7x07, dzień, gdy pozbawiam się 7/7/7 ;)

Sep 16, 2009 13:20

Autorka: novin_ha
Tytuł: Lincoln Hawk
Fandomy: Californication i Gossip Girl
Słów: prawie 1000
Spoilery: W Gossip Girl do końca 2 sezonu, w Californication podobnie, chociaż częściowo AU. Oparte na casting spoilers do Californication.
Dedykowane girlupnorth



Lincoln Hawk

Lęk przed tym, że jej chłopak okaże się być gejem, był integralną częścią osobowości Blair. Nabyła go jeszcze w późnej podstawówce, gdy zrozumiała, czemu jej ojciec nie ogląda się za modelkami, a za modelami tak i - podobnie jak strachu przed Buką - nigdy do końca się go nie pozbyła. Mogła wiedzieć, jak bardzo zainteresowany kobietami jest Chuck - i jak bardzo nieprawdziwa jest Buka - ale czasami i tak budziła się zlana potem z koszmaru o jednym lub drugim.

Raz śniło jej się, że Buka jest transseksualna i uwodzi Chucka. Kilka sesji terapeutycznych i melisa pomogły.

Nic dziwnego, że gdy na stronie Plotkary wyczytała o pierwszorocznym z Constance z dziką miętą na punkcie profesora Moody’ego, natychmiast wyciągnęła najgorsze możliwe wnioski, zatrudniła Dorotę jako śledczego i pogrążyła się w czarnej rozpaczy. Czarna rozpacz objawiała się jedzeniem czekoladek, leżąc w łóżku w koszuli nocnej, i obmyślaniem planu zniszczenia Bassa i całego jego imperium zła.

Dorota wróciła ze zdjęciami objawiającymi uspokajającą prawdę. Chuck zapisał się na kreatywne pisanie wyłącznie dlatego, że profesor Moody słynął z niesprawdzania listy obecności, i nigdy się oczywiście na zajęciach nie zjawiał.

Dan Humphrey z kolei siedział w pierwszej ławce i wlepiał w profesora maślane oczy. Blair zamierzała napawać się zwycięstwem nad Sereną po wsze czasy. Zaczęła od telefonu z kondolencjami. Jej współczucie nie znało granic.

*~*

- Na początku właściwie mi to pochlebiało, rozumiesz, ale teraz zaczynam się autentycznie bać, że ten dzieciak zmolestuje mnie w jakiejś ciemnej uliczce. Albo w moim gabinecie podczas dyżuru.

Hank perorował, z przejęciem wymachując trzymaną za szyjkę butelką. Lew wyjął mu ją z ręki i odstawił na stół, po czym zaciągnął się skrętem.

- I dlatego nie przychodzisz na swoje dyżury?

Hank pokiwał głową.

- Idealna wymówka.

- Gdybyś pracował dla mnie nie byłbym tego zdania - przyznał Ashby - ale jako że tak nie jest, doceniam i pochwalam.

Ashby miał lekkie wyrzuty sumienia w związku z faktem, że Charlie wciąż jeszcze nie znalazł wydawcy dla jego autobiografii spisanej ręką Hanka. Gdyby przedawkował skuteczniej, sprzedawałaby się jak świeże bułeczki ze szczerozłotą posypką.

Być może dlatego, gdy trzy tygodnie później dziekan wydziału sztuk wyzwolonych wzywa Hanka na dywanik, Ashby postanawia osobiście przemówić studentowi do rozumu i wybiera się na Brooklyn.

*~*

Otwiera mu mężczyzna w średnim wieku, ubrany w sweterek z wycięciem w serek. Lew nie urodził się wczoraj - od razu domyśla się, że nie jest to dobry znak.

- Czy zastałem Dana Humphreya? - pyta na wszelki wypadek. Kozia bródka patrzy na niego wyczekująco. - Jestem tu w delikatnej sprawie. Chodzi o jego uczestnictwo w kursie kreatywnego pisania… - kontynuuje Ashby, uśmiechając się porozumiewawczo.

Kozia bródka rzuca się na niego z pięściami, krzycząc coś o uwodzeniu młodych umysłów i etyce zawodowej. Lew odsuwa się na bok i patrzy, jak mężczyzna, którego teraz podejrzewa o bycie rodzicem lub prawnym opiekunem utrapienia Hanka, traci równowagę i z trudem unika wywrócenia się.

- Mamy tu do czynienia z nieporozumieniem spowodowanym brakiem komunikacji… - zaczyna tłumaczyć Ashby, ale ta mowa nie sprawia takiego samego wrażenia, gdy nie jest poprzedzona strzałem w sufit. Wiedział, że o czymś zapomniał - nie pomyślałby, że o dubeltówce. Humphrey senior, niezrażony pierwszym niepowodzeniem, przypuszcza kolejny atak na szanowną osobę Ashby’ego, tym razem przewracając go na ziemię.

Żaden z nich nie jest specjalnie wprawiony w walce wręcz, ale Lew nie boi się atakować krocz kolanami, ani ciągnąć za włosy. Z drobną pomocą tych strategicznych posunięć udaje mu się ostatecznie wziąć zamach i trafić pięścią w nos irytującego i najwyraźniej głuchego na argumenty palanta.

Humphrey odsuwa się i łapie za nos, z którego cieknie krew, zalewając koszmarny sweterek. Ashby ma nadzieję, że plamy się nie spiorą.

- Nie dość, że molestujesz mojego syma, to jeszcze złamałeś mi mos - wyjąkuje Humphrey. Lew chucha sobie na obolałe knykcie.

- Po pierwsze, nigdy nie molestowałem niczyjego syna. Jestem wielkim miłośnikiem zgody. I pełnoletniości - dodaje, na wszelki wypadek. - Po drugie, nie jestem nawet Hankiem Moody’im - chociaż on też nikogo nie molestuje.

Kiedy przedstawiają się wreszcie, w oczach Rufusa Humphreya zapalają się ogniki szaleństwa i pożądania. Lew Ashby nabiera nowego współczucia dla Hanka.

*~*

- To była dopiero komedia - oznajmiła Jenny, przykładając słuchawkę do drugiego ucha. - Prawdopodobnie powinnam być lojalną córką i w ogóle nic ci nie mówić… ej, nie śmiej się tak… ale spuścił tacie prawdziwy łomot, aż mnie huk obudził, a usiłowałam odespać tę imprezę z przedwczoraj. I wszystko przez ciebie.

Po drugiej stronie zapada cisza pełna konsternacji - i być może poczucia winy, choć Dan Humphrey ma niewielkie doświadczenie w doświadczaniu tejże i znacznie większe w wywoływaniu jej u innych .

- No nie udawaj, że nie wiesz, o co mi chodzi - stwierdza Jenny z niesmakiem. - Widziałam twoje e-maile do „szanownego pana profesora”. Były gorsze niż twoje odpały na punkcie panny Carr, jej przynajmniej nie wysyłałeś słabej homoerotycznej poezji.

Jenny zerka w lustro i dodaje więcej cienia do powiek. Jest przekonana, że makijaż na pandę wróci do łask lada dzień, a ona chce być na tę chwilę gotowa.

- Oj już nie stresuj się tak, nawet nie złamał mu w sumie tego nosa. Gorzej z dumą ojca, jest chyba zwichnięta na zawsze - wiesz, kto przyszedł bronić honoru twojego profesora? Sam Lew Ashby. Wiesz, ten od… nie, nie wiem, czy jest intymnie związany z Moody’im, skąd mam to niby wiedzieć? Boże, Dan, naprawdę nie sądziłam, że na studiach zrobisz się nawet bardziej popierdolony niż w szkole… w każdym razie, Lew Ashby, producent światowej sławy? Tak, bardzo możliwe, że Moody napisał o nim książkę, to ty go nękasz, nie ja. W każdym razie ojciec oczywiście mało nie dostał zawału na samą myśl o odkopaniu swojej martwej, pogrzebanej i nadgniłej kariery…

Jenny sięga po torebkę i wkłada do niej szczoteczkę do zębów na wszelki wypadek. Zastanawia się ostatnio nad rozwinięciem u siebie zaburzeń odżywiania, podobno wracają do łask.

- Więc ojciec zaczyna piać na temat Lincoln Hawk, nie? A Ashby patrzy na niego jak na kosmitę i oznajmia, że nigdy o tym zespole nie słyszał.

.

autor: novin_ha, fikaton 7: dzień siódmy, fandom: californication, fikaton 7, fandom: gossip girl

Previous post Next post
Up