(no subject)

Mar 14, 2010 18:21

W zasadzie od ponad roku nie piszę fanfików. Nie, nie. Ale skoro już się... hmm... przytrafiło, to pomyślałam, że wartałoby gdzieś to opublikować. A nóż widelec komuś się przyda?

Zgłaszam, że nie mam taga. Publikuję tu po raz pierwszy (i pewnie ostatni, bo ja przecież nie piszę fanfików, prawdaaa? Ekhm.)

Autor: elizjum (Hekate)
Tytuł: Nocna ballada o cieniach na ścianie
Fandom: Primeval
Spoilery: rzecz dzieje się po pierwszym odcinku II sezonu
Ilość słów: 4806
Bohaterowie: Nick Cutter i Stephen Hart
Uwagi dodatkowe: alkoholiczne studium przyjaźni

Dopiero za trzecim razem trafił kluczem w dziurkę i zdołał otworzyć drzwi do własnego mieszkania. Uświadomił sobie wtedy, że drżą mu ręce, a w dodatku ledwo trzyma się na nogach - wcześniej nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo jest zmęczony, nie miał zresztą czasu na analizowanie własnego samopoczucia. Dinozaury w hipermarkecie skutecznie odwracały uwagę od innych problemów.

Nick wiedział, że świetnie działa w sytuacjach stresowych, adrenalina buzowała mu wtedy w żyłach i robił dokładnie to, co trzeba - był we właściwym miejscu i czasie. Natomiast gdy wszystko się kończyło, gdy milkł nieustanny szmer rozmów i huk wystrzałów, a potwory wracały do właściwych okresów geologicznych, nagle dopadała go pustka. Jak duch chodził wtedy po domu pełnym książek, nie mogąc zabrać się za żadną sensowną pracę, albo w ubraniu przysypiał na kanapie, nie zadając sobie trudu ściągnięcia butów. Potem budził się w środku nocy - nie z powodu koszmarnych snów czy choroby, ale tak po prostu, banalnie, całkowicie bez przyczyny - i przeglądał stare fotografie, zapijając smutek kiepskim koniakiem. Naukowa pasja, która kiedyś rozgrzewała go od środka i sprawiała, że chciało mu się żyć, całkowicie wygasła. Był teraz bardziej najemnikiem, niż paleontologiem. Wchodząc do przedpokoju i zapalając światło, pomyślał, że to bardzo niedobrze, i że jeżeli wkrótce nie zwalczy kryzysu, zmieni się w żałosnego popaprańca, uzależnionego od ratowania świata przed zagładą. Helen użyłaby pewnie dosadniejszych słów na określenie jego aktualnego stanu psychicznego albo zbiłaby wszystkie argumenty ironią, ale była daleko i nie obchodziły jej problemy egzystencjalne byłego męża. Równie niewiele interesowała ją zresztą cała ludzkość.

Był tak zamyślony, że nie wyczuł w powietrzu zapachu alkoholu, nie zauważył też, że w salonie - a raczej czymś, co w odległej przeszłości pełniło funkcję salonu, a teraz przypominało zwykłą graciarnię - pali się mała lampka. Dopiero, gdy zderzył się ze stołem, strącając butelkę wódki, która - dałby głowę! - wcześniej na nim nie stała, zorientował się, że w pokoju znajduje się ktoś jeszcze. Ktoś, kto w ostatniej chwili złapał flaszkę, ratując ją przed rozbiciem. Ktoś, kto od wielu lat miał klucze do jego mieszkania i nigdy wcześniej tego faktu nie wykorzystał.
- Muszę w końcu zmienić zamki - mruknął Nick. Ściągnął kurtkę i rzucił ją na krzesło, a potem ciężko opadł na kanapę. - Rozgość się - dodał z przekąsem, a Stephen uśmiechnął się nieznacznie i rozlał wódkę do wcześniej przygotowanych szklanek. Musiał tu siedzieć od dłuższego czasu. Obok niego, na stole leżała sterta książek; jedną z nich przeglądał tuż przed przyjściem Cuttera, bo nadal leżała otwarta, przewieszona przez oparcie fotela.

Nick, wbrew pozorom, nie miał dobrej pamięci do twarzy - ani do sytuacji, w jakich poznawał nowych ludzi - zapamiętywał tylko te osoby, które w jakiś sposób zwróciły jego uwagę. Moment, w którym uświadomił sobie istnienie Stephena Harta, jednego z seminarzystów swojej żony, pamiętał jednak doskonale, ze wszystkimi detalami. Urzędowali wtedy z Helen w jednej kanciapie, szumnie nazywanej gabinetem naukowym, i strasznie się przez to kłócili, bo żadne z nich nie lubiło dzielić się swoją przestrzenią życiową. Szczególnie tą uniwersytecką. Gdy Nick marzył o spokoju, Helen spraszała do pokoju współpracowników, żeby omówić nowe projekty, a gdy Cutter chciał porozmawiać ze studentami o pracach zaliczeniowych, jego żona pisała właśnie arcyważny artykuł i domagała się absolutnej ciszy. Tego dnia, gdy Stephen po raz pierwszy przekroczył próg gabinetu, Nick ślęczał nad wyjątkowo skomplikowanym zagadnieniem i usiłował się skupić. Niestety, wszystko go rozpraszało i w końcu, zirytowany do granic możliwości, odłożył książkę i sięgnął po kubek z całkowicie już zimną kawą. Z korytarza dobiegł go głos Helen. Skończyła zajęcia i wracała do pokoju, rozprawiając o czymś z ożywieniem. Wreszcie trzasnęły drzwi i wpadła do środka, z rozmachem rzucając stertę teczek na swoje biurko.
- O, jeszcze tu jesteś? - zdziwiła się na widok Nicka, a potem, nie czekając na odpowiedź, zwróciła się do kogoś, kto stał na korytarzu: - No co, Stephen, czekasz na oficjalne zaproszenie?
Chłopak, który po chwili wszedł do środka, nie wyglądał na przestraszonego. Rozglądał się tylko dookoła, jakby chciał dokładnie rozeznać się w sytuacji, żeby nie popełnić jakiegoś błędu. Powiedział Cutterowi „dzień dobry”, ale profesor nie raczył odpowiedzieć, skinął jedynie głową i udał, że wraca do lektury, chociaż tak naprawdę nie rozumiał z niej ani słowa. Miał dosyć pracy jak na jeden dzień. Szare komórki odmawiały mu posłuszeństwa.
Popijał więc kawę i z nudów słuchał, o czym Helen rozmawia ze studentem, którego pewnie też kiedyś uczył, chociaż nie mógł sobie przypomnieć żadnych konkretów. Miał jedynie świadomość, że gdzieś już tego człowieka wcześniej widział. Pewnie na korytarzu lub na wykładzie. Albo gdziekolwiek indziej na terenie kampusu. Facet w zasadzie niczym specjalnym się nie wyróżniał, takich jak on studiowało tutaj bardzo wielu, ale Nick naprawdę nie miał nic innego do roboty, więc bawił się w domorosłego psychoanalityka. Przede wszystkim zwrócił uwagę na to, że Hart, jeżeli decydował się coś powiedzieć, bardzo precyzyjnie wyrażał swoje myśli. To było niezwykłe. Studenci zwykle gadali wszystko, co im ślina na język przyniosła, wikłając się w takie absurdy semantyczne, że człowieka chwytał pusty śmiech, natomiast Stephen Hart starannie ważył każde słowo. Nie dawał się podpuścić Helen, która ewidentnie usiłowała zapędzić go w kozi róg, wytrącając z rąk kolejne argumenty.

Nick zdecydował, że nie będzie się włączał do dyskusji, bo to nie jego biznes, czy student ostatecznie zaliczy ćwiczenia, czy polegnie z kretesem, ale, wbrew sobie, jako słuchacz wciągał się coraz bardziej i żałował, że nie ma pod ręką zgrzewki piwa. Obstawiał, że jego żona wygra tę bitwę, w końcu zawsze wygrywała, co nie przeszkadzało mu po cichu kibicować z góry przegranemu Stephenowi. Chłopak był zabawny z tą swoją poważną miną i oszczędnymi ruchami; z wiarą w to, że rozmowa z Helen jest czymś więcej, niż zwykłą, słowną potyczką. Właściwie już sam fakt, że zdecydował się przyjść do gabinetu, wiele o nim mówił. Studenci zwykle unikali sam na sam z profesor Cutter, oczywiście o ile mieli jakikolwiek wybór, bo krążyły o niej prawdziwe legendy, jedna bardziej drastyczna od drugiej. Prawdę mówiąc, Helen niespecjalnie przejmowała się tym, co o niej opowiadano. Zresztą na wykładach i ćwiczeniach zawsze miała komplet - jedni chcieli sprawdzić, ile prawdy tkwi w plotkach, inni dawali się opętać wciągającej, barwnej narracji, a jeszcze inni po prostu lubili wyzwania. Nick nie wiedział, do której grupy należy Stephen Hart, ale podejrzewał, że do wszystkich trzech jednocześnie.
- Ciekawe, panie Hart, bardzo ciekawe, ale to nie wystarczy - podsumowała Helen. Z właściwą sobie swobodą siedziała na skraju biurka i obierała kolejne jabłko, w ogóle nie patrząc na Stephena. Przez twarz chłopaka po raz pierwszy przemknął cień irytacji. - Niech pan napisze to raz jeszcze, tym razem na temat. I niech się pan przyłoży, dobrze panu radzę, bo u mnie nikt nie dostaje zaliczeń za piękne oczy… Rozumiemy się?
Stephen przytaknął i poprawił pasek torby, którą miał przewieszoną przez ramię. Nicka zdziwiło, że nie usiłuje się kłócić, walczyć o swoje - w końcu zasłużył na to cholerne zaliczenie i dobrze o tym wiedział! - ale widać nieźle zdążył poznać swoją promotorkę i doszedł do słusznego wniosku, że dalsze przepychanki nie miałyby sensu. Gdy Helen coś sobie postanowiła, nic nie było w stanie przekonać jej do zmiany zdania. Miała przy tym tak ogromną wiedzę, że, jeżeli tylko chciała, mogła oblać każdego studenta, nawet, jeśli przygotował się do egzaminu jak najstaranniej - nie da się ukryć, że wykorzystywała tę swoją przewagę z wielkim upodobaniem. Walka z profesor Cutter niebezpiecznie przypominała walkę z wiatrakami. Im bardziej ktoś szarżował, kłócił się i przekonywał, tym większe było prawdopodobieństwo, że skończy w jakiejś zapadłej dziurze, bez nadziei na dyplom i w miarę przyzwoitą przyszłość.
- W takim razie zgłoszę się za dwa tygodnie - odparł spokojnie Hart, chociaż w głębi duszy musiał życzyć promotorce jak najgorzej. Helen rzuciła mu przelotne spojrzenie - pewnie chciała sprawdzić, w jakim stanie jej ofiara opuszcza pole bitwy - a potem, niezadowolona z efektów, skinęła głową.
- Doskonale - mruknęła. - Do zobaczenia, Stephen.
Gdy drzwi zamknęły się z cichym trzaskiem i zostali w gabinecie tylko we dwoje, Nick nie wytrzymał i parsknął śmiechem.
- Ale z ciebie zołza - powiedział w końcu. - Prawdziwa modliszka. Co ci ten biedny chłopaczek zrobił, że tak się nad nim znęcasz? Przecież odpowiadał całkiem do rzeczy. Właściwie to dobry był, skubaniec. Miałem ochotę pogratulować mu odwagi.
Helen uśmiechnęła się pod nosem i rzuciła w męża jabłkiem. Nie złapał go, więc wylądowało na ziemi gdzieś w pobliżu okna, obok kartonów z dokumentami.
- Pewnie, że mówił z sensem, a co myślałeś? Że przyjęłabym na seminarium skończonego idiotę? To naprawdę niegłupi dzieciak. I dlatego systematycznie go dręczę, żeby się przypadkiem nie domyślił, jaki jest dobry.
- Wiesz, Helen, twoja logika czasami mnie przeraża. - Nick, rozbawiony, pokręcił głową. - Jak tak dalej pójdzie, to wylądujesz w końcu w rzece z kamieniem przywiązanym do nogi. Ktoś nie wytrzyma i w końcu cię sprzątnie.
- Byłbyś wtedy zadowolony, co? - przekrzywiła głowę, jakby chciała mu się przyjrzeć pod innym kątem. - Parszywy drań.
Nick w odpowiedzi popukał się tylko w czoło. Helen siedziała jeszcze przez chwilę na biurku, machając nogami jak mała dziewczynka, a potem zeskoczyła, chwyciła notatki i ruszyła w kierunku drzwi. W ostatniej chwili zawróciła jeszcze po jabłko - była od tych owoców absolutnie uzależniona i jadała je w każdej sytuacji, w doprawdy zatrważających ilościach.
- Idę na wykład - oświadczyła. - Zobaczymy się w domu. I zaprawdę powiadam ci, kiepsko z tobą będzie, jak nie zastanę po powrocie butelki wina i gorącej kąpieli. Przekonasz się wtedy na własnej skórze, co czują moi biedni studenci.
- Już umieram ze strachu - odpowiedział z lekką ironią, a ona posłała mu całusa i zniknęła, pozostawiając po sobie wszechobecne obierki i zapach ulubionych, opiumowych perfum.

Ciekawe, czy już wtedy ze sobą sypiali? Ona i Stephen Hart…?
Chyba jeszcze nie. A przynajmniej Nick Cutter bardzo chciałby w to wierzyć.

Na początku pili w milczeniu i Nick musiał przyznać, że nigdy z nikim nie milczało mu się tak dobrze, jak ze Stephenem. Bez wyrzutów sumienia, bez skrępowania, bez jakiegokolwiek przymusu. Po prostu siedzieli, od czasu do czasu dolewali sobie alkoholu, przeglądali książki i patrzyli w przestrzeń, unikając jednak swojego wzroku - sprawa z Helen, chociaż niby wyjaśniona, niby zakończona raz na zawsze, nadal między nimi tkwiła niczym niewidoczna ściana. I będzie tkwiła zawsze, z czego obaj zdawali sobie sprawę. O takich rzeczach nie da się po prostu zapomnieć.
Nick zdziwił się, że wiadomość o romansie żony, którą przecież oficjalnie pochował osiem lat temu, i przyjaciela, który stał się nim dopiero po zaginięciu Helen, tak bardzo go zabolała. Przecież to było tak dawno. W zupełnie innej rzeczywistości, tej bez anomalii, bez dinozaurów biegających ulicami, bez Lestera i jego Ośrodka. A jednak bolało, cholernie bolało, bardziej nawet niż utrata Claudii Brown, i właściwie powinien się z tego powodu cieszyć, bo przecież od dawna był głuchy na normalne, ludzkie emocje. W zasadzie przypominał żywego trupa! I nagle, zupełnie niespodziewanie, okazało się, że żywy trup potrafi upić się rozpaczy, zdemolować pub a nawet dać w zęby barmanowi, usiłującemu wyprowadzić go z lokalu. Teraz był już tylko zmęczony. Doszczętnie wypompowany. Jakby ktoś rozjechał go walcem i zostawił na pastwę pterodaktyli. A jednak, mimo chwilowej znieczulicy, nie mógł pogodzić się z myślą, że przed laty został oszukany, a teraz los bezlitośnie z niego zakpił, otwierając, wydawało by się, dawno zasklepione, skaleczenia. I nie chodziło nawet o to, że Helen przespała się kiedyś ze swoim studentem, mieli wtedy poważny małżeński kryzys i on sam też nie pozostawał bez winy. Chodziło raczej o to, że tym studentem był Stephen Hart. Akurat Stephen Hart. Jedyny człowiek, którego Nick mógłby - choć, nie wiedzieć czemu, nigdy tego nie zrobił - nazwać swoim przyjacielem.
- Ciągle o tym myślisz, prawda? - Głos Stephena zabrzmiał trochę nierealnie, jakby dobiegał z drugiej strony anomalii. - Nie daje ci to spokoju.
- Po co wtedy do mnie przyszedłeś? - odpowiedział pytaniem. - Wtedy, po pogrzebie? Dlaczego, do diabła, wybrałeś akurat mnie? Na pewno znalazłby lepszą pracę. Helen mówiła… - zawahał się i umilkł na chwilę. - Przecież to była czysta perwersja, sam przyznaj. I masochizm. Nie mogę tego zrozumieć, Stephen. Po prostu nie jestem w stanie.
Stephen spojrzał na niego po raz pierwszy od dłuższego czasu. Odłożył szklankę. Przez moment patrzył w sufit, jakby usiłował wyczytać z niego jakąś podpowiedź, ale w niczym to nie pomogło - żadne podpowiedzi nie istniały. Przetarł więc oczy i pokręcił głową.
- Nie mam pojęcia. Nazwij to jak chcesz. Na początku chciałem wyjechać, ale nie dałem rady. Potem spotkałem cię na cmentarzu i pomyślałem, że to idiotyczny pomysł, ale… sam nie wiem. Pewne rzeczy po prostu się dzieją.

Nick miał ochotę się roześmiać, bo to zwykle on wygłaszał teorie na temat przypadkowości wszelkich zdarzeń, ale nie zrobił tego, bo przypomniało mu się coś jeszcze. Dzień pogrzebu. Długo zwlekał z tą decyzję, w końcu musiał jednak przyznać, że jego żona najprawdopodobniej nie żyje i lepiej będzie, jeżeli wszyscy przyjmą ten fakt do wiadomości. „Nie możesz się tak zadręczać, to nie ma sensu”, poradziła mu młodsza siostra Helen, jej jedyna żyjąca krewna, „Taki stan zawieszenia jest straszny, powinniśmy wreszcie zorganizować pogrzeb, stypę… wszystko jak trzeba. Ona nie chciałaby, żebyś zachowywał się jak duch pokutujący! Dostałbyś porządny opieprz, gdyby cię zobaczyła w takim stanie!”

Wplątał palce we włosy i tym razem nie wytrzymał, uśmiechnął się ironicznie, bardzo gorzko. Helen miałaby niezły ubaw, gdyby tego ciepłego, kwietniowego poranka opuściła na chwilę kredę czy jurę i pojawiła się na na cmentarzu - na własnym pogrzebie. To był naprawdę udany pogrzeb. Klasyczny, nieco kiczowaty, do bólu oficjalny, taki, który podobał się oficjelom i podstarzałym ciotkom, natomiast jej samej, Helen Cutter, gdyby miała w nim uczestniczyć w charakterze gościa, wydałby się wyjątkowo udaną satyrą na mieszczańską fanfaronadę. Zupełnie do niej nie pasował. Nick bardzo się starał, żeby pogrzeb nie miał nic wspólnego z kobietą, którą kochał - żeby był możliwie najbardziej bezosobowy - i, bez wątpliwości, udało mi się zrealizować ten cel, ku zadowoleniu większości obecnych. Nie było ani łzawych przemów, ani anegdotek z przeszłości, ani pokazów zdjęć. Czysty, bezduszny profesjonalizm.

Gdy uroczystości się skończyły i ostatni goście rozjechali się po stypie do domów, Nick wrócił na cmentarz i długo siedział przy grobie, nie mogąc wykrzesać z siebie ani odrobiny emocji; łzy nie chciały popłynąć. Miał wrażenie, że wszystko dzieje się poza nim, tuż obok, a on jest tylko biernym obserwatorem cudzej tragedii. Nie musiał się nawet otumaniać lekami, natura sama przyszła mu z pomocą, wprowadzając go w stan otępienia, graniczący z katatonią.
W pewnym momencie usłyszał chrzęst żwiru - były nim wyłożone wszystkie, cmentarne ścieżki - i zobaczył, że tuż obok niego stoi seminarzysta Helen, Stephen Hart. Od czasu pamiętnego spotkania w gabinecie, Nick rozmawiał z nim kilkakrotnie i dobrze te rozmowy wspominał, bo chłopak naprawdę wiedział, o czym mówi i potrafił jasno wyłożyć swoje poglądy. Nie zawsze zgodne z poglądami Nicka, ale to już całkiem inna kwestia… Helen zawsze miała szczęście do niebanalnych seminarzystów, to trzeba jej przyznać, ciągnęli do niej jak ćmy do świeczki. Nick polubił Stephena - na tyle, oczywiście, na ile egocentryczny profesor może polubić studenta, czyli nic nieznaczący proch ludzki - nie miał jednak ochoty na jego towarzystwo, teraz, na cmentarzu, tuż po pogrzebie. Chciał zostać sam, zapaść się w miękką, narkotyczną nicość i zostać w niej przynajmniej przez parę tygodni; pobudka byłaby bowiem jednoznaczna z powrotem rozpaczy. A on nie miał na to dość siły. Nie potrafił zmierzyć się z rzeczywistością, w której nie było Helen: jej przytłaczającej obecności, ironii, humorów, śmiechu, jabłek i opiumowych perfum, taka rzeczywistość wydawała się koszmarem nie do zniesienia! Dlatego nie wstanę, myślał, będę tu siedzieć do rana, a potem jeszcze dłużej, aż w końcu zainteresuje się mną jakiś stróż cmentarny i odprowadzi do bramy. Albo umrę z pragnienia. Nie, uświadomił sobie bez odrobiny złości, tak łatwo się nie umiera, za zakrętem jest cholerna studnia, instynkt nie da mi tak po prostu zdechnąć… Jestem w końcu tylko człowiekiem. Prędzej czy później się złamię.

I w końcu się złamał. Przede wszystkim dlatego, że Stephen rzadko kiedy dawał za wygraną i bywał bardzo przekonujący. Do bólu spokojny i cierpliwy, doprowadzał z natury cholerycznego Nicka do szewskiej pasji, jego metoda okazała się jednak zadziwiająco skuteczna - nie dość, że zmusił Cuttera do opuszczenia cmentarza, to jeszcze zaciągnął go do knajpy i z premedytacją upił. Nick nie miał pojęcia, jak to się stało, że zwierza się przy piwie jakiemuś niemal obcemu studentowi, który mógł przecież - do diabła! - wykorzystać jego słabość do własnych celów, ale tak właśnie było. A Stephen żadnych informacji nie rozpowszechnił. I długo się wahał, zanim zgodził się zostać technikiem laboratoryjnym Nicka, chociaż ten oferował mu posadę zarówno po pijanemu, jak i potem na trzeźwo, całkowicie oficjalnie

- Mogłeś się przecież nie zgodzić - podsumował Cutter, nadal drążąc temat początków ich znajomości. - Mogłeś machnąć ręką i wybrać inną ofertę. Nawet bym się specjalnie nie zdziwił, nikt by się nie zdziwił. Brali mnie wtedy za kompletnego wariata.
Stephen zaśmiał się cicho. Był już trochę pijany i czuł w głowie przyjemny szum; całodzienny stres powoli znikał, pozostawiając po sobie lekkie oszołomienie.
- Nie łudź się, dalej cię uważają za świra. A tobie ta etykietka bardzo odpowiada.

Prawda była taka, że gdyby nie Stephen Hart, Nick o wiele później wróciłby do świata żywych i aktywnych. Prawdopodobnie pogrążyłby się w żałobie na wiele miesięcy, być może zawiesiłby nawet swoją pracę na uniwersytecie. Nie miał rodziny. Nie miał też bliskich przyjaciół, którzy byliby w stanie wyciągnąć go z depresji - otaczało go wiele osób, z wieloma współpracował, dyskutował, czasem nawet wychodził gdzieś wieczorami, ale nikogo nie dopuszczał do siebie na tyle blisko, by mogły się wytworzyć naprawdę bliskie relacje. Oczywiście wyjątkiem była Helen, ale gdy odeszła, wokół Nicka nagle zrobiło się pusto. Stephen nie próbował wkupić się w łaski profesora, nie usiłował zdobyć jego zaufania, nie bawił się też w żadne podchody, po prostu był obok Cuttera, gdy zabrakło innych, czego zresztą Nick wcale nie doceniał. Przynajmniej na początku. W jednym byli do siebie podobni, on i jego młody asystent - równie niechętnie otwierali się przed ludźmi. Początki ich współpracy wyglądały więc dość dziwacznie, były bowiem dość absurdalną mieszanką oficjalności i familiarności. Minęło wiele czasu, zanim się ze sobą zgrali. Wtedy okazało się, że Stephen wcale nie jest takim zdystansowanym milczkiem, za jakiego powszechnie go uważano, natomiast Cutter, gdy chce, potrafi pohamować dyktatorskie zapędy i wysłuchać cudzych argumentów. Stanowili naprawdę udany zespół, zarówno naukowo, jak i prywatnie. Szkoda tylko, że zupełnie nie zdawali sobie z tego sprawy.

Nick uświadomił sobie to wszystko dopiero teraz. Gdy przypadkiem znalazł się za zakrętem rzeczywistości, w świecie, w którym Claudia Brown nigdy się nie urodziła, a John Lester nosił szelki i kierował tajnym instytutem, zaczął analizować swoje relacje ze Stephenem Hartem i doszedł do wniosku, że, jeżeli istnieje ktoś, kto splata ze sobą ludzkie losy, odznacza się wyjątkowo spaczonym poczuciem humoru. Gdyby istniał Bóg, przypominałby Helen Cutter, miałby jej inteligencję, naukową pasję, urok i złośliwość, pomnożone przez milion - dlatego lepiej chyba nie wierzyć w istnienie takiej istoty nadprzyrodzonej. Ateizm to o wiele bezpieczniejsza opcja. Bo gdyby Bóg faktycznie istniał i miał w sobie coś z profesor Cutter, z pewnością nie zadowoliłby się zasianiem konfliktu i efektowną ucieczką. Wróciłby i zniszczył wszystko, co stanęłoby mu na drodze do celu… albo dla rozrywki doprowadziłby do apokalipsy, żeby urozmaicić monotonię wiecznego życia.

- Chyba nie chcę wiedzieć, o czym teraz myślisz - mruknął Stephen, spokojnie obserwując Nicka, który śmiał się jak wariat i nie mógł przestać. Śmiał się tak bardzo, że robiło mu się od tego niedobrze. Alkohol i pseudoteologiczna teoria, którą właśnie wymyślił, sprawiła, że puściły wszystkie hamulce i nie był już w stanie wrócić do równowagi psychicznej - o ile kiedykolwiek wcześniej udało mu się ją osiągnąć. To wszystko było przecież tak absurdalne, że aż śmieszne. Anomalie, podróże w czasie, cudownie zmartwychwstała żona, która nagle ogłasza, że przed laty miała romans ze Stephenem Hartem, Claudia Brown, która nigdy nie istniała, a na dobitkę on sam, naukowiec polujący w supermarkecie na cholerną, żywą skamielinę. Czy ktoś mógłby wymyślić coś równie idiotycznego? Przecież nawet literatura science fiction powinna mieć choć odrobinę logiki!
-Teologia, Stephen - wyjąkał w końcu, gdy trochę się uspokoił. - Dopadła mnie teologia. I Monty Python. Nie masz czasem wrażenia, że trafiłeś do jakiegoś wyjątkowo popapranego serialu?
- Bez przerwy - uśmiechnął się tamten. - Dlatego przyniosłem wódkę. Mam tylko nadzieję, że nie będzie dzisiaj wezwania, bo w takim stanie nie trafiłbym nawet w mamuta… Jezu, Cutter, co ty wyprawiasz?
Nick usiłował wstać. Miał naprawdę szczere chęci. Niestety, po kilku próbach okazało się, że lepiej będzie, jeśli zostanie na kanapie - prysznic mógł wziąć nazajutrz, w końcu komu to przeszkadzało? Najgorsze, że alkohol zaczynał się kończyć. Niedobór promili wydał mu się nagle problemem na miarę Armagedonu.
- Spokojnie, mam jeszcze jedna butelkę. - Stephen czasami czytał mu w myślach. - Ale to oznacza, że raczej nie wrócę dzisiaj do domu. Masz coś przeciwko temu?
- Po co ta kurtuazja? - parsknął. - Skoro już się włamałeś, to teraz siedź! Zastrzelę cię kiedy indziej. Teraz i tak nie miałbym z czego.

Helen zawsze wiedziała, gdzie uderzyć, żeby najbardziej bolało. Miała naturalny talent do zadawania bólu; powinna zostać dentystką, a nie paleontologiem, miałaby więcej okazji do praktyki. Ostatni okres ich małżeństwa był nieustającą bitwą pod Gettysburgiem i to naprawdę cud, że się wtedy nie pozabijali. W zasadzie cudem było już to, że zdołali wytrzymać ze sobą pod jednym dachem taki szmat czasu, skoro oboje byli skrajnymi egocentrykami, zapatrzonymi przede wszystkim we własne badania, tak się jednak złożyło, że współegzystowali ze sobą całkiem zgodnie. Być może dlatego, że każde zostawiało drugiemu duży margines swobody. Nick nie miał pojęcia, kiedy ich małżeństwo zaczęło się psuć, kiedy sprawy wymknęły się spod kontroli, podejrzewał jednak, że winne były dwa duże projekty, w które się przed laty zaangażował. Helen, trochę z nudów, a trochę z przekory, zaczęła głosić kontrowersyjne teorie i bawić się w „Archiwum X, on natomiast kompletnie nie zwrócił na to uwagi, pochłonięty pracą, którą zamierzał napisać. Przez pewien czas mijali się w domu, jak para drapieżników badających nowy teren łowisk, natomiast na uczelni wymieniali jedynie zdawkowe uprzejmości. Potem dystans zmienił się w wybuch zajadłej wściekłości. Helen jednym słowem potrafiła wytrącić go z równowagi, a on odpłacał jej pięknym za nadobne - to było prawdziwe piekło! Nie da się jednak ukryć, że mimo stresu, Nick miewał się wtedy całkiem nieźle, ponieważ czuł, że żyje naprawdę i nareszcie może rozładować nadmiar emocji. To Helen poddała się pierwsza, przynajmniej pozornie. Dopiero później miał się przekonać, że zaplanowała po prostu bardziej wyrafinowaną, długoterminową zemstę i tylko czeka na sprzyjającą okazję, żeby zrealizować swój plan.

Myślał, że nie potrafi bez niej żyć, ale jakoś się w końcu pozbierał. Minęło przecież tyle lat! Umknął mu jednak fakt, że w międzyczasie zdążył się przywiązać do kogoś innego i znowu wpadł w pułapkę - tym razem w pułapkę przyjaźnij, takiej ni to żołnierskiej, ni to konspiracyjnej, w każdym razie bardzo silnej. Nie potrafił sobie wyobrazić, co by się z nim stało, gdyby Stephen skorzystał z oferty Helen i zniknął w labiryncie anomalii, dobrze przecież pamiętał swoje przerażenie, wtedy, w podziemnym korytarzu, gdy widział go umierającego po ataku jadowitego monstrum. Przemknęło mu wtedy przez głowę, że to koniec i nigdy już swojego asystenta… przyjaciela nie zobaczy. Ta myśl zmroziła go do szpiku kości. Potem wyrzucił ją z pamięci, ale niedawno, w związku z efektownym występem Helen, wszystko mu się przypomniało i doszedł do wniosku - niestety, cokolwiek spóźnionego - że najgorsze, co można zrobić, to pozwolić, by inni ludzie stali się dla ciebie ważniejsi od ciebie samego i od misji, jaką musisz wypełnić. Wtedy stajesz się niewolnikiem. Żałośnie śmiesznym i ze wszystkich stron narażonym na atak.

- Dlaczego… dlaczego z nią wtedy nie poszedłeś? - Nick wcale nie zamierzał wracać do tej kwestii, ale podkusił go jakiś demon i kluczowe pytanie nareszcie wybrzmiało. Stephen, który miał mocniejszą głowę i lepiej, niż Cutter, przyswajał alkohol, stał właśnie w pobliżu okna i przyglądał się sąsiedniemu domowi, rozświetlonemu, mimo późnej pory, feerią świateł. Pewnie właściciele urządzają jakieś kameralne przyjęcie, pomyślał sennie. Lub prowadzą wybitnie nocny tryb życia.
Odwrócił się i popatrzył na Nicka. Profesor Cutter półleżał na kanapie, z nogami na stole, i bawił się pustą szklanką. Nie był jeszcze na tyle pijany, żeby można było ze spokojnym sumieniem go zignorować.
- Sam sobie odpowiedz na to pytanie, Nick. - Stephen wzruszył ramionami. - Przecież wiesz. Poza tym Connor i Abby pozabijaliby się beze mnie. Sam powiedz, mogłem narazić świat na taką niepowetowaną stratę?
W zasadzie Nick nie był pewien, co chciał usłyszeć, więc nie miał też zielonego pojęcia, czy jest usatysfakcjonowany z odpowiedzi. Jedno było pewne: rozumiał. Dobrze rozumiał, dlaczego Stephen nie przeszedł przez anomalię, chociaż kochał kiedyś Helen, tę cholerną wariatkę, tak samo mocno, jak on sam, i na pewno był czas, że zrobiłby dla niej wszystko.
- Na starość popadam w paradoksy. - Chyba nie do końca zdawał sobie sprawę, że zaczyna werbalizować swoje myśli. - Najpierw ględzę o niewolnictwie, a potem… potem dochodzę do całkiem przeciwnych wniosków. Sam już nie wiem, o co mi chodzi. Stephen…?
- Powinieneś się przespać. Zawsze filozofujesz po pijanemu. Przypominam, że jesteś profesorem paleontologii, a nie filozofii. Pamiętasz o tym jeszcze?
- Mam coraz słabszą pamięć - mruknął w odpowiedzi. - Szczególnie do teraźniejszości. Po co komu jakaś teraźniejszość, nie wygodniej po prostu ją ignorować?

Nick zadrżał, jego organizm ostatecznie zaprotestował przeciwko zmęczeniu i nadmiarowi alkoholu, mózg domagał się wyłączenia, przynajmniej na parę godzin. Zdania zaczęły zlewać się w jedną, pozbawioną sensu, całość, obrazy tworzyły wielobarwną mozaikę, pulsującą za każdym razem, gdy Nick mrugał, usiłując odgonić coraz bardziej nachalny sen. Stephen sięgnął po koc, który leżał zwinięty na jednym z krzeseł. Materiał pachniał dymem, chociaż Cutter nigdy nie palił papierosów, oraz opiumowymi perfumami Helen - nie wywietrzały przez tyle lat, a może była pani tego domu zajrzała tu na chwilę, żeby sprawdzić, co słychać…? Najbardziej prawdopodobne było jednak to, że Stephen po prostu miał omamy i czuł dokładnie to, co chciał poczuć, bo ten dom, wszystkie zgromadzone w nim przedmioty, przypominały mu Helen, mimo że zaczął bywać w tym miejscu dopiero wtedy, gdy na dobre odeszła. Ja też powinienem się zdrzemnąć, pomyślał, przykrywając Nicka kocem, ten dzień trwa o wiele za długo. Jutro wszystko wróci do normy… przynajmniej na chwilę.

Wiedział, gdzie jest sypialnia, ale nie chciało mu się tam iść, więc przysunął pufę do fotela i spróbował ułożyć się jakoś na tak skonstruowanym legowisku. Cichy oddech Nicka wkrótce zmienił się w chrapanie, które, paradoksalnie, w jakiś sposób Stephena uspokajało, bo rozbijało niesamowitość tej nocy, przywracało jej normalność. Nie żałował, że przyszedł. W swoim nieskazitelnym, nieprzytulnym mieszkaniu, czuł się nieswojo, tutaj natomiast odzyskiwał spokój. Mógł się łudzić, że nadal pracuje na uniwersytecie w charakterze asystenta profesora Cuttera i zasiedzieli się po prostu do późna nad jakimś projektem.

Właśnie przysypiał, przy akompaniamencie chrapania i tykania zegarów, gdy ostry dźwięk, trudno powiedzieć, czy prawdziwy, czy urojony, wdarł się do jego głowy. Cutter nawet nie drgnął, spał zbyt głęboko. Stephen z początku sądził, że ma do czynienia z kolejnymi urojeniami, tym razem dźwiękowymi, ale gdy jazgot się powtórzył, zerwał się na równe nogi i rozejrzał w poszukiwaniu broni. Chyba doszczętnie ci odwaliło, ofuknął się w myślach, przecież to tylko dzwonek do drzwi! Swoją drogą, Nick nie mógł założyć bardziej odpychającego sygnału. A może to pomysł Helen? Tak, to bardzo w jej stylu…
Dzwonek umilkł, ale za to ktoś zaczął pukać do drzwi i krzyczeć, nie przejmując się wcale tym, jak zareagują sąsiedzi. Stephen poznał głos Connora, więc brutalnie potrząsnął Nickiem i, gdy profesor walczył z bolesną świadomością nadchodzącego kaca, szybko wciągnął buty. Musiało stać się coś ważnego, skoro ich współpracownik zdecydował się zaaplikować im taką pobudkę. Pewnie znowu pojawiła się anomalia.
- Odbiło ci? Tylko nam jeszcze policji brakuje! - Gdy Stephen wypadł z mieszkania, był już całkowicie trzeźwy. - Nie mogłeś po prostu zadzwonić?
- Stephen? A co ty tu… - Connor na chwilę stracił rezon. - Dzwoniłem. Żaden z was nie odbierał. Sądząc po aromatach, urządziliście sobie popijawę, a tymczasem dinozaury grają w rugby na szkolnym boisku! Lester za moment… O, dzień… dobry wieczór, profesorze - krytycznie popatrzył na Cuttera, który usiłował dopiąć kurtkę. - Lester za moment zejdzie na zawał. Możemy jechać? Wszystko opowiem po drodze.
Po chwili przekręcił kluczyk w stacyjce i ruszył z piskiem opon spod domu Nicka. Wtedy Stephen odwrócił się i z niepokojem popatrzył na przyjaciela, który siedział na tylnym siedzeniu i przypominał upiora, nawiedzającego zabytkowe domiszcze. Brakowało mu tylko powiewającego, białego giezła i brzęczących łańcuchów.
- Dobrze się czujesz?
- A jak myślisz? - Cutter rozmasowywał sobie skronie, ale ból głowy nie zamierzał ustąpić. Wręcz przeciwnie, z każdą minutą nasilał się coraz bardziej.
Stephen ze zrozumieniem pokiwał głową. Czuł się podobnie, chociaż z całkiem innych powodów: nie lubił, gdy iluzja spokoju i normalności tak nagle się rozwiewała. Nie potrafił potem wrócić do równowagi, bo cały czas miał nadzieję, że to wszystko jest tylko wyjątkowo makabrycznym koszmarem, a on nadal leży we własnym łóżku i niespokojnie przewraca się z boku na bok, za wszelką cenę usiłując się obudzić.
- Zdaje się, że… - zaczął znowu Nick, ale przerwał mu ryk syren, które nagle rozkrzyczały się w pobliżu stadionu. Widocznie sytuacja zaczynała wymykać się spod kontroli i Jenny miała sporo roboty z uspokajaniem rozemocjonowanych służb mundurowych. Hałas i wariacka jazda skutecznie uniemożliwiały prowadzenie jakichkolwiek rozmów, więc Stephen nie usłyszał w całości wypowiedzi Cuttera, który, być może jeszcze w pijackim amoku, podsumował swoje wcześniejsze rozmyślania i nareszcie powiedział głośno to, co od dłuższego czasu chodziło mu po głowie. Nie przejął się zbytnio faktem, że nikt, włącznie z adresatem przemowy, nie zwrócił na to większej uwagi. Myślał już o czymś innym. Na chwilę zamknął oczy, a gdy ponownie je otworzył, jego mózg znowu działał na pełnych obrotach, a palce odruchowo szukały cyngla.

koniec

fandom: primeval

Previous post Next post
Up