Autor:
mlekopijcaFandom: Merlin UK (wtf?)
Tytuł: Sir Leon i Hologramy Dla legendy
Słów: 845
Spojlery: do trzeciego sezonu.
A/N: Dla legendy to tytuł innego wiersza Leśmiana, z którego pisałam pracę. Moje studia mnie zbaczają, sorry. Bohaterowie są mądrzejsi niż w kanonie, więc to zapewne AU. Łopatologia. I klaskanie. Dziękuję
idrilka. Moje interpunkcja-fu poszło się... tego, chabrem porosło i wrzosem.
Dla legendy
Rozmawiają.
Przypuszcza, że niektórzy podejrzewają ich o romans, ale nikt nie powie tego na głos. Gwen jest tylko służką, ale służką ukochanej podopiecznej króla, on dowódcą straży i to wystarczy, by niektórzy ludzie zdecydowali się, że rozsądniej jest trzymać język za zębami.
Gwen jest zresztą zakochana w Arturze. To jedna z tych rzeczy, które Leon wie, bo na tym właśnie polega jego praca, wiedzieć jak najwięcej, by dobrze strzec zamku. On sam nie myśli o ustatkowaniu się, nie w tych czasach, gdy zagrożenie przychodzi nie tylko z lasów i wrzosowisk, ale i samego Camelotu.
Więc spotykają się czasem i rozmawiają. Gwen wie więcej, niż niejedna osoba w Camelocie, bo potrafi słuchać i potrafi patrzeć, a ludzie mają zły nawyk ignorowania tych, którzy im służą.
Czasami ma wrażenie, że są jedynymi spostrzegawczymi osobami w tym zamku i nie jest to myśl, która przystoi rycerzowi, za takie coś trafia się do celi, król skazywał za mniej. Niektórych rzeczy lepiej nie wypowiadać na głos, osobiste zdanie nie ma tu znaczenia, więc Leon milczy. Być może zresztą się myli i wszyscy inni po prostu wybierają ignorancję.
Czasem Gwen, ta Gwen, która nigdy się nie skarży, opowiada o humorach Morgany i nawet wtedy próbuje brzmieć, jakby nic się nie stało, jakby Morgana, która wróciła, nie była zupełnie inną osobą.
- Czasem myślę, że już jej nie znam - mówi Gwen i Leon przytakuje, a potem Gwen nagle zmienia temat na jedną z tych niewiele znaczących drobnostek i Leon nie naciska.
- Pod Wschodzącym Słońcem była wczoraj burda - opowiada, wspominając o pijanych ludziach, krzykach i latających krzesłach.
- Mężczyźni - powie Gwen, kręcąc głową, ale nie ukrywa uśmiechu, który gości w kącikach jej ust.
- Merlin znów wpadł w tarapaty - wspomni innym razem i to wszystko, co musi mówić, a Leon nie może powstrzymać dreszczu niepokoju, który przechodzi mu po plecach.
Oboje wiedzą o Merlinie.
To nic trudnego, bo Merlin nie jest najlepszy w ukrywaniu swoich zdolności, zbyt wiele dziwnych rzeczy dzieje się wokół niego, zbyt dużo zbiegów okoliczności.
Gwen wie i czasami mu pomaga, bo wierzy, że Merlin na swój sposób kocha Artura i nie pozwoliłby go skrzywdzić. W tym ostatnim stwierdzeniu jest może ziarno prawdy - trzeba wielkiej cierpliwości lub wielkiego oddania, by znosić humory księcia. Trudne charaktery są najwyraźniej cechą dziedziczną wysoko urodzonych ludzi.
Leon wie i nic nie robi, tylko obserwuje, choć powinien już dawno donieść o tym królowi i potem patrzeć, jak chłopak płonie. Wie, że to jego obowiązek, a jednak milczy, bo widział, jak Merlin okiełznał smoka. Wie, że zawdzięcza mu życie i milczeniem spłaca swój dług.
Ma cichą nadzieję, że Gwen się nie myli, bo jeśli Merlin nie jest ich przeciwnikiem, w takim razie jest szaleńcem. Trzeba być szalonym, by będąc magiem, wciąż tkwić w zamku, w którym król skazałby go bez mrugnięcia okiem. Ma nadzieję, że jest ich sprzymierzeńcem, bo Sir Leon nie potrafi walczyć z magią. Zna się na ludziach i orężu, nie na rzeczach, których nie rozumie.
Jego matka opowiadała mu kiedyś o czasach, gdy magia nie była wroga, ale już wtedy brzmiało to jak legendy. Wojna Uthera trwa mniej niż dwie dekady, ale najwyraźniej czasem jeden człowiek z odpowiednia siłą woli wystarczy, by zmienić porządek świata.
Leon milczy i jeśli sekret Merlina kiedyś wyjdzie na jaw, będzie milczał również, bo w służbie króla nie ma miejsca na osobiste uczucia. Czasami w tym zamku bezpieczniej jest milczeć i klaskać w odpowiednich momentach. Widział, co spotykało tych, którzy nie zgadzali się z królem. Widział, jak Uther skazuje nawet najwierniejszych mu ludzi, król opętany żądzą zemsty, niekończąca się krucjata.
To nie jest myśl, którą kiedykolwiek podzieli się z Gwen.
- Będzie inaczej - wierzy Gwen, to mistyczne kiedyś, lepsze czasy, które nadejdą.
Artur, mówi czasem Gwen, będzie największym królem o jakim słyszał świat i Leon przytakuje, ale się nie zgadza. Na razie Artur jest zbyt arogancki (myśl, która nie przystoi rycerzowi), by być dobrym królem, za długa droga przed nim. Być może kiedyś, bo najwyraźniej jeden człowiek czasem wystarczy, ale sir Leon jest przekonany, że nie dożyje tego dnia.
W legendach nie ma miejsca dla ludzi takich jak on, wykonujących swoje obowiązki najlepiej, jak tylko się da. W legendach jednak może się znaleźć miejsce dla Gwen, służki, która pokochała księcia. Oczywiście wymażą jej pochodzenie, królowa z ludu samą swoją osobą zabija ideę władzy.
Gwen będzie dobrą królową, myśli, ale nie mówi tego na głos, bo Gwen i tak nie uwierzy i on sam nie wierzy, bo Artur poślubi kiedyś kobietę równą mu pochodzeniem, której Gwen będzie służyć, tak jak teraz usługuje Morganie. Być może poślubi i samą Morganę.
Chciałby wierzyć, że któregoś dnia Artur będzie wielkim królem, z grupą wiernych rycerzy u swojego boku, rycerzy, których będzie znał z imienia i których imiona przejdą do legendy.
Na razie Leon zna imiona i rodziny wszystkich swoich ludzi. Przynosi żonom i córkom złe wiadomości, szkoli synów na nowych rycerzy.
- Naucz mnie walczyć - prosi raz Gwen i Leon wie, że Morgana uczyła ją kiedyś podstaw. Chce powiedzieć nie, ale potem myśli, że legendarny król będzie potrzebował równie legendarnej żony, więc kiwa głową na znak zgody i unosi w górę kubek, toast.
- Dla legendy, Ginewro - powie.