Fikaton 2, dzień szósty

Mar 07, 2007 23:08

Naprawdę myślałam, że tego nie napiszę. Wena jedzie ostatkiem sił. Krótko myślałam o napisaniu czegoś do Without a Trace (Bez Śladu), bo to FBI to aż się samo prosi, ale zabrakło koncepcji.
Wobec tego dalej Kryminalni.
Oświadczam, że poszłam na łatwiznę i podobnie jak w przypadku prompta nr 1, opisałam scenkę z jednego z odcinków. Notabene jest to jedna z moich ulubionych. I wreszcie jakiś humor, a nie tylko angst ;p

Tytuł: Oryginalne metody gromadzenia informacji
Fandom: Kryminalni
Postaci: Basia,
Ilość słów: 989,
Spoilery: 3x02
Uwagi: Cały dialog niestety nie mój.

Motel Leśny, znajdujący się pod Warszawą, nie wyróżniał się niczym specjalnym. Baśka weszła do środka i od razu skierowała się do recepcji.
- Dzień dobry, Komenda Stołeczna, Barbara Storosz - przedstawiła się, pokazując odznakę.
Recepcjonista siedział przy komputerze. Dostrzegłszy obecność Basi wstał i podszedł do kontuaru, spoglądając na policyjną odznakę z nikłym śladem zainteresowania. Uśmiechał się tak jakoś kpiąco, co Basi się zdecydowanie nie podobało.
Intuicja od razu ją ostrzegła, że wyciągnięcie informacji nie będzie łatwe.
- Proszę pana... - zaczęła Basia, szukając w kieszeni zdjęcia ofiary.
- Taa?
- Poznaje pan tę dziewczynę? - zapytała, kładąc na ladzie zdjęcie zamordowanej.
- Nie, a o co chodzi? - odpowiedział recepcjonista dość obojętnym tonem.
Baśka od razu wiedziała, że kłamie. Musiał ją widzieć. Jagoda Dobroń była ładną, młodą dziewczyną i rzucała się w oczy.
- Przychodziła tutaj z takim jednym facetem - wyjaśniła Basia, jednocześnie myśląc z lekką irytacją, że to on, a nie ona, powinien udzielać informacji.
- No, możliwe. No, ale co? - odparł recepcjonista.
Baśka przez chwilę milczała, czując wyraźnie, że zaczyna ją trafiać szlag, po czym zapytała bardzo uprzejmie i bardzo wyraźnie:
- Czy bywał tutaj regularnie?
Recepcjonista wzruszył ramionami.
- Nie pamiętam - odparł, wciąż kpiąco się uśmiechając.
- Proszę pana, ja muszę znać wszystkie jego dane - powiedziała Basia. Jak taki irytujący człowiek mógł pracować w recepcji? - Czy płacił kartą, gotówką? Wszystko.
- To ma pani problem - stwierdził recepcjonista uprzejmie.
- Nie proszę pana. To pan ma problem - powiedziała z naciskiem, uderzając w ostrzejsze tony. - Jeżeli ja dzisiaj nie dostanę tych danych, to wrócę tutaj z nakazem prokuratorskim, tak? I wtedy inaczej porozmawiamy.
Recepcjonista nie wyglądał na szczególnie przestraszonego tą możliwością.
- To niech pani wróci - stwierdził. - Do widzenia - Odwrócił się do niej plecami i znów usiadł przy komputerze, jasno dając do zrozumienia, że rozmowa skończona.
Sytuacja wyglądała na beznadziejną. Basia miała już odejść, ponuro myśląc, że będzie musiała przyznać się Markowi do niepowodzenia, narażając się na kpiny z jego strony, co zapewne skończy się tym, że zrobi mu awanturę i znów będą ze sobą rozmawiać przez Szczepana, kiedy nagle coś jej przyszło do głowy.
Nauczyła się już, że samą policyjną odznaką nie wszystko da się załatwić. Ludzie różnie reagowali na jej widok. Od rozmaitych odczuć, jak niepokój pomieszany z przestrachem, niechęcią i podejrzliwością na czele do ulgi, gdy dowiadywali się, że to nie o nich chodziło, tylko o udzielnie odpowiedzi na parę pytań o sąsiada albo o to, czy nie zauważyli czegoś podejrzanego. Ale byli też tacy jak recepcjonista, na których odznaka nie robiła żadnego wrażenia.
Oczywiście mogła spełnić swoją groźbę i wrócić z nakazem prokuratorskim. Ale zdawała sobie sprawę z tego, że nawet jeżeli wydębi go u Wiśniewskiej, to i tak niewiele z nim zdziała. Recepcjonista zasłoni się niepamięcią i za nic nie przyzna się w czyim towarzystwie widywał tę dziewczynę.
I przez głupi upór tego faceta ona miała się tak po prostu poddać? Wycofać się, zrezygnować? Nigdy!
Postanowiła spróbować innej taktyki.
- Proszę pana... - zaczęła potulnym, łamiącym się głosem.
- Mhm?
Poczekała, aż recepcjonista na nią spojrzy i zaczęła przedstawienie, od razu uderzając w rozpaczliwe, nastawione na wzbudzanie współczucia tony:
- Bo... widzi pan... - Spuściła oczy tak, jakby miała się rozpłakać. Wyszło chyba nieźle, bo recepcjonista aż wstał z krzesła i zbliżył się do kontuaru. - To jest mój pierwszy dzień w pracy. I... - Westchnęła. - Ja naprawdę muszę dostać te dane... Bo widzi pan, ja pracuję w Wydziale Zabójstw z takimi dwoma policjantami i jeżeli ja im nie przyniosę tych danych, to oni mnie wyrzucą z pracy. - Spojrzała na recepcjonistę z żałosnym wyrazem oczu - Proszę mnie zrozumieć... Mi jest naprawdę ciężko - powiedziała tak wzruszająco, że chyba tylko głaz pozostałby nieporuszony.
Recepcjonista głazem nie był, bo sięgnął po okulary.
Baśka uznała, że nie należy przerywać, bo dobrze jej idzie.
- Bo widzi pan, ja przyjechałam z Przemyśla, z małego miasteczka na południu Polski i... I jeżeli ja im dzisiaj tych danych nie przyniosę, to oni mnie wyrzucą z pracy.
Recepcjonista spojrzał na nią z lekkim rozbawieniem, najwyraźniej zainteresowany ciągiem dalszym.
- I oni się ze mnie nabijają i ja muszę się cały czas z nimi użerać i... - Głos zaczął się jej łamać. - I... oni wieszają się na mnie i... I oni są naprawdę straszni - dodała rozpaczliwie. Rozkręcała się coraz bardziej i tak się przejęła tą historią, że prawie sama zaczęła w nią wierzyć. Prawdę mówiąc, Adam i Marek na początku nie byli dla niej zbyt mili. Ale gdyby teraz usłyszeli, jaką laurkę im wystawia, to zupełnie słusznie mogliby mieć pewne obiekcje do kreowanego przez współpracowniczkę wizerunku. - A ja... ja mieszkam sama w domu i mam kota. I jak patrzę temu kotu w oczy to mi się płakać chce... I płaczę czasami - zakończyła żałośnie.
Zabrnęła tak daleko, że z repertuaru pozostało jej już chyba tylko szlochanie recepcjoniście w mankiet. Z przerażeniem zaczęła się zastanawiać, czy wyjdzie jej odpowiednio przekonująco.
Na szczęście nie okazało się to konieczne. Recepcjonista nie był typem mężczyzny, na którym błagania kobiety nie wywołują żadnego wrażenia.
- No, chyba trzeba jakoś pani pomóc - powiedział uprzejmie. - Może się spotkamy? Umówimy się na kawę? - zaproponował.
- Tak? - zapytała Basia cicho, tonem niezaradnej życiowo dziewoi.
- Umówi się pani ze mną na kawę?
Basia tylko kiwnęła głową. Miała nadzieję, że dostatecznie smutno.
- Tak? - ucieszył się recepcjonista. - No widzi pani - powiedział optymistycznie. - Tak trzeba było od razu. - Przyjrzał się wreszcie uważniej zdjęciu dziewczyny. - Ta facetka przychodzi tu z jednym takim. Zawsze ten sam. Wysoki, przystojny. Taki koło pięćdziesiątki, dobrze ubrany. Płaci zawsze kartą.
Basia, starannie kryjąc satysfakcję, szybko zaczęła notować.
- Chce pani zobaczyć jakiś rachunek?
Potwierdziła skinieniem głowy. Wolała się nie odzywać, bo nie była pewna, czy ten żałosny ton jeszcze jej wyjdzie. Na wszelki wypadek patrzyła na recepcjonistę z tym samym wyrazem swoich dużych oczu, który zawsze bez zarzutu działał na Marka, kiedy prosiła go o zrobienie spisu treści do akt. Widocznie teraz też podziałało, bo recepcjonista od razu znalazł rachunek. Spojrzała na podpis. Wilczyński. No proszę. Szef zamordowanej. I, jak jasno wynikało z tego, czego się dowiedziała, również jej kochanek.
Tym sposobem Basi udało się zdobyć wszystkie dane.
Ciekawe tylko co Marek powiedziałby o jej metodach gromadzenia informacji...

fikaton 2: dzień szósty, autor: pantera, fandom: kryminalni, fikaton 2

Previous post Next post
Up