fikaton 9, dzień drugi

Oct 02, 2010 23:12

Wczoraj wymyśliłam co chcę pisać, ale jak w 99% przypadków w mojej głowie ten pomysł nie był aż taki długi... Mówi się trudno. ;) Spędziłam wiele godzin pisząc, a następnie poprawiając to cholerstwo, ale przynajmniej jestem z niego mocno zadowolona. \o/ I naprawiam mam nadzieję kilka rzeczy, których kanon zaniedbał w 3 sezonie. ;)

Tytuł: Gorycz trucizny
Autor: pellamerethiel
Fandom: Merlin
Pairing: Merlin/Morgana
Uwagi: Spoilery do 3x02 Tears of Uther Pendragon part II i au do tegoż, a poza tym deathfik.
Ilość słów: 2850 (przepraszam i wychodzę XD)



Lecz ty jedna mnie poznasz niezłomnie,
Gdy, twe imię śpiewając w doliny,
Z raną w piersi, zmieniony ogromnie
Przyjdę jutro, choć nie znam godziny...

Gorycz trucizny

Dowiadujesz się o magii Morgany i twoja pierwsza myśl to: nie jestem sam.

Druga to: muszę jej pomóc.

Dlatego właśnie znajdujesz i ratujesz przed gniewem Uthera kogoś, kto wie, gdzie kryją się druidzi i z tego też powodu mówisz o tym wszystkim Morganie. Nie zapominasz, a celowo pomijasz jednak jeden ważny szczegół: to, że ty również posiadasz magię. Strach przed konsekwencjami, przed nieopatrzonym słowem czy też błyskawicznie rozchodzącą się plotką jest zbyt silny, by go zignorować - Gaius dobrze cię nauczył.

Żal ci Morgany, bo, tak jak powiedziałeś wcześniej Gaiusowi, ty masz jego, a ona nie ma nikogo, kto wskazałby jej drogę i wytłumaczył, że magia nie zawsze musi być zła. Nie potrafisz sobie wyobrazić, kim byłbyś bez mądrości swojego nauczyciela czy magicznej księgi, którą skrywasz w schowku pod swoim łóżkiem, ale bez wątpliwości kimś znacznie bardziej zagubionym. Dlatego też ignorujesz słowa smoka i z dobrego serca zdradzasz Morganie kryjówkę druidów i tłumaczysz sobie, że w ten sposób stajesz się jej przewodnikiem, który może od nowa nauczyć ją odróżniać dobro od zła. Wiesz, że nauki Uthera siedzą w niej głęboko, ale na pewno da się z nimi walczyć, inaczej Albion już dawno byłby stracony (myślisz o Arturze i jego rozumiesz, jak niebezpieczna jest magia, Merlinie, ale to walka na zupełnie inny dzień).

Morgana wyrusza na poszukiwanie druidów, a w Camelocie rozpętuje się prawdziwe piekło - smok miał rację, a ty znowu uczysz się, że każda akcja ma swoje konsekwencje, a odpryski tychże ranią najczęściej tych najbardziej niewinnych. Udaje ci się dotrzeć do Morgany na czas, ale twoja wiara w ludzi zostaje zachwiana, gdy księżniczka odmawia powrotu na zamek - i nieważne, że Uther każe wtedy stracić kilkadziesiąt osób, z których pewnie większość nigdy nawet nie widziała prawdziwego czarodzieja. Łamiesz się wreszcie i pomagasz druidom w ucieczce, chociaż Aglain ginie, a Mordred sam rozprawia się z przeciwnikami - już po walce spoglądasz w jego jasne, intensywnie niebieskie oczy i czujesz, że przechodzi cię dreszcz, chociaż sam nie wiesz dlaczego. Przeczuwasz (jesteś pewien), że los tego chłopca jeszcze nieraz splecie się z twoim i Artura, ale uparcie starasz się nie myśleć o słowach smoka i tym, co przepowiedział.

Nawet władający Starą Religią muszą się czasem mylić.

Morgana wraca do zamku i wszystko zdaje się być w porządku, z tym, że nie jest, ponieważ:

Morgana wie już o swojej mocy, poznała ludzi, których Uther skrzywdził i rozumie, że to właśnie oni są jej rodziną, a nie ten stary, oschły człowiek, o którym przez lata myślała jak o przybranym ojcu. Może i nie zdaje sobie do końca sprawy ze swojej własnej potęgi, ale i na to przyjdzie czas. Jej magia sprawia wrażenie dzikiej i nieokiełznanej, zupełnie innej od tej, którą władasz i zastanawiasz się czasem, jak się czuje ktoś, kto na codzień żyje z taką uśpioną potęgą, wyrywającą się czasem na wolność niczym zatrzaśnięte w potrzasku dzikie zwierzę (potrafisz to sobie wyobrazić - doświadczyłeś tej mocy w momencie, gdy niebo zasnuło się czarnymi chmurami, nagłą noc przecięły błyskawice, a ty zadałesz Nimue śmiertelny cios).

Uther jest jeszcze bardziej przeczulony na punkcie magii i nie spocznie, dopóki nie schwyta druidów, którzy, w jego mniemaniu, uprowadzili Morganę. Wiesz, że to twoja wina i czasem, gdy nie możesz zasnąć, myślisz, że może dla wszystkich byłoby lepiej, gdybyś nigdy nie przybył do Camelotu. Wtedy jednak przypominasz sobie o Arturze, słowach smoka i Albionie, który ma się dopiero narodzić, i wierzysz, chcesz wierzyć, że postąpiłeś słusznie.

Żałujesz tylko, że nie znajdujesz w sobie dość siły, by wyznać Morganie prawdę.

Z perspektywy czasu żałujesz jeszcze bardziej.

*

Przedzierasz się przez zamek wraz z Arturem, Morganą i śpiącym Utherem i kiedy widzisz kolejnych czarnych rycerzy, którzy się do was zbliżają, serce wali ci jak oszalałe, magia pulsuje we krwi, a w głowie dźwięczą ci słowa smoka: musisz zabić wiedźmę, musisz zabić wiedźmę. Jeszcze tego nie zrobiłeś, jeszcze nic nie zrobiłeś, ale buteleczka z cykutą tkwi już w twojej kieszeni i nawet się nie zastanawiasz - po prostu wiesz, że to zrobisz, mimo że już chce ci się płakać, a gardło ściska niewidzialna pętla.

Dla Artura, wszystko dla Artura.

Nie zrozumiałby, oczywiście, gdybyś powiedział mu, dlaczego jego przybrana siostra musi zginąć, nigdy nie uwierzyłby w jej zdradę czy przynajmniej rolę w tej całej sytuacji. Sam nie jesteś zresztą pewien czy Morgana to bardziej sprawczyni czy ofiara, ale tak naprawdę wcale nie potrzebujesz tej wiedzy, bo decyzja już zapadła. Masz nadzieję, że kiedyś, w przyszłości, gdy Artur nauczy się już, że magia może również chronić i leczyć, a nie tylko ranić i zabijać, będziesz mógł mu o tym opowiedzieć i że wtedy zrozumie.

Zrozumie i wybaczy.

Chciałbyś umieć sobie wybaczyć coś, czego jeszcze nie zrobiłeś, ale już wiesz, że to będzie jeden z najstraszniejszych wyborów, jakich kiedykolwiek dokonasz w całym swoim życiu.

Kiedy Morgana wypija truciznę, masz wrażenie, że to tobie blekot wypali zaraz wnętrzności, że to ty zaczniesz się dusić i odczuwać ten przeszywający ból w podbrzuszu. Wpatrujesz się w skórzany bukłak w momencie, gdy Morgana podnosi go do ust, ale odwracasz wzrok, kiedy dociera do niej, że ktoś, komu ufała, jako jednej z ostatnich osób w tym zamku, celowo ją otruł.

Morgana wyciąga do ciebie ręce, a później szarpie się z tobą, ale brakuje jej siły, by mówić, już prawie nie może oddychać. Chciałbyś ją uspokoić, dać jej ostatnie pocieszenie, więc przyciągasz ją ku sobie - usiłuje cię odepchnąć, ale wreszcie nadchodzi ten moment, gdy słabnie i traci przytomność, bezsilna w twoich objęciach. Sam masz wrażenie, że zaraz upadniesz, zaśniesz i nigdy więcej się nie obudzisz (może to nie byłoby takie złe), gdyż klątwa, którą rzucono na Camelot, ma wpływ także na ciebie.

Nie możesz mieć pewności co do tego, na ile Morgana jest świadoma tego, co zrobiła, ale w tym momencie wydaje ci się, że macie z Utherem coś wspólnego - zabijasz kogoś, kto może i w jakimś stopniu zawinił, ale bez wątpienia nie zasługuje na śmierć. Ta myśl jest ci wstrętna, oleista i gorzka jak trucizna (przez wiele dni nie pozbędziesz się jej smaku).

Morgause powstrzymuje swoich rycerzy i dalszy atak na Camelot żeby ratować swoją siostrę, a ich pokrewieństwo pozostaje wciąż tajemnicą dla wszystkich poza nią samą i, jak się później okaże, także Utherem i Gaiusem. Czarownica znika wraz z nieprzytomną Morganą w objęciach, a rycerze Camelotu w ciągu najbliższego roku przeczesują każdy skrawek królestwa w poszukiwaniu jakiegokolwiek śladu księżniczki.

Gaius tłumaczy ci, że tak naprawdę nie miałeś wyjścia i że z twoją wiedzą na temat tej sytuacji każdy rozsądny człowiek postąpiłby tak samo. Zdajesz sobie sprawę z tego, że kłamie, że są ludzie, którzy za żadne skarby nie otruliby Morgany. Jednak rozumiesz też, że niektórzy spośród nich mogliby zmienić zdanie, jeżeli stawką byłoby dalsze istnienie Camelotu, a także dynastia Pendragonów. Zastanawiasz się, co w takim wypadku zrobiłby Uther, ale przecież znasz odpowiedź na to pytanie.

Przez dwanaście miesięcy nie wiesz nawet, czy masz krew na rękach.

Później Morgana wraca.

*

Widzisz tak rzadkie szczęście w oczach Uthera i ulgę na twarzy Artura, ale gdy Morgana wzywa cię do swojej komnaty, przez chwilę myślisz tylko o sobie. Wszystko to, co zrobiłeś przed rokiem w imię ratowania królestwa i księcia, którego miałeś za zadanie chronić, zaraz może się na tobie zemścić, ale ty najbardziej na świecie boisz się spojrzeć Morganie w oczy (ostatni raz, kiedy to zrobiłeś, rozpaczliwie walczyła o oddech) i tego, co możesz tam dostrzec.

Morgana ci wybacza, a ty tak rozpaczliwie chcesz jej uwierzyć, że świadomie ignorujesz wszystko, co świadczy przeciwko niej. Przeczuwasz, że coś jest nie w porządku, ale to wielka ulga móc chociaż przez chwilę nie czuć tego strasznego ciężaru na swoich barkach. Świat od razu wydaje się barwniejszy i bardziej przyjazny, a codzienne zrzędzenie Artura nigdy nie było równie krzepiące (może tuż po tym, jak książę wyzdrowiał po ukąszeniu przez Bestię, ale z jakiegoś powodu nie lubisz wspominać tamtego okresu).

Wtedy król zaczyna chorować, a ty musisz przestać udawać, że nic złego się nie dzieje. Zastanawiające, że tak długo zabiera ci rozszyfrowanie tej zagadki, ale przecież znacznie łatwiej było zrzucić to na szaleństwo starzejącego się króla niż dopuścić do siebie tą straszną możliwość, że Morgana może mieć z tym coś wspólnego. W końcu jednak którejś nocy podążasz za nią i odkrywasz, że spotyka się z Morgause. Udaje ci się wrócić do zamku, ale jeszcze nie bardzo wiesz, co z tym odkryciem zrobić, więc mówisz o wszystkim Gaiusowi i razem ustalacie, że następnej nocy również będziesz ją śledził.

Wychodzisz z Camelotu uzbrojony w sztylet i kilka czarów, które sprawdziłeś wcześniej w swojej tajnej księdze; to nie tak, że wątpisz w swoją magię, raczej nie ufasz mocy Morgany - naprawdę nie sposób przewidzieć jak zareaguje, kiedy ją zaatakujesz. Uświadamiasz też sobie, że nie masz pewności ile zdążyła się nauczyć w przeciągu ostatniego roku. Już wcześniej była potężna, a pod opieką kogoś takiego jak Morgause mogła posiąść moce, o jakich tobie się nawet nie śniło (tak naprawdę w to nie wierzysz, ale wolisz być ostrożny).

Księżniczka ma na sobie swój ciemnofioletowy płaszcz i śmiałym siebie krokiem podąża przez las, a ty skradasz się za nią najciszej jak umiesz i myślisz, że gdyby Artur to zobaczył, to na pewno złamałoby mu to serce.

Jesteście już spory kawałek od zamku, kiedy Morgana odwraca się nagle, ściąga kaptur i stwierdza:

- Już dobrze, Merlinie, i tak wiem, że tutaj jesteś. - Wpierw zamierasz, w nadziei, że możesz jeszcze uratować sytuację, ale po kilku sekundach poddajesz się, wychodzisz spomiędzy krzaków i strzepujesz z kurtki kilka pojedynczych gałązek. Nie ma co więcej udawać, niech Morgana wie, że zdajesz sobie sprawę z tego, co zrobiła i z tego, co zamierza zrobić. - Merlinie, Merlinie - dodaje Morgana z pełnym politowania uśmiechem. - Naprawdę myślałeś, że nie zorientuję się, że za mną idziesz? Wczoraj też wiedziałam - mówi, a ty starasz się nie zrobić zbyt głupiej miny.

- W takim razie dlaczego…? - pytanie zamiera ci na ustach, a księżniczka (wiedźma, czarownica, wy ją taką uczyniliście) wpatruje się w ciebie z wyższością.

- Dlaczego niczego wtedy nie zrobiłam? Stwierdziłam, że to będzie interesujące, obserwować jaką bajeczkę przygotujesz dla Artura. Zresztą, w końcu i tak niczego mu nie powiedziałeś, prawda? Mądrze zrobiłeś, i tak by ci nie uwierzył - odpowiada.

- Zamierzałem to zrobić jutro - stwierdzasz zimno.

Morgana marszczy brwi.

Wciąż się uśmiecha, ale tym razem jest to uśmiech drapieżnika (to my ją taką uczyniliśmy, powtarzasz sobie, ale to nie pomaga, kiedy myślisz, że Artur może być w niebezpieczeństwie). Nie wiesz już, co powinieneś zrobić, przyszedłeś tutaj ze sztyletem i zaklęciami, którymi w razie potrzeby mógłbyś powalić gryfa, ale tak naprawdę Morgana też jest tutaj ofiarą - teraz rozumiesz to znacznie lepiej niż przed rokiem.

- Cóż, ale w tym momencie znajdujemy się tutaj - mówi Morgana chłodno, a następnie podchodzi do ciebie i wyciąga ręce, żeby pokazać, że niczego w nich nie ukrywa. Staje tak blisko, że czujesz słaby zapach ziół, to chyba rozmaryn, i ognia, zapamiętany przez materiał jej szat. Dotyka ręką twojej twarzy i masz wrażenie, jakby między twoją a jej skórą przeskoczyło coś w rodzaju iskry. Kładziesz dłoń na jej nadgarstku i przez chwilę stoicie tak w milczeniu, a ty czujesz buzującą w was obojgu moc; swoją, spokojniejszą i bardziej oswojoną, jej znacznie stabilniejszą niż przed rokiem, ale dalej nieprzewidywalną niczym sztorm zimą. - Razem moglibyśmy podbić świat, Merlinie - mówi ona, cicho, jakby prosząco. Ty ani drgniesz, tylko wpatrujesz się w jej zielone oczy i myślisz o tych wszystkich chwilach, w których chciałeś jej wyznać prawdę o swojej mocy, ale bałeś się albo Gaius ci tego zabronił.

Myślisz też o Arturze.

- Od jak dawna wiesz? - pytasz.

Morgana przez chwilę milczy, zanim odpowie:

- Morgause wyczuła cię wtedy, w zamku, i wreszcie wspólnie dodałyśmy dwa do dwóch. Naprawdę nie wiem jak mogłam to wcześniej przegapić. - Śmieje się sama do siebie, wciąż nie spuszczając z ciebie wzroku. - Czarodziej. I to tuż pod nosem Uthera, nieustannie u boku jego syna. Muszę przyznać, że naprawdę ci to wyszło - dodaje nieco głośniej.

Kręcisz głową.

Nie o to w tym wszystkim chodzi.

- Jego syn ma na imię Artur. Pamiętasz jeszcze? Twój przyrodni brat? - pytasz ostro, a za tą złością kryje się determinacja, żeby przypomnieć Morganie o każdej dobrej rzeczy, która spotkała ją w murach Camelotu i o każdym człowieku, który zawsze życzył jej dobrze. - A Gwen? Pamiętasz jeszcze Gwen? - dodaje. - Czy wiesz, że przez cały rok, kiedy ciebie nie było, wciąż dbała o twój pokój, sprzątała go i pilnowała, by w wazonie stały zawsze świeże kwiaty?

Morgana uparcie milczy, a kiedy się odsuwa, wydaje ci się, że czujesz zapach burzy.

- Morgause obiecała, że weźmie Artura do niewoli. Gwen nic się nie stanie, w czasie bitwy mało kto zwraca uwagi na służbę - odpowiada w końcu, ale w jej głosie słychać nagle wahanie, którego tam wcześniej nie było.

- Naprawdę w to wierzysz? Chcesz mi powiedzieć, że szczerze uważasz, że Artur pozwoli wziąć się do niewoli, a Gwen nie będzie czynnie uczestniczyła w obronie swojego zamku? Myślisz też, że Morgause zamierza przejmować się Arturem? Dla niej przecież lepiej, jeżeli dosięgnie go przypadkowa strzała i żaden Pendragon nie będzie mógł wzniecić buntu i szukać zemsty. Nie możesz być aż tak naiwna, Morgano. Czemu nie widzisz, że ona cię wykorzystuje? - Kujesz żelazo póki gorące, ale nagle ona przestaje się wahać i z jakiegoś powodu spogląda na ciebie tak, jakbyś natrafił na czuły punkt.

- Nie jestem naiwna - mówi, ale w jej głosie wyczuwasz przesyconą wilgotnym zapachem burzy złość. - Wierzę Morgause. Jest moją siostrą, nie okłamałaby mnie - oznajmia z wysoko podniesioną głową, a ty marszczysz brwi, to kolejna rzecz, której nie przewidziałeś.

- Morgano, Artur przez tyle lat był twoim bratem i chociaż może czasem nie potrafił tego okazać, to naprawdę bardzo cię kocha. Jeszcze masz czas, zrezygnuj! Jeżeli nie ze względu na tych wszystkich niewinnych ludzi w mieście, to przynajmniej ze względu na niego i swoją przyjaźń z Gwen - prosisz, już naprawdę zdesperowany. Tak bardzo nie chcesz, żeby doszło do tego, do czego najwyraźniej wszystko zmierza.

W twarzy księżniczki coś się zmienia, ale nie jesteś w stanie określić co to takiego.

- Ja nie mam przyjaciół - odpowiada zimnym, wystudiowanym tonem.

- Ależ masz - mówisz i, usiłując ratować sytuację, tym razem ty zbliżasz się do niej i dotykasz jej twarzy, a następnie całujesz ją, najpierw delikatnie, a później bardziej stanowczo. Tym razem udało ci się ją zaskoczyć, wyczuwasz, że nagle sztywnieje, ale później odpowiada na twój pocałunek i przyciąga cię ku sobie. Myślisz już, że wiesz, co powinieneś zrobić i jak to rozegrać, ale tak naprawdę niczego nie rozumiesz, więc gładzisz włosy wiedźmy i zastanawiasz się gorączkowo nad następnym krokiem, a wtedy jest już za późno.

Przynajmniej aż do momentu, w którym twój własny sztylet znajduje się nagle w rękach Morgany i przebija twój bok tak gładko, jakby miał do czynienia z płótnem. Koszula, którą masz na sobie, momentalnie nasiąka krwią, a ty z zaskoczeniem spoglądasz na ranę i dotykasz jej, tak, jakbyś wciąż nie mógł uwierzyć w jej istnienie. Jesteś w szoku, więc nie czujesz bólu, ale wiesz, że to nie potrwa długo - chyba, że oczywiście wcześniej się wykrwawisz.

- Gdybyś nie wziął ze sobą tego sztyletu, nie musiałabym tego robić - mówi smutno Morgana i odsuwa się od ciebie szybko. - Mogło obejść się bez przelewu krwi, ale to ty poszedłeś za mną w złych zamiarach, więc nie miałam wyjścia - dodaje, jakby chcąc się usprawiedliwić. - Żegnaj, Merlinie - stwierdza na koniec, a później odwraca się i znika między drzewami.

Upadasz na suche, szeleszczące liście, które momentalnie zabarwiają się krwią i zamykasz oczy, a następnie robisz kilka rzeczy równocześnie: wzywasz smoka, rzucasz zaklęcia leczące, wszystkie, jakie przychodzą ci do głowy, i wreszcie wyrzucasz sobie głupotę, jaką było rozmawianie z Morganą i dawanie jej szansy, a już na pewno branie ze sobą tego nieszczęsnego sztyletu.

Myślisz też o Arturze.

Później zapadasz w czerń.

*

Jesteś na murach Camelotu i walczysz u boku Artura, a kiedy ten nie widzi, chronisz go przed kolejnym ciosem, zabłąkaną strzałą i kawałkiem muru, strąconym przez wrogą katapultę. Rozpiera cię energia, a magia w tobie śpiewa, współpracując, żeby chronić przyszłego władcę Albionu.

Gdzieś daleko od zamku słychać ryk smoka.

*

Jesteś w kryptach, skąd Morgana kieruje szkieletami i wskazuje im, co zrobić, żeby powalić Camelot na kolana. Zastanawiasz się, w jaki sposób mogłeś myśleć o niej jako o kruchej, bezbronnej dziewczynie, podczas, gdy ona w ciągu roku została potężną wiedźmą, zdolną do niszczenia zamków i obalania królów. W ręce ma miecz, a na sobie kolczugę, a kiedy walczycie, używacie czarów, tak, że podziemia Camelotu aż wibrują od nagromadzonej w nich magii.

W końcu sufit nad wami pęka i spada na was tak, że tylko refleks i szybkie wyczarowanie niewidzialnej tarczy chroni cię przed pewną śmiercią.

Morgana nie ma tyle szczęścia.

*

Albo ty nie masz tyle szczęścia.

Wszystko to kwestia perspektywy.

*

- To twoje przeznaczenie, zostać najwspanialszym królem, jaki kiedykolwiek zasiadał na tronie Camelotu. Historia zapamięta tę dzisiejszą bitwę i będzie pamiętać ją po wsze czasy - mówisz ze wzruszeniem, a Artur spogląda na ciebie dziwnie, jakby nie bardzo wiedział, jak to skomentować, a to zdarza się naprawdę rzadko.

- Wiesz, Merlinie, czasem nawet tobie zdarza się powiedzieć coś mądrego - odpowiada w końcu, a ty uśmiechasz się tylko i myślisz, że tych rzadkich chwil triumfu i prawdziwego szczęścia nikt ci nigdy nie zabierze.

*

Widzisz, jak książę upada.

Twój własny krzyk dociera do ciebie z opóźnieniem.

To jednak materiał na zupełnie inną historię.

*

Jesteś wciąż w lesie i umierasz.

To także kwestia perspektywy.

fikaton 9: dzień drugi, autor: pellamerethiel, fikaton 9, fandom: merlin

Previous post Next post
Up