fikaton 9, dzień trzeci

Oct 03, 2010 23:06

Ten fik to straszna, straszna miazga i jedna z najdziwniejszych i najbardziej chorych rzeczy, jakie kiedykolwiek napisałam. Plus, to taki fik, do którego robiłam też BARDZO dziwny research. Artur/Merlin, modern!au, Kraków. Wystarczy? Reszta niech pozostanie niespodzianką. Zbieżność miejsc jest nieprzypadkowa.

Tytuł: Precle z makiem
Autor: pellamerethiel
Fandom: Merlin
Postacie: Artur, Merlin, Uther, Morgana, Gwen, Sir Leon
Pairing: Artur/Merlin
Uwagi: Brak spoilerów, modern!au, kompletny crack, dużo seksu, może obrażać czyjeś uczucia polityczne, występują istniejące miejsca itp.
Ilość słów: 3743 (sic!)
Fika dedykuję rysiaczek, bo gdyby nie ona, to ten fik by nigdy nie powstał. :P Częściowo dedykuję go też ringhsilven - jak przeczytasz to na pewno zrozumiesz dlaczego. ♥ :D



Przede wszystkim na swoje usprawiedliwienie zacytuję pewną rozmowę z Rysiaczkiem, bo to wszystko to jej wina:

Pelle
wiesz, kink meme kink meme(owi?) nierowne XD
Pelle
bo wsrod kink meme sa tez takie straszne kinki jak "Merlin jest ksiegarzem, a Artur sprzedawca obwarzankow" czy cos :P
tj. to ja akurat wymyslilam XD
Pelle
ale Merlina-ksiegarza czytalam, a Artura-ksiegarza sama napisalam XDDD
Rysiaczek
sprzedawca obwarzankow
na rynku w krakowie
Rysiaczek
w piatkowe wieczory do coconuXDD
Pelle
Boze XDDDDD
A MERLIN PRACUJE W MASSOLICIE
*koniec*

Precle z makiem

Artur spogląda na zegarek.

Dwunasta pięćdziesiąt siedem.

Dobrze, jeszcze godzina i trzy minuty i zrobi sobie przerwę, zanim zrobi mu się słabo z gorąca i zemdleje, jak Wiktor w zeszłym tygodniu. Artur planuje, że usiądzie sobie w ogródku swojej ulubionej kawiarni, wypije espresso, zje kanapkę, skorzysta z toalety i poczyta Gazetę Wyborczą. Będzie też starał się ignorować tych wszystkich ludzi z papierosami, gdyż od trzech tygodni usiłuje rzucić palenie, z mniejszym lub większym powodzeniem.

Trochę mu szkoda, bo w końcu lipiec w Krakowie to najbardziej ruchliwa pora, podczas której najwięcej turystów przewija się przez Rynek z tymi swoimi Nikonami, Sony i przewodnikami z serii Lonely Planet. Większość z nich dużą uwagę przywiązuje do rozdziału poświęconego kulinarnym zwyczajom mieszkańców Polski, a przynajmniej część z nich interesuje się preclami i to jest właśnie to, co Artur Pendragon może im zaoferować.

Życie sprzedawcy krakowskich obwarzanków to nie jest może dokładnie to, w jaki sposób wyobraził sobie kiedyś swoją przyszłość, ale bardzo mu odpowiada i nie zamierza z tego zrezygnować.

*

- Precla z makiem poproszę - mówi ktoś, a Artur podnosi głowę znad gazety (nie zdążył jej doczytać w kawiarni, bo zadzwonił ojciec i oczywiście, musieli się znowu pokłócić) i spogląda na niego. Chłopak ma ciemne, nieuczesane włosy, wielkie, wręcz nienaturalnie niebieskie oczy i najpiękniejszy uśmiech, jaki Artur kiedykolwiek widział.

- Słucham? - mówi zaskoczony.

Ten dalej się uśmiecha, a Artur zauważa kolejny szczegół - chłopak ma urocze, bardzo odstające uszy, których naprawdę trudno nie zauważyć, nawet za pierwszym razem.

- Precla z makiem, poproszę - powtarza uprzejmie, a Artur chwyta za szczypce i wyciąga z wnętrza wózka najdorodniejszego i najbardziej wypieczonego obwarzanka jakiego może tam znaleźć. - Dziękuję - dodaje nieznajomy i kładzie na podkładce garść drobnych monet.

Kiedy chłopak znika za rogiem, zrozpaczony Artur uświadamia sobie, że nie zdążył nawet zapytać o jego imię. Zapomina o zdrowym rozsądku i zaczyna biec w kierunku, w którym tamten się oddalił, ale jest już za późno, a uliczki Krakowa wypełnia zbyt wielu ludzi, by mógł go odnaleźć.

Pokonany wraca do swojego wózka z obwarzankami.

*

Artur zrozumiał, że jest gejem, kiedy miał czternaście lat.

Zakochał się wtedy w swoim nauczycielu od historii, przystojnym brunecie z bokobrodami i zamiłowaniem do jazzu i Vonneguta. Mógł godzinami przysłuchiwać się, jak mężczyzna rozprawia na temat Powstania kościuszkowskiego czy Drugiej Wojny Światowej - poza angielskim były to jedyne zajęcia, na których nieletni wówczas Artur Pendragon nie rozrabiał, nie grał w okręty ani nie smsował pod ławką.

Miłość skończyła się, gdy historyk miał wypadek na nartach i zamiast niego dostali świeżo upieczoną absolwentkę historii, z całym jej zapałem i nowymi metodami wychowawczymi wyniesionymi prosto z uczelni. Artur trochę pocierpiał, ale po kilku miesiącach doszedł wreszcie do siebie i, jak każdy przyzwoity chłopiec w jego wieku, znalazł sobie dziewczynę, z którą niedługo później zaczął uprawiać seks. Po maturze związał się na pewien czas z Kamilą, śliczną, bardzo mądrą studentką architektury, ale po paru tygodniach doszedł do wniosku, że dalsze okłamywanie się nie ma sensu i w miarę bezboleśnie ze sobą zerwali.

Od tamtej pory oficjalnie chodził jeszcze z kilkoma dziewczynami, ale tak naprawdę to były tylko przykrywki, dobre koleżanki, które zabierał czasem do restauracji razem ze swoim ojcem, żeby dał mu spokój przynajmniej w kwestiach związkowych. Zwykle schodziło oczywiście na inne równie sympatyczne tematy jak praca, przyszłość, studia i to, czy Artur wreszcie się ogarnie i zrobi coś pożytecznego ze swoim życiem, ale po nim spływało to zwykle jak woda po pływającej po mocno zanieczyszczonej Wiśle kaczce.

O nie, Uther Pendragon zdecydowanie nie zdawał sobie sprawy z orientacji swojego jedynego syna.

*

Następne trzy dni Artur spędza siedząc jak na szpilkach. Przychodzi na Rynek wcześniej niż zwykle i kończy pracę później, a pod ręką ma zawsze kilka dorodnych, niezwykle dobrze wyglądających obwarzanków z makiem. Wie, że szansa na to, że chłopak wróci, maleje z każdym dniem, ale alternatywa jest zbyt przerażająca, by Artur mógł choćby rozważyć ją na trzeźwo.

Po tych kilku dniach jego wysiłki zostają nagrodzone i znowu słyszy ten sam, bardzo przyjemny dla ucha głos, proszący go o podanie precla z makiem. Szybko podnosi wzrok, spogląda w te wręcz nienaturanie niebieskie oczy i czuje, że zaczyna się rumienić. Chłopak znowu się uśmiecha, ale tym razem wynika to chyba z uprzejmości, bo sprawia wrażenie, jakby miał za sobą ciężką noc.

- Obwarzanka z makiem? Już podaję - mówi Artur, może trochę za szybko, ale teraz, kiedy znowu ma przed sobą tego nieznajomego, serce wali mu jak oszalałe i nie bardzo wie, co powiedzieć. Podaje mu więc obwarzanka, a kiedy chłopak płaci dwudziestozłotowym banknotem, Artur w końcu wpada na pewien pomysł. Wyjmuje z portfela dziesięć złotych, zasłania je kartką papieru z zeszytu, w którym zapisuje wszystkie rachunki, i drżącą ręką szybko wypisuje na banknocie swój numer telefonu, a następnie, jak gdyby nigdy nic, podaje go nieznajomemu razem z garścią monet.

Chłopak kiwa mu głową, a następnie odwraca się i już chce odejść, ale wtedy Artur nie wytrzymuje i wypala:

- Hej, jak ty właściwie masz na imię?

Ten odwraca się i znowu obdarza Artura jednym z najpiękniejszych uśmiechów, jakie młody Pendragon kiedykolwiek widział.

- Merlin - odpowiada, a następnie rusza w kierunku ulicy Szewskiej.

Merlin. Merlin.

Artur smakuje to imię przez wiele godzin, co kilka minut nerwowo sprawdzając wyświetlacz telefonu.

Pierwszego dnia nic się nie dzieje.

Drugiego też.

Trzeciego dnia Merlin wraca.

*

- Hej. - Artur podnosi wzrok i prawie podskakuje, gdy naprzeciw siebie widzi Merlina. Zaczął już rozważyć każdą możliwą opcję - przede wszystkim taką, że przestraszył go swoją nachalnością, tą, że chłopak po prostu nie zauważył numeru zapisanego na krawędzi banknotu, a także, najstraszniejszą ze wszystkich - że może Merlin zwyczajnie nie jest gejem.

- Uhm, hej - odpowiada zaczerwieniony. - Co podać?

Znowu ten cholerny uśmiech.

- Może na początek swoje imię, co? Skoro już zamiast jak normalny człowiek podać mi swój numer telefonu, wydałeś mi go razem z resztą? - Merlin szczerzy się do niego tak, że Artur znowu zapomina na chwilę języka w gębie.

- Artur - mówi w końcu, a chłopak, ta przepiękna istota, pochyla się w jego stronę i udając, że wybiera obwarzanka, zbliża się tak bardzo, że Artur może dokładnie przyjrzeć się jego długim, ciemnym rzęsom. - Arturze, co powiesz na to, żebyśmy dziś wieczorem poszli razem na piwo? - pyta, palcem sunąc wzdłuż przeźroczystej podstawki na resztę. Artur wpatruje się w to jak zahipnotyzowany, czując wzbierającą w nim erekcję i spływający mu po karku pot.

- Bardzo chętnie - wydusza z trudem, a wtedy Merlin z cwanym spojrzeniem odsuwa się do wózka, wyjmuje z kieszeni jakąś kartkę, i kładzie ją na blacie.

- Dzisiaj o dziewiętnastej w Społem na Tomasza, do dwudziestej mają tam naprawdę tanie piwo. No i karaoke, jeżeli byłbyś zainteresowany. - Mruga do niego. - Tu jest mój numer. Jakby co, to twój już mam - dodaje z niewinnym uśmiechem, a później macha na pożegnanie i rusza przed siebie.

Artur z ogłupiałą miną spogląda na karteczkę, którą zostawił mu Merlin.

Lato jeszcze nigdy nie wydawało się piękniejsze.

*

Wieczorem w Społem dochodzi do kilku rzeczy.

Spotykają znajomego Artura z jego poprzednich studiów i ten dosiada się do nich nieświadom faktu, że właśnie przerywa w randce, a kiedy zaczyna z tego żartować, Artur nie wytrzymuje i niskim tonem mówi:

- Spierdalaj stąd.

Kolega, któremu idea homofobii nie jest najwyraźniej obce, pyta co ty, Archie, nie jesteś chyba jakimś pedziem?, ale równocześnie wstaje, rzuca im obu oceniające spojrzenie i wycofuje się, zanim Artur zdecyduje się mu przyłożyć.

Artur ma przez to tak popsuty humor, że nie bawi go nawet naprawdę zabawna historyjka, którą właśnie opowiada mu Merlin. Chłopak wreszcie spogląda na niego w zadumie, a następnie pochyla się do przodu i go całuje. Artur jest zaskoczony, ale bardzo chętnie odpowiada na pocałunek i kładzie mu przy tym rękę na ramieniu. Zamyka oczy, więc nie zauważa tych kilku rozbawionych i kilku zgorszonych spojrzeń. Jakaś parka w tle usiłuje naśladować Phila Collinsa, ale niezbyt dobrze im to wychodzi, zresztą, są to rzeczy, które Artur w tym momencie rejestruje tylko krawędzią swojej świadomości. Merlin smakuje alkoholem i jakąś egzotyczną przyprawą, curry czy czymś w tym rodzaju.

- Chodźmy do mnie - rzuca Merlin. Artur mruczy coś zadowolonym tonem i skubie jego dolną wargę, napawając się tym wszystkimi swoimi zmysłami. Czuje rwące napięcie w podbrzuszu, więc propozycja Merlina jest miłym zaskoczeniem, którego tak naprawdę oczekiwał.

- Myślałem, że nigdy tego nie zaproponujesz - odpowiada Artur, a następnie dotyka jego nadgarstka i wstaje.

Merlin wzrusza ramionami.

- I tak nie miałem ochoty na karaoke - przyznaje znowu z tym samym rozbrajającym uśmiechem.

*

(wypijają zdecydowanie za dużo)

*

Merlin mieszka bardzo blisko, bo na Karmelickiej, w trzyosobowym, przerobionym ze strychu mieszkanku na poddaszu. Jego współlokatorów na szczęście nie ma, więc kiedy wtaczają się obaj do mieszczącego się bardziej na tyłach pokoju, mają pewność, że nikt nie będzie im przeszkadzał.

Artur podziwia stare, nadpiłowane miejscami belki, kolorowe rysunki na lodówce, porozrzucane wszędzie kserówki i plany zajęć, kilka tkwiących pod zapasowym łóżkiem gier planszowych i niski korytarz łączący kuchnię z sypialnią Merlina i jego współlokatora, Willa, studenta kulturoznawstwa. Poprzez krążące w jego żyłach procenty przebija się do niego myśl, że tak naprawdę wciąż nie wie, czym właściwie Merlin się zajmuje i już otwiera usta, by zadać pytanie, ale wtedy, niespodziewanie, Merlin przyciąga go do siebie i z całej siły zaczyna całować. Artur bynajmniej się nie broni i pozwala pchnąć się na ścianę, a następnie szybko ściąga z siebie pasek i spodnie. Merlin, też już rozebrany, przyciska go sobą jeszcze bardziej do zdartej miejscami tapety i zaczyna ociera się o niego tak, że Artur myśli, że zaraz oszaleje. Przewiesza mu jedną nogę przez biodro, ręce zaciska na bokach Merlina i pcha tak mocno, jak tylko może, raz i raz i raz. Nie zamyka oczu nawet na chwilę, żeby Merlin nie zniknął mu z oczu, tak doskonały, nawet teraz, zdyszany i z poczerwieniałą, wilgotną od potu twarzą, do której przykleiło się kilka kosmyków włosów.

Kiedy dochodzi, nogi się pod nim uginają i ma wrażenie, że trafił w niego piorun. Merlin kończy chwilę po nim, a następnie opiera się o niego i przez chwilę dyszy cicho w jego szyję, ciepły, bliski oddech, zanim nie wstanie, nie uda się chwiejnym krokiem do jednej z szafek i nie wyciągnie z niej ręcznika.

- Proszę - mówi, a Artur, wciąż oszołomiony, kiwa głową, a następnie bierze ręcznik i zaczyna się nim wycierać. - Jeżeli chcesz skorzystać z prysznica, to jest zaraz po prawej od wejścia - dodaje ze zrozumieniem. Artur mamrocze coś do siebie, a później przeprasza go i udaje się do łazienki.

*

O trzeciej w nocy Artur jest już wystarczająco trzeźwy, by rozumieć, co mówi, i na tyle pijany, by zacząć się zwierzać. Siedzą właśnie na łóżku Merlina, a jego właściciel spogląda na Artura z wyraźnym zaciekawieniem, jakby właśnie zrobił coś bardzo egzotycznego, ale Artur woli się nad tym nie zastanawiać, więc po prostu pozwala słowom płynąć. Mówi mu o swoim liceum, pierwszych miłościach, maturze i dwóch latach studiowania na prawie, które były jednym z najgorszych okresów w jego życiu.

- Dlaczego właściwie przestałeś studiować? - pyta Merlin, zaskoczony.

Artur wzrusza ramionami.

- Nigdy nie chciałem iść na prawo - przyznaje. - Stary mnie do tego namówił, nie, tak naprawdę to nie pozostawił mi żadnego wyboru, ale gdy dwa razy pod rząd oblałem prawo cywilne, stwierdziłem: „pieprzyć to!, nie zapłaciłem za powtarzanie przedmiotu, przestałem chodzić na zajęcia, aż wreszcie mnie wywalili. - Artur zamyśla się, a później dodaje: - Ojciec był wściekły, ale naprawdę, warto było - dodaje z zadowoleniem.

Merlin przysuwa się bliżej.

- To w jaki sposób ze studenta prawa stałeś się nagle sprzedawcą obwarzanków na krakowskim Rynku? - pyta z zainteresowaniem. Artur przygląda mu się badawczo, ale w głosie Merlina nie wyczuwa żadnej kpiny, a w jego spojrzeniu dostrzega tylko zwyczajną ciekawość.

- Cóż, to dość zabawna historia… Kiedy oznajmiłem mojemu ojcu, że rzucam prawo, trzasnął pięścią o stół, zaczął przeklinać na wszystkie strony, a następnie oznajmił, że w takim razie jak dla niego mogę zostać nawet sprzedawcą obwarzanków, skoro nie potrafię wykorzystać ofiarowanej mi szansy. - Artur uśmiecha się z rozrzewnieniem. - No, więc w ciągu następnego miesiąca przeczytałem wszystko, co tylko wyszło na ten temat, znalazłem wózek dla sprzedawców obwoźnych, kazałem namalować na nim smoka, wynająłem mieszkanie i zacząłem w ten sposób zarabiać na życie - dodaje Artur, a gdy zauważa, że Merlin spogląda na niego z wyraźnym podziwem, wręcz kraśnieje z dumy.

- I jesteś w stanie sam się utrzymać? - pyta tamten, a Artur wzrusza ramionami.

- Mam też trochę udziałów w spółce ojca, bez tego byłoby ciężko - przyznaje niechętnie, a Merlin kiwa głową. - A ty? Czym się właściwie zajmujesz na co dzień? - zmienia temat Artur, bo naprawdę chce się dowiedzieć o nim jak najwięcej, żeby lepiej go poznać i zrozumieć w sposób, w jaki tamten patrzy na świat.

- Ja? A jak myślisz? Co byś obstawiał? - odpowiada Merlin pytaniem na pytanie. Kładzie się na łóżku tak, że łokciem dotyka kolana Artura, a Artur myśli o tym, jak bardzo dobrze się z tym czuje.

- Wyglądasz mi na studenta… socjologii. Albo kulturoznawstwa? - strzela Artur, ale po minie Merlina wie już, że popełnił gafę. - To może ASP? - usiłuje się poprawić, ale wtedy Merlin zaczyna się śmiać.

- Nie, nie, nie - mówi. - Studiuję zaocznie anglistykę, ale mam kilka problemów… z administracją, więc będę teraz poprawiał rok - wzdycha. - A poza tym pracuję w księgarni, a właściwie w antykwariacie - dodaje.

- Której?

- W Massolicie, na Felicjanek. Anglojęzyczna literatura - proza, poezja, literatura feministyczna… - mówi, a następnie rumieni się. Artur zauważa, że czerwienią się wtedy nawet koniuszki jego uszu i uważa, że to naprawdę urocze.

- Feministyczna, mówisz? - pyta Artur z uprzejmym zainteresowaniem. Nie jest to dziedzina, nad którą kiedykolwiek bardziej się zastanawiał.

- Tak. Moja matka jest feministką i zaczęła się uczyć angielskiego specjalnie po to, żeby móc czytać książki po angielsku - dodaje Merlin i wzrusza ramionami.

- No to rzeczywiście - odpowiada Artur. Boi się, czy aby nie przekracza jakiejś granicy, ale postania zaryzykować i okazuje się, że trafił w dziesiątkę - obaj zaczynają się śmiać.

- A twoi rodzice? - pyta Merlin, kiedy wreszcie się trochę uspokoją.

Artur pochmurnieje.

- Moja matka nie żyje. Zmarła w kilka tygodni po moim urodzeniu - mówi, a Merlin wygląda nagle na zmieszanego. Zapada niezręczna, trwające kilkanaście sekund cisza, po której chłopak stwierdza:

- Przepraszam, nie chciałem…

- Nie, nie, nic nie szkodzi - przerywa mu Artur i wzdycha. - Mój ojciec natomiast to zupełnie inna historia. Jest bardzo… konserwatywny, co jest w zasadzie związane z tym, czym się zajmuje i… nie dogadujemy się ostatnio najlepiej. Nie, tak naprawdę to nie dogadywaliśmy się nigdy.

- Kim właściwie jest twój ojciec? - pyta Merlin ostrożnie. Zaczyna się wiercić i Artur myśli, że pewnie znudziło mu się leżenie na brzuchu, ale tymczasem Merlin kładzie głowę na jego kolanach i spogląda na niego tymi swoimi niebieskimi oczami, w których gości zapytanie. - Powiedz, nie będę się śmiał. Albo drwił. Albo cokolwiek - dodaje z uśmiechem, a Artur nie może się powstrzymać, żeby nie przeczesać mu tych czarnych, sterczących na wszystkie strony włosów.

- Jest radnym miasta Krakowa - przyznaje w końcu.

Merlin aż się podnosi.

- Wow, i dlatego nie chciałeś o tym powiedzieć? Czego się tutaj wstydzić?

Artur spogląda na niego ponuro.

- Z ramienia PiSu.

- O rany… A jak ty właściwie masz na nazwisko? - dopytuje Merlin.

Artur uśmiecha się.

- Pendragon.

- Jezu, czyli twoim ojcem musi być Uther Pendragon.

- Taaak, to właśnie on… - potwierdza Artur z ponurą miną.

- A czy wie, że wszystkim obcym facetom wypisujesz swój numer na banknotach, które im wydajesz? - pyta nagle Merlin z iskierką w oku.

- Hej! - burzy się Artur, który aż przestał opierać się o ścianę i teraz klęczy na łóżku Merlina i pościeli, która pachnie morskim proszkiem do prania. - Nie myśl sobie, że wciskam swój każdej osobie, która się nawinie, tylko z tobą tak zrobiłem! - dodaje, a Merlin uśmiecha się z satysfakcją, zadowolony, że wyszła mu ta mała prowokacja.

- Na pewno wszystkim tak mówisz - droczy się, a kiedy Artur nabiera pewności, że Merlin żartuje, mruczy coś pod nosem i z udawanym fochem znowu opiera się o ścianę.

- W każdym razie - kontynuuje - mój wspaniały tatuś nie ma pojęcia, że w wolnym czasie sypiam z facetami. A żeby sobie niczego nie pomyślał, co jakiś czas zabieram na kolację z nim koleżankę, która mnie przed nim kryje - dodaje z namysłem. - Nie jestem z tego dumny, ale naprawdę tłumaczę sobie, że póki co nie mam innego wyjścia. Zresztą, po co mam denerwować staruszka? Wiesz, że brał czynny udział w protestach przeciwko ostatniej paradzie równości? - dodaje z widocznym zawstydzeniem.

- Pieprzysz - komentuje Merlin.

- Chciałbym - odpowiada Artur. Merlin spogląda wtedy na niego w milczeniu, aż wreszcie siada na nim okrakiem i zaczyna ssać jego dolną wargę.

- To dałoby się załatwić - stwierdza szeptem.

- Chyba podoba mi się twój plan - odpowiada Artur.

*

Dwa tygodnie później chłopcy udają się do Coconu, najbardziej przyjaznego gejom i lesbijkom klubu w Krakowie. Artur był tam wcześniej kilka razy, ale nikogo wtedy nie znał, więc nie czuł się jakoś specjalnie dobrze. Tym razem miało być zupełnie inaczej - już przy wejściu Merlin przedstawił mu jednego ze swoich najlepszych przyjaciół, Leona, bramkarza, przez grono najbliższych znajomych pieszczotliwie zwanego „Sir Leonem”. Dalej Artur poznał jeszcze kilkanaście czy kilkadziesiąt innych osób, których twarze zlały mu się w jedno - nigdy nie był najlepszy w zapamiętywaniu nowo poznanych osób.

Jednak największe zaskoczenie spotkało go dopiero przy barze, gdzie podeszli razem z Merlinem zamówić większą ilość piwa dla ekipy.

- Morgana? Co ty tutaj robisz?! - Bardziej niż swojej przybranej siostry nie spodziewałby się tutaj tylko swojego ojca; już sama ta myśl była zbyt przerażająca, żeby się nad nią dłużej zastanawiać.

- Haha, czyżby to był Artur, rodzinny rewolucjonista? Czyżbyś po rzuceniu studiów i rozpoczęciu życia na teoretycznie własny rachunek doszedł do wniosku, że możesz zrobić coś jeszcze bardziej wywrotowego, i postanowiłeś zostać gejem? - pyta Morgana, wyraźny błysk złośliwości w jej ciemnozielonych oczach. Obok niej siedzi bardzo ładna Murzynka w połyskliwej, fioletowej sukience i z wysokim drinkiem z palemką w ręce. - To taka nowa koncepcja, żeby jeszcze bardziej zdenerwować ojca, tak? - dodaje z uśmiechem jego siostra.

Artur jest tak zmieszany, zły i urażony, że nie bardzo wie, co powiedzieć, a wtedy Merlin postepuje krok do przodu.

- Przepraszam - odchrząkuje. - Nie znamy się, ale musiała się pani pomylić. Nazywam się Merlin, a ten tutaj jest moim chłopakiem - dodaje stanowczym tonem, a następnie zaciska rękę na nadgarstku Artura, jakby chcąc go uspokoić.

Morgana przewraca oczami.

- Bardzo zabawne. Ile mu zapłaciłeś, Arturze? Uważaj, bo tym razem ojciec naprawdę zejdzie na zawał i jego adwokaci dojdą do wniosku, że to twoja wina - mówi, a Artur prycha, rozzłoszczony, ale pozwala, żeby Merlin odciągnął go do swoich znajomych.

Wkrótce zapomina o tym incydencie (nie, tak naprawdę to wcale nie) - trochę tańczą, trochę się całują i całkiem sporo rozmawiają. Artur poznaje większość najbliższych przyjaciół Merlina - lubi myśleć, że w ten sposób jego samego zna teraz trochę lepiej, a to naprawdę miłe uczucie. Merlin opowiada mu więcej o swoim dzieciństwie. Artur dowiaduje się, że wychowywała go samotna matka, która harowała na dwa etaty, żeby zapewnić wszystko swojemu jedynakowi, i która w wieku pięćdziesięciu lat postanowiła trochę przyhamować i w ramach tego zaczęła działać w jednej z większych organizacji feministycznych. Tak, wie o orientacji Merlina i nigdy nie robiła mu z tego powodu żadnych problemów; nie, nigdy nie poznał swojego ojca i wcale tego bardzo nie żałuje.

Zbierają się już do wyjścia, kiedy podchodzi do nich Morgana. Artur rzuca jej wrogie spojrzenie, ale ona go ignoruje i ze słodkim uśmiechem zwraca się do Merlina:

- Przepraszam, czy mógłbyś zostawić nas na chwilę samych? - Merlin zerka na Artura, który daje mu znać, że wszystko jest w porządku i chwilę później zostaje sam na sam ze swoją siostrą.

- O co znowu chodzi?

Morgana unosi brew.

- Naprawdę masz to na myśli?

Artur rozkłada ręce.

- Ale co? - pyta.

- Nie wygłupiasz się? To naprawdę był twój chłopak? - dopytuje się dalej Morgana.

Artur prycha.

- Nie, Morgano, przyszedłem do najbardziej przyjaznego gejom klubu w Krakowie po to, żeby zrobić na złość ojcu, który prawdopodobnie nie zdaje sobie nawet sprawy z tego, że takie miejsce w ogóle istnieje. - stwierdza najbardziej cynicznym tonem z możliwych. - Może mi lepiej powiesz, co ty tutaj robisz? - Morgana nie wydaje się zmieszana, unosi tylko głowę i oznajmia spokojnie, jakby mówiła o pogodzie:

- Jestem tutaj ze swoją dziewczyną, Gwen. - Artur zerka w kierunku kobiety w fioletowej sukni, która uśmiecha się do niego z daleka. - Zawsze przychodzimy do Coconu w piątek, ale jeszcze nigdy cię tutaj nie widziałam, stąd moje zdziwienie - zaczyna wyjaśniać Morgana, a wtedy Artur marszczy brwi i pyta:

- Ależ Morgano, czy ty mi się tłumaczysz?

- Ależ skąd - odpowiada Morgana ze śmiechem. - Tylko w twoich snach - dodaje nieco groźniej.

- No więc ty… Nie wiedziałem, że lubisz dziewczyny - mówi Artur, a jego przybrana siostra przewraca oczami.

- Lubię i dziewczyny i facetów, Arturze. To się nazywa biseksualizm. Sugeruję się tego nauczyć, jeżeli zamierzasz zostać stałym bywalcem tego klubu - stwierdza lekko, a następnie dodaje: - No, no, Uther by chyba padł, gdyby dowiedział się jak wygląda sprawa z dwójką jego dzieci, co? - Morgana się śmieje, a Artur zaczyna śmiać się razem z nią.

Żegnają się trochę niezręcznie i trochę w milczeniu, ale postanawiają spotkać się w tygodniu, żeby szczerze porozmawiać w jakichś bardziej komfortowych warunkach.

Artur opuszcza Cocon w wyśmienicie dobrym humorze.

*

Podróż nocnym autobusem w towarzystwie oburzonych waszym zachowaniem i całowaniem się współpasażerów - bezcenna.

*

Następnego dnia po wyprawie do Coconu Artur odbiera telefon od swojego rozgorączkowanego ojca.

- Uspokój się, tato, i jeszcze raz powiedz mi, co się dokładnie stało? - Artur trąca Merlina nogą, a ten mamrocze pod nosem coś o świetle i dźwiękach, a następnie jeszcze bardziej zakopuje się pod zielonym kocykiem z Ikei. - Tak. Tak? Masz rację, to straszne - mówi nie starając się nawet skryć cynizmu w swoim głosie. - Czy sobie z ciebie żartuję? Nie, ale po prostu nie widzę, jaki jest twój problem - czy to naprawdę na tyle ważna sprawa, by z jej powodu wydzwaniać do mnie w sobotę rano? A zresztą, niektórzy ludzie są homoseksualistami, pogódź się z tym wreszcie -stwierdza zimno Artur, a następnie rozłącza się, wyłącza telefon i wsuwa się pod koc razem z Merlinem, a później obejmuje go w milczeniu.

- Czy chcę wiedzieć, o co chodziło? - pyta ten rozespanym głosem. Artur kładzie głowę na jego klatce piersiowej i przez chwilę się nie odzywa.

-Mój ojciec zadzwonił, żeby mnie poinformować, że wczoraj w nocnym autobusie jego kolega z rady miejskiej zauważył, cytuję, „dwóch obmacujących się pedałów”. Wyjaśnił mi też, oczywiście, co o tym wszystkim sądzi, nie, żebym już wcześniej tego nie wiedział - wyrzuca z siebie jednym ciągiem. Merlin gładzi go tylko po włosach, a następnie całuje delikatnie w usta i uśmiecha się.

- Myślisz, że to mogliśmy być my? - pyta z przekorą.

Artur również się uśmiecha.

- Nie wiem. Ale nawet jeżeli, to nie obchodzi mnie to - dodaje trochę mniej obojętnym tonem, niż zamierzał

- Będzie dobrze - odpowiada Merlin. - Zawsze możesz sprzedać swój wózek z obwarzankami, a ja zostawić księgarnię, i wyjechać do Kalifornii. Słyszałem, że poradzili tam sobie z tą nieszczęsną Ósmą Poprawką. Jak myślisz? - dodaje radośnie, a Artur wzdycha i przyciąga go jeszcze bardziej do siebie.

- Myślę, że zdrzemnąłbym się jeszcze.

autor: pellamerethiel, fikaton 9, fandom: merlin, fikaton 9: dzień trzeci

Previous post Next post
Up