fikaton 7x02

Sep 11, 2009 23:06

Nie wiem, nie wiem, nie wiem.

tytuł: Andante. Stringendo. Decrescendo.
autor: riell
ilość słów: 939 (tak, połowa to cytaty :P)
fandom: Criminal Minds
spojlery: do 2x11 ("Sex, Birth, Death")
bohaterowie: Reid, Nathan Harris, Garcia, w tle jakaś prostytutka.
ostrzeżenia: angst (niespodzianka!). plus grzebanie w psychice takich bohaterów, którzy mają ją (psychikę) na tyle rozbudowaną, że powinnam ją zostawić w spokoju. i trochę osobistych wycieczek.



Andante. Stringendo. Decrescendo.

2.
Andante

Całe jego dłonie są we krwi. Reid przekłada z ręki do ręki ścierkę, którą dostał, by zmyć czerwone plamy. Zwija ją w kulkę, waży w jednej dłoni, przekłada do drugiej. Patrzy. Wyczekuje. Jego umysł nadal jeszcze pracuje na przyśpieszonych obrotach, chce wsiąść do karetki, chce pomóc przenieść nieprzytomnego Nathana Harrisa, chce sprawdzić, czy na pewno dobrze zacisnęli bandaże, czy zahamowali wyciek krwi. Chce zrobić coś, cokolwiek, a jednocześnie nie rusza się z miejsca. Rozprostowuje szmatkę, przekłada do drugiej dłoni, składa ją na pół i jeszcze raz na pół.
Nie do końca potrafi uporządkować to, co właśnie się stało. Jego umysł przetwarza teraz setki tysięcy informacji związanych z ostatnim pół godziny, informacji ważnych oraz tych zupełnie bez znaczenia. Nie potrafi zdecydować, którą myśl przepuścić jako pierwszą, od czego zacząć. Patrzy się na pomiętą, biało-czerwoną ścierkę, patrzy, czeka, jakby liczył na to, że pomoże mu posortować informacje w głowie.
Dawno już zapomniał, w jakim celu ją trzyma.

1.
Stringendo

(- Nagle zaczął ciąć siebie samego...
- Dobry Boże...
- Weź swoją chustkę i zawiąż tak mocno, jak tylko możesz. Daj co popadnie. Pasek. Wiąż! Zawiązałaś mocno? Zawiązałaś?
- Tak... tak myślę...)

Krew. Całe łóżko we krwi. Cały on we krwi. Coś ty narobił. Reid nie wie, kiedy zdołał rzucić gdzieś swój płaszcz i znalazł się przy dużym, motelowym (zakrwawionym) łóżku. Fioletowa chustka Garcii, zawiąż tak mocno, jak tylko możesz. Fioletowa chustka w żółte kwiatki, chyba robiona na szydełku. Bawełniana włóczka z domieszką akrylu. Coraz mniej fioletowa, coraz bardziej czerwona. Histeryczny bełkot prostytutki. Czyjś skórzany pasek do spodni, Garcia zaciska go na drugim nadgarstku, powyżej rany. Zawiązałaś mocno? Zawiązałaś? Nerwowe, nieporadne ruchy Garcii. On sam klęczący nad półprzytomnym chłopakiem, proste, jasne komendy - daj chustkę, daj pasek, zawiąż. Jego własny głos, prawie niezmieniony. Tylko troszeczkę, tylko kilka tonów wyższy i odrobinę bardziej łamiący się. Ale przecież nikt oprócz niego nie zauważy.

(- Przestań.
- Będę uciskał ranę. Gdzie do cholery są lekarze?! Dobrze zawiązałaś?
- Nie wiem, ja... Tak sądzę.
- Przestań...
- Nie pozwolę ci umrzeć.
- Nie...)

Całe dłonie we krwi. Ktoś cały czas biega po pokoju, stukot dwóch par damskich obcasów. Urywany oddech. Przestań. Nad łóżkiem, na żółtej ścianie, wisi obraz. Tania, mało wiarygodna podróbka Renoira. Moulin de la Galette. Dlaczego wszyscy tam się uśmiechają? Kłamcy. Denerwująco równomierny sygnał pogotowia, coraz głośniejszy. Kroki na schodach. Nie pozwolę ci umrzeć.

( - Może już pan puścić. Proszę pana?
- Reid.
- Proszę puścić. Jesteśmy z pogotowia. Jesteśmy tu, żeby pomóc.
- Reid.
- Może pan już puścić...)

Nie, nie może. Nic nie rozumiecie. To była jego odpowiedzialność, powinien był zaopiekować się tym chłopakiem, dopilnować, by nic mu się nie stało. Nathan poprosił go o pomoc. Wiedział, że on rozumie. Tym razem nie spieprzy, musi dopilnować, nie może puścić, nie może pozwolić, żeby...

( - Proszę pana, proszę puścić.)

Kroki na schodach, tym razem wolniejsze. Dwóch z nich trzyma nosze. Na łóżku nadal pełno krwi, ale już bez niego. Krew na dłoniach, krew na prześcieradle. Garcia kładzie mu dłoń na plecach, pewnie teraz patrzy na niego ze współczuciem. Ludzie na obrazie nadal się śmieją. Kłamcy, kłamcy!

3.
Decrescendo

Nie ma już krwi na dłoniach, ale nadal czuje, jakby tam była. Zamyka za sobą drzwi („Nie, Garcia, nic mi nie jest. Poradzę sobie sam. Nie musisz.”), kładzie klucze na stoliku. Zapala światło, ale niemal od razu je gasi. I tak jest dość jasno, z ulicy docierają światła samochodów i latarni, to wystarczy.

W mieszkaniu Reida wszystko musi być poukładane, chyba trochę boi się bałaganu, tak irracjonalnie. Bałagan kojarzy mu się z długimi tygodniami, kiedy matka nie wstawała z łóżka, i tylko czytała mu książki albo wpatrywała się w okno. Spencer sprzątał wtedy cały dom, sprzątał wręcz kompulsywnie, żeby wszystko wyglądało tak, jak w normalnym domu, gdzie mama codziennie rano zmywa naczynia i robi dzieciom kanapki do szkoły (Kłamcy.). Teraz ma już własne mieszkanie i właściwie przed nikim nie musi udawać (w końcu nawet on sam bywa tu tylko raz na jakiś czas), ale mimo to wciąż to robi. Może tak jest po prostu wygodniej, a może nie chce zostawić śladu swojej obecności, bo wtedy musiałby się przywiązać. A Spencer Reid nie lubi się przywiązywać.

Jest za ciemno, żeby widział dokładnie swoje dłonie, ale przecież czuje.

( - Reid, wiesz, że nie jesteś za niego odpowiedzialny...
- Jestem. Nie potrafię tego wyjaśnić.
- Spróbuj.
- On wie, że go rozumiem.
- Oczywiście, że rozumiesz. Jesteś profilerem.
- Tu chodzi o coś więcej... Ja wiem, jak to jest bać się własnego umysłu.)

Nie jesteś nim, tak powiedział Nathanowi. Nie jesteś nim.
Ale mógłbyś być, Spencer. Ty mógłbyś być nim. Kwestia przypadku.
Nie jesteś.
Mógłbyś.
Krew na dłoniach. Szmatka, co się stało z tamtą szmatką? Przecież trzymał ją w ręku, a potem... Nie wie, nie pamięta. Przypomni sobie, jak wszystko wróci na miejsce, jak znów zapanuje nad tym, co dzieje się w jego głowie. Kiedy był młodszy bał się tego (ale tylko czasami), przerażało go, że to wszystko dzieje się tak szybko i jest tego tak dużo, i każda myśl próbuję przekrzyczeć inną, za dużo, za głośno dla dziewięcioletniego chłopca. Chłopiec dorósł, ale czasami Reid nadal odrobinę się boi, chociaż nie lubi się do tego przyznawać nawet przed sobą. Czasami znów jest za dużo i za głośno. Czasami. Na przykład teraz.

Between the desire
And the spasm
Between the potency
And the existence
Between the essence
And the descent
Falls the Shadow

(...)

This is the way the world ends
This is the way the world ends
This is the way the world ends
Not with a bang but a whimper. *

* T. S. Eliot - The Hollow Men (fragment)

wyjaśnienia końcowe:

1) andante (tempo spokojnego kroku = 76-108 bpm),
stringendo („pędzić”, „coraz gwałtowniej”),
decrescendo (stopniowy spadek dynamiki)
- określenia zaczerpnięte (bodajże...) z włoskiego, powszechnie używane do określania tempa i dynamiki utworu muzycznego.
(korzystam z podręcznika wydrukowanego w ’71 r., mam szczerą nadzieję, że moje wiadomości są w miarę aktualne. Also, nigdy nie pobierałam żadnych lekcji czysto teoretycznych, więc mam nadzieję, że nie czyta tego nikt po szkole muzycznej ;))

2) obraz wiszący na ścianie w motelu: Pierre-Auguste Renoir - Moulin de la Galette (link: http://blogs.princeton.edu/wri152-3/s06/mgawrys/images/renoir.moulin-galette.jpg)

3) i przepraszam za angielszczyznę, ale nie uznaję tłumaczeń poezji, a szczególnie Eliota. Mam nadzieję, że to nie przeszkadza.

fandom: criminal minds, autor: riell, fikaton 7: dzień drugi, fikaton 7

Previous post Next post
Up