Okej. Jestem głupia. Tylko że ja serio nie umiem/nie lubię pisać radosnych opowiadań, no... ;D Tak czy inaczej - wesołych świąt! Mam nadzieję, że chociaż odrobinkę się spodoba. No.
Autor:
riell Dla kogo prezent:
oteap Życzenie: 3: "Supernatural. Meg, bo słabość mam do niej wielką. chcę wiedzieć więcej na jej temat. jak została opętana, co czuła, co widziała przez ten cały czas, jej reakcja na pojawienie się Winchesterów etc. gen jest ok, femslash jest ok, het również (chociaż nie aż tak bardzo ok, jak dwie pierwsze pozycje :P). nie jestem wybredna. mega bonus jeśli gdzieś w fiku pojawi się Bobby i/lub Ellen."
Fandom: Supernatural
Ilość słów: 777 (serio! ;D)
Ostrzeżenia: Krew, przemoc, angst. Przepraszam xd
Spojlery: do 1x22
Beta:
oprahcarwyn :*
Kontrola
Meg idzie ulicą. Ma siedemnaście lat i dumnie zaciąga się papierosem ukradzionym z szuflady mamy. Dym jest duszący i dziewczyna musi bardzo się starać, żeby nie zacząć kasłać, ale poczucie niezależności i buntu przyćmiewają wszystkie inne wady. Jej sportowe buty stukają rytmicznie w kamienny chodnik. Przygląda się własnemu cieniowi, płynącemu po nierównej powierzchni mijanych budynków. Muzyka z tkwiących w jej uszach słuchawek bombarduje jej błonę bębenkową. Na chwilę odwraca wzrok i w zamyśleniu patrzy gdzieś przed siebie.
Nie słyszy, że rytm wybijany przez jej buty zostaje zakłócony przez jakieś obce dźwięki, obcy stukot. Nie widzi drugiego cienia, zbliżającego się do jej cienia. Czuje czyjąś rękę na swoim ramieniu, odwraca się, a potem w jednej chwili czuje się, jakby została sparaliżowana, jakby straciła kontrolę nad każdym fragmentem ciała.
Niedopalony papieros upada na chodnik.
*
Przebłysk. Fala bólu uderza ją w ułamku sekundy. Przy każdym oddechu czuje, jak jej serce w szaleńczym tempie obija się o żebra. Jest jej dziwnie, jakby nagle odzyskała kontrolę nad wcześniej sparaliżowanym ciałem. Wszystko dzieje się bardzo szybko. Ma dwadzieścia dwa lata i plamy krwi na rękawach bluzki. Nie musi patrzeć na kobietę leżącą nieopodal niej, kobietę, z której szyi wciąż jeszcze wypływa krew. Pamięta. I jeszcze zanim zdąży pochylić się nad martwym ciałem, wykonać jakikolwiek bardziej sprecyzowany ruch, znów pojawia się ten przenikliwy skurcz w okolicach pępka. I znów nie ma jej, nie ma Meg, jest tylko ona, ta inna postać w jej ciele. A ona może tylko patrzeć.
*
(Szybko traci kontrolę, znów coś nią steruje. Tak jest zawsze, po każdym krótkim przebłysku pełnej świadomości. Szybki oddech, strząśnięcie pyłka z rękawa bluzy, wytarcie czerwonego noża chusteczką. Jej wargi uśmiechają się szyderczo, mimo że wcale nie jest jej do śmiechu. Ale ona nie ma nic do powiedzenia, jest tylko duszą, niematerialnym bytem, ideą. Szybki oddech, czyjaś - jej albo tej innej jej - ręka wędruje do krótkich włosów w kolorze blond, czyjeś wargi wykrzywiają się szybko. A ona może tylko patrzeć, jak na kiepskim filmie, który ma niewiarygodnie idiotyczną fabułę, ale na swój sposób wciąga.)
*
Przebłysk. Siedzą w dworcowym barze, ona i Sam Winchester. W jednej sekundzie chciałaby mu wszystko wykrzyczeć w twarz, może komuś udałoby się ją uwolnić, chciałaby zacząć mówić, szybko, niekontrolowanie, chciałaby opowiedzieć wszystko, co stało się przez te kilka lat, co zrobiła, co się z nią działo. A potem razem wymyśliliby, jak wyciągnąć ją z tego gówna.
Wie, że nie zdąży. Że Sam przy odrobinie szczęścia zauważy błagalny błysk w jej oku, chwilowy grymas na twarzy, trwający może sekundę, nie więcej, i może Sam przez chwilkę się zastanowi, może zdziwi, ale potem wszystko wróci do normy i będzie mu się wydawało, że jego towarzyszka miała tylko delikatny tik, albo to jemu się przewidziało. I znów Meg będzie go obserwować zza szklanej szyby, patrzeć na swoje ruchy, słyszeć wypowiadane przez siebie słowa, ale nie poczuje nawet chłodu kamiennego stolika.
*
Przebłysk. Ma dwadzieścia cztery lata i leży bez ruchu na chodniku, czując na koniuszku języka smak własnej krwi. Ma dwadzieścia cztery lata i właśnie pokonała odległość siedmiu pięter w dół, wypchnięta z okna. Nie może wykonać najmniejszego ruchu, ale tym razem wcale nie dlatego, że coś innego ją kontroluje.
*
Ma dwadzieścia pięć lat. Przed chwilą przez jej usta wyleciał czarny obłok, tuż po tym, jak wraz z krzesłem rzucała się szaleńczo w obrębie jakiegoś idiotycznego kręgu z wymalowanymi znakami. Ktoś do niej podbiega, ktoś odwiązuje sznury od krzesła. Ktoś coś mówi, potrząsa nią, bierze jej twarz w dłonie i każe jej na siebie spojrzeć. Meg walczy z powiekami, które nagle zrobiły się cholernie ciężkie i cholernie trudne do opanowania. Wyszłam z wprawy, myśli. Ktoś przeniósł ją w inny kąt pokoju, kładą ją, owijają kocem. Witaj, Sam. A jednak wam się udało, no proszę. Jednak mnie uratowaliście.
Czuje w ustach charakterystyczny smak krwi i tym razem wie, że to jej własna krew. Z nadludzkim wysiłkiem wydusza z siebie nieskładne odpowiedzi na zadawane pytania. Wiesz, co zrobiła z naszym tatą? Gdzie jest demon, którego szukamy? Gdzie trzymają naszego tatę?
Wschód słońca. Chce powiedzieć coś jeszcze, wytłumaczyć wskazówkę. Chce też powiedzieć, co czuła przez te wszystkie lata, kiedy siedziała uwięziona we własnym ciele. Chce zapytać, dlaczego, do cholery, nie pomogli jej wcześniej, skoro tacy dobrzy z nich łowcy. Dlaczego wyrzucili ją przez okno, z siódmego piętra? Chce powiedzieć, że mimo wszystko jest im wdzięczna, bo hej, lepiej późno niż wcale, a ona naprawę miała już dość. I że w sumie całkiem miło piło jej się kawę z Samem, mimo że to nie do końca była ona. Ale i tak. To z resztą nieważne. Znów wie, że nie zdąży. W ułamku sekundy znów traci kontrolę.
Ma dwadzieścia pięć lat i właśnie umarła.
***