Fikaton #6, dzień pierwszy: Galatea

Mar 14, 2009 23:28

Witam!
Ten fik to do wczorajszego prompta, czyli cytatu z Kinga, że są inne światy niż ten. Nie udało mi się go napisać w ciągu jednego dnia, gdyż a) generalnie bardzo ciężko mi się pisało, b) to mój pierwszy fik do tego fandomu, c) ten pairing jest cholernie trudny!
Zapraszam do czytania, ale ostrzegam, że na własną odpowiedzialność.

GALATEA
Terminator: Sarah Connor Chronicles
John, Cameron
spoilery do 2x04, Allison from Palmdale.
2751 słów


GALATEA

Go, then, there are other worlds than these.

You think they know us now?
Wait 'til the stars come out
You'll see that
Well, I made you and now I take you back

1.

Po walce siedzą przy kuchennym stole i opatrują rany. Po dwóch latach stało się to rutyną, mają nawet ustaloną kolejność, która zmienia się tylko w wypadku, gdy obrażenia Cameron są na tyle poważne, by mogły naruszyć integralność jej chipa. Cameron wywalczyła sobie pierwszeństwo siłą niezbitego argumentu, że jej z całą pewnością nie grozi wykrwawienie się na śmierć. John siedzi więc spokojnie i pozwala jej zszyć niezbyt głębokie ale długie na siedem centymetrów rozcięcie na przedramieniu. Jest niezmiernie wdzięczny za jej zdolność przewidywania i zastrzyki miejscowo znieczulające, które wykradła tydzień temu z miejscowego szpitala. Czeka na swoją kolej. Przygląda się rozczochranym włosom Cameron częściowo zakrywającym ślady po kulach i zastanawia się, w jaki sposób najlepiej ułożyć tkankę skórną na jej twarzy tak, by zasłonić jak najwięcej endoszkieletu. Robił to już wiele razy i niekiedy wychodzi mu to prawie perfekcyjnie, ale nigdy nie osiąga efektu dokładnie takiego, o jaki się stara. Oczywiście na dłuższą metę nie ma to większego znaczenia, gdyż po kilku dniach ze skóry Cameron znikają jakiekolwiek ślady walki, ale na dłuższą metę nic nie ma większego znaczenia, więc John po prostu nauczył się tym nie zrażać.

- Wiesz, co w tym wszystkim jest najzabawniejsze? - odzywa się nagle, akurat w momencie gdy Cameron nakłada ostatni szew. - Oboje walczymy, by zapobiec apokalipsie, a przecież świat musi się skończyć, żebyśmy my w ogóle mogli istnieć.

Cameron przechyla głowę lekko w bok, jak zawsze, gdy coś wywołuje w niej konsternację, i John zna odpowiedź jeszcze zanim ta pada z jej ust.

- Nie rozumiem, co w tym zabawnego.

John uśmiecha się lekko i sięga po nóż leżący na stole.

- Nic. To było stwierdzenie ironiczne. Ułóż się wygodnie, teraz twoja kolej.

Cameron nie zmienia pozycji, zamiast tego mówi krótko:

- Dziękuję za wyjaśnienie.

Patrzy na niego przez cały czas, on nie patrzy na nią ani razu. Jego ręce nie drżą, gdy nożem wyciąga kolejne kule.

Do Dnia Sądu został niecały rok. Sarah nie żyje od ponad dwóch, trochę dłużej niż Derek Reese. John nauczył się wiele rzeczy, ale nadal nie ufa sobie na tyle, by spojrzeć w oczy Cameron, gdy są tak pełne oddania i zaufania jak właśnie teraz.

2.

Przez całe dwie godziny Cameron jest Allison.
Allison siedzi na łóżku i jest przestraszona, a John patrzy z zafascynowaniem na prawdziwe łzy spływające po obu jej policzkach i na czerwieniejący od płaczu czubek nosa. Czuje do siebie obrzydzenie, ale nie jest zdolny do żadnej innej reakcji. Pamięta Allison sprzed kilku lat, ale wtedy grała w piłkarzyki, śmiejąc się przy tym głośno i szczerze. Kiedy w końcu się otrząsa, robi to, co powinien był zrobić na początku: przedstawia się jako John Baum, zapewnia, że jest bezpieczna i oferuje ciepłą herbatę. Allison przytakuje i pociąga nosem w bardzo ludzki sposób, a kiedy John siada koło niej, ona opiera głowę o jego ramię i stwierdza, że czuje, jakby go znała. Podoba mu się sposób, w jaki jej włosy łaskoczą jego podbródek. Są miękkie i ładnie pachną. Nigdy nie zastanawiał się nad tym, czy Cameron myje włosy, ale teraz już wie, że tak.
Cameron wraca jeszcze zanim John wymyśla sposób na przywrócenie jej z powrotem. Kiedy podnosi głowę z jego ramienia i patrzy na niego z wyrazem twarzy, który nie wyraża absolutnie niczego, John zdaje sobie sprawę, że będzie tęsknił za Allison i jej włosami delikatnie łaskoczącymi jego podbródek. Ale zdaje sobie też sprawę, że powrót Cameron wita z radością i ulgą. Ona zdaje się niczego nie pamiętać, a on z początku nie pyta, w obawie, że nawet najmniejsza wzmianka o tym wydarzeniu może spowodować kolejne anomalie. W piwnicy sprawdza jej chipa pod pretekstem rutynowej kontroli i kiedy nie znajduje żadnych widocznych uszkodzeń, pyta:

- Kim jest Allison Young?

Gdyby nie wiedział lepiej, powiedziałby, że na jej twarzy maluje się szczere zaskoczenie. Może rzeczywiście tak jest, nie byłby to pierwszy raz, gdy Cameron zachowała się w sposób całkowicie dla niego nieprzewidywalny.

- Allison jest martwa - odpowiada po krótkiej chwili, głosem całkowicie wypranym z emocji.

- Kim była?

Tym razem bez namysłu:

- Dziewczyną, która w przyszłości będzie cię kochać. Mieszkała w Palmdale. Jej matka lubiła Chopina.

Siła uderzenia tej nowej wiadomości sprawia, że na moment uginają się pod nim kolana.

- Czy ja też będę ją kochał?

- Nie wiem.

Jest wiele pytań, które kłębią się wówczas w jego głowie, nie jest pewny dlaczego zadaje akurat to:

- Jak umarła?

Cameron ponownie milknie na jakiś czas, być może szukając informacji w swojej bazie danych.

- Wysłałeś ją na misję, gdzie została schwytana przez Skynet.

- Więc wygląda na to, że nie odwzajemniałem tego uczucia - mówi gorzko, zawiedziony. Nie wie, czego się spodziewał, ale mógł być na to przygotowany. Ludzie zawsze dla niego giną, a on się do nich nie przywiązuje. Taka zasada.

Cameron podchodzi jeden krok, zdecydowanie naruszając jego prywatną przestrzeń. Niezdarnym gestem kładzie rękę na jego ramieniu i wówczas John zdaje sobie sprawę, że w ten sposób Cameron stara się go pocieszyć.

- Nie byłabym tego taka pewna, John. Nie mogłeś patrzeć na mnie przez bardzo długi czas.

- Co? - pyta zdezorientowany.

- Zabiłam Allison. Stałam się Allison.

Cameron nie spuszcza z niego wzroku i John zaczyna rozumieć, zaczyna dostrzegać większy obraz. Wszystkie wydarzenia i rewelacje dzisiejszego dnia nakładają się na siebie i opadają na jego plecy, a on odczuwa ich zwielokrotniony przez przyszłość i przeszłość ciężar.

- Nie mogłeś na mnie patrzeć bardzo długo nawet po tym, gdy nazwałeś mnie Cameron - kontynuuje, nie ruszając się z miejsca, wciąż trzymając rękę na jego ramieniu.

- To ja nazwałem cię Cameron? - W jakiś sposób ta informacja wydaje mu się istotna.

- Tak - przytakuje. - Poprosiłam cię o imię, a ty mi je dałeś.

John mógłby teraz zapłakać, ale wyszedł z wprawy. Zamiast tego spuszcza głowę w dół i przypatruje się nieruchomym stopom Cameron. Wie, że ona nigdzie się nie wybiera. Chłód jej dłoni trochę go uspokaja.

3.

- Myślę, że przyszły ja już wie, że nie możemy zmienić przeznaczenia.

Nie jest to narzekanie na obecną sytuację czy wyraz rezygnacji - choć Bóg wie, że John ma do tego prawo - to po prostu zwykłe stwierdzenie faktu. John stawia karton na podłodze, ociera pot z czoła i rozgląda się po pokoju. Przeprowadzają się już po raz trzeci w ciągu tych dwóch lat po śmierci Sarah. Nie mają wielu rzeczy, więc przeprowadzki nie stanowią większego problemu, co najwyżej wprowadzają pewien dyskomfort psychiczny. I to przeświadczenie, że mogą uciekać, zmieniać nazwiska i miejsca zamieszkania, zadowalać się nawet najtańszymi i najbardziej obskurnymi motelami, mogą niszczyć kolejne terminatory i ratować kolejnych ludzi, ale nie zdołają powstrzymać tego, co ma nadejść. Jego matka zawsze powtarzała, że nie ma przeznaczenia, a jest ważne tylko to, co robimy. John chciałby, żeby Sarah była tu, by powtórzyć mu to raz jeszcze. Prawdopodobnie i tak by nie uwierzył, ale jest szansa, że poczułby się trochę lepiej chociaż na chwilę. Trochę mniej zmęczony.

- Jeśli ty to wiesz, to przyszły John też to wie. - Od strony drzwi dochodzi go głos Cameron, która bez najmniejszego problemu wnosi właśnie pięć ustawionych pionowo kartonów.

- Ale o to chodzi, że nie wiem! Mogę tylko przypuszczać.

- I przypuszczasz, że nic nie możemy zrobić? - Cameron prostuje się. Ma dzisiaj związane włosy. Niedawno zaczęła zauważać kitki u kobiet mijanych na ulicy i po tym kiedy John wyjaśnił jej, że takie uczesanie zapobiega wpadaniu włosów do oczu czy ust, Cameron postanowiła dać temu szansę. Najwidoczniej przypadło jej to do gustu, nie zmienia fryzury od trzech dni. Johnowi zupełnie to nie przeszkadza, podoba mu się, jak jej twarz optycznie wydaje się być jeszcze okrąglejsza, bardziej niewinna. - Wydaje mi się, że nie powinieneś myśleć w ten sposób, John - kontynuuje Cameron. - Taka postawa często prowadzi do nihilizmu, a przyszły zbawca ludzkości nie może sobie pozwolić na nihilizm. Wiesz, co to jest nihilizm, John?

- Wiem, Cameron - prycha. Ton jego głosu jest nieco pobłażliwy. On sam jest nieco urażony.

- To niedobrze - stwierdza rzeczowo Cameron i zabiera się do rozpakowywania pierwszego kartonu, który okazuje się być pełen broni.

- Posłuchaj mnie, ok? - Zgodnie z jego przewidywaniami, Cameron przerywa i całą swoją uwagę skupia na nim. To jedna z najlepszych w niej rzeczy: zawsze słucha, kiedy John ją o to prosi. A nawet kiedy nie prosi. - Chodzi mi o to, że... wydaje mi się, że nie możemy zaniechać apokalipsie. Wydaje mi się, że możemy ewentualnie przesunąć Dzień Sądu, ale on i tak nastąpi. Możemy za to się jak najlepiej przygotować, spróbować ocalić jak najwięcej ludzi, którzy pomogą stworzyć nowy ład czy cokolwiek. Rozumiesz, o co mi chodzi?

- Rozumiem.

- Myślę, że po to przyszły ja wysłał mi ciebie - przerywa, starając się znaleźć odpowiednie słowa, które bezbłędnie wyrażą jego myśli. - Chronisz mnie, ale jednocześnie stwarzasz mnie silniejszego, bardziej gotowego do walki. Rozumiesz?

- Nie - Cameron kręci przecząco głową. John obserwuje jej kitkę kołyszącą się z lewa na prawo. - To ty stworzyłeś mnie.

John śmieje się krótko, a potem wypala bez większego zastanowienia:

- No to dobrana z nas para.

Cameron marszy brwi. Kiedy zrobiła to po raz pierwszy, John omal nie zadławił się jabłkiem. Wytłumaczyła mu wówczas, że oglądając nieme filmy, które znaleźli w poprzednim mieszkaniu, zaobserwowała, iż tak robią ludzie, gdy czegoś nie rozumieją. Od tej pory John już wie, że Cameron bywa zaskoczona, zdumiona, skonsternowana, tylko nie zawsze potrafi to okazać. Czasem po prostu nie widzi takiej potrzeby. Teraz Cameron marszy brwi i pyta:

- Para?

John chrząka zakłopotany i drapie się prawą ręką po karku. Czuje niemiły zapach potu wydobywający się spod pachy, więc czym prędzej opuszcza rękę i wkłada dłoń do kieszeni. Cameron nie przestaje marszczyć brwi, a John doznaje nagłej potrzeby zmiany tematu.

- Jesteś inna niż reszta terminatorów.

- Jestem, już kiedyś ci to powiedziałam - odpowiada po chwili, najwidoczniej godząc się z faktem, że nie otrzyma odpowiedzi na zadane poprzednio pytanie.

- Dlaczego?

- Dlaczego ci to powiedziałam czy dlaczego jestem inna?

- Dlaczego jesteś inna.

- Nie wiem. - Wzrusza ramionami, kolejnym gestem, który podpatrzyła w filmach lub u mijanych na mieście ludzi. - Ale czytałam kiedyś o efekcie Pigmaliona. To pojęcie z zakresu psychologii i socjologii, po raz pierwszy zidentyfikowane przez Roberta Mertona. Mówi o tym, że pozytywne oczekiwanie wobec kogoś spełnia się, ponieważ to pozytywne oczekiwanie sobie wytworzyliśmy. Całkiem możliwe, że jestem inna, ponieważ ty traktujesz mnie jak inną.

John zastanawia się, czy gdyby oczekiwał od niej miłości, to byłaby w stanie go pokochać. Woli nie ryzykować. Bez słowa pochyla się nad następnym kartonem. Cameron idzie w jego ślady.

4.

Pewnego spokojniejszego niż zwykle wieczoru, John pozwala sobie na niewielką beztroskę i wypija jedno piwo. Cameron zwraca mu uwagę, że w Stanach Zjednoczonych picie alkoholu przed ukończeniem dwudziestego pierwszego roku życia jest nielegalne. John przewraca oczami i pyta się jej, w jakim wieku dozwolone jest zabijanie, na co Cameron nie znajduje odpowiedzi.

- Jaki jest przyszły John Connor? - wyrzuca z siebie między jednym a drugim łykiem piwa. Pytanie to ciąży na nim od dawna i chociaż wie, że przed Cameron nie ma powodu, by czegoś się wstydzić, to nigdy nie mógł zebrać w sobie na tyle odwagi, by je zadać.

Cameron, nie podnosząc wzroku znad czytanej książki, odpowiada:

- Przyszły John Connor jest bardzo mądry. Szanuję go.

- Hej! - protestuje oburzony. - Ja już jestem bardzo mądry.

- Tak, ale czasem robisz głupie rzeczy. - Cameron przerywa czytanie i obdarowuje go niewielkim uśmiechem, który wyraźnie sugeruje, że terminator posiada chociaż śladowe poczucie humoru. - Jesteś człowiekiem.

- Tobie to się pewnie nigdy nie zdarza, co? - mówi kąśliwie.

- Robić głupie rzeczy? Nie, nigdy. Ale czasem robię rzeczy, których nie rozumiem.

- Na przykład jakie?

Cameron przekrzywia głowę lekko w bok i wpatruje się nieobecnym wzrokiem w okno lub w to cokolwiek za nim widzi. Ma szeroko otwarte oczy - szerzej niż zwykle, mógłby przysiąc - i wygląda jakby nasłuchiwała jakiejś tajemnej muzyki. Nie zmienia pozycji, kiedy w końcu odpowiada:

- Czasem tańczę.

John przypatruje się jej z zafascynowaniem i uświadamia sobie jedną rzecz.

- Chciałbym to kiedyś zobaczyć.

Nie ma w tym stwierdzeniu ani kropli kpiny czy niedowierzania.

5.

Jest późno w nocy i John już prawie zasypia, gdy drzwi do jego pokoju otwierają się i staje w nich Cameron. Widzi tylko zarys jej sylwetki, z korytarza sączy się słabe światło jednej żarówki. On siada na łóżku, ona podchodzi bliżej. Przez głowę przebiega mu nie do końca wyklarowana myśl, że jej chip znowu doznał jakiegoś uszczerbku i misja z chronienia zmieniła się drastycznie na wyeliminowanie Johna Connora. Dość szybko uświadamia sobie jednak, że gdyby tak właśnie było, to przypuszczalnie już by nie żył. Nie wie, co robić, więc czeka, niemalże wstrzymując oddech. Cameron milczy przez bardzo długi czas, a kiedy w końcu się odzywa, pyta go głośno i wyraźnie, bez cienia nieśmiałości, czy może jej dotknąć, bo on prawie nigdy tego nie robi, a ona lubi odczuwać wrażenie towarzyszące kontaktowi jego skóry ze swoją. John przełyka ślinę, bierze głęboki haust powietrza i odpowiada pytaniem na pytanie:

- Gdzie?

Być może to głupie posunięcie z jego strony, ale nie jest w stanie jej odmówić. Cameron siada naprzeciwko niego, wyprostowana jak struna. Bez wahania sięga po jego dłoń i kładzie ją sobie na policzku. John nie dostrzega w ciemności błysku jej oczu, zakłada więc, że ma opuszczone powieki. Nigdy nie widział jej z zamkniętymi oczami. Żałuje, że ma zgaszone światło.

- Jak to... odczuwasz? - szepcze po chwili.

Cameron nie otwiera oczu, gdy odpowiada:

- Intensywnie. Ale bardziej wrażliwe receptory znajdują się tutaj. - Bez zbędnych wyjaśnień przemieszcza jego dłoń na wewnętrzną stronę swojego lewego uda. Następnie jeszcze zmniejsza dystans między nimi i przykłada policzek do jego policzka.

John zamiera w bezruchu. Przez kilka sekund znowu zapomina o oddychaniu, a potem nadrabia to, oddychając pięć razy szybciej niż normalnie. Płycej. Głośniej. Przez otwarte usta. Zamyka oczy, zaciskając powieki, i wszystkimi pozostałymi zmysłami chłonie Cameron. Pozwala, by wypełniła go całego zapachem swojego szamponu i zimnem swej skóry. Drugą dłoń, którą do tej pory kurczowo trzymał na brzegu łóżka, wplątuje w jej włosy.

- Nie oddychasz - zauważa.

- Nie muszę, ale mogę. Jeśli chcesz.

- Byłoby miło.

Jej oddech łaskocze go w ucho. To jedno z najwspanialszych wrażeń, jakich było dane mu doznać.

- Kiedyś będziesz musiał mnie zabić, John - mówi Cameron i wtedy John ją całuje.

6.
(Szóstego dnia Bóg stworzył człowieka.)

- Nie ma innych światów, Cameron. A ten wkrótce się skończy.

Po walce stoją na polu bitwy otoczeni kilkoma ludzkimi trupami i jednym terminatorem. John nie czuje się zwycięsko. Ma dwadzieścia lat i za kilka dni stanie przed największą próbą, jaką przygotował dla niego los. Nie wie, czy jest gotowy. Wpatruje się w jeszcze niebieskie niebo, wcale nie szukając tam odpowiedzi. Musiałby być niespełna rozumu, żeby myśleć, iż może je tam znaleźć. Z nieba spadną tylko bomby.

- Zgadzam się z tym drugim stwierdzeniem, ale mam pewne obiekcje co do tego pierwszego - odzywa się Cameron dziwnie natchnionym głosem i zajmuje mu trochę czasu, zanim orientuje się, do czego ta wypowiedź się odnosi. - Może są inne światy, John. Może po prostu nie możemy zamienić tego na jakikolwiek inny. Może na innych światach żyje dwudziestoletnia i szczęśliwa Allison Young z Palmdale. Ale jeśli ona jest żywa i szczęśliwa, to z całą pewnością nie ma tam Johna Connora.

- I Cameron Phillips - dodaje John, uśmiechając się prawie niewidocznie.

- Tak, Cameron też nie ma.

Jest coś niedbałego w sposobie, w jaki to mówi, zupełnie jakby dawała do zrozumienia, że nie obchodzi jej to w najmniejszym stopniu. Wzrusza nawet lekko ramionami. Potem milknie, utkwiwszy wzrok w tym samym punkcie na niebie co on. Ciekawe, czy też wypatruje spadających bomb.

- John, czy gdybyś mógł, zamieniłbyś ten świat na ten bez Cameron?

Odwraca głowę w jej stronę i przygląda się jej bardzo długo. Z zadowoleniem stwierdza, że może już spoglądać w jej oczy wtedy, gdy są tak pełne zaufania jak teraz. Nie chce, by to zaufanie kiedykolwiek znikło, więc odpowiada najbardziej pewnym głosem na jaki go stać:

- Nie. A ty?

- Nie. Świat bez Cameron to świat bez Johna.

On kłamie. Ale ona nie. Nie przeraża go to tak bardzo jak powinno. Tylko przelotnie zastanawia się, czy nie oczekiwał od niej zbyt wiele.

7.
(Siódmego odpoczywał.)

Niebo zmienia kolor 21 maja 2011 roku, czyli cały miesiąc po spodziewanym Dniu Sądu. John cieszy się, że udało mu się wywalczyć chociaż tyle. Cameron cieszy się razem z nim.
Cztery lata później, John zabija Cameron. Mógłby zapłakać, ale wyszedł z wprawy. Zamiast tego spuszcza głowę i przypatruje się jej nieruchomym stopom.
W 2026 roku John Connor poznaje i kocha młodą Allison Young, ale zrobi to, co będzie musiał zrobić. Szykował się na to całe życie.
Jest gotowy.

fikaton 6: dzień pierwszy, fandom: tscc, autor: akzseinga, fikaton 6

Previous post Next post
Up