fikaton 8, dzień 1: ten sedes.

Mar 05, 2010 22:42

autor: le-mru
fandom: BtVS
ilość słów: 884
postaci: Faith, Dawn, Giles
spoilery: do całości serialu, post-series
zawiera: tematykę okołopromptową, slayerki (chciałam ambitniej, ale jakoś nie wyszło)



Było dość wcześnie - można poznać po kącie padania promieni słońca, każdy traper to wie. W tym wypadku promienie padały prosto w twarz, a upierdliwe fotony przenikały w jakiś sposób cienką osłonę powiek i wdzierały się prosto do mózgu.

Faith przewróciła się na drugi bok, parskając z niezadowoleniem. Słońce zaatakowało teraz jej kark, więc wsunęła się z powrotem w głębiny swojego śpiwora, w takie poranki niebezpodstawnie znanego pod nazwą namiotu alkoholowego.

Już prawie udało jej się wrócić w ciepłe, lepkie objęcia drzemki, kiedy w sąsiednim pokoju ryknęła muzyka: ostre, agresywne takty czegoś niewydanego nigdy na kasecie ani winylu, z łatwością pokonujące barierę drzwi i ściany. Kiedy włączył się młody, zaangażowany politycznie wokal, Faith odkryła, że to pierdolony Green Day.

Piosenkę o amerykańskim idiocie postanowiła przetrzymać; nie mogła się oszukiwać, sama też czasami włączała głośno jakiś kawałek, żeby się obudzić i rozruszać, a zaraz potem ściszała albo wyłączała muzykę; poza tym w śpiworze było tak ciepło, tak swojsko i wspaniale, że szkoda jej było opuszczać warunki optymalne i wystawiać się na wrogi świat zewnętrzny.

Green Day zamilkł, ale nie na długo. Zaraz po nim buchnęła pseudozbuntowana Avril Lavigne i tego Faith już znieść nie mogła: wytoczyła się z łóżka, zachwiała lekko przy wstawaniu, włożyła obrzydliwe, wczorajsze, śmierdzące papierosami, piwem i Bóg-jeden-wie-czym-jeszcze spodnie, odkryła, że sama też jeszcze śmierdzi, wyskoczyła na korytarz i wtargnęła do pokoju dziewczyn.

Tańczyły do Avril Lavigne. Faith zauważyły dopiero po kilku sekundach, kiedy zdążyła już przybrać minę rozjuszonego dyktatora: oczy przymrużone, usta pogardliwie wygięte, na dodatek zmierzwiony szaleńczo włos na głowie. Dziewczyny zastygły.

- Ściszcie muzykę, dobra? - powiedziała zachrypniętym głosem. Jedna z juniorek natychmiast rzuciła się do głośników.

Faith poczłapała w kierunku łazienki. Na schodach znalazła swoją kurtkę, więc zeszła z nią na dół. Giles siedział z herbatą i papierami w kuchni, osnuty oparami z czegoś gotującego się w wielkim garze.

- Witam - powiedział wesolutko, kiedy przechodziła korytarzem, usiłując zachować w miarę prosty kurs. - Jak się czujemy?

- Cudownie, po prostu, kurna, cudownie.

- Faith, jeśli byś tylko mogła, poczekaj chwilkę...

Faith zignorowała go, prąc z determinacją naprzód. Pomalowane na biało drzwi łazienki u końca korytarza jawiły się jej oazą z najczystszą, krystaliczną wodą pośród surowych piasków pustyni.

Szarpnęła klamkę i nic. Drzwi pozostały zamknięte.

Łazienka była zajęta.

Poczuła obezwładniającą rezygnację i zsunęła się powoli po ścianie. Wiedziała, że powrót do łóżka jest wykluczony: teraz nie da się już zapomnieć o pełnym pęcherzu ani papciu w ustach, który - jeśli by ciągnąć obuwniczą metaforę - musiałby być papciem bardzo wiekowym, wytytłanym w błocie, popiele i starych skarpetach komandosów z Iraku.

Takiego obrotu sytuacji można się było w sumie spodziewać. Łazienka była jedna, tylko jedna, na ponad dwadzieścia osób. Stanowiła deficytowe dobro, do którego o każdej porze dnia i nocy ktoś usiłował zagarnąć dla siebie. Nie było powodów się spodziewać czegokolwiek innego.

Przyłożyła ucho do drzwi. W środku używano prysznica i wesoło - choć nieco piskliwie - sobie podśpiewywano. Dźwięk strumienia wody zadziałał na Faith z dwóch fizjologicznych frontów: nagle bardzo zachciało jej się pić i nawet bardziej siku. Owszem, mogłaby się cofnąć do kuchni, ale to wymagałoby dodatkowego wysiłku i na dodatek oznaczałoby konfrontację z Gilesem, a jej mózg nie przyjmował jeszcze Gilesowania.

Co tu zrobić? Jak zadziałać? Zagrozić dość bezpośrednio (spuszczeniem manta) czy mniej (tylko opieprzyć)? Faith nie lubiła zwracać dziewczynom uwagi, to była działka Buffy. Ją samą traktowały bardziej jak godną podziwu starszą koleżankę, która, otoczona mgiełką tajemnicy i niebezpieczeństwa, imponowała im doświadczeniem na bardzo różnych polach. Głupio byłoby zepsuć to wrażenie jakimś nerwowym pokrzykiwaniem, jeszcze gorzej zagrać na litość, sprawiając to okropne, żałosno-kacowe wrażenie.

Odwróciła się i ujrzała chude, nastoletnie nogi w obcisłych dżinsach.

- Co robisz? - zapytała Dawn.

- Łazienka jest zajęta - wyjaśniła Faith, tonem niewspółmiernie lekkim do powagi problemu.

- No to co? - Dawn złapała za klamkę z właściwą sobie bezpośredniością. - Andrew! Wyłaź stamtąd! Ile już tam siedzisz! Tu jest trzydzieści kobiet, które lubią się co najmniej raz dziennie umyć!

- Już, już. - Z wnętrza łazienki popłynęły dźwięki chlupotania, bosych stóp uderzających o posadzkę i ręcznika wycierającego gwałtownie ciało. - Myślałem, że o tej porze nikt się nie kąpie.

- Więc jesteś w błędzie - oświadczyła bezlitośnie Dawn i zwróciła się do Faith. - Voila. Jego trzeba pogonić, inaczej siedzi go-dzi-na-mi.

- Dzięki - odparła Faith, wstając na nogi. Odchrząknęła. - Dzięki.

Dawn przyglądała jej się przez chwilę, zapewne zachowując ten moment słabości i społecznego niedostosowania Faith w pamięci do wykorzystania w bliżej nieokreślonej przyszłości. Faith ciężko było się tym przejmować, bowiem drzwi od łazienki otworzyły się i spośród kłębów pary i woni męskich kosmetyków wyłonił się mokry, okutany w co najmniej trzy ręczniki Andrew.

- Sorry, nie wiedziałem, że to ty - powiedział, unikając wzroku Faith. - Jeślibym wiedział, wyszedłbym natychmiast.

- Nic się nie stało, stary. A teraz wybaczcie. - Uśmiechnęła się z wysiłkiem i przeszła wreszcie przez próg łazienki.

Przez chwilę chłonęła oczami całość: łuszczącą się, zieloną farbę emulsyjną na ścianach, zacieki po ulewie na suficie, pokrytą pajęczynką spękań umywalkę, starą, wielką wannę i plastikowy sedes. Sama nie wiedziała, od czego zacząć. W końcu odkręciła kran i chlusnęła sobie w twarz zimną, chlorowaną wodą z głębi systemów kanalizacyjnych Cleveland, a potem spojrzała w lustro i ujrzała swoją bladą, posiniaczoną twarz w całej okazałości.

- Świetnie, kurna - powiedziała do siebie i z satysfakcją otworzyła sedes.

autor: le_mru, fikaton 8: dzień pierwszy, fikaton 8, fandom: btvs

Previous post Next post
Up