budzi się w samą porę, zdąża opuścić komnatę, zanim płomienie zajmą także jej suknię (magia nie chce widzieć jej martwej, o nie, Morgana jest dla niej naczyniem, kruchym i podatnym na sugestię, wręcz wymarzonym narzędziem).
Król jest zły na służbę, która w jego mniemaniu musiała zaniedbać swoje obowiązki, i prawie odsyła z zamku Gwen, ale pokorna prośba Morgany sprawia, że zmienia swoją decyzję. Uther spogląda na nią czule, a następnie przyciąga do siebie i delikatnie całuje w czubek głowy.
- Dla ciebie wszystko, moja ukochana córko - mówi.
To też nie zdarza się zbyt często.
*
Może właśnie wtedy, a może później, księżniczka zaczyna zdawać sobie sprawę z tego, co się z nią dzieje. Rozważa po kolei każdy aspekt swojej sytuacji, a kiedy wreszcie nie potrafi dłużej samej siebie oszukiwać, ogarnia ją panika. Może i jest podopieczną króla, może i od dziecka ten traktuje ją, jakby była jego rodzoną córką, ale nawet Morgana wie, że są rzeczy, których Uther nikomu nie wybaczy.
Magia jest tylko jedną z nich.
Morgana szuka w bibliotece starych ksiąg, wierząc, że gdzieś wśród nich znajdzie odpowiedź na dręczące ją pytanie, którego nikomu nie ośmieli się zadać.
Co ma zrobić ktoś, kto zda sobie sprawę, że w jego żyłach płynie najczystsza magia, a on wcale jej nie chce?
Jest tak zdesperowana, że teraz przed każdą próbą zaśnięcia wyrzuca z komnaty Gwen, a następnie z głową na poduszce powtarza wciąż sobie: nigdy mnie nie dostaniesz, nigdy mnie nie dostaniesz.
Nie wie czego obawia się bardziej, swojej własnej mocy czy gniewu Uthera.
Po kilku tygodniach takiego wyczerpującego zmagania się z sobą wreszcie jej się udaje. Jest już tak zmęczona tym wszystkim, że pokornie przyjmuje każdy wywar, jaki w imieniu Gaiusa przynosi jej Merlin. Poza tymi zwykłymi, na sen, znajduje się tam także kilka na wzmocnienie, bowiem ostatnio była tak słaba, że król wyraził zaniepokojenie jej zdrowiem i nakazał Gaiusowi sporządzić dla niej coś, co postawiłoby ją na nogi.
Kiedy tej nocy kładzie się spać, koszmary nie nadchodzą.
Zaniepokojona własnym szczęściem boi się szukać źródła w tym, co robiła w ciągu ostatnich kilku tygodni, więc woli założyć, że to specyfiki Gaiusa - przyjmuje je w ciągu najbliższych dni, ale kiedy próbuje odstawić, złe sny nie wracają.
*
Morgana zdrowieje.
Czuje się silna jak nigdy wcześniej, a to, co się w niej przebudziło, zakopuje w swoim wnętrzu tak głęboko, jak to tylko możliwe. Unika każdej rzeczy, która może skojarzyć jej się z magią, gdyż wtedy przechodzą ją dreszcze i ma wrażenie, że coś porusza się jej pod skórą.
Nienawidzi tego uczucia.
Kiedy na środek sali tronowej strażnicy wywlekają młodego, obszarpanego mężczyznę z brodą, i dwóch wieśniaków przysięga, że widzieli, jak szeptał zaklęcia nad miejską studnią, Morgana robi coś, co zaskakuje nawet ją.
- Nie powinno być litości dla nikogo, kto rzuca uroki na miasto i nieświadomych niczego ludzi - oznajmia surowo, podnosząc się szybko ze swojego tronu u boku władcy Camelotu. Dworzanie nagle milkną, a księżniczka czuje na sobie zaskoczony, ale też pełen aprobaty wzrok króla. Skłania się wszystkim, siada na swoim miejscu i spogląda na Uthera, który nie uśmiecha się do niej, ale ona i tak wie, że jest zadowolony. Nie musi spoglądać dalej, i bez tego wie, że z kolei Artur jest na pewno mocno rozczarowany. Uczucie, która ją przepełnia, kiedy zdaje sobie z tego sprawę, to coś nowego, coś, do czego zdecydowanie nie przywykła, ale nie jest jej ono ani obce, ani wstrętne.
Nawet jej się podoba.
*
Mężczyzna zostaje skazany na śmierć - oskarżenie dwóch czy trzech wieśniaków, wypowiedziane stanowczym głosem słowa podopiecznej króla i nienawiść do magii, która w tym królestwie wygrywa ze wszystkim innym, wystarczą, by odebrać komuś życie. Strażnicy zabierają domniemanego czarnoksiężnika do lochów, a na dziedzińcu kapitan straży nadzoruje wznoszenie stosu, gdzie zebrało się już kilku gapiów.
Artur opuszcza salę tronową wcześniej niż zwykle.
Nikt go jednak nie zatrzymuje.
*
Po spalonym czarnoksiężniku przychodzi czas na dwie zielarki, obwoźnego sprzedawcę i trzynastoletnią dziewczynkę - a każde z nich płonie, płonie, płonie>, oskarżone o największą z możliwych zbrodni, czyli uprawianie magii. Mieszkańcy miasta są jednak bardziej zaniepokojeni faktem, że podopieczna króla, piękna, łaskawa Morgana także zaczęła zwalczać czarnoksięstwo i wszystkie jego przejawy, a jest przy tym równie zajadła jak Uther. Nie dowierzają, ktoś pyta, czy to może być ta sama pani Morgana, która, gdy wyschło zboże i wyschła woda w strumieniach, przemycała im resztki żywności z zamkowych kuchni, nie dbając o własny dobrobyt, jak zrobiłaby większość możnych.
Kolejne osoby zostają zaprowadzone przez królewskie oblicze, kolejne ofiary, które wytypowała również Morgana. W Camelocie dzieje się coś niedobrego, stosy płoną częściej niż zwykle, a Uther jest coraz bardziej dumny ze swojej niemalże córki. Ktoś zauważa, że Morgana wygląda teraz bardziej jak królowa, nie księżniczka, ale szybko każą mu zamilknąć. Kilka osób spostrzega podczas jednej z egzekucji, że książę trzyma się na wyraźny dystans od ojca i swojej przybranej siostry, a w jego błękitnych oczach da się dostrzec przygnębienie.
- Książę Artur to prawdziwa nadzieja Camelotu - szepcze tym razem ktoś, kogo po dwóch miesiącach powieszą za spiskowanie przeciw Pendragonom.
Kilka osób kiwa głowami.
Reszta się nie odzywa.
To najlepszy sposób, żeby uniknąć śmierci.
*
Kiedy w Camelocie zjawia się pretendent do jej ręki, sir Geoffrey z Guinnon, Morgana jest spokojna, właśnie dlatego, że jest też gotowa. Wiedziała, że tak będzie, wyśniła to przecież dwa tygodnie wcześniej. Koszmary, zamiast nękać, teraz wiernie jej służą, są jej zwierciadłem na świat i dzięki nim może zaplanować każdy swój następny ruch. To właśnie dzięki nim potrafiła wskazać też kilku ukrywających się w mieście czarodziejów, ale zdaje sobie też sprawę ze swojej słabości - wciąż wie zdecydowanie zbyt mało, by przebić się przez mgłę, którą jej sny zasnuwa kilku potężniejszych magów, by ochronić siebie i swoich bliskich.
Jest przekonana, że nadejdzie czas, kiedy i to nie będzie dla niej przeszkodą.
Uther mówi sir Geoffreyowi, że prosi o dzień do namysłu, żeby księżniczka mogła się zastanowić i dokonać odpowiedniego wyboru. Rycerz klęka z szacunkiem i spuszcza głowę, a później uśmiecha się do Morgany w sposób, który mrozi jej jednak krew w żyłach. Postanowiła już, jeszcze zanim na dobre zwalczyła swoje koszmary, że nie będzie nigdy należała do żadnego mężczyzny, którego sama sobie nie wybierze.
Kiedy zapada noc, księżniczka udaje się do królewskich komnat.
Uther otwiera jej drzwi i spogląda na nią w sposób zdradzający jej, że tak naprawdę nie zaskoczyła go jej wizyta.
- Wejdź, Morgano - mówi tylko.
Wpuszcza ją do środka, a tkwiący przed drzwiami strażnicy ani drgną, niczym dwa kamienne posągi. Morgana obrzuca szybkim spojrzeniem komnatę sypialną - dostrzega na stole dwa puchary, jeden po brzegi wypełniony ciemnoczerwonym winem, połyskującym niczym krew. Uther sięga po ten drugi kielich, napełnia go i wyciąga w jej stronę, a ona upija łyk i na chwilę zamyka oczy. - Rozumiem, że przyszłaś mi powiedzieć, że podjęłaś decyzję w sprawie sir Geoffrey’a? - pyta Uther spokojnym, wyważonym tonem, za którym jednak kryje się coś więcej, coś, czego nie było tam jeszcze przed kilkoma tygodniami.
Morgana odkłada swój kielich, a później delikatnie sięga po puchar Uthera i delikatnie wyjmuje mu go z ręki.
- Tak - mówi nie spuszczając z niego wzroku.
- Jaka jest twoja odpowiedź?
Księżniczka w odpowiedzi całuje swego króla, a ten nie odsuwa się, w pierwszej chwili nie robi nic, a później reaguje dokładnie tak, jak przewidziała, o czym wyśniła: wsuwa rękę między jej lśniące, czarne włosy i zaczyna je gładzić, przyciskać ją coraz mocniej do siebie i całować tak, jakby miał jej zaraz zmiażdżyć wargi. Morgana mruczy i kładzie mu ręce na plecach, a kiedy Uther ją wreszcie puszcza, księżniczka, dalej nie spuszczając wzroku, mówi:
- Nie chcę stąd wyjeżdżać. Nie zamierzam cię zostawiać, Utherze, nigdy. - Dostrzega w oczach króla dokładnie to, o czym wiedziała, że istnieje - prawdziwą, skrywaną dotąd żądzę pod maską wystudiowanych, dworskich reguł i wyrzutów sumienia, tych samych, które niegdyś sprawiły, że ją przygarnął. - Ty i ten zamek jesteście dla mnie wszystkim - dodaje Morgana i całuje go znowu, a Uther zsuwa ręce niżej, na jej biodra. Przez cienki materiał sukni czuje jego twarde, pokryte odciskami palce.
- Na pewno? - pyta, a w tym pytaniu zawartych jest tyle różnych znaczeń, że Morgana ma ochotę się uśmiechnąć, z jakiegoś powodu jednak tego nie robi.
Kiwa głową, bojąc się, że słowa zrujnują tę chwilę, a wtedy Uther znowu ją całuje - jego usta na jej wargach, jego palce wplecione w jej włosy, druga dłoń zaciskająca się na jej biodrze, ciepły, wilgotny oddech na jej skórze. Po chwili bierze ją na ręce i zanosi do łóżka, wspaniałego, królewskiego łoża, gdzie na atłasach Morgana ma stracić zaraz dziewictwo. Boi się, ale tylko trochę, jest na to zbyt silna mocą swoich przepowiedni i wiedzą na temat tego, co stanie się później. Gdy Uther ściąga z niej suknię i całuje skórę pod jej piersią, Morganę przechodzi dreszcz tak silny, że boi się, że to skryta w niej magia usiłuje się uwolnić, protestując przeciwko temu, co chce zrobić. Nic takiego się jednak nie dzieje, a później kładzie się już na łóżku i kątem oka spogląda na stół, gdzie wciąż stoją dwa wypełnione krwistoczerwonym winem kielichy.
Zanim noc się skończy, będzie miała Uthera w swojej garści.
*
Od tamtej pory wiele rzeczy się zmienia.
Król jeszcze bardziej ufa swojej podopiecznej, która teraz prawie każdej nocy odwiedza jego komnatę. Uther w łóżku jest zupełnie innym człowiekiem, gdzieś po drodzie gubi te wszystkie maski, które nakłada jednak od razu wraz z nadejściem świtu. Całuje zgięcie w jej łokciu i szyję, zwłaszcza w tym miejscu, gdzie, jak zauważył, sprawia to Morganie największą przyjemność - ona nie potrafi nic na to poradzić, że dzielenie łoża z Utherem sprawia jej przyjemność; może to rzeczywiście prawda, że król chce dla niej jak najlepiej. Leży później wtulona w jego ramię i sączy do jego ucha słowa, powoli zatruwające mu duszę myślami, które jeszcze kilka tygodni wcześniej zdecydowanie by odrzucił.
Zachęca go, żeby rzucić jeszcze wyraźniejsze wyzwanie magii, żeby zaczął tak prześladować każdego, kto mógłby chociażby w przeszłości skrywać czarnoksiężnika w swoich progach, żeby wywołało to reakcję także u tych magów przebywających poza granicami królestwa. Mówi, że im więcej się ich tutaj ściągnie, tym trudniej będzie im się odrodzić i urosnąć w siłę, tej obrzydliwej, czarodziejskiej tłuszczy - mówiąc to ostatnie czuje zwątpienie, nagły napływ strachu, który jednak zdecydowanie od siebie odsuwa. Znowu może być tutaj, w tym królewskim łożu, z mężczyzną, czyjego rozpacz doprowadziła do śmierci tylu ludzi, mających z nią więcej wspólnego niż ona z którykolwiek z Pendragonów.
Morgana woli o tym nie myśleć, więc tylko ponownie całuje Uthera i myśli o tym, że kiedyś ten zamek będzie należał do niej.
Wtedy zacznie ustanawiać własne zasady.
Widzi już, że Uther zaczyna odsuwać od siebie własnego syna, coraz rzadziej pyta się go o zdanie i znacznie częściej niż powinien zasięga porady Morgany w sprawach, o których nie ma ona najmniejszego pojęcia (szybko się jednak uczy, tego Uther nie może jej odmówić). W ciągu najbliższego miesiąca księżniczka dowiaduje się więcej o strategii, prowadzeniu armii i zarządzaniu miastem więcej, niż myślała, że kiedykolwiek ktoś zechce się z nią tym wszystkim podzielić.
Ma wrażenie, że stoi przed stołem wręcz uginającym się od najwspanialszych dań, a ona sama nie wie, po co najpierw powinna sięgnąć. Odkryła, że nie lubi sobie niczego odmawiać, więc kosztuje każdej potrawy, a później bierze coraz więcej i więcej. Strażnicy, którzy najczęściej stoją na warcie przed królewską sypialnią, znają wartość dyskrecji, plotki jednak i tak się rozchodzą. Nie szkodzi, Morgana i tak się już niczym nie przejmuje.
Po niespełna miesiącu księżniczka zauważa, że książę zaczyna unikać jej wzroku podczas kolacji i oficjalnych bankietów, ale to, co niegdyś by ją tak zasmuciło, teraz tylko sprawia, że wzrusza ramionami i spokojnie wraca do picia wina i kończenia swojego posiłku.
Artur i Merlin coraz więcej czasu spędzają poza zamkiem, ale nie jest to coś, co ją niepokoi.
Przynajmniej na razie.
*
Śni o potędze.
Śni o lepszych, spokojnych czasach.
Śni o kobiecie o złotych, kręconych włosach, ale jej nie rozpoznaje.
Nawet dla niej przyszłość ma jakieś tajemnice.
*
Magia, nie, raczej koszmary, które ujarzmiła, jej źródło, niosące ze sobą prawdę o tym, co dopiero ma nastąpić, zawodzi ją w sposób, którego zupełnie się nie spodziewała.
Kiedy nie pojawia się jej miesięczne krwawienie, Morgana nie panikuje, tylko znowu spycha prawdę w głąb siebie, tak jak każdą niewygodną myśl, ale wreszcie nadchodzi czas, gdy musi wreszcie zmierzyć się z rzeczywistością.
To cios, coś, czego nie przewidziała. Świadomość tego, co się dzieje, pulsuje w jej krwi i sprawia, że w głowie huczy, a w gardle zasycha. Zbywa Gwen, a następnie osuwa się na podłogę pod ścianą i obejmuje rękami swój wciąż mały, ale już wyraźnie napięty brzuch. Myśl o tym, że nosi w sobie dziecko Uthera jest odrażająca, bardziej odrażająca, niż wszystko, co do tej pory zrobili w łóżku.
Wtedy dociera do niej coś, czego wcześniej w ogóle nie dostrzegała - że bękart, którego nosi, byłby przecież następcą tronu, drugim zaraz po Arturze. To sprawia, że zaczyna się zastanawiać; wie, że jeżeli miałaby przedsięwziąć jakieś środki, to musi działać szybko. Daje sobie jeszcze dzień do namysłu i w tym czasie wymawia się od wizyty u Uthera. Nie dbając już w ogóle o pozory, wysyła do niego pazia, żeby przekazać, że nie czuje się najlepiej, a następnie kładzie się na łóżku i zamyka oczy.
Śni o dziecku, chłopcu z jej ciemnozielonymi oczami i jasnymi włosy Artura - siedzi na tronie i śmieje się tak bardzo, że Morgana czuje, jak coś w jej wnętrzu puszcza i jest to uczucie pełne ulgi. Wtedy jednak zbliża się bardziej do dziecka i dostrzega, jak jego szmaragdowe oczy powlekają się warstwą złota, sprawiającego wrażenie, jakby był czymś żywym i zdradziecko inteligentnym. Wciąż we śnie Morgana postępuje krok do tyłu, potyka się, a kiedy się budzi, zaciska rękę na brzuchu i oddycha tak ciężko, jakby właśnie wspięła się na ogromną górę.
To ciężka decyzja, ale teraz już rozumie, że nie ma wyjścia - musi zabić nienarodzonego brata lub siostrę Artura, jeżeli chce się upewnić, że nie sprowadzi na ten świat kolejnej nieszczęśliwej istoty, która będzie władać magią. Z pracowni Gaiusa udaje jej się wykraść piołun, sylfion i kilka liści krwawnika, z których na wolnym ogniu sporządza później wywar, mający zabić dziecko, a może także i ją.
Nie zauważa nawet, że płacze.
*
Trzy dni później Uther wciąż nie opuszcza jej łoża, a na jego twarzy Morgana dostrzega ślady łez. To przecież były moje łzy, myśli nagle z wręcz dziecinną złością, zbyt słabą jednak, by przekuć ją w słowa. W milczeniu dotyka twarzy króla, a Uther ściska ją za rękę i mówi:
- Poroniłaś, moja najukochańsza Morgano. Ale wszystko będzie dobrze, zobaczysz, zaopiekuję się tobą - dodaje i całuje jej palce. Księżniczka nie zwraca większej uwagi na słowa króla, gdyż wtedy jej uwagę przyciąga ktoś, kto ostrożnie, jakby badając teren, zagląda do komnaty.
Artur.
Książę zauważa, że Morgana już nie śpi, ale kiedy ich spojrzenia się spotykają, następca tronu wycofuje się i znika z powrotem na korytarzu, gdzieś za nim przemyka też Merlin.
Morgana jest teraz zła.
To miało być twoje dziecko, Arturze, myśli, ale sama nie wie, skąd jej się to wzięło. Zaczyna płakać, a Uther usiłuje ją jakoś pocieszyć, zapewne przekonany, że to z powodu dziecka, które straciła.
Pierwszy raz od miesięcy Morgana płacze nad samą sobą.
*
Merlin najszybciej orientuje się o co w tym wszystkim chodzi.
- Cokolwiek planujesz, nie pozwolę ci tego zrobić - oznajmia jej zimno, gdy spotyka go pewnego wieczoru na korytarzu. - Widzę, jak wpłynęłaś już na Uthera, ale nie pozwolę ci zniszczyć dziedzictwa Artura - dodaje, chwytając ją za rękę. Morgana spogląda na niego groźnie, a następnie odpowiada:
- Nie wiesz, o czym mówisz. Nie próbuj wchodzić mi w drogę, bo bardzo tego pożałujesz.
Merlin milczy, jego ciemnoniebieskie oczy wpatruję się w nią z uwagą, a wtedy ta część magii, która jest na usługach księżniczki, szepcze w jej krwi o potężnym czarodzieju, którego nadejście przewidzieli druidzi i Morgana po prostu wie. - Nie powinieneś być teraz gdzieś indziej? Bronić swojego księcia albo grzać jego łoże, jak na porządnego służącego przystało? - dodaje i uśmiecha się złośliwie, widząc jego zaskoczenie.
- I kto to mówi, królewska nałożnica - odpowiada Merlin sucho.
Morgana uderza go w twarz.
Chłopak jest tak zaskoczony, że aż ją puszcza.
- Idź lepiej, zanim powiem strażnikom, że osobisty służący księcia mi się naprzykrza. - Uśmiecha się jeszcze szerzej, a później uderza: - I że w dodatku jest czarodziejem. Wiesz przecież, że uwierzą mi na słowo. Uther mnie słucha we wszystkim - dodaje. - Powiedz mi jeszcze tylko, Merlinie - czy Artur o tym wie? - pyta słodkim głosem, a Merlin robi się blady. Nie rusza się z miejsca, ale gdy Morgana poprawia płaszcz i rusza dalej przed siebie, nie robi ani nie mówi nic więcej.
Księżniczka nie wie czemu wygrana musi czasem smakować tak gorzko.
*
Artur zwraca się przeciwko niej.
Raz jest to podczas obrady, gdzie Uther piorunuje go wzrokiem, ale nic nie mówi. Później podczas bankietu w obecności kilku dowódców z sąsiadujących królestw i znowu podczas narady. Artur wie co robi - stara się, żeby zawsze, kiedy krytykuje któryś z jej pomysłów czy decyzji, znajdowali się w pobliżu ludzi, przy których Uther nie może sobie pozwolić, żeby go zganić. Robi to oczywiście później, za zamkniętymi drzwiami, ale Morgana wie, że wraz z buntem Artura straciła kilka punktów przewagi. Myśli, że wkrótce może zyskać jeszcze więcej wrogów, a im więcej ich będzie, tym większe ryzyko, że Uther przejrzy w końcu na oczy. Nie jest głupia, doskonale wie, kto za tym wszystkim stoi i kto przekonał wreszcie następcę tronu, żeby coś z tym zrobił.
Morgana postanawia dać Arturowi nauczkę.
Zabierze mu to, co najcenniejsze.
Wymaga to nieco wysiłku, ale zdecydowanie się opłaca - kiedy pewnego wieczoru Artur i Merlin wracają z wyprawy łowieckiej, ten drugi już wtedy zaczyna się źle czuć. Gdy kilka godzin później Morgana opuszcza królewską sypialnię, wychodzi na dziedziniec i zbliża się do pracowni Gaiusa, gdzie przez okno dostrzega Artura czuwającego przy łóżku z nieprzytomnym Merlinem.
Księżniczka uśmiecha się do siebie, ale nieco smutniej, niż zamierzała i myśli, że nie tak miało być, ale sam zmusiłeś mnie do tego, Arturze. Wraca do siebie i większość następnego dnia spędza w swojej komnacie. Kiedy Gwen mówi jej, że Merlin jest ciężko chory, Morgana nawet nie stara się udawać przejętej. Czasy, kiedy ona i Gwen były na tyle blisko, że mogły sobie w wielu sprawach zaufać, już dawno minęły.
- Doprawdy? - pyta.
Gwen spogląda na nią w milczeniu. - Jestem pewna, że Artur coś wymyśli - dodaje Morgana ze słabym uśmiechem. - Zawsze w końcu znajduje sposób, żeby uratować świat i tych, na których mu zależy, prawda? - Jej służąca, niegdyś przyjaciółka, nie chce spojrzeć jej w oczy, robi, co do niej należy, a następnie wychodzi.
Trzeciego dnia Merlin umiera.
*
Smok ryczy w swojej jaskini, głęboko pod zamkiem.
Ma szczęście, że księżniczka nie wie o jego istnieniu (dowie się wkrótce, ale to zupełnie inna historia), a Uther przez większość czasu zapomina albo też ignoruje ten fakt.
Przyszłość nie jest nigdy wyryta w kamieniu, młody czarodzieju, nie możesz jednak zignorować swojego przeznaczenia, stwierdził kiedyś smok, który widział upadek tylu cywilizacji i kres tylu dynastii, że nie sposób było zliczyć. Jednak nawet on nie przewidział takiego obrotu spraw - nie docenił wiedźmy, nie przestrzegł przed nią Merlina, a teraz Albion miał się nigdy nie narodzić, bowiem bez czarodzieja miało nie być króla.
Morgana śni o tym gdzieś w swojej komnacie, nie jest to jednak koszmarny sen, bowiem te wciąż jej służą, niczym wierne, wytresowane psy gończe.
*
Dawno, dawno temu w zamku zamieszkała księżniczka.
Wprowadziła w życiu jego mieszkańców wiele zamieszania, dopuściła się kilku zbrodni, wielu zdrad tego, w co kiedyś naprawdę wierzyła, prawie zniszczyła przyszłość Albionu, ale na końcu prawie pokonała samą siebie.
Kiedy Artur, dużo starszy i z blizną na czole, której nigdy wcześniej nie widziała, wywozi ją z Camelotu w obstawie dziesięciu swoich najwierniejszych rycerzy, Morgana tylko raz ogląda się za siebie, spogląda na zamek i czuje kompletną pustkę.
Nie potrafi już nawet płakać.