autor:
sorisotytuł: bajka
fandom: dead like me
spoilery: postać daisy
liczba słów: 703
ostrzeżenia: narracja pierwszoosobowa, z którą się zazwyczaj bardzo nie lubimy, ale żadna inna mi nie pasowała. i brzydkie słowo.
- Dzień dobry!
Miałam dobry humor. W sumie nawet nie wiem dlaczego - nie wyspałam się i śniło mi się, że Dolores wyrosły wielkie, brązowe, owłosione uszy i biegała po biurze, potrząsając nami wszystkimi po kolei i mówiąc coś w stylu: „Pracujcie, moje dzieci, te uszy to pierwszy ze znaków nadchodzącej Apokalipsy!”.
Serio, sam fakt że śni się wam wasz szef jest wystarczająco zły, nie wspominając już o całej sprawie z uszami. Ale mniejsza o to.
- Gdzie Rube? - zapytałam, siadając obok Masona, czego natychmiast zdążyłam pożałować. Zdążyłam się przyzwyczaić do tego, że Mason miewa gorsze dni, ale nie aż tak. Śmierdział jakby właśnie wyszedł z kanałów. Co było nawet prawdopodobne, gdzieś w końcu musiał spać.
- Witaj George - rzuciła Daisy znad gazety. Miała duże okulary i chustkę na głowie i nawet nie podniosła na mnie wzroku, a przynajmniej tak mi się wydawało, bo nie widziałam jej oczu. Pewnie się pokłóciła z Masonem zanim przyszłam. Nie wiedziałam o co, ale Daisy należała do osób które mogą się obrazić nawet za smród, a Mason… No, jak powiedziałam. Śmierdział dzisiaj wyjątkowo.
- Rube? - zapytałam po raz kolejny, zamawiając owsiankę.
- Geooorgie - jęknął Mason, zsuwając się pod stół, prawie. - Geoorge. Mogłaś zamówić coś z bekonem - dodał z wyrzutem, a potem pozieleniał na twarzy. Chyba na myśl o tym bekonie. Może jednak nie był aż tak głodny.
- Minęliście się. Proszę - powiedziała Daisy, wyciągając do mnie rękę z żółtą karteczką. Nadal na mnie nie patrzyła. Może na mnie też była zła… W nocy do późna oglądałam telewizor i nie starałam się być przy tym jakoś specjalnie cicho, pewnie nie mogła spać.
Kiffany przyniosła moją owsiankę, Mason zsunął się pod stół już całkowicie. Wzruszyłam ramionami i zaczęłam jeść.
- Więc George, co robiłaś wczoraj tak późno przed telewizorem?
No i się zaczyna. Serio, kocham pytania Daisy. „George, co robiłaś tak późno przed telewizorem?”, „George, dlaczego rano byłaś tak długo w łazience?”, „George, dlaczego tak głośno otwierałaś drzwi jak wróciłaś wieczorem do domu? Przecież wiedziałaś, że mogę już spać”. Gdybym miała normalną matkę, powiedziałabym pewnie, że Daisy z tymi pytaniami jest gorsza od mojej matki.
- Oglądałam - odpowiedziałam zdawkowo.
- O, co takiego? - zainteresowała się.
- Był jakiś dokumentalny o Disneyu albo coś - mruknęłam znad owsianki. - A potem puścili „Zakochanego Kundla”. Wiecie, to z kundlem i tą spanielką, co jedli spaghetti w tej restauracji… I tak nie miałam co robić. - Wzruszyłam ramionami. Normalnie pewnie już bym wtedy spała, co mi przywodzi na myśl, że wow, jaki idiota musiał wpaść na pomysł żeby tak późno nadawać bajki dla dzieci.
- To Disneya, tak? Wiecie, kiedyś…
- Proooszę, jak powiesz że obciągałaś Disneyowi to naprawdę się porzygam - jęknął Mason spod stołu. Wynurzył się trochę i faktycznie wyglądał jakby mówił prawdę.
Daisy zmierzyła go ostentacyjnym spojrzeniem.
- Chciałam tylko powiedzieć, że się spotkaliśmy. I że mam wrażenie, że to ja byłam pierwowzorem Kopciuszka. Urocza i piękna i…
- Sprzątaczka - wtrąciłam niewinnie.
- Mogę być twoim księciem, Daisy - rzucił Mason, wynurzając się całkowicie. - Co?
- Nie, dziękuję. - Daisy złożyła gazetę, zabrała swoją kartkę i wstała. Pewnie miała już nas dosyć. Nie dziwię się jej trochę. Gdybym była Daisy, też właśnie miałabym nas dosyć.
Korzystając z faktu że sobie poszła, przesiadłam się naprzeciwko Masona. Przezorny zawsze ubezpieczony.
- A więc Geoooorge lubi bajki - przeciągnął i spojrzał pożądliwie na moją owsiankę.
- Nic innego nie było - rzuciłam obronnie. - Zresztą, bajki są spoko. Te Disneyowskie przynajmniej. „Zakochany Kundel” to prawie jak o tobie, tylko on miał więcej szczęścia. - Nie mogłam się powstrzymać. Mason zresztą tylko spojrzał na mnie i wykrzywił się. Ten to się nadawał na księcia jak żaden inny.
Powiem wam, że ja już nawet bajki nie mogę oglądać tak, żeby zaraz nie mieć jakichś super filozoficznych refleksji na temat życia i śmierci, albo tylko życia, albo tylko śmierci. Albo życia po śmierci. Oglądałam tego kundla i pomyślałam sobie, że o mnie Disney też mógłby zrobić bajkę. Gdyby wcześniej nie umarł, oczywiście. Bo serio, wyobraźcie sobie że żyjecie sobie spokojnie, a pewnego dnia trafia was kosmiczny kibel (dosłownie! To nie jest przenośnia!) i grupka ludzi mówi ci: Tak, tak, George Lass, od dzisiaj jesteś Ponurym Żniwiarzem. I oczywiście jesteś martwa. I nie, nie możesz wrócić do swojego starego życia, skoro jesteś martwa, ale tutaj, trzymaj karteczkę i idź zabierz duszę temu miłemu panu.
Brzmi jak bajka, nie?
Dla mnie to aż za bardzo realne.