Erm, wiedziałam, że kiedyś napiszę coś takiego, ale nie spodziewałam się, że akurat na ZWL-u. ;) Mój pierwszy raz z Illyrią, za to znowu wróciłam do Darli, i co gorsze, także Connora, za co serdecznie wszystkich przepraszam. ;)
Tytuł: Szczęśliwe zakończenia
Autor:
pellamerethielFandom: Angel The Series
Prompt: 3. (Zagłada)
Postacie: Darla, Connor, Illyria
Ostrzeżenia: Deathfik, spoilery do 5x22 Not Fade Away. ;)
Ilość słów: 1864
Wielkie dzięki za betę dla
idrilka. ♥
Niektórzy ludzie - a ja do nich należę - nie znoszą szczęśliwych zakończeń. Czujemy się wtedy oszukani. Krzywda należy do normy. Zagłada nie powinna szwankować.
Vladimir Nabokov, Pnin"
Szczęśliwe zakończenia
Darla zabija. Robi to, gdyż czuje pragnienie, większe, niż cokolwiek, czego doświadczyła w życiu.
Jest głodna, a dziecko w jej brzuchu wierci się i kopie, doprowadza do szaleństwa i sprawia, że ma ochotę je stamtąd wydrapać. Wszystko, byleby tylko pozbyć się tego wrażenia, tak obcego, tak obrzydliwego i odrażająco ludzkiego. Zdążyła zatęsknić już za czasami, kiedy świat składał się głównie z zabijania, aksamitu, nowych sukien i wspaniałości, jakie odkrywali razem z Angelusem. Wtedy wszystko wydawało się znacznie prostsze.
Nikaragua pachnie deszczem, tytoniem i przepoconym, ludzkim ciałem, a Los Angeles jest daleko, tak daleko, że zajmie jej wiele dni, zanim wreszcie zdoła tam dotrzeć.
Ważne, że wie, dokąd się udać.
Ważniejsze, że nie wie, czego się spodziewać.
*
Connor zabija. Robi to, gdyż tak kazała mu Cordelia, a ona jest dla niego ważniejsza niż ktokolwiek inny.
Jest przerażony, a dziewczyna, którą schwytał i uwięził płacze i szlocha, jej łzy, drżące wargi i jasny sweterek sprawiają, że Connor nie bardzo wie, gdzie podziać oczy. Spogląda w dół i wtedy zauważa, że trzęsą mu się ręce, te same, którymi ją tutaj zaciągnął. Wciąż nie dostrzega śladów krwi, ale jest pewien, że są, wkrótce się pojawią. Wyczuwa zapach, a oczami wyobraźni widzi już te czerwone, wysychające kałuże. Tego wymaga ofiara, tego wymaga poświęcenie, musi to zrobić, by chronić życie ich dziecka.
Tak bardzo się boi, że gdy widzi swoją matkę, rozpaczliwie pragnie jej uwierzyć. Próbuje wyczuć w sobie te pokłady dobra, ale jedyne, co znajduje, to gorycz i zimny, metaliczny posmak zdrady. Nie może przyjąć do wiadomości, że ta kobieta, jego matka, jest czymś więcej niż sztuczką, kłamliwą wizją zesłaną przez ojca. Nie wierzy, by ktokolwiek, nawet Angel, był w stanie oddać za niego życie, więc z ulgą słucha kłamstw Cordelii i przyjmuje je jak swoje.
Ważne, że wie, że nie jest już sam.
Ważniejsze, że zabijana kobieta spogląda oczami jego matki.
*
Illyria zabija. Robi to, gdyż musi przejąć ciało skorupy, w której się zagnieździła, a jest to najtrudniejsza rzecz, jaką zrobiła w przeciągu wielu milionów lat.
Jest potężna. Jej wielkość wzdryga się przed powłoką, w którą się przyobleka, ale wie, że nie ma wyboru. Esencja bogini, to wszystko, czym jest, pulsuje wręcz mocą - błękitne, tętniące żyły wzdłuż martwego, zimnego ciała. Mężczyzna odsłania przed nią świat, czarne, upstrzone światłami kształty w ciemności, śpiące miasto i Illyria widzi, że wiele się zmieniło. Te straszne, prawdziwie głupie ludzkie istoty przejęły władzę nad wszystkim, co znała, i to sprawia, że wyrusza na poszukiwanie swojej armii.
Walczą, wtedy jej kapłan zostaje zabity, a ona wreszcie otwiera portal i znika. Tam znajduje swoją świątynię i proch, i piach, i pył, i kości. Rozsypujący się kamienny tron. Armia Illyrii, najpotężniejsze wojsko we wszechświecie, zniszczone, rozrzucone, starte na proch. Upada na kolana, gdyż, po raz pierwszy w jej wiecznym istnieniu, bogini czuje się pokonana i nie bardzo wie, jak powinna postąpić. Odnajduje więc mężczyznę, Wesley, ma na imię Wesley, szepcze skorupa, a Illyria wie już, że zdąży ją znienawidzić za te wszystkie myśli, emocje i wspomnienia.
Ważne, że wie, gdzie powinna zacząć.
Ważniejsze, że nie musi na nikogo liczyć.
*
Darla słucha. Wyczuwa bicie maleńkiego serca i nienawidzi wszystkiego, co się z tym wiąże, bólu, strachu i niepewności.
Pragnie zasnąć i obudzić się, gdy będzie już po wszystkim. To przecież nienormalne, by wampirzyca dawała życie, nie, nie zgadza się na to, tak, to musi się wreszcie skończyć. Kosztuje krew, którą jej przynosi, ale jest świńska, zimna, pachnie ziemią i zwierzęciem, więc Darla rozbija kubek. Ciemne, szkarłatne smugi na gładkiej, białej ścianie. Chce zostać sama, więc Angel wychodzi, ale w momencie, gdy zamykają się za nim drzwi, żałuje, że go wyrzuciła. Skoro razem zaczęli, to powinni skończyć, dwa wampiry, jeden z duszą, a drugi bez, oba skazane na wieczne potępienie.
Darla zasypia, a gdy się budzi, wyczuwa rękę Angela i nakrywa ją swoją własną. Pasożyt jest chyba senny, wciąż się rusza, ale nie wierci już tak strasznie, jak robił to wcześniej. Wreszcie czuje się spokojna, ale rozumie, że to jeszcze nie koniec. Wciąż nie wie, czego się spodziewać, ale to nic w porównaniu ze złością, bólem i nienawiścią, jaką poczuła, gdy odkryła, czym są te delikatne drgnięcia w jej brzuchu.
Teraz nic jej nie zaskoczy.
Ważne, że wie, że sobie poradzi.
Ważniejsze, że nie wie, w jaki sposób.
*
Connor słucha. Jasmine jest wielka, piękna i potężna, ma właściwie wszystko, czego Connor pragnąłby dla własnego dziecka.
Wielbią ją tysiące, pragną miliony, pokochają miliardy, ale nikt inny nie pozna jej lepiej niż on sam. Wie, jaka jest sytuacja, co naprawdę widnieje pod maską z robactwa, mirażu i ułudy, a mimo to wciąż ją kocha. Musi być z niej dumny, w końcu jest jej ojcem, a kłamstwo, jakie Jasmine roznieca w sercach innych, zmienia świat na lepsze. Wierzy, że dzięki niej wreszcie zniknie wypełniająca go złość i nienawiść. Pragnie, by słowa Jasmine, jej wizja miłości dosięgła także i jego, by potrafił w końcu zapomnieć o wszystkim, co go tutaj przywiodło.
Wciąż myśli o kobiecie, którą zdecydowali się zabić. Jej krew napoiła Jasmine, sprawiła, że miała siłę przyjść na świat i sprowadzić tutaj wiarę, nadzieję i miłość, ale na niego ten czar nie zadziałał, więc wciąż nie może zapomnieć. Na prośbę córki poluje na ojca i jego przyjaciół, kryjących się po kanałach jak szczury. Angel ucieka, ale Connor ma wszystkich, na których mu zależy i nad głową Wesleya zawisa miecz.
Ciężka, metalowa rękojeść ślizga się od potu.
Ważne, że wie, że teraz wszystko będzie dobrze.
Ważniejsze, że nie wie, w ile jeszcze kłamstw zdoła uwierzyć.
*
Illyria słucha. Wciąż się uczy, krąży wśród korytarzy Wolfram&Hart i rozmawia z roślinami, a ci wszyscy ludzie mają odwagę się jej przyglądać.
Wsłuchuje się w drgnięcia liści, próbuje wyłapać szelest, szept i westchnięcie uwięzionej wśród łodyg tajemnicy. Paproć milknie, a Illyria czuje, że ogarnia ją poirytowanie. Nie powinno tak być. Wciąż uważa się za boginię, za wiarę, religię i potęgę, przed którą zginały kark narody, a jednostki ludzkie korzyły się w piachu. Kiedyś kroczyła w wymiarach tak głębokich, ulotnych i przejrzystych jak dym, stąpała po morzu czerwonym od krwi, kosztowała ciała niewiernych, które następnie rzucono psom. Widziała śmierć gwiazd, zgony władców, kruszejące trony i składane na ołtarzach dzieci, ale to wciąż nie wystarczało.
Emocje stanowią dla niej obcą, wrogą rzecz, którą starożytne demony odrzuciły już dawno temu. Wszystkie pomniejsze istoty wypełniały uczucia, niczym woda wchłaniana przez suche, gliniane naczynie. Wręcz nimi cuchną, ciężko jej się do tego przyzwyczaić. Na pewno nie zamierza się adaptować, adaptacja jest oznaką słabości, tak samo jak picie trucizny, ale przecież Wesley z tego nie rezygnuje. Zupełnie, jakby topienie w tym płynie własnych rozedrganych, wyjątkowo niestabilnych emocji mogło mu przynieść coś dobrego.
Illyria wciąż się uczy.
Ważne, że wie, gdzie w tej chwili jest.
Ważniejsze, że nie wie, dokąd właściwie zmierza.
*
Darla umiera.
Wszędzie pada deszcz, słychać trzask iskier, gorące, rozbuchane płomienie. Wydaje jej się, że wyczuwa ten gorzki, stłumiony zapach Holtza i mocniej ściska rękę Angela. Wciąż ma przed oczami tamten rok, 1753, tamtą kobietę, dwójkę dzieci, a zwłaszcza córkę, małą, śliczną dziewczynkę, którą zmienili w wampira. Darla jest przekonana, że wszystko, co wtedy zrobili, w końcu do nich wróci. Tak, jak w tej chwili, gdy Angel ściska jej rękę, ona traci dziecko i zalewają ich strugi deszczu.
Serce chłopca bije coraz słabiej i Darla żałuje, że nie może ofiarować mu tego, czego jej samej brakuje - ciepła, życia, szansy i wiary i nadziei. Jej czas się właśnie kończy, wie to, wyczuwa to, ale przecież ich syn nie musi odejść razem z nią, prawda? Zastanawia się, czy Angel jej kiedyś wybaczy, bo ona sobie nie potrafi. W końcu tego nie dożyję, myśli, szukając ręką kawałka drewna, leżącego w kałuży obok.
Ginie szybko i już na zawsze.
Ważne, że wie, że jej dziecko przeżyje.
Ważniejsze, że wcale się nie boi.
*
Connor umiera.
Wcześniej niszczy życie stworzone z kłamstw. Wystarczy, że jego własne składa się wyłącznie z nich. Jest zmęczony, sfrustrowany, nie, to zdążył pozostawić za sobą, jest pusty, niczym pęknięte, rozbite naczynie. Tak bardzo pragnął przeżyć coś prawdziwego, doświadczyć czegoś więcej niż strachu, bólu i nienawiści, że zgodził się na stworzenie wokół siebie tej strasznej sieci łgarstw. Ufał, że jeżeli zapragnie czegoś wystarczająco mocno, to się spełni, ostatnie z marzeń małego Connora. Rozbite, fałszywe, tak, jak uczucia, którymi miała obdarzyć go Cordelia.
Najbardziej bolesne z kłamstw. Jego matka zrodziła go w deszczu, wśród wody i śmieci, później został porwany, wytrenowany w najbardziej piekielnym z wymiarów, a następnie powrócił, by zabić swojego ojca. Wtedy dopiero odkrył, że wszystko, co naopowiadał mu Holtz, wszystkie wizje świata, jakie zachował, były krzywe, niepełne i nieuczciwe. Zupełnie, jakby wyglądał wyłącznie przez jedno okno, podczas, gdy należało stanąć we wszystkich, by ujrzeć całość. Wciąż nie może pogodzić się ze świadomością, że bardzo możliwe, iż przyszedł na świat, bo Jasmine tego zapragnęła. Wciąż żyje i oddycha dzięki wizji swojej córki, a jednak ją zabija, gdyż teraz wie, że tak nie można. Między życiem a istnieniem zieje jednak ogromna przepaść.
Nie bardzo wie, co ma robić, więc w końcu bierze zakładników i barykaduje się w centrum handlowym. Bierze ze sobą wciąż pogrążoną we śnie Cordelię. Ją też ma zamiar poświęcić. Connor płacze, gdyż chce już tylko, by to wszystko się skończyło, i kiedy pojawia się Angel, może wreszcie odetchnąć. Wypełnia go pustka, straszne, kąsające zimno. Spogląda na zapalnik, który ma w ręku, i kątem oka widzi, jak ojciec próbuje go podejść. Wierzy, że Angel potrafiłby oddać za niego życie, ale wciąż niczego nie czuje i ma wrażenie, że tak będzie już zawsze.
Connor nie potrafi kochać.
Kiedy Angel podrzyna mu gardło, chłopak jest zaskoczony, ale w pewnym sensie odczuwa też ulgę.
Ważne, że to wszystko wreszcie się skończy.
Ważniejsze, że nie dostanie kolejnej szansy.
*
Illyria umiera.
Wciąż walczy, ale jej śmiertelne ciało słabnie. Refleks i płynność ruchów spadają, traci też zdecydowanie zbyt wiele krwi. Ocenia, że ma jeszcze jakieś pięć, sześć minut zanim nie będzie w stanie się podnieść. Zadaje miażdżące ciosy, kruszy czaszki, łamie kręgosłupy i wyrywa dziury w trzewiach demonów, które stają naprzeciw niej. Udziela jej się gorączka walki, widzi, jak Angel i Gunn stają ramię w ramię, a Spike walczy tuż na prawo od niej. Wampiry są silne, obrażenia im niestraszne, ale już, już, ciemnoskóry wojownik upada na kolana, a następnie zostaje porwany przez grupę wrogich krwiopijców. Angel nie jest w stanie go obronić, zniknięcie Gunna sprawia jednak, że traci na moment skupienie i to wystarczy, by padł niefortunny cios. Wampir traci miecz i równowagę, a zanim Illyria i Spike mogą coś zrobić, znika wśród setek demonów, które otaczają tamto miejsce.
Illyria masakruje wielkiego, rogatego potwora, a gdy podnosi wzrok, Spike'a nie ma widać wśród walczących. Wiedziała przecież, że tak to się skończy, a mimo wszystko ogarnia ją wściekłość, absolutna, potężna żądza krwi i przemocy. Wciąż myśli o Wesleyu, który oddał życie za sprawę, a wszystko po to, by spojrzeć w twarz dziewczyny, którą zniszczyła. Illyria wreszcie rozumie, że nie może wyzbyć się tych wszystkich uczuć, które ją wypełniają, kształtują i zmieniają. Dziwne, ale zdążyła przyzwyczaić się do tej skorupy, a także zawartych w niej wizji i wspomnień, tego wszystkiego, co czyniło z tamtej kobiety, Fred, kobietę, którą Wes potrafił pokochać.
Miłość. To pojęcie wciąż obce.
Kiedy długie na osiem stóp ostrze zagłębia się w jej brzuchu, Illyria wciąż czuje.
Ważne, że wreszcie skończyli.
Ważniejsze, że wreszcie poczuła.