autor:
rysiaczek tytuł: Mama
fandom: Criminal Minds
spoilery: do 4s
ilość słów: 505
ostrzeżenia: angst.
Tekst poniższy dedykuję całemu polskiemu ljowemu fandomowi CMa, który jest taki niewielki, ale hej! My żyjemy i jesteśmy:) Z pamięci(kolejność przypadkowa):
pellamerethiel,
yoda_mith,
swistus,
kubis,
soriso,
lunatics_word,
idrilka Diana trzyma małe zawiniątko w drżących rękach. Wciąż nie może uwierzyć, że ten maluszek, który wpatruje się w nią z taką miłością jest jej małym synkiem. Delikatnie gładzi dużą główkę niemowlęcia. Chyba mu się podoba, bo tak śmiesznie zmarszczył nosek. Jest taki mały, taki mały. Przez chwilę Dianę ogarnia panika - życie dziecka leży całkowicie w jej rękach. Wystarczy jeden nieostrożny ruch, żeby zgasła iskierka delikatnie błyszcząca w oczach chłopca. Bierze kilka głębokich wdechów, a ręka nadal bezwiednie gładzi główkę. Kobieta podnosi w końcu wzrok na stojącego przy łóżku mężczyznę.
W pokoju jest dosyć ciemno - ktoś, zapewne troskliwa pielęgniarka zasunęła rolety, by mocne o tej porze roku promienie słoneczne nie raziły zmęczonej pacjentki. Wszystko zasnute jest delikatną ciszą i gdyby nie rozlegające się co jakiś czas piski dzieci i krzyki gdzieś na korytarzu, można by pomyśleć, że znajdują się na jakiejś opuszczonej planecie.
Diana odrywa wzrok od męża. Ta cisza ją przytłacza. Nagle dziecko przestaje wydawać się malutkie, zdaje jej się, że jego ciężar zaraz ją przygniecie i ze wszystkich sił powstrzymuje się, żeby nie odrzucić od siebie zawiniątka. Czuje na sobie czujny wzrok męża, więc bierze tylko kolejny głęboki wdech i zamyka oczy. Żeby tylko zagłuszyć tę przytłaczającą ciszę.
***
Spencer z entuzjazmem zdmuchuje trzy małe świeczki na niebieskim torcie w kształcie Papy Smerfa. Diana z dumą patrzy na swoją pociechę. Jest późne popołudnie i w ich domu zgromadziło się kilka dzieciaków, z którymi Spence jeszcze do niedawna bawił się w piaskownicy.
(Teraz już się nie bawi, tylko słucha jak matka recytuje mu Poe albo Kiplinga i żadna siła nie jest w stanie wypędzić go z ich małej biblioteki. Tak bardzo chce się nauczyć czytać. Wczoraj nawet powiedział jej, że wie co to znaczy erudycja i ekosystem. Jest taki mądry. I wciąż taki mały).
***
Diana uczy swojego małego synka jak zawiązać krawat, bo za kilka godzin zostanie jednym z najmłodszych uczniów w szkole średniej. Chłopiec niecierpliwie poprawia okulary i z dumą recytuje cały układ okresowy.
***
Spencer zaciska pięści i ze wszystkich sił stara się nie płakać. Jest już przecież dużym mężczyzną, nie wolno mu. Brudna firanka (matka zapomniała ją wyprać w tamtą sobotę, kilka tygodni temu, a potem znów zapomniała, i znów…) przysłania mu widok, więc w końcu decyduje się odgarnąć materiał i spojrzeć na dół. Widzi ojca, który z zaciętą miną pakuje matkę do samochodu. Potem nie widzi już nic, ale słyszy odgłos silnika starego auta, a później ogarnia go przytłaczająca cisza. Dom jest tak pusty. Znów zaciska pięści, żeby nie płakać. Nie pomaga, więc przywołuje wspomnienie czytanego dwa dni wcześniej słownika wyrazów obcych. Abdominalny, aberracja, abietynowy… Słowa układają się przed nim i Spencer powoli odzyskuje panowanie nad sobą.
***
Diana siedzi na wygodnym fotelu pod oknem i czyta dość już zniszczoną książkę. Co jakiś czas odrywa się od czytania i obserwuje ludzi wokół. Jest południe i w smugach światła widać tańczące drobinki kurzu. Jest cicho i Diana ma wrażenie ciągłego zagrożenia. To ta cisza. Tylko teraz już nie próbuje jej zagłuszyć.
***
- Wiem, co to znaczy bać się własnego umysłu.