Jak dostanę bata z historii, to możecie czuć się winni :P
Lost/Supernatural
Ana Lucia, Dean, John
brak spoilerów, pre-series
721 słow
- Pieprzone FBI - wymamrotała Ana w kubek gorącej kawy i posłała nienawistne spojrzenie dwóm odległym sylwetkom w garniturach, które właśnie przyglądały się znalezionemu i nieźle przypieczonemu ciału ofiary. - No ale poważnie, Bob, za kogo oni się uważają?
Bob spojrzał na nią zaskoczony, szybko przełknął pół pączka, które właśnie ugryzł i zapytał z niewinnym wyrazem twarzy:
- Za FBI? - Ilość ironii w pytaniu była na tyle dobrze wyważona, że Ana postanowiła nie skopać mu tyłka za tę rażącą bezczelność.
- To tylko głupia odznaka. Nie są w niczym lepsi od nas. Spójrz tylko na tego młodszego - kiwnęła głową w kierunku dobrze zbudowanego chłopaka z niesamowitymi kośćmi policzkowymi i zmierzwionymi włosami, którego w innych okolicznościach na pewno uraczyłaby milszymi uczuciami. - Założę się, że nie ma jeszcze dwudziestu pięciu lat, mieszka z mamusią i nie wie, jak używać broni.
- Skoro tak mówisz - Duży Bob wzruszył ramionami i sięgnął do radiowozu po kolejnego pączka.
- Nie powinieneś jeść tyle tego świństwa - Ana pokręciła głową z naganą i mlasnęła kilkukrotnie językiem o górne dziąsła.
- A niby dlaczego?
- Nie dość, że przybędzie ci tutaj - klapnęła go kilkakrotnie po brzuchu - to jeszcze utwierdzasz ten głupi stereotyp policjanta, który nie robi nic prócz jedzenia pączków.
- Ale ja robię też inne rzeczy! Dużo ważnych, korzystnych i potrzebnych rzeczy.
- Ja to wiem, Bobby - przerwała mu i położyła mu uspokajająco dłoń na ramieniu. - Ale oni nie - ponownie kiwnęła głową w stronę dwóch sylwetek, które teraz kierowały się szybkim krokiem w ich kierunku. Młodszy kołysząc się charakterystycznie, starszy wyprężony jak struna.
Bob błyskawicznie wrzucił resztę pączka go samochodu i rękawem wytarł twarz, a potem wyprostował się. Ana kopnęła go w kostkę i spojrzała na niego znacząco, wybałuszając oczy i zaciskając usta.
- Na baczność?! Stoisz na baczność? - wysyczała cicho. - Odbiło ci?
Bob wymruczał coś w odpowiedzi i nieco rozluźnił postawę, uginając jedną nogę w kolanie.
Od facetów w czerni dzieliło ją już tylko kilka metrów. Ana poczuła się trochę nieswojo i chrząknęła. Ten skurczybyk ma naprawdę niesamowite kości policzkowe, pomyślała.
- Dzień dobry. Agent Adler - przedstawił się starszy i bardziej zarośnięty. Ana przełożyła kubek kawy do lewej dłoni i uścisnęła mocno wyciągniętą w jej kierunku rękę. - A to agent McKagan. - Wskazał na swojego partnera.
I zajebisty uśmiech.
Uderzyło ją jak bardzo byli do siebie podobni, jak... ojciec i syn. Co, swoją drogą, tłumaczyłoby obecność takiego młokosa w FBI.
- Jestem sierżant Cortez, a to sierżant Smash - przerwała, obserwując spiętego Boba witającego się z FBI. - W czym możemy pomóc?
- To pani znalazła ciało, zgadza się? - Starszy posłał jej łagodne spojrzenie i teraz dopiero uderzyło ją jak bardzo przypomina barczystego niedźwiedzia.
- Zgadza się. Podczas patrolu.
Kolejne spojrzenie było już bardziej współczujące, jakby spodziewał się, że przeżyła głęboką traumę lub załamanie. Poczuła rosnącą irytację.
- Czy zauważyła pani coś dziwnego? - Wtrącił Młodszy. - Niezwykły zapach, jakieś dźwięki?
Dokądkolwiek zmierzali, Ana za nimi nie nadążała. Uniosła brwi i, starając się, by poziom sarkazmu w jej głosie nie był zbyt wyczuwalny - choć mistrzem w tym był Bob, nie ona - odpowiedziała:
- Śmierdziało jak przypalone ludzkie mięso. I nie słyszałam żadnych podejrzanych dźwięków, a już na pewno nie od ofiary.
Po ich minach wywnioskowała, że nie udało jej się z tą ironią.
- Dobrze, dziękujemy - Starszy skłonił się lekko Anie i Bobiemu i ruszył w stronę swojego samochodu.
- Tak, bardzo nam pani pomogła - dorzucił Młodszy, lekko mrużąc oczy. Uśmiechnął się do niej w ten sam sposób, którym ona uśmiechała się, gdy chciała kogoś zabić, a musiała być miła.
Skurczybyk.
Kiedy odchodzili, Ana przyjrzała im się dokładniej.
- Ale przynajmniej mają fajne tyłki.
- Ana! - Bob wydawał się zgorszony.
- No co? Mają.
Bob jeszcze przez chwilę spoglądał na nią z reprymendą, a potem parsknął cicho i sięgnął po niedokończonego pączka.
- Cała ty. Gdyby twoja mama wiedziała...
Ana szturchnęła go łokciem i uśmiechnęła się lekko. Potem zagryzła wargę i spoważniała.
- Ale coś mi tu nie gra. - Odwróciła się przodem do radiowozu i oparła ręce o dach samochodu.
- Co znowu? Mówił ci ktoś kiedyś, że jesteś zbyt negatywnie nastawiona do ludzi?
- Nie. Zazwyczaj wychwalają moje przyjemne i miłe usposobienie. - Bob zakrztusił się pączkiem, Ana niezrażona kontynuowała, nie spuszczając oczu z agentów FBI: - Słuchasz może Guns‘n’Roses?
- Co to ma do rzeczy?
- Adler i McKagan to członkowie zespołu - Upiła łyk ostygłej kawy, agenci odjechali w czarnej Impali.